FamilyFriendly
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


Tylko dla zaprzyjaźnionych.
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  FAQFAQ  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Mediolan (Włochy)

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 EmptyNie Paź 25, 2020 2:57 pm

Manuela nie protestowała na ulicy Mediolanu. Wiedziała, że tylko pogorszyłaby sytuację. Oddała ciało Massima Fergalowi i pomogła przetransportować Włocha do auta. Nawet jeśli nie ufała Devlinowi, nawet jeśli widziała wstęp do masakry w tamtym domu, to przy narzeczonym czuła się bezpiecznie.
W samochodzie zaczęła się uspokajać, zwłaszcza że przy okazji napiła się świeżej krwi. Chwilowo dylemat o pożywianiu się ludźmi zszedł na bok – liczyła się misja Fergala. Oraz to, gdzie, do jasnej cholery, w ogóle jechali z Devlinem.
Zacisnęła mocno zęby, kiedy narzeczony tak ją zbył. Już łowca wykazał się większym rozumieniem.
Jasne. Po co masz mi cokolwiek wyjaśniać – syknęła tylko cicho, odsuwając się w stronę okna.
Póki jechali, więcej nie odezwała się do Fergala. Przyglądała się z niepokojem okolicy, w jakiej się znaleźli. Nawet się nie zorientowała, gdy wspólnie z Niemcem dostali się pod pełną kontrolę Devlina. Jak on to zrobił? W którym momencie?
Dlaczego tak łatwo wykorzystał ich ciągle stabilizującą się relację?
Nie mieli nawet jak uciec z tego dziwnego budynku. To znaczy, oczywiście, mogliby spróbować ukraść kluczyki i odjechać… ale co dalej? Devlin był wysłannikiem Oświaty. Podpisaliby na siebie wyrok. Zresztą gdzie by uciekli? Do Vitalego?
Który od teraz również był ich wrogiem?
Na razie jednak Manuela została sam na sam z narzeczonym. Miała gdzieś, czy to był odpowiedni czas na rozmowę. Jej mózg działał w innych trybach: wszystko było nastawione na Fergala. Niech to zrozumie.
Wzięła głęboki wdech, gdy usłyszała o Vitalem. Uwierzyła Niemcowi – przecież obiecali, że będą sobie ufać. Zresztą sama podejrzewała włoskiego gospodarza. Pobyt narzeczeństwa w willi nie należał do najprzyjemniejszych – co chwilę spotykało ich jakieś cholerstwo, a Vitale zdawał się w ogóle tym nie przejmować.
Ale on zabiłby mnie bez wiedzy Hira? Czy może Przewodniczący… – Nie dokończyła. Też opadła ciężko na fotel.
Jednak ojciec miał gdzieś jej życie? Była mu potrzebna tylko do kontroli nad Fergalem? O to chodziło w tym narzeczeństwie?
Jak kontrolował każdy twój ruch? Nadal może to robić? Wie, gdzie jesteśmy?
Właśnie: czy Fergal zadbał o to, aby pozostać nieśledzonym? Czy Vitale odebrał od niego kamerkę?
Manueli trudno było stwierdzić, czy faktycznie nie było innego wyjścia. Z jednej strony, tak jej żal tamtej rodziny i za nic w świecie nie chciała, aby Fergal znowu stawał się katem. Z drugiej…
Zrobił to dla niej. Nie dla chorej żądzy, nie z chęci rozrywki. Dla niej i jej życia.
I naprawdę nie wyglądał na zadowolonego, że zabił tę rodzinę. Manuela przyglądała się jego zgarbionej sylwetce, pustemu spojrzeniu. Słuchała cichego, martwego głosu.
Teraz nie przemawiał przez niego morderca.
Kiedy się pochylił, niemal pękło jej serce. Wyglądał na zrozpaczonego. Żałował?
Nie uwierzyła, że nic nie czuł, ale nie próbowała więcej od niego wyciągać. Wiedziała, z jakim trudem mówił o emocjach. Zresztą jeśli faktycznie cierpiał…
Przybliżyła się odrobinę i położyła dłoń na jego barku. Łagodnie ją zacisnęła.
Fergal – powiedziała cicho – już dobrze. To już za tobą. A ja… będę obok. Nigdzie nie odejdę.
To było jedyne pocieszenie, na jakie na razie mogła się zdobyć. Chciała wesprzeć narzeczonego… ale wiedziała, że powinien poradzić sobie sam z własnym cierpieniem. Też je odczuwała, gdy musiała zabijać.
Najważniejsze, że targały nim emocje, nawet jeśli głęboko ukryte. Że to morderstwo nie pozostało mu obojętne.
W milczeniu obserwowała, jak poszedł w stronę willi. Ona sama została jeszcze parę minut w samochodzie. Uspokajała się wewnętrznie.
Fergal zabił, ale żałował. Zabił dla niej. Nie był tamtym Niemcem.
Będzie dobrze. Musi być. Nie wrócił do siebie sprzed lat, obóz się nie powtórzy.
No chyba że ktoś inny postanowi wybudzić kata.
W końcu wyszła z auta i poszła w stronę budynku. Słyszała z daleka niemiecki monolog. Przyspieszyła w zdenerwowaniu. Nie rozumiała, co mówił Devlin, ale brzmiał jak szaleniec. Co tam się działo?
Poczuła zapach papierosów, ale że jej nie przypominał Beletha, nie zwróciła na to uwagi. Dostrzegła zresztą coś o wiele gorszego.
Stanęła w progu, z przerażeniem wpatrując się w zastaną scenę: Devlin w tym mundurze. Radosny, szalony, pełen energii, celujący do jej narzeczonego z łowieckiej broni.
A za nimi, oświetlone niczym na scenie w teatrze, drugi komplet czarnego munduru. I pasiak.
Wiadome, na kogo czekały stroje.
Fergal ich nie zniszczył? Dlaczego?
Z rosnącą paniką w oczach obserwowała całe przedstawienie. Devlin zauważył, że podeszła, ale nie zrobił nic oprócz posłania jej przerażającego uśmiechu. Spojrzał władczo w jej stronę, nadal mówiąc coś do Fergala.
Był teraz nazistą.
A ona znowu miała być żydowską więźniarką.
Zareagowała dopiero wtedy, gdy obłąkany łowca pokazał telefon… i gdy usłyszała ten głos.
Cholera jasna, tylko nie to! Nie znowu on!
Fergal! – krzyknęła z tyłu i w szybkich krokach podeszła do narzeczonego. – Fergal, nie słuchaj go! Nie zwracaj uwagi na to, co mówi! On już nie ma nad tobą kontroli! Jesteś wolny, całkowicie. Sam dokonujesz wyborów. Nie jesteś już tamtym katem, pamiętaj!
Rozpaczliwie uczepiła się jego ramienia. Zaczęła odciągać go w stronę wyjścia. Niech Beleth przestanie paplać, niech przestanie manipulować!
Stanęła pomiędzy Fergalem i Devlinem, zasłaniając narzeczonego własnym ciałem. Obróciła się tyłem do łowcy, aby utrzymać kontakt wzrokowy ze swoim Niemcem. Schwyciła mocno jego twarz w dłonie.
Niech nie zwraca uwagi na tego szaleńca!
Patrz na mnie. Cały czas. Nie ze mnie spuszczaj wzroku – wyszeptała łagodnie. Zaczęła napierać na niego ciałem w taki sposób, aby się wycofywał. Chciała wyprowadzić go z tego cholernego budynku. – Fergal, jestem z tobą. Beleth i ten obłąkaniec nic nie znaczą. Oni chcą, żebyś znowu zabijał i pozbył się uczuć, ale tak nie może być, nie możesz na to pozwolić, rozumiesz? Zmieniłeś się! – przekonywała go, nie przestając gładzić palcami jego twarzy. Ani na moment nie odrywała od niego oczu.
Devlin patrzył na tę scenę niemal z rozczuleniem, nie przestając chichotać pod nosem. No, proszę, oddana swojemu naziście bez względu na wszystko!
Obóz potrafił stworzyć doskonałych niewolników. Łowca niesamowicie żałował, że nie urodził się kilkanaście lat wcześniej, aby również być wtedy katem.
Niech Manuela nadal próbuje. Devlin nie wątpił, że jej słowa mogą zachwiać Fergalem – ale właśnie o to chodziło. Schlecht będzie rozdarty. Nie będzie wiedział, co robić. Przestanie myśleć, skupi się na instynktach, bo to zawsze wychodziło mu najlepiej.
A jego instynkty zdecydowanie opowiadały się po stronie kata.
Podszedł w stronę stojącego w rogu gramofonu. Nie rozłączał się oczywiście z Belethem. Jeśli więc pan Fergala miał ochotę, nadal mógł sączyć swój jad. Na pewno usłyszał Manuelę – może nawet i ją zrozumiał?
Na gramofonie leżała już przygotowana płyta. Devlin wszystko zaplanował. Delikatnie przesunął igłę – po paru sekundach wokół rozbrzmiała muzyka.
Uwertura „Polonia” Wagnera, Manuelo – powiedział miękko - – specjalnie dla ciebie. Powinnaś być wdzięczna… żydówko.
I w rytm nastrojowej, klasycznej muzyki zaczął iść w stronę pary. Nucąc pod nosem, wycelował pistolet. Tym razem w głowę Manueli – w końcu stała tyłem do niego.
Przeklęta, nieposłuszna więźniarka. Jak śmiała próbować rozkazywać prawdziwemu naziście?
Fergal – zwrócił się do niego po niemiecku – mam na celowniku twoją żydowską narzeczoną. Strzelę jej w łeb, jeśli stąd wyjdziesz. Stój w miejscu. Nie słuchaj jej. – Odłożył na szafkę obok telefon z ciągle trwającym połączeniem od Beletha. Drugi łowca mógł się wtrącić, kiedy chciał. – Ta suka nie ma nic do gadania. Skoro jednak tak bardzo ci na niej zależy, włożysz swój dawny mundur, a następnie przekonasz ją, żeby włożyła swoje wdzianko. Albo ją do tego zmusisz. Przecież to tylko żydówka.
Wzięła kilka głębokich wdechów, odgarniając do tyłu rude włosy. Wyszczerzył się do Fergala w tym swoim ponurym uśmiechu.
Naprawdę czuł się jak nazista.
Czas wrócić do korzeni, Schlecht. Pokaż swoje prawdziwe „ja”. Już nie musisz udawać, nie musisz się męczyć. Pamiętasz, o ile wszystko było wtedy prostsze? Gdy nie musiałeś słuchać tej głupiej kurwy, bo byłeś jej władcą i to ona miała się podporządkować? Gdy mogłeś zabijać, kogo chciałeś, i nikt nie kazał ci mieć wyrzutów sumienia? – Stanął pośrodku światła w tym swoim czarnym mundurze. Wyglądał upiornie. – Musisz do tego wrócić. Dobrze o tym wiesz.
Manuela pluła sobie w brodę, że nie mogła przerwać Devlinowi monologu, bo rozumiała tylko co któreś słowo. Nie przestawała jednak szeptać uspokajająco do Fergala. Widziała, że był w kropce.
Już, już myślała, że uda jej się go wyprowadzić z tego domu, ale usłyszała strzał. Z piskiem wtuliła się w narzeczonego i w końcu spojrzała przez ramię na Devlina.
Strzelił w podłogę, między jej nogi, ale teraz znowu celował w głowę.
Ty durna żydówko, naprawdę myślisz, że tak mu pomożesz? – warknął po polsku. – Jedyne, co dobrego możesz dla niego zrobić, to założyć swój więzienny strój i się podporządkować. JAK ZAWSZE. Zrobisz to dobrowolnie czy nadal będziesz udawać słodką bohaterkę? Chyba nie sądzisz, że to zadziała?
Manuela nawet nie chciała patrzeć na oświetlony pasiak. Nie włoży go. Nie ma opcji. Nie chce znowu tego przeżywać.
Ze strachem w oczach spojrzała na Fergala.
Idziemy stąd. Rozumiesz? On nie ma prawa nas do niczego zmusić – powiedziała dobitnie.
Schwyciła narzeczonego za rękę i pociągnęła w stronę drzwi. Niech Devlin strzela, proszę bardzo. Nie zabije ich.
Przecież włożył tyle pasji w to, aby przygotować tę scenę – nie mógłby pozbyć się któregokolwiek z aktorów.
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 EmptyNie Paź 25, 2020 6:08 pm

Poza Devlinem nikt nie był w humorze. Czarne chmury zawisły nad relacją Manueli i Fergala nie dopuszczając na chwile obecną żadnych promieni słońca; chociaż tych najmniejszych.
Nie odzywał się po oburzeniu Sojki. Skoro Devlin wyjaśnił jaśniej, nie musiał NIC w tej kwestii robić. Poza tym sam zbytnio nie wiedział, do czego zmierza ich rzekomy sojusznik. Wyglądał dziwacznie, ale wciąż nie odwrócił do nich plecami, nie skazując na tułaczkę po obcym kraju.
Ale czy dobrze jest polegać na kimś obym?
W głębi siebie Niemiec czuł, że stracił kontrolę i nie odczuwał z tego powodu zadowolenia.
Nie znosił nie mieć kontroli. Mimo wszystko musieli zdać się na kogoś, kto był w lepszej sytuacji niż oni. Ewentualnie gdy nadarzy się ku temu odpowiednia okazja, zaatakuje Devlina i odbierze mu pieniądze, samochód, cokolwiek, byleby się stąd wyrwać.
Oczywiście wraz z Sojką. Ona nie może zostać w tym bagnie, poza tym była dla Fergala wszystkim.
Aż zerknął na nią ukradkiem.
Czuł się podle, że musiała przez niego cierpieć. Nie chciał też, żeby wspomnienia zabolały ją dotkliwiej.
Gdy tylko zostali sami: bez zwłok oraz Devlina. Otrzymali szansę na rozmowę. Niemiec przyznał się do tego, co nagadał Vitale: do groźby, do szantażu i przymuszenia.
Przecież Fergal obiecał nie tylko sobie i braciom zmianę, Manuela też wiedziała o tym fakcie i zdążyła mu przebaczyć horror obozowy.
I teraz co?
Wszystko od nowa?
Miał zaprzepaścić te niewielkie kroki, które wykonał ku lepszemu, spokojnemu życiu?
Naprawdę był w rozterce; myślał o wydarzeniach, jakie miały miejsce w rodzinnym domku. Wciąż miał w głowie krzyki ofiar, płacz, zapach krwi i palonego mięsa.
Tak, spalił zwłoki niczym w wielkim piecu.
- Powiedział, że Hiro zrozumie.
Szybko zmył nadzieję u Manueli odnośnie jej ojca. Jak widać szlachetny wybornie bawił się cudzym kosztem, nawet jeśli było to jego dziecko. Sam Schlecht odczuwał ogromną złość wobec Włocha; zdradził ich, zdradził swoją przemienioną Sojkę.
Jak mógł?
Kamerka?
Nadajnik?
Niemiec aż się wzdrygnął, lecz przypomniał sobie po chwili, jak Vitale coś ode niego zabierał. Wytłumaczył częścią mikrofonu.
- Nie wydaje mi się. Każde urządzenie, które miało przysłużyć się zadaniu, zabrał mi.
Starał się brzmieć przekonująco. Chociaż zakładał, że Vitale jakby chciał, znalazłby ich szybko.
Pytanie. Po co?
Włoch był święcie przekonany, że sami do niego wrócą. Z podkulonymi ogonami.
Ale no cóż... Nie teraz tym Fergal się zamartwiał. Obawiał się własnego życia oraz tego, co może wydarzyć się dalej. Jeśli Polka uzna, że dalej nie ma sensu ciągnąć ich znajomości. Czy będzie skłonny ją wypuścić? Czy kolejny raz nie wywiezie jej do lasy, zmuszając do ucieczki oraz walki o przetrwanie?
Każde ponure wątpliwości zostały szybko rozwiane wraz z dotykiem Manueli. Niemiec nie spodziewał się tak pocieszającego gestu. Niby nic, ale dla kogoś takiego jak Fergal znaczył naprawdę wiele.
Nie powiedział jednak nic. Posłał jedynie już nieco spokojniejsze spojrzenie kobiecie, jak i również słabo widoczny uśmiech.
Tylko jak długo Rekin pozostanie w miarę ogarniętym humorze? Niestety nie było mu dane, ani minutę dłużej cieszyć się faktem, iż Manuela nie rzuci ich relacji na bok. W końcu Devlin pokazał swoją prawdziwą twarz.
Kolejny raz Fergal wpadł w pułapkę przeszłości. Nie dane mu zmienić się na lepsze, kiedy wciąż ktoś depcze po piętach. Pseudo łowca wymachiwał bronią, ciesząc się w najlepsze, że wreszcie ma brutalnego kata przed sobą oraz jego słodką zdobycz. Brakowało jeszcze tylko ubioru oraz wybudzenia Niemca.
Tak nie wiele brakowało.
- Przecież ty nie możesz się zmienić, Fergal. Zawsze będziesz tym, kim miałeś zostać! NIE ma możliwości odwrotu! Twoje popierdolone próby przemiany wypaliły się od razu, pozostawiając za sobą martwe zgliszcza. Tylko WMAWIASZ sobie, że jest inaczej!
Głos Beletha nie przestawał mówić. Devlin ustawił na najwyższy poziom głośności rozmowy. Zniszczone mury budowli wypełniał złowieszczy ton z głośnika telefonu.
Nie przerywał Panu przywoływania presji oraz niszczenia pragnień Rekina. Miał go stłamsić, zgasić i sprowadzić, że znowu wpadnie we wściekłość.
- Nie jestem z ciebie też dumny, zbłaźniłeś się i rzygać mi się chce na samo wspomnienie twojego imienia! ALE MASZ SZANSĘ ODKUPIĆ SWOJE WINY! Przestań się wydurniać i BĄDŹ SOBĄ! A wtedy od nowa wejdziesz w moje łaski.
Agresja wkładana w każde słowo nie wzbudzała żadnych nadziei na uspokojenie rozmowy. Fergal zaczął się w pewnym momencie trząść. Dlaczego tak mocno wierzył, że jest w stanie przeciwstawić się Belethowi? No tak, przecież kiedy uciekał, nikt o tym nie wiedział. Nie znał reakcji łowcy.
Ucieszony Devlin z chorym uśmieszkiem, wpatrywał się w Manuelę, która podbiegła do swojego kata i pociągnęła go za ramię. Tak dzielnie walczyła, żeby sprowadzić go na ziemię. Żeby przestał się załamywać.
Świat zaczął wirować, w głowie Fergala powstało istne tornado. W mgnieniu oka stał się niczym. Ktoś kto zawsze go chwalił, sprawił, że marzenia dawnego nazisty zostały odsunięte na bok.
- Hej, ŻYDÓWKO! Czy ty widzisz, że to nic nie daje?
Zawołał Devlin, marszcząc brwi. Beleth zaprzestał odzywać się, chociaż połączenie jeszcze trwało. A to wszystko za sprawą żydówki. Niemniej doskonale wiedział iż słowa dawnego pana podziałały odmieniając. Aż tak bardzo Beret wyrył swoje imię w głowie Rekina?
Co do samego Schlechta: spojrzał na Sojkę w taki sposób, jakby żadne słowo do niego nie dochodziło. Próbowała go wypchnąć z domu, nakierować na wyjście. Nic z tego. Niemiec stał sztywno, wpatrując się w jej drobne ciałko. W pewnej chwili uniósł obydwie dłonie, po czym złapał ją za ramiona. Najchętniej skryłby się przy Sojce i przeczekał cały ten pieprzony teatr.
- Zmieniłem się.
Powtórzył cicho jej słowa. Wyglądało, że było dobrze, że odzyskiwał równowagę umysłową, co oczywiście Devlinowi się nie spodobało.
Dlatego postanowił działać dalej; włączył muzykę, przez co dramatyczna scena nabrała jeszcze większej głębi oraz tragedii.
I dlaczego ten pieprzony kutafon celował do Sojki?
W głowę?
Przecież jakby nacisnął spust, Manuela zniknie raz na zawsze.
- Ty kutasie. TY PIEPRZONY TCHÓRZU!
Zawył Rekin. Devlin na tak ostre słowa pokręcił karcąco głową. Cmoknął też z niezadowoleniem. Kolejny raz przedstawił swoje argumenty, naciskając na zmianę stroju. Niby nic dla osób trzecich, lecz dla zebranej tutaj trójki - wielka rzecz. Prawdziwy powrót do koszmaru.
- ŻYDÓWKO! Nie dasz rady nawrócić Fergala ckliwą mową. W końcu to przez ciebie zaczęło mu odbijać i znajduje się w tak beznadziejnym położeniu - to twoja wina.
Zagrzmiał kolejny raz Beleth. I zapewne Sojka się zdziwi, gdyż łowca mówił w języku polskim.

Do Diabła...
Rekin zaczynał głupieć. W końcu Beleth nawijał jak najęty, razem z Devlinem. Przedstawiali mu jasno, iż nie ma szans na normalne życie, że udawanie porządnego obywatela nie leży w jego naturze. Że to co robił do tej pory, było niczym. Złapał się kolejny raz za głowę, zaciskając powieki. Oddychał głośno.
- Przestań udawać!
Cóż za doping od strony Beletha. Na strzał zamilkł, ale za to pisk Manueli przeciął słodką melodię oraz przelał czarę goryczy w głowie Fergala. Świat dokoła jakby ucichł. Wszystko przestało mieć znaczenie. Sojka kolejny raz wpadła na Niemca, usilnie starając się go stąd wyprowadzić. Coś mówiła, coś co miało brzmieć stanowczo. Nawet Devlin przestał mieć znaczenie. Chociaż on akurat dojrzał pewną zmianę w zachowaniu kata; nagła zmiana w mimice twarzy - z szoku, w gniew. Wyrwał się Manueli, wydając z siebie gardłowy, ponury warkot.
Już miał dość.
Niech wszyscy dadzą mu święty spokój.
Devlin rozłączył się, tuż po tym gdy z Belethem wymienili kilka słów. Zapewne Manueli i Fergalowi nie spodobałoby się, jakby dowiedzieli się o czym jeszcze rozmawiali.
Nie jestem z ciebie dumny.
Rzygam na samo brzmienie twojego imienia.
Czyli tak widział go dawny opiekun? PODOBNO był najlepszy, tak? Fergal bez słowa skierował się w stronę munduru. Przebrał się. A jeśli Sojka zamierzała go powstrzymać, na jej drodze stanął Devlin.
- Widzisz? Mam was w garści. Twój słodki kat aż tak bardzo pragnie cię ocalić, że kolejny raz przyodziewa symboliczny strój! Czekałem na to TYLE LAT! TYLE PIERDOLONYCH LAT! I wreszcie widzę... O rety, RETY! Kurwa, ale się cieszę!
Nawet nie zwracał uwagi na to, że opluł nieco Sojkę gdy zaczął mówić. Znowuż wymierzył do niej z broni.
- Teraz ty! SOJKA! Teraz ty się ubierz i zabawimy się!
Rozkazał. Nawet pchnie ją w stronę pasiaka, a jeśli zacznie się opierać; pomoże jej w przebraniu się. Była słabsza, a Devlin dodatkowo przestał kontrolować moc. Jego jasne oczy miały obecnie czerwoną barwę.
A jak się czuł Schlecht? Rozprostował kości w swoim starym, odnowionym mundurze. Ileż krwi przelano. Nawet ją czuł! Chociaż kto wie? Może tylko zmysły zaczęły mu wariować? W głowie wampira powstało piekło; prawdziwy chaos. Żeby uzyskać spokój musiał zniszczyć każdego, kto stał na jego drodze.
Nieważne kim osoba była
Wrogiem.
Przyjacielem.
- Fergal? Czy wszystko w porządku, bracie?
Szczerze zaniepokojony Devlin zwrócił się do Niemca. I gdy ten zaczął się odwracać a jego stronę, rudzielec skaleczył Sojkę. Przeciął pazurami jej prawe ramię, tak, żeby rozniósł się słodki zapach, żydowskiej krwi.
- Uwielbiasz czuć jej krew. Prawda? Pragniesz ją pożreć i mieć na własność! Mnie też możesz okaleczyć, jeśli ci się uda.
Zachichotał złowieszczo i pchnął - zapewne szarpiącą się - Sojkę w stronę Fergala. Ten chwycił ją, od razu obnażając zębiska. Wbrew temu co powie Manuela, wbije się zębiskami w szyję. Oczywiście gdy się opije, wyszarpie zęby, po czym obliże się ze smakiem.
Tak, teraz wszystko wyglądało inaczej. Kiedy dopada go pragnienie krwi, szał wspomagający rolę kata, wszystko wydaje się jeszcze bardziej odległe.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 EmptyNie Paź 25, 2020 8:52 pm

Fergal wcale niczego nie zaprzepaścił i nie musiał zaczynać od nowa, ale przez natłok zdarzeń nie miał jak tego dostrzec. Właściwie, gdyby nie Devlin, były nazista miałby bardzo dużą szansę na powrót na właściwą drogę. Nawet jeśli Manuela zachowywała się ozięble, to wykazała się zrozumieniem i nie planowała porzucić Niemca. Wyjazd do Włoch w końcu by się skończył, Fergal wróciłby z narzeczoną do Japonii, do braci, do przyjaciół – i wszystko byłoby dobrze.
No właśnie, gdyby nie Devlin.
Nie spodziewała się, że to wszystko potoczy się tak szybko. Przecież jeszcze wczoraj nie znali łowcy, nawet im nie przeszło przez myśl, że ktoś może aż tak wyraźnie przywołać przeszłość.
A teraz? Wystarczyła jedna doba, aby zawalił się jej świat. I przede wszystkim świat Fergala.
Widok Devlina w mundurze przyprawił ją o mdłości. Mężczyzna przypominał trochę jej narzeczonego, trochę szalonego Unziego, a trochę Beletha. Najwidoczniej nie miał własnej osobowości i próbował wcielić się w któregoś z nazistów – najlepiej we wszystkich naraz.
Manuela miała ochotę wyrwać mu telefon z ręki i roztrzaskać o beton. Nienawidziła Beletha ze wszystkich sił. Nie mogła znieść jego głosu.
Był najgorszym diabłem, który zasiał w Fergalu potwora.
Mam IMIĘ, ty chory popaprańcu! – krzyknęła do Devlina. Chciał wyprowadzić ją z równowagi i niestety dobrze mu to szło.
Skupiła się jednak na swoim narzeczonym. Jego pusty wzrok wprawiał ją w rozpacz, ale się nie poddawała. Usilnie próbowała go przekonać, że nie musi na nowo być dawnym katem, że przecież rozpoczną wspólnie nowe życie, że zostawili przeszłość.
Szczerze się uśmiechnęła, gdy powtórzył jej słowa.
Tak! Tak, zmieniłeś się! To prawda! I nie musisz wracać do tego, co było! Zostań ze mną, polecimy do Japonii, do twoich braci. Fergal, nie daj się pochłonąć – błagała, przytulając go, wodząc dłońmi po jego twarzy i nadal próbując go stąd wyprowadzić.
Nic z tego. Pomimo swoich słów Niemiec stał niewzruszony. Devlin z kolei postanowił pokazać, że ma kontrolę nad sytuacją.
Jak wyprowadzić Rekina z równowagi? Wystarczy jeden prosty trik. Łowca go poznał.
Po prostu trzeba zagrozić życiu Manueli.
Nie słuchaj ich, nie pokazuj swojej agresji, im o to chodzi – naciskała Polka, widząc złość Fergala.
I jeszcze Beleth, który odezwał się prosto do niej…
To twoja wina.
Znowu?
Znowu ktoś zwalał na nią?
Znowu zawiniła?
Czy Fergal też tak uważał? Czy skrycie miał do niej żal, że pomaga mu się… nawrócić?
Ale przecież ona nigdy nie zrobiła nic złego… prawda?
Niech jej powie, że tak było!
Niestety, zamiast tego Fergal już się pogrążył. Groźba kolejnego wystrzału, tym razem celnego, była gwoździem do trumny. Ruszył w stronę czarnego munduru.
Ferg, nie! Nie rób tego! – załkała Manuela, ruszając za nim.
Devlin stanął na jej drodze, złapał ją i zaciągnął w stronę pasiaka. Wyrywała się, krzyczała, ile tchu w płucach, wołała Fergala – ale jak grochem o ścianę.
Jej Niemiec przepadł. Zastępował go kat.
Ty potworze, ty popieprzony świrze! – warknęła do Devlina, gdy zaczął ekscytować się strojem Fergala. Co za chory zboczeniec. Był jeszcze bardziej stuknięty niż Unzi.
Skrzywiła się i starła z twarzy jego ślinę. Kazał jej założyć pasiak, ale się sprzeciwiła.
Nie.
Nie miała zamiaru.
Nie była już więźniem. Nie przeżyje ponownie tego piekła.
Splunęła mu sowicie w twarz. Spróbowała nawet przemienić się w gołębia, ale moc całkowicie przestała działać.
Hiro nieświadomie skazał ją na cierpienie.
Nie chcę, nie dotykaj mnie, nie waż się!... – płakała, gdy siłą zdzierał z niej ubranie i zakładał więzienny pasiak. Przynajmniej zostawił bieliznę.
Spojrzała z czystą nienawiścią w jego twarz, dostrzegając czerwone oczy.
Jesteś wampirem, ty podły zdrajco – wyszeptała. – FERGAL! On jest wampirem! Słyszysz?! To nie jest łowca! Musi knuć jeszcze coś innego! OMAMIŁ CIĘ!
Ale Fergal był już w swoim czarnym, esesmańskim mundurze. Manuela aż skuliła się w sobie, ponownie widząc dawnego kata.
Przed oczami przeleciało jej mnóstwo wspomnień. Żadne nie było przyjemne.
Ja nie chcę… – zaskomlała jeszcze, zaciskając dłonie na pasiaku.
Mimo że ubranie było nowe, drapało ją w skórę. Czuła ciężar śmierci i niewoli.
Dopadł ją ból, gdy Devlin nagle zadał ranę. Nim się zorientowała, była już w łapskach Fergala. Nawet nie zdążyła nic powiedzieć, a wbił w nią szczęki – jak dawniej, gdy zaspokajał głód.
Bolało potwornie. Nie tylko dlatego, że Fergal wgryzał się, nie siląc się na żadną delikatność. Przede wszystkim rozdzierał jej tym duszę.
Potwornie się bała, że naprawdę dojdzie do powtórki z obozu.
Ale nadal walczyła – w przeciwieństwie do Fergala nie uległa psychicznie. Na razie nie obudziła się w niej dawna, niewolnicza natura. Devlin nie zdołał stłamsić Polki. Był dla niej tylko głupim brutalem, nie zniszczy jej. Nie łączyła ich żadna więź.
Nie to co z Fergalem. Tylko on mógł wpłynąć na Manuelę.
Zacisnęła szczękę i czekała, aż spije z niej tyle krwi, ile będzie chciał. Ucieszyła się, że wcześniej najadła się Massimem. Przynajmniej nie wyssie z niej wszystkich sił.
Ferg, ja w ciebie nadal wierzę, pamiętaj – wyszeptała mu na ucho, gdy żłopał krew. – Nie poddawaj się, proszę.
Z syknięciem chwyciła się za szyję, gdy w końcu się od niej oderwał. Rana była paskudna, ale i tak zagoi się o wiele szybciej niż przed laty.
Jeśli Fergal puścił Polkę, odwróciła się w stronę Devlina. Gdyby nie jego obecność… może udałoby się jej wpłynąć na narzeczonego…
Łowca z obsesją w oczach obserwował parę: brutalny, nazistowski kat, który niemal miażdżył żydowską więźniarkę. Tak, dokładnie o to chodziło.
Spełniły się jego pragnienia. Już nie musiał się z niczym powstrzymywać.
Podszedł do nich niczym w transie. Oblizał łapczywie usta. Nawet nie zauważył, kiedy muzyka przestała grać i z gramofonu dobywało się tylko uporczywe skrzypienie.
Skoro Fergal znowu wpadł w szał, Manuela sama musiała zadziałać. Gdy tylko Devlin znalazł się obok, wyrwała mu pistolet. O dziwo, łowca wcale z nią nie walczył.
Polkę też chciał sprowokować?...
Nie czekając dłużej, wycelowała mu w serce.
Jego nie żal. To potwór.
Robisz to, żeby chronić Fergala.
Tak.
Nacisnęła więc spust bez żadnych wyrzutów sumienia.
Devlin warknął i złapał się za ranę. Na moment pochylił się nad ziemią…
Umierał?
… Ale szybko wyprostował się z powrotem. Spojrzał na Manuelę z szaleńczym uśmiechem – i władzą w oczach.
Chyba nie myślisz, że dałem tam pociski ze srebra, durna, nieposłuszna żydówko? – wysyczał.
Manuela zacisnęła mocniej dłonie na pistolecie. Cholera. Czyli nawet gdyby w nią wcześniej strzelił, nie zabiłby jej…
Fergal pogrążył się na próżno. Nie groziło jej aż takie niebezpieczeństwo, jak sądził.
Bezwiednie wtuliła się w jego ciało, mimo że teraz nie był sobą. Devlin wyglądał tak, jakby miał w sobie wyłącznie czysty gniew.
Fergal, bracie, ta żydowska kobieta ośmieliła się na mnie podnieść rękę. Na jednego z twoich! – warknął, dotykając dłonią swojej zakrwawionej rany.
Bezceremonialnie zagłębił w niej paluchy. Warcząc z bólu, wydostał pocisk. Rzucił nim pod nogi Manueli.
DWA, ZERO, JEDEN, DZIEWIĘĆ, SZEŚĆ! Jesteś tylko nic nieznaczącym numerem, więźniarko! NIE MASZ PRAWA CHOĆBY SPOJRZEĆ NA NIEMCA BEZ POZWOLENIA!
Wpadł ewidentnie w furię. Specjalnie po to, aby rozeźlić Fergala?
Być może.
Devlin oblizał swoje zakrwawione palce. Spojrzał twardo na Schlechta.
Dam ci też mojej krwi. Chcesz? Wiem, że zawsze pragniesz więcej i więcej. Nie możesz pić tylko z niej, bo w końcu ją zabijesz – na moment przeniósł wzrok na Sojkę – a przecież ta kurwa zasługuje na bolesną karę. Nie na litościwą śmierć! Nie po tym, jak się sprzeciwiła!
Pragnął wyzwolić w Fergalu jeszcze więcej agresji, jeszcze więcej sadyzmu. Potrzebował prawdziwego sadysty z przeszłości. Dopiero wtedy może dać mu więcej krwi – aby podtrzymywać jego szał.
Odszedł parę kroków i sięgnął do niewielkiej torby, która dotychczas leżała pomiędzy cegłami. Otworzył ją i zaczął powoli wyjmować zawartość.
Szpicruta, kajdanki, łańcuchy, pałka, różne liny, gruszka (nie, to nie. To tylko żarcik) – i kilka innych mniejszych narzędzi, idealnych do tortur.
To co? Zaczynamy zabawę?
Manuela w przerażeniu wpatrywała się w Devlina. Odeszła kilka kroków w stronę ciągle otwartych drzwi. Nadal trzymała rękę na zakrwawionej szyi – posoka już poplamiła jej pasiak.
Czy mogła liczyć na to, że Fergal się ocknie?


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Wto Paź 27, 2020 7:14 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 EmptyPon Paź 26, 2020 8:31 pm

Głównym celem Devlina było wyprowadzenie Rekina z równowagi i wprowadzenie w szał. Każdy kto znał dawnego zbrodniarza wojennego, wiedział jak silne ma pierwotne instynkty: potrzeba dominacji, zaspokojenie przyziemnych żądz. Podczas trwania obozu, Fergal był nimi przesiąknięty. Szalony, z obsesją i krwiożerczymi żądzami, które mógł zaspokajać w każdy możliwy sposób. Nikt mu nic nie bronił.
Poza małymi wyjątkami.
I któregoś pięknego dnia Schlecht ogarnął się, powiedział dość i znikł!
Devlin właśnie nie mógł tego pojąć. Bardzo chciał zobaczyć swojego lubującego się w przemocy idola w akcji, więc jak widać zdolny jest do wszystkiego, byleby dostać to, co chciał
Więc stąd też całe przedstawienie z ubraniami. Zmuszenie Niemca i Polki do przebrania się, wykonanie sieczki w mózgu wampira, wyprowadzając go ze spokojnego stanu w amok.
Udało się mu, owszem. Ale głównie przez gadaninę Beletha oraz spory nacisk, Fergal obciążył się i wybuchł.
Dlatego Manuela nie zdołała nakierować Fergala na właściwą drogę, nawet słowami, okazaniem czułości. Niemiec wyłączył się, przybrał pozycję napastnika i chciał z tym wszystkim skończyć.
Nie daj się pochłonąć!
Polecimy do Japonii, do twoich braci!
Słowa docierały do Rekina, ale nie reagował na nie. Zresztą... Co z braćmi? Gdzie oni byli? Wypięli sie na brata! Tylko Sojka. Tylko ona mu została.
Nie dało się nie słuchać, nie w momencie kiedy zagrozili Polce - osobie, która stanowiła jedyne koło ratunkowe dla wampira. Trwała przy nim, mimo paskudnej, wspólnej przeszłości.
Wycelowana broń w głowę wampirzycy podziałała jak płachta na byka. Mimo tego Schlecht i tak zgłupiał. Szał ogarnął umysł jak ogromna zasłona, oddzielając go od przytomności. Kierowany żądzą krwi wampir, zrobił to, na co czekał Devlin.
Przyodział mundur. A właściwie symbol tego, kim był dawno temu. Demonicznego kata nie rozumiejącego czym jest litość oraz strach.
Manuela nie miała jak zatrzymać wampira, Devlin zagrodził jej drogę i jak zwykle prowokował.
Wyzwiska? Krzyki? On się tylko śmiał, wiwatując Schlechtowi podjęcia dobrej decyzji. Kretyn tylko nie wiedział, że wprowadził Rekina w napad furii.
Devlin wytarł rękawem ślinę Sojki, odczuwając przez to nagły napad złości. Chociaż skutecznie powstrzymał go, bo o mały włos, a nie postrzelił jej. Nie mógł tego zrobić, żydówka w końcu była dobrą kartą przetargową.
- Zamknij się, żydówko, nie masz prawa głosu. Dobrze o tym wiesz!
Syknął w twarz kobiecie, kiedy "pomógł" jej w zmianie ubrania. Wampirzyca nie miała aż tyle siły, żeby powstrzymać szaleńca przed jego karygodnym czynem.
- OJEJU! OJEJU! ON JEST WAMPIREM! ZDRAJCA! ZDRAJCA!
Zaczął przedrzeźniać Manuele, śmiejąc się głośno. Jak zareagował Fergal? Oczywiście, że się wściekł, lecz ta wściekłość była jedynie lukrem przy jego apogeum furii.
Ja nie chcę...
Czerwone ślepia obserwowały całą sytuację, lecz kiedy krew została przelana; nie czekał. Od razu rzucił się do podstawionego źródła życiodajnego płynu, wgryzając się boleśnie. Bolało? Trudno. Liczyło się to, co miał w paszczy: słodka krew Manueli. Nie smakowała tak wybornie, gdy była człowiekiem, ale wciąż cieszyła jego kupki smakowe. W końcu nie pił lepszej krwi.
I zapewne piłby więcej, gdyby nie słowa Manueli. Jak widać jeszcze jakieś trybiki łączyły, dzięki czemu nie osłabił całkowicie Polki. Wyciągnął zęby, odpychając ją od siebie. Wytarł palcami krew z brody, od razu je zlizując do czysta.
Wtem Sojka podjęła się odważnego kroku. Zdołała odebrać broń Devlinowi, podczas gdy on zachwycał się widokiem rozszalałego kata.
Jeden cel.
Jeden strzał.
Nawet Schlecht spojrzał w kierunku Devlina, patrząc jak jego mundur przesiąka krwią. Cóż, wydawałoby się, że wszystko skończone. Ale niestety, tak nie było; gdyż kule okazały się zwykłe. Czyli oszukał również swojego idola, wykorzystując przy tym jego żydówkę.
No właśnie. Devlin pożyczył sobie Rekinową żydówkę, naruszając w ten sposób nie swój teren.
Czy Schlecht się ucieszył?
Nie.
Oczywiście zwrócił na niego uwagę, gdy poleciała skarga. Jak ona śmiała krzywdzić jednego z braci? Tak pewnie myślał Devlin, kiedy ujrzał Fergala w szale. Tak, był przekonany, że Rekin nazista z powrotem zacznie stać za swoimi. TYLKO, nie znał do końca myśli Fergala i tego, że nie znosił kiedy ktoś naruszał jego własność.
Póki co stał w miejscu, wlepiając nienawistny wzrok w drugiego Niemca. Ten nie wziął tego pod uwagę, sądził iż jego kompan sieje nienawiść do wszystkiego, a głównie do zdradzieckiej, obrzydliwej żydówki.
Obnażył zębiska, kiedy zaproponował krew. Czyżby też chciał przejąć całkowicie umysł Fergala, przekupując go krwią?
Schlecht ruszył. Wolnym krokiem zmierzał w stronę... Devlina, który rozpoczął przygotowania do zadawania bólu Sojce. Pejcze, kajdany, pałki, łańcuchy i nawet kilka nowoczesnych narzędzi, typu elektryczne noże. Znalazł się nawet elektryczny pastuch o nieco podrasowanej mocy.
- Spójrz Fergal, idealny! Mańka może mieć to wiesz gdzie? Tam gdzie mogłaby NOSIĆ SWOJEGO ZWYRODNIAŁEGO BACHORA!
Krzyknął w jej stronę, ale gdy dostrzegł chęci ucieczki. Sięgnął od razu po pastucha. Chciał krzyknąć do Fergala żeby ją złapał.
Cóż...
Zamiast Sojce, Fergal strzelił lepę w twarz Devlina. Wampir aż się zatoczył i upadł tyłkiem na podłogę. Zdezorientowany tym co się stało, zamrugał parę razy, chcąc ogarnąć wyraźny widok.
Dotknął głów.
Krwawił.
Spojrzał w górę, prosto na wściekłego Fergala; ten dyszał wściekle, zaciskając pięści.
- Oż cholera... Fergal. Przecież, ty nie możesz...
Przerwał, gdyż zarobił kopniaka w głowę. Schlecht oczywiście miał powód i jak zwykle w najgłośniejszy sposób go przedstawił:
- TY ZASRANY FRAJERZE! TA POLKA JEST MOJA! NIE MASZ PRAWA NAWET JEJ DOTKNĄĆ! Zafajdany kundlu!
Nawet nie przełączył się na niemiecki, chciał żeby ONA też go słyszała. Rekin ryknął, uderzając Devlina raz jeszcze. Czy jego wyznawca się cieszył?
Oczywiście.
Bo zrozumiał sprawę.
Fergala pożerała zazdrość, w końcu miał silne instynkty terytorialne. Jak mógł to przeoczyć? Agresja Devlina przerodziła się w lekki strach, pokorę. Poza tym też się ucieszył, bo Rekin od razu rzucił się do uciekającej Sojki. Dopadł do niej, chwyciwszy boleśnie za włosy. Zmusił do położenia się na ziemi. Nogą przygniótł jej drobne ciało, tak aby nie mogła wstać. W dłoni dzierżył szpicrutę.
- I co? I CO?! Myślisz, że możesz pozwolić żeby ten pierdolony kutas się na ciebie patrzył? JESTEŚ MOJA! POWIEDZ TO! ON MUSI WIEDZIEĆ!
Niemca całkowicie opętał jego znienawidzone drugie Ja, jakby nagle wybudziła się potępiona osobowość. A to był ten sam Fergal, tyle że w szale.
Rot pozbierał się ostrożnie, masując obolałe miejsca. Sięgnął ponownie po telefon, dzwoniąc do Bereta. Zaczął przedstawiać relacje i poprosił o... pomoc. Wiedział, że Schlecht będzie chciał go zabić, w końcu miał czelność gnoić jego ofiarę, bez jego zgody.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 EmptyWto Paź 27, 2020 10:15 pm

W myślach rozszarpywała Devlina tak jak kiedyś, wiele lat temu, Fergala. Ten zafajdany gnojek chciał zniszczyć wszystko, nad czym wspólnie z narzeczonym ostatnio pracowali – oraz chciał przekreślić cały ten czas, dzięki któremu Fergal się zmienił.
Serio? Przywoływać nazistę po tylu latach?
Po co? Dla własnego widzimisię?
Patrzyła na niego z jawną nienawiścią, gdy się z niej śmiał, gdy odbierał jej wolność, jej prawo głosu, gdy robił z niej więźniarkę, która miała służyć tylko do zabawy i tortur.
Wiedziała, że z początku będzie źle. Ale liczyła, że w końcu Fergal się ocknie. Wierzyła w niego.
Przecież nie mógłby znowu być taki jak dawniej.
Dlatego się nie poddawała. Uparcie mówiła do Niemca, a zaraz po tym, jak ją puścił, znowu pokazała swoją hardą stronę. Gdyby to były pociski antywampirze, z Devlinem mogłoby być naprawdę nieciekawie.
Manuela ze zgrozą czekała na reakcję Fergala. Nie bała się łowcy – nie wątpiła w to, że narzeczony go do niej nie dopuści. Nawet w obozie nie pozwalał nikomu jej dotknąć i sam wymierzał jej karę.
No właśnie: ale czy on się na nią nie wkurzy?
Zadrżała na widok elektrycznego pastucha, instynktownie wycofując się w stronę wyjścia. Nawet Fergal nigdy nie wpadł na tak popaprany pomysł. Bił ją i torturował, ale nie gwałcił czymś takim.
Choć próbowała uciec, na moment zmroziło ją przez reakcję Rekina. Dawno nie słyszała tej zaborczości w głosie. Istny szał połączony z czystą zazdrością – właśnie takiego pamiętała go z obozu.
Z jednej strony dobrze; czuła triumf, wiedziała, że jeśli tylko Fergal był obok, to nikt jej nie dotknie. Ale z drugiej…
No właśnie. Jeśli był obok, to on mógł ją skrzywdzić.
Fergal, nie! – zaprotestowała, gdy nią szarpnął. – Nie krzywdź mnie, jemu dokładnie o to chodzi! On tylko na to czeka!
Wylądowała na podłodze, przygnieciona ciężkim butem. Widziała szpicrutę, widziała wściekły wzrok narzeczonego, widziała jego żądzę do zadawania bólu.
Skuliła się i zasłoniła rękami głowę. Już instynktownie chroniła swoje ciało.
Nie chcę, żeby się patrzył, nie chcę, żeby ktokolwiek się na mnie patrzył – załkała, chociaż ten zarzut był absurdalny.
Uniosła na moment wzrok, aby spojrzeć na Devlina, ale szybko wlepiła oczy w jakąś ścianę. Przecież Niemiec jeszcze ją oskarży o to, że patrzy na innego
Należę tylko do Fergala, jestem wyłącznie jego. Nie masz prawa na mnie patrzeć, nie masz prawa mnie dotknąć. Rozumiesz? Nikt oprócz Fergala nie ma – wycedziła przez zęby do Devlina.
Znowu była uprzedmiotowiana, znowu stanowiła tylko czyjąś własność, ale musiała chwilowo się z tym pogodzić, aby udobruchać Fergala. Zbyt dobrze go znała, wiedziała, że inaczej się nie dało. Łechtała jego ego i na nowo stawała się niewolnicą, ale może dzięki temu nie zacznie jej torturować, a Devlin nie dostanie tego, czego chce.
Przynajmniej psychicznie jeszcze nie uległa.
Jeśli jej się udało, że przewróciła się ciałem tak, aby leżeć na boku pod butem Fergala. Spojrzała w twarz narzeczonego i łagodnie schwyciła jedną ręką za szpicrutę.
Chodźmy od niego, błagam. Tylko we dwójkę. Nie będzie wtedy na mnie patrzył, nie będzie próbował mnie karać. Będę wyłącznie twoją ofiarą, niczyją inną – prosiła, delikatnie pociągając na szpicrutę.
Niestety, Devlin postanowił po raz kolejny użyć autorytetu Fergala. Beleth dość szybko odebrał telefon i narzeczeni mogli usłyszeć jego zimny, grobowy ton.
Twój podobno niegdyś najposłuszniejszy i najlepszy kat ośmielił się zagrozić własnemu kompanowi – zagrzmiał Devlin, gdy tylko usłyszał Beletha. – Od kiedy na to zezwalasz? Czy Fergal nie powinien być  l o j a l n y  wobec swoich? Wobec Niemców, a nie wobec… żydów?
Dał chwilę na odpowiedź Belethowi. Gdy ten to zrobił, kontynuował swoją nazistowską narrację:
Bezczelna żydowska kurwa właśnie do mnie strzeliła! Prosto w serce! Chciała mnie zabić, MNIE, Niemca! A Fergal, zamiast zezwolić na jej ukaranie, ją ochronił! I JESZCZE POSTANOWIŁ UDERZYĆ MOJĄ OSOBĘ, PRZELAĆ MOJĄ KREW! Czy tak go uczyłeś?! – zagrzmiał, patrząc z triumfem na leżącą Manuelę.
Z telefonu dało się teraz usłyszeć inny głos:
ŻYDOWSKA KURWA?! – To Unzi zagrzmiał. Najpierw po niemiecku, ale szybko przeszedł na polski: – HEJ, PTASZYNKO! Manuelo! Witaj! Czyli jednak nie odstępujesz swojego wilka na krok?! To niesamowite! Gdy cię widziałem w Japonii, to jeszcze się zastanawiałem, o co chodzi, ale teraz już wiem, już wiem! WY NAPRAWDĘ SIĘ UZALEŻNILIŚCIE!
I wybuchnął gromkim śmiechem. Manuela zacisnęła mocno szczękę, nie mając zamiaru odpowiadać temu psychopacie. Nienawidziła go. Nie tak bardzo jak Beletha, ale i tak nie chciała go słyszeć.
Hej, hej, Romeo i Julia! – kontynuował Unzi. – A wy wiecie, że my do was JEDZIEMY?! Dajcie nam parę godzin, jeszcze tylko parę godzin! Musieliśmy lądować na innym lotnisku niż w Mediolanie! – zarechotał. – SZCZENIACZKI WY MOJE, KRIEG JEST ZE MNĄ! I ANDRE! I CUDOWNA CLAUDIA!
Na dźwięk ostatniego imienia Manuelę zmroziło. Zacisnęła mocniej palce na szpicrucie.
Ta pieprzona zdzira, która chciała zabrać jej Ferga…
Witaj, Fergal – odezwał się po niemiecku chłodny, kobiecy głos. – Mam nadzieję, że Sophia przekazała ci wiadomość… ode mnie?
Nawet nie wchodziła w żadną polemikę, czy ta wampirzyca była córką Schlechta, czy nie. Mogła kłamać przed samym Fergalem i wmawiać mu coś, czego nie zrobił.
Każdemu da się wyprać mózg.
Aaa, i jeszcze jedno! – odezwał się na odchodne Unzi. – DEVLIN, TY OSZOŁOMIE! Maniuśki nie da się tak po prostu ukarać! To nie jest takie łatwe! W obozie robiliśmy zakłady o to, któremu z nas się to w końcu uda – i nie pykło! – Czy Fergal wiedział, co próbowano wtedy zdziałać za jego plecami? – Zresztą ona woli D W A!
I potem Unzi przekazał już słuchawkę Belethowi, który zapewne ponownie spróbował przemówić wychowankowi do rozumu. A czy w ogóle musiał wiele mówić?
Tak jak powiedział szalony Unzi, całą grupką właśnie jechali w ich stronę – Devlin podał im namiary. Byli już we Włoszech. Potrzebowali tylko paru godzin i będą mogli zgarnąć słodkie narzeczeństwo. Dokąd ich zabiorą?
Manuela spróbowała unieść się spod buta Fergala. Jeśli jej nie kopnął ani nie uderzył szpicrutą, to przyklęknęła przy narzeczonym.
Błagam po raz ostatni. Chociaż raz mnie posłuchaj i mi uwierz. Nie jesteś teraz sobą, ale jeśli szybko stąd uciekniemy, to znowu będziesz – szeptała. – Beleth ci w niczym nie pomoże, Fergal. On tylko sprowadzi na ciebie ponowne piekło.
Devlin zapewne to słyszał i bawił się niezmiernie, ale Manuela miała to gdzieś.
Nigdy się nie poddawała.
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 EmptyWto Paź 27, 2020 11:32 pm

Właściwie po obu stronach nie szło po myśli na obecną chwilę: Devlin nie otrzymał towarzysza od spraw katowania niewolnicy, a Manuela nie sprowadziła narzeczonego z powrotem na właściwą drogę. Obydwoje przecenili swoje możliwości. Ale czy aby na pewno tak było do końca? Cóż, gdyby ktoś stojący z boku przyglądał się całej sytuacji, stwierdziłby, że Sojka jest na najlepszej pozycji, wbrew temu co się zaobserwowało; szarpnięcie, ochrzan. W końcu to Devlin oberwał najbardziej, a Niemiec swoją złość skierował głównie na jego osobę, nie na Polkę. Zadość w Rekinie była podobna, co to złości, która go ogarniała.
Chociaż Manuela mogła snuć domysły, iż jej Niemiec kolejny raz poprzestawiał trybiki w mózgu i ponownie stanie się bezwzględnym sadystą, czerpiącym zadowolenie z bólu oraz cierpienia.
Przygniótł ją mocniej do ziemi.
- ZAMILCZ! Nie będziesz mi mówić co mam robić!
Wydarł się ostro, wykonując zamaszysty ruch ręką.
Szpicruta trafiła obok ciała Manueli, nie bezpośrednio w nią.
Devlin obserwował w milczeniu, chociaż na licu pozostawał niezdrowy uśmieszek. Ewidentnie typek ma nierówno pod sufitem.
Co do zakazu patrzenia się... Rot uniósł brew, patrząc na Sojkę, a później na Fergala. Mógł wywnioskować jedno; Schlecht nie żartował. On naprawdę nie chciał się podzielić Polką.
Była jego i koniec.
Ale co powie na to Beleth?
Tylko dawny opiekun ma jeszcze jakąś szansę wpłynąć na Rekina. Zapewne kilka słów motywacyjnych i ponownie Schlecht wpadnie w złość. Może wtedy Devlin zdoła go jakoś ugłaskać? Oblizał palce z pozostałej krwi, która wciąż sączyła się z rany postrzałowej.
Tymczasem Manuela usilnie starała się przemówić Narzeczonemu do rozsądku. Ten prychnął w złości, uderzając kolejny raz wyszarpaną szpicrutą.
Znowu trafił obok.
- KURWA! CZY MAM WYRWAĆ CI STRUNY GŁOSOWE?! ZAMKNIJ KURWA RYJ!
Zagroził, pochyliwszy się. Docisnął mocniej buta, tak, żeby zadać kobiecie ból. Następnie czerwone ślepia utkwiły w telefonie trzymanym przez Devlina: głos odwrócił rekinową uwagę.
Na mordzie łowcy pojawiła się złość, zaczął skarżyć. A Beleth niestety okazał się BARDZO niezadowolony, z słuchawki dało się słyszeć głośne wzdychnięcie.
- No cóż, Devlin. Fergal nie jest prosty do opanowania przez kogoś innego - mówiłem ci o tym.
Beleth zaczął mówić o dziwo spokojnie, chociaż wewnątrz siebie gotował się ze złości. Nieposłuszeństwo Fergala wciąż wyprowadzało go z równowagi.
No i postawa Devlina też pozostawiała wiele do życzenia, niemniej miał rację: Fergal nie może zachowywać się w tak absurdalny sposób.
- Lecz masz rację. POWINIEN być posłuszny i opanować swoje udawane sumienie. I czekaj...
Dopiero teraz coś do niego dotarło - Postrzeliła cię żydówka i Fergal nie zareagował? Tak? Jeszcze cię uderzył? Nieładnie.
Skomentował krótko. Może nie brzmiało to tak, jakby się przejmował, ale rzeczywiście tak było. Stary łowca poczuł uraz do Fergala; w końcu jego ulubiony podopieczny wykazał się totalną głupotą oraz fałszywą lojalnością.
Podnosić rękę na swoich braci i jeszcze odmawiać Opiekunowi.
Musiał aż ochłonąć... Zapalić... Dlatego też Unzi doczłapał się do telefonu, wykrzykując swoją cudowną przemowę powitalną. W tle dało się też słyszeć śmiechy.
Fergal poczuł kolejny przypływ złości. Niemniej już tak mocno nie przygniatał; właściwie unosił lekko nogę, tak żeby Sojka mogła odetchnąć. Chociaż w dłoni dalej trzymał szpicrutę, to nie używał go. Wpatrywał się w Devlina ze złością, ale też i lekkim niepokojem.
Słuchanie tego wszystkiego...
Takie... Niewłaściwe.
- Gówno wiesz, Unzi!
Warknął w końcu Niemiec, a szalony głos w telefonie znowu się roześmiał. Nadal mówił swoje, co gorsza odezwała się kolejna.
Ile ich tam Beleth miał?!
Claudia? No tak. Ona i jej dziecko, które rzekomo spłodził Rekin. Nie odpowiedział. Nie miał ochoty, ani cierpliwości. Wiedział przecież, że nie jego.
Zacisnął mocniej palce na rękojeści pejcza. Dlaczego Unzi nie mógł się zamknąć? Zabrał nogę z Polki. Następnie pochylił się, żeby szarpnąć ramieniem biedaczki tak mocno, że aż mógł spowodować zwichnięcie.
Trzymana w łokciu, nie miała szans na ucieczkę.
- Fergal. Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo się pogrążasz? Będę ZMUSZONY cię ukarać, a tego nie chcę, więc bądź posłusznym wampirem i zaprzestań tych cyrków. Ogłusz żydówkę, pomóż Devlinowi. Wiesz ile on czekał, żeby cię poznać? To jest twój brat! Młodszy brat, który widzi w tobie swojego idola. Chcesz go zawieść? Chcesz znowu zawieść MNIE? Jestem twoim opiekunem. MASZ SIĘ MNIE SŁUCHAĆ!
Beleth wreszcie się wtrącił, a Devlin wciąż milczał. Z satysfakcją obserwował zdenerwowanego Fergala, oraz jego podniszczoną dumę. Przecież nie lubił nagan, od zawsze starał się być wzorowym służbistą, świecić przykładem.
Ale...
Masz się mnie słuchać!
Kolejny raz być maszynką do zabijania? Fergal spojrzał w stronę Manueli, gdy po raz kolejny próbowała go wybłagać. Jak żydówka śmiała się tak zachowywać? Przechylił głowę lekko na bok, wpatrując się prosto w załzawione oczy.
- Nie słuchaj jej pierdolenia, Fergal!
Zawołał Devlin po Niemiecku - Spójrz na siebie! Masz na sobie mundur! Symbol władzy, dominacji i siły! Nie chcesz chyba hańbić symbolu? Co wtedy byłby z ciebie za Niemiec?
Dokończył. Beleth oczywiście też sączył jad nawracający.
Ileż można tego słuchać?[/i]
Fergal pamiętał jak potraktowali Sojkę w momencie chęci wywiezienia jej przez Schulza. Pamiętał jak mieli gdzieś, że on tego nie chciał. Beleth przytaknął Schulzowi, a ten wykorzystał okazję.
Chwycił mocniej ramię Sojki, odwracając się od Devlina. Wampir aż otworzył szerzej oczy.
Fergal razem z Sojką się oddalał.
- HEJ! Gdzie idziesz?
Zawołał za Rekinem.
- Nie twój zasrany interes! MAM GDZIEŚ TWOJE PIERDOLENIE! Tyle razy mówiłem, że ŻYDÓWKA JEST MOJA! I zrobię z nią co zechce. A skoro ty tak bardzo pragniesz się na mnie wzorować, zacznij od ogarnięcia swojego pierdolnika mózgowego!
Wydarł się na drugiego Niemca, odwróciwszy się na moment w jego stronę. Przyciągnął Mańkę do siebie, aby chwycić ją i przerzucić ją sobie przez ramię.
Przekroczyli próg ruin.
Co zrobił Devlin? Ryknął wściekle, zabrał broń i poganiacza, udając się za nimi.
- Czekaj! Tak nie może być!
Krzyczał za nim. Oczywiście połączenie przerwano, nie musieli rozmawiać, albowiem Beleth ze świtą byli już w drodze.
Fergal szedł do przodu, prosto w las. W pewnym momencie wypuścił Sojkę. Kobieta mogła upaść, bo przecież nie wykonał tego w delikatny sposób. Acz niebawem pochylił się do jej ucha. Chwycił ją za kołnierz pasiaka.
- Biegnij przed siebie, Mańka. Uciekaj, krzycz i błagaj o życie. Ja cię będę ścigać, póki ten pierdolony zboczony esesman nie odpierdoli się raz na zawsze.
Zrozumie przekaz? Fergal nie chciał dzielić się wampirzycą, więc dał jej wybór. Jeśli posłucha i podniesie się, Niemiec ruszy za nią w pogoń - chcąc przez to zgubić upierdliwy ogon.
Trasa do najłatwiejszych nie należała: znajdowali się w środku lasu. Co gorsza instynkty Fergalowe wciąż szwankowały, co znaczyło, że Polka tak do końca bezpieczna nie była. Znowu mogła paść ofiarą silniejszego drapieżcy, któremu dodatkowo towarzyszyła niestabilność umysłowa.
Znowu miał totalny mix w głowie... Tak jak przy swojej ucieczce z piekielnej posesji Beletha.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 EmptyCzw Paź 29, 2020 9:27 pm

Wystraszyła się odgłosu szpicruty i mocniej skuliła pod butem Fergala, ale gdy minęła sekunda, a ból nadal nie nadszedł, zrozumiała, że jeszcze nie było źle.
Może walczył ze sobą? Może chciał tylko zrobić pokaz przed Devlinem? Może nadal w głębi siebie czuł, że nie powinien jej krzywdzić?
Zgodnie z rozkazem zamilkła, mimo że na moment. Gdy odezwała się ponownie i Fergal zdenerwował się po raz drugi, znowu chybił szpicrutą.
Robił to specjalnie?
Pisnęła cicho, kiedy przygniótł mocniej jej drobne ciało. Niewiele brakowało, a złamałby parę kości.
Z wściekłością uniosła wzrok na Devlina, skoro ten ponownie zadzwonił do Beletha. Drażniło ją, że tak niewiele słów rozumiała: było coś o posłuszeństwie, o postrzale, o żydówce…
Żalił się, tak?
Pomimo nagany (bo domyślała się, że Beleth ganił Fergala) narzeczony pozwolił jej na odrobinę ruchu. Odetchnęła z ulgą – wreszcie nic nie miażdżyło jej płuc.
Gdyby tylko Unzi i Claudia się dodatkowo zamknęli, to już w ogóle byłoby pięknie…
Zawyła, kiedy Fergal nagle szarpnął jej ręką. Ból zaczął promieniować na cały bark. Cóż, zwichnięty staw to dla wampira nic strasznego, wystarczy go nastawić – ale cierpienie jest takie samo jak u człowieka.
Znowu mnie ranisz – wysyczała tak, że tylko Rekin ją usłyszał. – A podobno już tego nie chciałeś, Ferg.
Więcej go jednak nie obwiniała, bo nie o to chodziło. Wiedziała, że żalem i złością go nie przekona, co najwyżej jeszcze bardziej zdenerwuje. A Beleth wylewał z siebie kolejny potok słów, grzmiał i zapewne groził byłemu podopiecznemu. Jeśli Manuela zaczęłaby ganić narzeczonego z drugiej strony, nie wytrzymałby i całkowicie przełączył się w tryb kata.
Dlatego znowu spróbowała go wybłagać. Cicho, szczerze, ze łzami w oczach. Kiedyś by to na niego nie wpłynęło, ale teraz podobno było inaczej, tak?
Bez słowa ją poderwał i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia. Kuśtykała obok w milczeniu, jedynie pojękując z bólu. Ramię ją piekło. Wolała się nie odzywać, skoro próbował ją wyprowadzić bez Devlina. Zaufa mu. Musi.
Wywrzeszczał coś do szalonego łowcy, po czym przerzucił ją sobie przez bark. Od razu uczepiła się jego ciała. Rzuciła ostatnie przerażone spojrzenie Devlinowi.
Zrozumiał, że ich nie rozdzieli?
Najwyraźniej nie, bo zaczął za nimi iść. Na szczęście, zanim się ogarnął, Fergal zdążył już odejść dość daleko.
Wypuścił ją dopiero w lesie. Upadła akurat na zwichniętą rękę, przez co ból na moment przesłonił jej widok. Narzeczony lekko ją poderwał i wyszeptał parę słów: na moment znowu był sobą.
Tylko nie zostawiaj mnie tu samej – poprosiła. – Nie daj się mu.
Stała jeszcze z dwie sekundy, wpatrując się w Fergala, jakby próbowała zapisać sobie w pamięci jego dokładny wygląd: zdenerwowaną, zaciętą twarz, ostre spojrzenie, postawną sylwetkę.
I ten mundur.
Zupełnie jak dawniej, gdy widzieli się po raz ostatni w obozie.
Wtedy też kazał jej uciekać przez las. Chciał się pobawić w polowanie. Od początku nie miała szans na to, aby mu się wymknąć.
Ale teraz będzie inaczej, prawda?
W końcu się odwróciła i zaczęła biec między drzewami. Nadal była boso, ale nie zwracała uwagi na to, na co stąpa. Raniła stopy o ostre kamienie czy wystające gałęzie, niestety zostawiając za sobą małe ślady krwi. Trudno – nie mogła się teraz zatrzymać.
W biegu spróbowała nastawić sobie rękę. Coś strzyknęło jej w barku i poczuła ponownie falę bólu, ale potem przyszło ukojenie. Co prawda ramię nadal pulsowało, ale coraz mniej.
Tak jak Fergal kazał, płakała i krzyczała o życie. Nie musiała wcale udawać. Po pierwsze, liczyła na to, że jej strach i łzy będą ciągle przypominać narzeczonemu o tym, że udało mu się zmienić, a po drugie…
Naprawdę czuła powtórkę z rozrywki. Było niemal dokładnie tak jak wtedy, gdy się żegnali. Czarny mundur, pasiak, las: aż odniosła wrażenie, że lada moment zobaczy w oddali kominy i ogrodzenia obozu.
Zlituj się! – krzyczała dalej. – Błagam! Daj mi żyć! Nie krzywdź mnie! Ja już nie chcę cierpieć!
Z pewnością wystraszyli wszystkie zwierzęta, ale trudno. Miała tylko nadzieję, że Fergal ją gonił i że gubili Devlina. Nie wątpiła w to, że narzeczony bez problemu wyczuje jej zapach. Tylko co jeśli ten oszołom też?
Krzyknęła coś jeszcze i odwróciła na moment głowę, aby spróbować dojrzeć, czy Rekin był za nią. Powinien już ją doganiać, przecież był szybszy.
Popełniła ogromny błąd, bo spuściła z oczu drogę.
Gdy zrobiła kolejny krok, poczuła tak niewyobrażalny ból w nodze, że aż odjęło jej mowę i sparaliżowało całe ciało. Runęła przed siebie i dopiero po chwili przeraźliwie wrzasnęła.
Odjęło jej zmysły, więc przez parę sekund wiła się i cierpiała na ziemi. Oczy momentalnie zaszły jej łzami, zakrztusiła się śliną.
Kiedy zdołała unieść tułów, dojrzała przyczynę bólu – tuż nad jej prawą kostką wbił się w ciało żelazny potrzask. Chyba aż do kości. Ostre zębiska rozorały całą skórę i mięśnie, doprowadzając do obfitego krwawienia.
Boże, jak to boli, och, Boże… – łkała w spazmach, biorąc wdech za wdechem.
Co to cholerstwo tu robiło? Dlaczego ktoś uprawiał w tym miejscu kłusownictwo?
Udało jej się podnieść do siadu. Sięgnęła do potrzasku, ale nie miała pojęcia, jak go otworzyć. Spróbowała siłą, jednak gdy tylko ruszyła żelazo, poczuła drugą falę tak tępego bólu, że znowu upadła skurczona na ziemię.
Przecież to ją rozdzierało na żywca!
Oparła zakrwawione dłonie o trawę, z trudem się unosząc. Rozejrzała się po okolicy… i zdębiała.
Dostrzegła w trawie więcej potrzasków. I nie tylko. Gdzieniegdzie były zamontowane ostre sidła, podejrzane kosze, przez drzewa przewieszono metalowe linki.
Ktoś przygotował się na polowanie. I Manuela dobrze wiedziała kto.
Ze strachem spojrzała w stronę, z której biegł Fergal. Ona już nie miała jak się ruszyć i stąd uciec – prędzej zemdleje z bólu niż ruszy to cholerstwo. Ale Rekin…
UWAŻAJ! – krzyknęła tak głośno, jak tylko dała radę, chociaż głos jej się łamał od płaczu. – Tu są potrzaski i inne pułapki! Trudno je dostrzec! NIE BIEGNIJ TU! UCIEKAJ GDZIE INDZIEJ!
Nie wątpiła, że wyczuł mały potok jej krwi, i tego się właśnie obawiała. Bo jeśli straci zmysły, to nie będzie na nic zważał – a nie mogli oboje stać się łowną zwierzyną.
Jedna sarenka w pułapce wystarczyła.

A Devlin? Cóż, oczywiście wściekł się, że Fergal wybiegł z Manuelą, ale… przecież specjalnie wcześniej wybył do lasu ze sprzętem.
Oczywiście, że dowiedział się, jak wyglądało ostatnie spotkanie tej uroczej pary w obozie. Pomysł polowania między drzewami na żydówkę niesamowicie mu się spodobał, dlatego postanowił nieco go ulepszyć – zastawił pułapki w połowie lasu. Chciał, aby Manuela najpierw trochę przebiegła.
Co prawda z początku liczył, że będą ją gonić wspólnie z Fergalem, ale obecnie rozwiązanie też nie było złe. Jeszcze wszystko dało się naprawić. Manuela będzie biec, wpadnie w sidła, Schlecht poczuje swój instynkt łowiecki, zapragnie krwi i tortur, przypomni sobie, jak to było dawniej…
Będzie dobrze. A przynajmniej według popapranego umysłu Devlina.
Z początku udawał, że podąża za parą w lesie, ale szybko zmienił trasę. Wiedział, gdzie były pułapki. Pobiegł więc naokoło, tak aby je wyminąć i nadejść do Manueli od drugiej strony. Mimo że miał więcej drogi do pokonania, to dawał z siebie wszystko, aby prześcignąć Fergala. W końcu wyczuł zapach większej ilości krwi.
Żydówka dała się złapać.
Teraz pytanie – kto przybędzie pierwszy do ofiary?
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 EmptySob Paź 31, 2020 7:57 pm

Znowu mnie ranisz.
Właśnie do niego dotarło.
A podobno już tego nie chciałeś, Ferg.
O wiele mocniej dotarło, niż poprzednie zdanie. Niemiec miał chaos w głowie; wściekłość, smutek, bezsilność wobec starego demona o ludzkiej, zimnej twarzy.
Mimo to, zachował jeszcze w miarę swój rozum - Sojka nie oberwała ani razu ze szpicruty. Nie chciał jej bić, więc tylko groził.
Po zakończeniu jakże motywującej rozmowy, Fergal przedstawił swoje zdanie Devlinowi, uświadamiając iż ten nie ma najmniejszego prawa do Mańki. Chciał starego kata?
To go kurwa dostał!
Pominął wampir fakt, iż Schlecht traktował Manuelę jako własność, nikt nie miał więc prawa cokolwiek z nią zrobić bez wcześniejszej jego zgody. Rudy Niemiec skrzywił się, lecz trzeba było przyjąć na klatę pominięty fakt. Nauczył się na przyszłość.
Wyciągnięta z ruin Sojka, wylądowała w ciemnym lesie. Przy okazji dowiedziała się bardzo ważnej rzeczy: Fergal wciąż pamiętał.
- Nie zostawię cię. Będę biegł tuż za tobą.
Syknie, mrużąc ślepia. Pchnął Mankę na rozpęd, patrząc jak ta zaczyna biec.
Tak...
Pieprzone trybiki w mózgu, pieprzona pamięć.
Żydówka już tak uciekała, podczas wyprowadzenia z obozu. Dawny nazista chciał się z nią zabawić w polowanie, ale ostatecznie wygnał, nie chcąc żeby wpadła w szpony innego. Na samo wspomnienie poczuł ukłucie zazdrości i pustki. A jednocześnie...
Jej drobna sylwetka ginęła między drzewami, kalecząc stopy o drobne kamyki i ułamane gałązki. Strach, złaknione serce opieki. Ona znowu była niewinna i taka czysta.
Ruszył.
Biegł za wonią, za śladem jasnego ubrania, który olśniewał wśród ciemności. Była jak nadzieja, którą dawno temu, Niemiec z płonącą żądzą miażdżył. Teraz też tak miało być? Przecież chciał ją dopaść, prawda? Obiecał poprawę, ale jednocześnie nie raz w jego głowie świtała myśl rozerwania jej na strzępy, aby żaden Gustaw czy inny podobny mu ewenement nie dotknął jej swoimi brudnymi zębiskami.
Z gardzieli wydobył się ostry warkot przyprawiający o dreszcze. Oczyma wyobraźni chwytał białe ciało zdobione w blado niebieskie pionowe paski.
Sojka z całą pewnością nie wyszłaby z tego cało, albowiem instynkt drapieżcy Fergala pozostawia za sobą trupy.

W między czasie wybiegł Devlin, który wybrał drogę całkiem przeciwną. Wiedział o wszystkich pułapkach oraz wyczuwał krew, wiedział też, że Rekin zacznie poddawać się własnemu pragnieniu. W końcu stworzenie o tak prymitywnym instynkcie szybko tracił kontrolę.
Czyż nie było to piękne?
Czy można było spotkać podobnego wampira?
Przeszedł go dreszcz na samą myśl oraz na widok w głowie: rozszarpywana Manuela za pomocą tych zębisk i szponów. Czarny mundur splamiony kolejny raz krwią.
Zacisnął mocniej dłoń na broni, tym razem naładowanej pociskami anty wampirzymi.
I wreszcie...
Rozległ się przeszywający, pełen cierpienia kobiecy krzyk.
- Zajączek wpadł w pułapkę. Bardzo dobrze.
Zarechotał pod nosem Rot. Gnał ku źródle krwi, licząc iż wyprzedzi Fergala. W końcu ten drugi nie znał wszystkich przygotowanych niespodzianek.

W głowie majaczyły pojedyncze słowa Manueli, proszącej o litość. Nie chciała umierać, chciała żyć tak jak inni. Miała do tego pełne prawo, a Niemiec nie mógł tego jej zakazać. Tylko jak zabronić wewnętrznej bestii, żeby przestała naruszać delikatne ciało kobiety? I to jeszcze po tak głośnym krzyku, który na moment zatrzymał pościg? Przystanął, chwyciwszy się drzewa. Wpatrywał się w punkt, w którym niedawno znajdowała się Manuela. Nie była tak szybka, jakby chciała, poza tym miała poranione nogi.
Zaciągnął się wonią krwi, przez co wbił głęboko pazury w korę drzewa.
Znowuż pognał przed siebie. Kierował się śladami Sojki, bo skoro wpadła we wnyki...
Pełno krwi, leżąca i opadająca z sił kobieta. Łkała, płakała. Cierpiała oraz okazywała strach, albowiem nie miała pojęcia co teraz się takiego wydarzy. Podszedł do niej ostrożnie, nie chcąc samemu wpaść w pułapkę. Woń krwi była tak silna i jeszcze jej kolor; czarny niczym smoła. W nocy wszystko wydawało się mroczne.
Stanął nieopodal, wbijając wzrok w ranną nogę. Zdał sobie sprawę, że ma ogromną szansę zakończenia tego raz na zawsze: pożarcie Sojki. Całkowite pozbawienie jej skóry, mięsa, narządów, aż wreszcie kości. Wchłonąłby nawet włosy.
Ruszył z miejsca, mając tą zgarbioną sylwetkę. Rozczepione pazury nakierowane ku ziemi. Czerwone ślepia nie wyrażały zupełnie niczego, poza żądzą. Opadł na kolana, chwyciwszy się następnie ubrania Sojki tuż przy jej piersiach. Mogłoby się wydawać, że chciał zedrzeć z niej marny pasiak, a następnie pogryźć - obnażył już zębiska we wściekłym grymasie. Gardłowy, głęboki pomruk. Co raz bliżej jej szyi, ramion. Tak blisko aby oderwać za użyciem szczęk głowę.
Ręka opuściła ubranie i zjeżdżała niżej ku kobiecości... Wsunął zimne łapsko między jej nogi, póki co drażniąc ją przez materiał. Lecz nie uczynił dalej nic, przesuwał się jeszcze niżej, aż zatrzymał się na szczękach pułapki. Wstrzymał oddech, starał się nie skupiać na widocznym mięsie, który powodował że ślinianki pracowały na pełnych obrotach. Fergal walczył z własnym potwornym głodem.
Potrzask puścił pod naporem siły Niemca, po czym ostrożnie wyciągnął jej nogę. Zerwał z ramienia czerwoną opaskę ze swastyką, używając jej jako opatrunku zaciskowego.
- Obejmij mnie za szyję. Podniosę cię.
Spokojny głos Rekina aż nie pasował do obecnego stanu. Jeśli wykonała jego polecenie, on wsunie ramię pod jej pośladki, tak aby mogła usiąść. Wtedy podniesie się, wymijając ostrożnie wnyki. Trzeba było poruszać się naprawdę powoli, żeby nie wpaść w inne pułapki.
Pytanie.
Gdzie pojawił się Devlin?
Nie musiał długo czekać na odpowiedź: skurwiel pojawił się nieopodal, mierząc z broni do pary uciekinierów. Jego mina wyrażała pogardę.
- Spodziewałem się ujrzeć prawdziwą masakrę w wykonaniu kata obozowego, a zastałem miłosny ratunek rodem z beznadziejnej bajki. Urwaliście się z ckliwej opowieści o słodkiej miłości żydówki i esesmana? Rzygać mi się chce. Serio, Fergal. Zasługujesz na kulę w łeb, chociaż... Może jakbym zabił Sojkę, wrócił byś z powrotem do roli kata? W końcu podziwiam ciebie jako sadystę, a nie rycerza na karym koniu.
Nie ukrywał rozczarowania, na co Fergal zareagował złością. Walczył z pragnieniem, a dostał jeszcze kretyna z chorą obsesją.
- Pierdol się, Devlin. Nie jestem już tą samą osobą co kiedyś, więc odpuść już i zostaw nas w spokoju.
Warknął, czując ogromną chęć rozszarpania go. Ale no... Miał Sojkę na rękach. Poza tym stanął tak, żeby w razie czego on oberwał kulą, a nie ona. Mańka wtedy miałaby jeszcze jakąś szansę uciec. Może wróciłaby jej moc super gołębia.
Kto wie?

Podczas rozmowy ku laskowi zmierzał samochód terenowy. Prowadził go Beleth, a towarzyszący mu Andre siedział na fotelu pasażera. Nie zabrali reszty, albowiem gdyby Unzi albo Claudia zobaczyli Sojkę u boku Schlechta. Nie wiadomo co mogłoby się wydarzyć.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 EmptySob Paź 31, 2020 10:18 pm

Bała się, że ta pogoń może skończyć się podobnie jak ostatnio. Bo kto by się nie bał? Devlin zaaranżował im pieprzoną maskaradę, przy pomocy Beletha wybudził w Fergalu dawnego kata – to jasne, że wszystko może pójść w złą stronę.
Ale czy Manuela miała wybór?
Niezbyt – w ubraniu, które ciążyło niczym łańcuchy, musiała biec przed siebie i znowu walczyć o życie. Wiedziała, że tym razem, gdy Fergal ją dopadnie, polowanie skończy się na jeden z dwóch sposobów. Albo Rekin ją zabije i pożre, albo okaże litość i weźmie ją ze sobą. Nie zostawi jej po raz drugi, aby wykrwawiła się na śmierć.
Teraz nie mogło być żadnego kompromisu.
Podczas ucieczki wspomnienia były tak przytłaczające, że niemal zapomniała o swojej wampirzej naturze. Była słabą, ludzką kobietą, która zamarznie na śmierć, umrze z głodu albo którą pożre dzikie zwierzę.
Choćby i takie do złudzenia przypominające człowieka, jak Fergal.
Dlatego gdy jej noga utkwiła w potrzasku i gdy ból pozwolił na pierwsze myśli, wpadła w przerażenie. Przecież była więźniem. Żydowskim więźniem z obozu, wychudzonym, osłabionym, bez możliwości obrony.
Umrze tutaj.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że cofnęła się w przeszłość i że tamte czasy się skończyły.
Oprzytomniała, więc krzykiem ostrzegła Fergala o zasadzce. Gdzie on był? Jak się trzymał?
A co jeśli to jego dopadł Devlin? Może od początku o to chodziło – może chciał odwrócić jego uwagę, aby bronił tylko narzeczonej, a nie siebie?
W końcu wyczuła zapach narzeczonego i dostrzegła w mroku postawną sylwetkę. Smolisty mundur zlewał się z ciemnością, przez co Fergal wyglądał istnie upiornie. Z pewnością wystraszyłby każdego.
Manueli przeleciało przed oczami ich spotkanie z wtedy – gdy już nie miała sił uciekać, a on, bez żadnego śladu zmęczenia, w końcu wyłonił się spomiędzy drzew i ją dopadł. Zadrżała na samo wspomnienie.
Fergal – napomniała go delikatnie, próbując mu (i sobie też) przypomnieć, że teraz wszystko powinno wyglądać inaczej.
Ruszył w jej stronę. Skuliła się, a całe ciało zareagowało instynktownie – chciało się odsunąć, jednak noga to uniemożliwiła. Manuela tylko bezsensownie nią szarpnęła, rozdzierając ranę. Oczy ponownie zaszły jej łzami.
Patrzyła na Fergala dokładnie tak jak kiedyś: z ogromnym strachem, straconą nadzieją i wizją śmierci. Nie było żadnej miłości, nie było szczęścia, że narzeczony uciekł przed Devlinem.
Skoro w jego oczach była tylko żądza morderstwa, ona na nowo stała się tylko ofiarą.
Zamknęła w przerażeniu powieki, kiedy ją schwycił za ubranie. Gdyby był sobą, to już by ją ratował.
Wiedziała więc, że to koniec.
Tylko tym razem zrób to porządnie – poprosiła cichutko, ciężko oddychając i czekając na zabójcze ugryzienie. – Bo jeśli znowu zostawisz mnie półżywą i ponownie będę musiała szukać cię przez lata, to obiecuję, że dopuszczę do siebie tylko nienawiść i pogrzebię głęboko fakt, że cię pokochałam.
Zsunął rękę z jej szybko bijącego serca niżej, pomiędzy uda. Zamarła, nadal nie otwierając oczu.
Nie, tylko nie to. Niech przynajmniej tego jej nie robi. Niech ją po prostu zabije.
Gdy jednak powędrował dłonią przez udo i łydkę aż do pułapki, ośmieliła się w końcu na niego spojrzeć. Wzięła też pierwszy wdech od jakiejś minuty.
Miał już inny wzrok niż przed momentem. Znowu zaczął ze sobą walczyć.
Nie pożresz mnie? – szepnęła, chociaż zaraz potem wrzasnęła wniebogłosy, bo wyswobodził jej łydkę.
Upadła na plecy, wijąc się z bólu. Fergal musiał unieruchomić jej nogę podczas opatrywania, bo Manuela szamotała całym ciałem. Dopiero gdy rana przestała pulsować, Polka spojrzała umęczonym wzrokiem na narzeczonego.
Obejmij mnie.
Nie myśląc, wykonała rozkaz. Jeśli ją pożre, to pożre, przynajmniej noga nie będzie już tak potwornie boleć.
Pojękując, dała mu się podnieść. Starała się trzymać nogę nieruchomo, ale było to trudne.
To Devlin – wyrzęziła. – Dobrze wiedział, jak to się skończy. Musimy wracać tą samą drogą. Tylko tam nie ma pułapek.
Niestety, wywołała wilka z lasu, i to dosłownie. Pieprzony łowca pojawił się niemal niezauważenie, celując w nich z broni. Manueli zdawało się, że z tej samej co poprzednio, więc samego pistoletu się nie bała… ale Devlin był groźny i tak.
Jedynym katem i sadystą jesteś tu ty – wycedziła do niego przez zęby, gdy znowu wtrącił swoje trzy grosze. Całe szczęście, że tym razem nie sprowokował Fergala.
Uczepiła się mocniej ukochanego i przysunęła twarz do jego szyi. Kątem oka zerknęła na swoją nogę. Krew nadal solidnie płynęła – opaska ze swastyką cała przemokła. Na szczęście uciskała łydkę chociaż w niewielkim stopniu. Ale i tak…
Polka traciła krew, a gdy wampir klasy D traci krew, natychmiast robi się głodny. Manuela wiedziała, że to był zły moment na posiłek, jednak miała to przekleństwo, że trudno było jej kontrolować pragnienie, kiedy już ją dopadło.
Tylko troszeczkę, proszę. To tak piekielnie boli – wymamrotała niedaleko ucha Fergala. – Idź… idź od niego jak najdalej, a ja…
I bez uprzedzenia wbiła kły niedaleko obojczyka, przegryzając nawet fragment czarnego munduru. Szybko poczuła na języku słodki smak krwi. Nie myślała teraz trzeźwo, nie brała pod uwagę tego, że może osłabić Fergala – organizm łaknął pożywienia. Musiał je dostać.
Dość szybko przestała jednak pić, więc Schlecht nie stracił sił. Tylko że powodem, dla którego przestała…
Bum!
Fergal oberwał prosto w ramię – to, którym podtrzymywał tułów Sojki. Siła wystrzału szarpnęła jego barkiem, więc najpewniej puścił Polkę. Upadła na ziemię, wyjąc z bólu, bo oczywiście zaorała zranioną nogą o jakieś gałęzie.
Przestańcie oboje pierdolić – warknął chłodno Devlin, idąc w ich stronę. Zgrabnie wymijał wszystkie pułapki. – Mam tego, kurwa, dość. Jesteś jebanym katem, Schlecht, a nie jakimś bohaterem rodem z romansów. Mordujesz, gwałcisz czy pożerasz swoje ofiary, a już na pewno nie litujesz się nad żydowskimi kurwami, które mogą być co najwyżej workiem na spermę albo pierdoloną kolacją. Nawet nie wiesz, jak się, kurwa, zawiodłem – wysapał wściekle, stając w końcu tuż obok nich. Wycelował pistolet w stronę Manueli. – To co, mam zabić tę dziwkę, żebyś się wreszcie ogarnął, czy będziesz współpracować? Chyba czujesz, że tym razem tej suce naprawdę grozi niebezpieczeństwo?!
Manuela patrzyła z nienawiścią na Devlina, dysząc z bólu i narastającej wściekłości. Była bezużyteczna – nie miała jak bronić narzeczonego, nie miała nawet jak uciekać. Dostrzegła, jak wyglądała rana na ramieniu narzeczonego, więc domyśliła się, że tym razem kule były srebrne. Gdyby Devlin wystrzelił w jej głowę, Fergal zatraciłby się na zawsze i po jej śmierci już do końca życia pozostał katem.
Mogła tylko bluzgać na tego szaleńca w myślach. Schwyciła Fergala za dłoń, po której spływała krew z ramienia.
Niech wie, że nadal w niego wierzy.
Nim jednak Devlin zdążył wystrzelić, usłyszeli czyjeś szybkie kroki… i wyczuli dość znane zapachy.
Manuela rozpoznała Andrego – żyła przy nim w końcu przez wiele lat, już jako wampir. Woni Beletha nie znała.
Fergal z kolei z pewnością wpierw wyczuł swojego byłego pana.
Zza drzew wyłonił się najpierw Andre, a potem Beleth. Szlachetny już na wstępie do lasu wyczuł krew Sojki, a w połowie drogi krew Schlechta.
Tak jak mówiłem, żydówka mocno zraniona. Fergal nieco mniej, ale to raczej srebro – powiedział sucho, po niemiecku do swojego łowcy, robiąc mu przejście.
Pomimo że niegdyś uratował Manuelę i że ta przez lata myślała o nim jak o swoim panu, teraz ledwo rzucił na nią okiem. Polka więc sama zaczęła:
Andre, dlaczego do niego wróciłeś? Przecież… nie musiałeś. Pomogłeś mi!
Ścisnęła mocniej dłoń Fergala, aby pokazać ich solidarność, i uniosła się do siadu. Nie miała teraz czasu tłumaczyć, że już nie chciała zabijać Schlechta.
Andre jednak nie odpowiedział. Nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem. Zamiast tego podszedł do Fergala. Uważnie obejrzał ranę.
Jeśli wyjmiemy srebro, rana zacznie się szybko goić – oznajmił, patrząc z góry na swojego byłego przyjaciela.
Nic jednak nie zrobił bez rozkazu Beletha.
W końcu odezwał się też Devlin:
Jak ty go wychowałeś? Zajmuje się pierdoloną żydówką, jakby sam był jakimś jebanym chasydem, zamiast po prostu się nad nią pastwić! Widzisz jej nogę?! – zagrzmiał, wskazując ranę. – SWASTYKA! Ośmielił się skalać ten symbol brudną, żydowską krwią! A ta kurwa następnie go ugryzła! Jego, Niemca! – żalił się z wyraźną złością, machając pistoletem.
Zarówno on, jak i Andre byli gotowi do tego, by siłą wyprowadzić stąd narzeczeństwo. Wszystko zależało od Beletha – który z pewnością nie omieszkał teraz upomnieć Fergala na swój sposób.
Czyżby znowu mieli cofnąć się do obozu?
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 EmptyNie Lis 01, 2020 11:49 am

Przez moment nawet sam Fergal nie był w stanie określić, czy aby na pewno będzie w stanie pomóc Manueli, czy przypadkowo nie skrzywdzi jej. W końcu kiedy prymitywne zachowanie bierze w górę, nic innego nie ma znaczenia. Pragnienie zaspokojenia głodu staje się główną podstawą jestestwa wygłodzonego wampira. Manuela znalazła się na terenie łowieckim Fergala, który w głowie miał istną burzę emocji; niechęć do atakowania oraz nasilające się pożądanie. Mimo wszystko jednak liczył na swoją silną wolę; w końcu tyle lat starał się ćwiczyć lepsze życie wśród innych. Żeby wreszcie móc nie zagrażać.
I jakby nie patrzeć, to, co miało się niedługo wydarzyć, stanie się idealnym testem czy Fergal zdołał cokolwiek się nauczyć. Leżąca Sojka wśród trawy, krwawiąca i bezsilna. Niemalże pogodziła się własnym losem ofiary.
Nie mogła być pewna, czy narzeczony przezwycięży łaknienie i nie zostawi jej spokoju. Czekała na pierwszy atak, na pierwszy ból i okrutne wygryzienie. Fergal błądził ręką, obnażał zębiska i pomrukiwał bliski wpadnięcia w szał pożarcia.
Nic jednak takiego się nie stało.
Schlecht wygrał, co prawda z ogromnym trudem powstrzymywał się przed atakiem, ale mimo wszystko jeszcze trzymał się na nogach.
- Nie zamierzam cię więcej zostawiać.
Oświadczył ponurym głosem, dając do zrozumienia, że TE CZASY się już skończyły. Już nie było tego złowrogiego Rekina.
- Ani pożerać.
Dodał, przycisnąwszy ją do swojego ciała. Była bezpieczna. A przynajmniej tak mogło się wydawać, gdyby nie pojawienie się Devlina. Wampir nie wyglądał na kogoś, kto skacze z radości na widok heroicznego zachowania idola.
Był zniesmaczony.
Niemiec mimo tego chciał się wycofać, ale rudowłosy Rot nie fatygował się aby ich wypuścić całych. Przynajmniej nie w momencie, kiedy nie otrzymał tego, czego chciał. Rekin obserwował uważnie Devlina, który gadał jak najęty. Wtem Sojka wgryzła się w wampira, mimo iż ten nie zdążył nawet zareagować na jej słowa. Nie był to najlepszy moment na gryzienie, w końcu zdezorientowała Rekina.
Padł strzał.
Devlin wycelował w taki sposób, że ramię Fergala została postrzelone i to w dodatku te, które trzymało Manuelę. Naruszony bark pociskiem anty wampirzym bolał jak diabli. Wampir warknął, nie mogąc ani chwili dłużej unosić Polki. Wampirzyca upadła na ziemię. Kolejny raz przez las przeszedł jęk bólu umęczonej żydówki. Ileż jeszcze krwi będą musieli wylać?
Fergal spojrzał w kierunku rany, chwyciwszy się za nią. Tak szybko jednak się nie zagoi, w końcu anty wampirze pociski miały szkodzić wampirzej regeneracji.
- Ty jebany chuju, śmierdzisz tchórzem!
Zawył ze złości i z bólu. Pulsowanie rozchodziło się po całym ramieniu. Ale mimo to, stanął w taki sposób, żeby zasłonić Sojkę własnym ciałem. Devlin zaklął pod nosem; w innych okolicznościach zaśmiałby się, ale nie teraz. Obecnie rozdzierała go wściekłość oraz zażenowanie.
- JESTEŚ ZDRAJCĄ, SCHLECHT!
Krzyknął. Zapewne doszłoby do większej strzelaniny i Fergal z całą pewnością maszerował by na Devlina, chociażby miał zostać sitem przez nabój, lecz dane im nie będzie.
Wszyscy zatrzymali się, słysząc kroki oraz czując.
Schlecht z jawną złością wyłapywał sylwetkę wyłaniającą się z pomiędzy drzew. Czyli dobrze go wyczuł... Beleth w szarym prochowcu, dzierżący w palcach papierosa zmierzał ku nim. Wciąż kulał na jedną nogę.
Obok niego zjawił się Andre. Obydwoje nie wyglądali na bardzo zaskoczonych. Szlachetny zrelacjonował krótko stan, na co ludzki łowca skinął głową. Zaciągnął się papierosem. Palił wciąż te same.
Schlecht nie odstępował Manueli o krok, czując jak jej drobna dłoń chwyta się jego dłoni. Co teraz? Ma walczyć o wolność? Cóż, nie będzie mieć innego wyjścia. Nie podkuli ogona, aczkolwiek widok dawnego Opiekuna mieszał kolejny raz w głowie.
Ale gdy usłyszał co powiedziała Sojka, odwrócił się ku niej, gromiąc spojrzeniem. Zacisnął mocniej palce - nie chciał zadawać bólu - dla upomnienia. Niech się do Diabła nie odzywa!
Kiedy Andre podszedł, patrząc na ranę, Fergal wreszcie swoje milczenie.
- Naprawdę myślicie, że rzucę się do was i wszyscy razem sobie wrócimy tam, gdzie chcecie! NIGDY! BELETH! ZABIERZ SWOICH PODWŁADNYCH!
Zagrzmiał Schlecht. Devlin aż się pienił na pysku, Andre uniósł brew, ale nie specjalnie sie przejmował krzykami uciekiniera. Natomiast Beleth; podszedł do Niemca, stanąwszy z nim twarzą w twarz. Zimne lico człowieka pokryły już nieliczne zmarszczki; jak widać działanie krwi Andre nie powstrzymało czasu. Mimo to w oczach łowcy wciąż krył się złowrogi i władczy błysk.
Chciał już coś powiedzieć, kiedy Devlin dał głos. Darł się, skomlał i skarżył. Człowiek potarł skronie, przygryzając filtr papierosa. Chwilę po wyciągnął go z ust i skierował się do wciąż sapiącego się Rota.
- Zamknij się, idioto.
Rzucił oschle. Papieros został ugaszony na marnej kopii munduru Devlina. Wampir warknął w złości, ale już więcej nie napyskował. Odsunął się od łowcy.
- Andre, zabierz tą wampirzycę do samochodu i opatrz jej nogę. Devlin.
Przerwał, gdyż młodzik kolejny raz podszedł bliżej. Wściekły, a jednocześnie już w miarę ogarnięty, żeby słuchać rozkazów.
- Znajdź swój samochód i wracaj do domu.
Dodał, co oczywiście Rotowi się nie spodobało. Mimo lamentowania wykonał polecenie. A Fergal? Stał wciąż trzymając się za ranę. Jego napięte ciało było gotowe do ataku, a czerwone ślepia przeszywały łowcę na wylot. Był bliski szału.
Beleth uśmiechnął się.
- Naprawdę myślałeś, Fergal, że odpuszczę sobie mojego wychowanka? Mam do ciebie sentyment, bo byłeś jednym z pierwszych - wiesz o tym, prawda? Poza tym...
Westchnął ciężko niczym rozczulony ojciec widokiem kapryśnego synalka, który mimo swojego zachowania, wzbudza żal. Właściwie Beret tak traktował Niemca - jak syna. Sięgnął też do kieszeni prochowca, coś przygotował.
- Wciąż się nie nauczyłeś, że nie nadajesz się do ludzi. Nie umiesz żyć w spokoju; spójrz na siebie. Przez cały ten czas wylewa się z ciebie wściekłość, głód. Dlatego poddaj się i...
Nie dokończył. Jednym krokiem Niemiec doskoczył do dawnego pana, powalając go. Ciężar Schlechta okazał się nie do zatrzymania, nie mówiąc o sile. Beret zdążył więc zauważyć, że jego wychowanek nieźle przypakował. Czyli dbał o siebie cały czas.
Widok wielkich szczęk nie wzbudził jednak strachu; nie raz je widział. Ale czy kiedykolwiek skierowane ku niemu? Zdarzało się. Lecz nigdy nie miał zamiaru Rekin zabić.
A teraz?
- Panie Beleth!
Dało się słyszeć krzyk Andre, który zapewne przerwał opatrywanie Sojki. Musiał podbiec do łowcy i atakującego go Rekina. Jednak zatrzymał się w połowie drogi, dostrzegając jak ręka łowcy wbija coś w kark wampira, a ten drugi z kolei boleśnie wgryzł się w szyję. Nie minęło parę sekund, a Rekin uspokoił się. Dopiero wtedy Andre podszedł, pomagając człowiekowi wydostać się z pod ciała Schlechta. Skrzywił się też na widok rany, która krwawiła brzydko. Beleth machnął ręką. Z wewnętrznej kieszonki płaszcza wyciągnął małą fiołkę z wampirzą krwią - wiadomo czyja. Wypił ją od razu całą.
- Zaaplikowałem mu środek nasenny. Przenieś go do samochodu. Wracamy.
Rozkaże, nie brnąc w to, co wydarzyło się niedawno. Andre bez słowa więc wykonał rozkaz. Przerzucił ramię Schlechta przez swoje barki i uniósł go. Przeciągnął w stronę samochodu, sadowiąc na tylnym siedzeniu. Dobrze, że nie zaparkowali aż tak daleko.
Jeśli Mańka siedziała też w środku - obok Fergala - dostrzeże jak łowca zajmuje miejsce pasażera. Jego zimne oczy utkwiły w lusterku, doskonale widział twarz żydówki.
- Kopę lat, Sojka. Zakładam, że ogromnie się cieszyć z naszego spotkania.
Zaczął mówić PO POLSKU do kobiety, co zapewne mocno ją zaskoczy. Zerknął za chwilę na rekina, który spał oparty głową o drzwi samochodu. Poraniony, ze zniszczonym mundurem. Wzbudzał litość, lecz niemiecki łowca nie mógł okazać łaski, wszak podopiecznego czekała kara.
Ruszyli ku ich domostwu, znajdującego się tuż za laskiem. Z dala od Vitalego, od innych szalonych włosów. Niewielka posiadłość, otoczona murem i stalową bramą. Idealne miejsce na kryjówkę dla poskramiacza i jego świty. Minie trochę czasu nim tam dotrą. Więc Sojka na pewno powie to i owo, prawda?
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 EmptyNie Lis 01, 2020 11:32 pm

Dlaczego ten oszołom musiał ich męczyć za wszelką cenę, nawet gdy widział, że sprawa jest przegrana? Że Fergal nie chce znowu krzywdzić Manueli, ba – że w ogóle nie chce ponownie stać się tamtym potworem?
Czy narzeczeństwo będzie mogło kiedykolwiek liczyć na spokój? Kiedy mają naprawić relacje między sobą, skoro bez przerwy ktoś im w tym przeszkadzał?
Także teraz Devlin nie pozwolił odejść Fergalowi. Gdy tylko Rekin zasłonił Manuelę i spróbował się wycofać, łowca bez ostrzeżenia wystrzelił mu w ramię. Nie chciał ranić kamrata, ale… nie było innego wyjścia.
Manuela przyglądała się temu wszystkiemu z ziemi, walcząc z własnym bólem. Wystarczył jeden niespełna rozumu łowca, aby oboje okazali się bezbronni.
Czy to jej wina? Aż tak osłabiała Fergala?
I jeszcze nadeszli pieprzony Beleth i zdradziecki Andre. Zaczęła bać się o narzeczonego jak nigdy. Przecież wcześniej wystarczyły rozmowy telefoniczne, aby szalał – a co dopiero się stanie przy konfrontacji twarzą w twarz?
Zacisnęła mocniej zakrwawioną dłoń na dłoni Fergala, aby dodać mu otuchy. Nawet szepnęła:
Jestem z tobą.
Nie miała pojęcia, jak mogli wydostać się z tego lasu. Jedynym sposobem byłaby przemiana Fergala i ewentualna walka, ale…
Ale Andre był szlachetnym wampirem, Devlin okazał się nieprzewidywalny, a Beleth miał zbyt wielki wpływ na Rekina. Narzeczony miałby walczyć sam przeciwko im trzem? I jednocześnie jej bronić?
Nierealne.
Po pierwszych słowach do Andrego zamilkła, skoro Ferg ją bezgłośnie zganił. Najwyraźniej jako żydowska więźniarka i kobieta nie miała nic do gadania.
Zaczęła się dość emocjonalna wymiana zdań. Oczywiście, po niemiecku, więc Manuela rozumiała tylko co któreś słowo. Siedziała bezradnie przy Fergalu, przyczepiona do jego ręki niczym zwierzątko i zawstydzona, że w takiej chwili nie była nawet w stanie samodzielnie wstać i wesprzeć go choćby duchowo.
Padła decyzja odnośnie do Devlina, przez co ten się wycofał. A następnie Andre ruszył w jej stronę.
Nie, zostaw mnie! – zaprotestowała twardo, nie puszczając Fergala. Wręcz przeciwnie, schwyciła go jeszcze mocniej. – Nie zostawię go, doskonale o tym wiesz!
Andre westchnął cicho i kątem oka zerknął na Beletha. Rozkaz to jednak rozkaz, więc nie mógł zwracać uwagi na cierpienie Manueli. Schwycił ją za tułów i siłą odciągnął od Fergala. Jeśli ten się rzucał w obronie narzeczonej, to szlachetny spojrzał na niego twardo i wystawił w jego stronę pazury, pokazując, że jest gotów do walki.
Wziął Manuelę ostrożnie w ramiona i podniósł. Zaczął iść w stronę wyjścia z lasu. Polka jednak nie odpuszczała:
NIE! NIGDZIE NIE IDĘ! NIE CHCĘ! ZOSTAWCIE NAS! CZY WY NIE ROZUMIECIE, ŻE ON JUŻ NIE CHCE DO WAS NALEŻEĆ?! ŻE ON SIĘ ZMIENIŁ?! – krzyczała co tchu, patrząc to z rozpaczą na Ferga, to z nienawiścią na Beletha. – NIE MACIE PRAWA ZNOWU MI GO ODEBRAĆ, POTWORY!
Szamotała się w uścisku Andrego tak mocno, jak tylko mogła. Nawet tępy ból w nodze nie był w stanie jej powstrzymać przed biciem szlachetnego. Niemal drapała go pazurami i gryzła, ale Andre w końcu się zdenerwował. Jedną ręką schwycił jej nadgarstki i boleśnie zacisnął. Zawyła z bólu.
Uspokój się. Dołączy do nas później – ostrzegł, wynosząc ją już z pola widzenia.
Manuela rzuciła ostatnie spojrzenie narzeczonemu.
Fergal! Nie jesteś taki jak kiedyś, pamiętaj! – zakrzyczała jeszcze w bezsilności.
A potem została już tylko z Andrem.
Szlachetny zaniósł ją w ciszy do samochodu. Polka po drodze łkała i rozpaczała, nadal próbując się wyrwać, ale ten nic z tego sobie nie robił.
Myślałem, że chciałaś go zabić, a nie chronić. Chociaż nie powiem, jestem pewien podziwu, że jednak mu wybaczyłaś – odezwał się w końcu dość spokojnym tonem, gdy delikatnie posadził ją na tylnym siedzeniu.
Schwycił jej nogę i zdjął przemokniętą opaskę. Zaczął oglądać ranę.
Jak śmiesz tak mówić, skoro sam jesteś zdrajcą – wyrzuciła mu przez łzy. – Udawałeś, że od niego odszedłeś, zamieszkałeś ze mną, wmówiłeś mi, że jesteś moim panem, że dałeś mi życie, że powinnam być ci lojalna, a to wszystko było kłamstwo!
Pełna dumy, spróbowała wyszarpać nogę, ale Andre trzymał ją mocno. Przemywał akurat ranę. Na słowa Manueli niespecjalnie zareagował. Dopiero po paru sekundach spytał:
Wiesz, kto was zdradził? – Spojrzał Polce w oczy. – Kto nam powiedział, że tu jesteście? Kto bez przerwy namierzał twój telefon?
Wiedziała, ale postanowiła nie odpowiadać. Odwróciła wzrok, zaciskając mocno usta.
Czyli wiesz. Świetnie. To dzięki Gustawowi mogliśmy wysłać Devlina, a następnie sami tutaj dotrzeć. Nigdy nie ufaj mu ponownie, Manuelo. Zrobi wszystko, żeby was rozdzielić.
Nie masz prawa nikogo oceniać, skoro sam jesteś… – zaczęła boleśnie Sojka, bo nie chciała komentować zachowania Gustawa.
Doskonale wiedziała, że spieprzyła sprawę, kontaktując się z nim.
Andre akurat skończył opatrunek. Zacisnął mocno bandaż, po czym podniósł się na wysokość twarzy Manueli. Przerwał jej słowa:
Ale ja wiem, że was się nie da rozdzielić. Przetrwacie to. Tylko zachowuj się rozsądnie… moje dziecko.
NIE JESTEM TWOIM DZIECKIEM! Oszukiwałeś mnie przez tyle lat! – wybuchła, przepełniona żalem.
W odpowiedzi Andre wyjął kajdanki i przypiął rękę Sojki do drzwi auta.
Idę po… twojego narzeczonego. A ty w międzyczasie nawet nie próbuj uciekać. – Zaczął się oddalać, ale rzucił jeszcze na odchodne: – W sumie to niesamowite, że mu wybaczyłaś. Ale ja akurat doskonale wiedziałem, że to zrobisz.
I zostawił wściekłą żydówkę samą pośrodku ciemności.
Gdy dotarł do środka lasu, Fergal akurat rzucał się na Beletha. Szlachetny zdążył dobiec z chęcią pomocy – chociaż właściwie nie musiał. Przecież łowca potrafił sobie poradzić z wściekłym Rekinem.
Pewnych rzeczy się nie zapomina, prawda?
Andre bez słowa podszedł do nieprzytomnego Fergala.
Pozbędę się tego srebra – zaoferował. – I niech pan powie, do diabła, Devlinowi, żeby schował te wszystkie pułapki. Chce wybić cały las?
Bądź co bądź Andre nie pochwalał takiej bezmyślności. Skoro już upolowali narzeczeństwo, po co zostawiać te zabawki?
Raz-dwa poradził sobie ze srebrem, które utkwiło w ciele Fergala. Miał ze sobą długą pęsetę, więc sprawnie wydłubał pocisk. Nieprzytomny Rekin nie rzucał się na szczęście z bólu. Teraz rana zacznie goić się momentalnie.
Wymacał też przez ubranie telefon. Nie wiedział co prawda, że należał do Manueli, ale i tak na wszelki wypadek oddał go Belethowi. Następnie przeniósł Rekina do auta, gdzie czekała już stęskniona i przerażona Polka.
Co mu zrobiliście! – zaczęła od razu lamentować, wyrywając się do narzeczonego.
Andre posadził nieprzytomnego Fergala z tyłu i wreszcie uwolnił rękę Manueli. Ta natychmiast dopadła do ciała Rekina. Wiedziała co prawda, że go nie zabili, ale i tak obadała mu serce.
Biło normalnie.
Odgarnęła czarne włosy z twarzy i objęła delikatnie jego głowę. Przytuliła się do jego ciała.
Nie, nie rozdzielą ich.
Andre zauważył te czułe gesty i rzucił Belethowi ukradkowe spojrzenie.
On będzie chciał przyjechać jak najszybciej, żebyś dopełnił swojej części umowy – mruknął po niemiecku. Specjalnie nie wymienił imienia Gustawa, bo nie chciał, by Manuela coś zrozumiała. – Oddasz mu ją? Myślisz, że jeśli on ją weźmie, to Rekin będzie posłuszny?
Manuela tymczasem spojrzała hardo w lusterko. Nie bała się Beletha. Devlinowi nie udało się zmusić jej do roli cichej więźniarki.
Teraz była zranioną i wściekłą kobietą, której odebrano ukochanego, którą znowu spróbowano zniewolić, która rzekomo nic nie mogła zdziałać.
Jeszcze czego. Niech zapytają Fergala, czy faktycznie jest taka beznadziejna i przewidywalna, jak sądzili.
Kobiet jej typu się nie wkurwia.
Nie będzie cię słuchał – odparła zimno Belethowi. – Nie wybaczy ci, jeśli mnie zabijesz. Nie wybaczy ci, jeśli cokolwiek mi zrobisz. Nie będzie ci dłużej posłuszny. On z tym skończył, rozumiesz? Choćbyś i chwilowo zmusił go do bycia katem, to prędzej czy później się przeciwstawi. Tak jak kiedyś.
Nie łudziła się, że Fergal sprzeciwi się Belethowi całkowicie. Wiedziała, że łowca pewnie wypierze mu mózg, przez co Niemiec przez jakiś czas będzie posłuszny. Pytanie – jak długo?
I czego chcieli od niej?
Cokolwiek to nie miało być, będzie musiała to znieść, wiedziała o tym. Dla dobra Ferga. Obiecała mu, że go nie zostawi.
Zresztą czemu miałaby to robić, skoro dzisiaj ostatecznie zwyciężył nad swoją sadystyczną naturą?
Do końca podróży się nie odzywała, chyba że Beleth lub Andre wyraźnie się do niej zwrócili. Trzymała tylko w swoich ramionach ciężkie ciało Fergala i tuliła własny ciepły policzek do jego zimnego policzka. Mężczyźni z przodu auta z pewnością mieli niecodzienny widok (w końcu obaj pamiętali, co Rekin robił Manueli), ale cóż – kobieta chciała im pokazać, że będzie walczyć o Fergala.
Choćby i swoimi marnymi, białymi skrzydełkami.

Gdy w końcu dojechali, od razu dostrzegła dwie sylwetki: Unziego i Claudii. Na ten widok wściekła się ponownie.
Szalony wampir zawsze miał dziwne odchyły i nigdy nie wiedziała, czy jej czegoś nie zrobi, a wampirzyca…
Manueli od razu stanęła przed oczami Sophia.
Wdech, wydech.
Nie, oni nie mogli mieć razem dziecka. Fergal się zarzekał, że tak nie było.
Wierzyła mu. Chciała.
Jeżeli Rekin się już wybudził, to Manuela wyszła z nim z auta, nie wypuszczając z dłoni jego czarnego munduru, którego się uczepiła. Jeśli nadal spał, to do pomocy doskoczył Unzi.
Tak czy siak Polka warknęła na niego wściekle, gdy tylko się zbliżył. Zasłoniła też swoim ciałem narzeczonego. Noga już się goiła, więc mogła na niej przez chwilę ustać. Szalony na to się roześmiał.
Och, ptaszynko, ależ bronisz swojego wilka! Wzruszyłem się! – I aby ją wystraszyć, kłapnął niedaleko zębiskami, a następnie oblizał wargi. – Ja to chyba byłem wobec ciebie zbyt łagodny w obozie, że mnie tak czule nie traktujesz. Ale wszystko jeszcze można zmienić, prawda?! Ferg, Andre – czas na holocaust 2.0! – oznajmił dumnie.
Claudia tymczasem podeszła do Beletha. Z dumnie wyprostowaną sylwetką, w pięknej sukni, skłoniła się przed łowcą. Manuelę zgromiła wzrokiem, a następnie wlepiła oczy w Fergala.
Był jeszcze lepiej zbudowany niż dawniej. Bardzo dobrze.
Co z nimi zrobić? Może żydówkę oddać chłopakom, żeby się zrelaksowali, a potem niech ją zjedzą? Chyba już nie jest potrzebna? A Fergala chętnie zaprowadzę do pokoju – zaoferowała spokojnie, po niemiecku.
W samej rezydencji było jeszcze parę wampirów, które wyglądały przez okno. Czyżby Beleth naprawdę sprowadził tu wszystkich swoich podopiecznych?
A może Włochy to tylko przystanek i planował jechać jeszcze dalej?


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Wto Lis 03, 2020 8:30 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 EmptyPon Lis 02, 2020 2:13 pm

Protesty Manueli na nic się nie zdały. Chociaż całą sobą wspierała Fergala oraz błagała Los o lepszy przebieg wydarzeń; nic nie chciało jej pomóc. Obydwoje byli wręcz skazani na Beletha i jego świtę. Oczywiście Rekin brał pod uwagę ucieczkę, lecz na jak długi odcinek byliby w stanie uciec? Beleth ma przewagę liczebną, w dodatku teren lasu skrywa między drzewami i wśród trawy liczne pułapki pozostawione przez Devlina - swoją drogą młody dostanie solidny opierdol za tak bezmyślne rozstawienie pułapek po sporym obszarze lasu.
W dodatku nawet Andre zauważył działanie Rota, nie mogąc przez co powstrzymać się od komentarza.
- Taki mam zamiar.
Skwitował krotko łowca. Musiał wypalić na szybko kolejnego papierosa, żeby odrobinę się znieczulić. Przystanął też na powierzchowne opatrzenie Rekina - wyciągnięcie kuli poszło szybko, acz rana wyglądała paskudnie. Na lamenty Manueli raczej nikt nie zwróci uwagi, ulokowano Fergala w środku i zatrzaśnięto za nim drzwi. Polka na czas podróży miała go na własność.
Wiedzieli już, że para nie będzie w stanie im umknąć: jedno z nich zostało uśpione, a drugie w sytuacji bez wyjścia. Niemniej musieli pozostać czujni, albowiem Sojka nie była niczym związana. Chociaż szansy na obronę nie miała, to jednak szkód mogłaby im narobić. Dlatego też Beleth - mimo odniesionej rany - czuwał, mając pod ręką przygotowaną broń. Wystarczyłby jeden strzał, żeby posłać Sojkę na tamten świat. Beret co chwila przyglądał się czułością wampirzycy wobec swojego kata. Aż był pełen podziwu Sojce, która była w stanie wybaczyć sadyście wszystkie jego krzywdy oraz zgodzenie się na to chore narzeczeństwo. Właściwie dziwił się też Fergalowi: pozwolił sobie obcemu szlachetnemu wejść na głowę zmuszając do narzeczeństwa. Niemalże parsknął śmiechem, lecz zamiast tego chrząknął, czując przy tym dotkliwy ból szyi. Niemiec wgryzł się wyjątkowo brutalnie, więc gdyby nie krew Andrego, mogłoby być z nic naprawdę kiepsko.
Z zamyślenia wyrwały go słowa szlachetnego. Beret potarł dwu lekko zarośniętą brodę palcem wskazującym i kciukiem. Na samą myśl o tym szalonym kolesiu z obsesją odczuwał lekką złość. Lecz czy pozwoli, żeby jakiś wampir dyktował warunki?
- Zastanowię się czy w ogóle zostanie dopuszczony. Ta wampirzyca jest niezbędna, co znaczy iż nie będę mógł się jej pozbyć.
Wyraził się jasno, na co Andre jedynie skinął głową. Już oczyma wyobraźni widział jak Gustaw wpada w złość, wścieka się i za wszelką cenę będzie próbować odebrać im Manuelę.
Oby tylko arystokrata nie wpakował się w wielkie bagno przez zadarcie ze Świtą.
Nie mogło się też obyć bez silnej Sojki, starającą się wytłumaczyć Beretowi, że Fergal już nie jest tą samą osobą co kiedyś. Pogromca zaśmiał się krótko.
- Dlaczego tak nerwowo reagujesz? Przecież nie chcę robić z niego kata. Te czasy już minęły, moja droga, po prostu chcę żeby Fergal znalazł się z bezpiecznym dla siebie i otoczenia miejscu. Sama doskonale wiesz, że z takim wampirem jest żyć ciężko. I chciałbym cię też poinformować, że nie mam zamiaru pozbawiać cię życia. Jeśli nie zależałoby mi na tobie, pozbyłbym się ciebie już w lesie. Zastanów się nad tym.
Odpowiedział, acz przy ostatnim słowie zakaszlał. Wiek już nie ten sam, oraz te pieprzone ugryzienie.
- Trzyma się pan?
Spytał chłodno wampir, będąc skupionym na drodze. Łowca mruknął w odpowiedzi coś pod nosem odnośnie dobrego samopoczucia. Skoro nic złego się nie działo, nie wypytywał o nic przez całą podróż.

Cała droga minęła w spokoju. Beleth z Andre od czasu do czasu rozmawiali o czymś mniej istotnym w języku niemieckim, Jak widać nie chcieli, żeby Sojka wiedziała o czym mówią. Dopiero gdy się zatrzymali poza murami terenu posiadłości, Andre oświadczył o zakończeniu podróży. Schlecht zaczął się powoli wybudzać. Niestety wciąż odczuwał skutki podanego mu leku; jak widać nie tylko miał go uśpić, lecz też osłabić. Andre z Beretem opuścili samochód. Ten pierwszy po rozciągnięciu kości ramion, przeszedł na stronę Fergala. Wyprzedził go jednak szalony Unzi; wampir był aż tak podekscytowany, że aż nie umiał usiedzieć na miejscu. Pomógł Ferglowi opuścić samochód, lecz gdy Rekin znalazł się już na zewnątrz, popchnął szaleńca. Oczywiście Unzi zareagował śmiechem. A jeszcze bardziej gdy Polka zechciała osłonić narzeczonego własnym ciałem. Szlachetny nie skomentował słów wampira, skupił się bardziej na złapanej parze. A co do samego Fergala... Na kłapnięcie zębami i durny tekst o Obozie 2, zareagował:
- Zaraz tobie urządzę HOLOCAUST 2.0
Mimo osłabienia i tak się wydarł. Unzi zaśmiał się jeszcze głośniej.
- Nie atakuj go od razu, Unzi. Niech wasz brat ochłonie - nie jest w końcu sobą.
Odezwał się Beleth, podchodząc do wampirów. Wśród nich znalazła się Claudia - przywitała należycie łowcę, a na Fergalu zawiesiła oko. Nie mogło obyć się bez propozycji, na co łowca zareagował jednak zaprzeczeniem.
- Nie, Claudio. Manuela nie może zostać waszą zabawką. Mam dla niej specjalne zadanie... - przerwał, albowiem wtrącił się Schlecht. Andre z Unzim szybko do niego doskoczyli, widząc wymalowaną na jego twarzy złość. Chociaż nie robili nic, wszak Rekin nie odstępował od Sojki na krok. Potrzebowała jego ochrony, a samotna polka stanowiłaby łatwy cel dla innych krwiopijców.
- Dlaczego jesteś tak uparty? PRZECIEŻ WIESZ, że już nic nie będzie tak samo! BELETH! Skoro uważasz się za OJCA, to może pora zacząć myśleć jak rodzic?! Odpuść nam, a jeśli nie mi, to chociaż jej!
Wskazał na Manuelę. Nie powinna tutaj przebywać, nie z winy Fergala. Unzi zagwizdał z podziwu, Claudia warknęła, a pozostali: Beleth wraz z Andre spojrzeli po sobie w ciszy. Ten pierwszy się odezwał, zmieniając dzielącą ich odległość. Fergal nie cofał się o krok, zasłonił tylko bardziej Sojkę, groźnie obnażając też kły. Był gotowy zaatakować.
- Przestań zgrywać bohatera, Fergal. Ile razy mam ci powtarzać, że zabawa SKOŃCZONA? Dość uciekania, dość udawania tego KIM NIE JESTEŚ!
Podniósł głos, a stanowcza postawa wzbudzała szacunek. Nawet szalony Unzi nie miał ochoty rechotać. W ciszy mogli obserwować pojedynek pomiędzy panem, a dawnym wychowankiem. Co dalej? Czy dojdzie do walki?
- Zawsze mogę się rozmyślić i rozkazać zastrzelić ją. Wtedy twoje nawrócenie rozegra się w mało przyjemny sposób. Wybieraj, Fergal: grzecznie się wycofasz albo koniec z narzeczeństwem.
Syknął złowrogo. Użył nawet Polskiego, żeby Sojka mogła wszystko zrozumieć. Kolejny raz też Rekin został usadowiony pod ścianą: ochrona Polki czy walka do końca. Zacisnął wąsko usta, pięści zaciśnięte... zaczęły się powoli rozluźniać.
Przegrał.
Nie mieli obecnie żadnych szans.
Beleth uśmiechnął się triumfalnie, wyciągnął też dłoń, aby poklepać Fergala po głowie.
- Dobry Rekin.
Pochwalił go, zerknąwszy również na Manuelę. Kobieta zapewne nie jest zadowolona, że przez nią Fergal został zagoniony w kozi róg i poświęcił własną wolność, aby ją chronić.
- Stanowicie naprawdę wzorowe narzeczeństwo, szkoda jednak, że całą lojalność pochłonęłaś ty - ale da się to odwrócić.
Puścił oczko kobiecie i kulawym krokiem, odszedł. Rozkazał Unziemu ogarnąć samochód, Devlinowi - który zaparkował nieopodal - kolejny raz nakazał powrót do lasu i uprzątnięcie pułapek. Rot jęknął w złości i z trzaskiem drzwi od samochodu, wrócił z powrotem do lasu. Jak widać Beret ukarał także jego.
Andre podszedł do Fergala, nakładając mu na dłoń ciasną bransoletę blokującą moc.
- Nie próbujcie tego ściągnąć; dowiemy się.
Uprzedził, zakładając również i Polce ozdobę. Zalśniły lekkim światłem, dając znać, że aktywowały się. Fergal ujął dłonią bransoletę. Wbił w nią pusty wzrok. Następnie zostali skierowani do środka domu; duży, przestronny dom. Kilka sypialni, salon, kuchnia z jadalnią. I aż trzy łazienki. Manuela z Fergalem mieli zająć jednak pokój w piwnicy; zamiast drzwi krata, a w każdym rogu kamera. Na środku stało dwuosobowe łóżko, oraz naprzeciwległych ścianach kajdany z łańcuchami. Póki co nie zamierzali ich używać.
- Pan Beleth postanowił, że na pewny czas odseparujemy was od reszty, zwłaszcza ciebie Fergal. Musisz od nowa się przyzwyczaić.
Przekazał Andre, otwierając kratę. Rozsuwane wejście, zapewne blokowane też elektrycznością. Ręką nakazał im aby weszli.
- To dla waszego dobra.
Dodał, zamknąwszy za nimi jedyne wyjście. Szczęknięcie zamka oraz lekkie bzyczenie przy kracie potwierdziło iż ich wolność została im odebrana. Fergal wstrzymał oddech, nie mogąc nawet spocząć na łóżku. Plecami oparł się o ścianę. Poza łóżkiem znajdowała się tutaj też umywalka - nie było natomiast lustra. No i stolik z dwoma krzesłami. Typowa cela z niewielkim luksusem. Co gorsza rana nie została do końca opatrzona. Spojrzał w jej kierunku, uprzednio ściągając górną część munduru. Całą rękę miał we krwi.
Nie odzywał się nic do Sojki, w końcu musiał zebrać myśli, no i przede wszystkim było mu głupio że nic nie zrobił. Mógł walczyć, poświęcić się, ale wybrał milczenie.
Lecz z drugiej strony, czy miał jakąkolwiek szansę?
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 EmptyWto Lis 03, 2020 9:58 pm

Beleth niepotrzebnie się martwił. Manuela za nic nie spróbowałaby teraz ucieczki z auta. Po pierwsze, nie była w stanie ani chodzić, ani latać, a po drugie (ważniejsze) – nie zostawiłaby Fergala. Nie było szans.
Jak niby miałaby bez niego żyć?
Zamiast tego niech potworny łowca wie, że między nią a Rekinem znowu jest więź, i tym razem o wiele głębsza niż w obozie. Bez względu na ukradkowe spojrzenia Beletha czy Andrego Manuela tuliła więc do siebie narzeczonego, jakby bojąc się oddalić od niego choćby na metr.
Fergal był w bezpiecznym miejscu – odcięła się sucho Belethowi. – Z dala od ciebie i twojej świty. Nie bez powodu od ciebie odszedł i nie chce wrócić.
Nie skomentowała kolejnych słów, ale faktycznie wiedziała, że skoro wzięli ją ze sobą, a nie zabili, to do czegoś będzie potrzebna. Czy potraktują ją tak, jak potraktował ją Hiro? Będą chcieli przy jej pomocy wymusić na Fergalu posłuszeństwo?
Czy nie widzieli, że – paradoksalnie – wcale nie będzie wtedy takim sadystą, jakiego by chcieli – ponieważ będą nim kierować nie tylko żądze, ale też uczucia?
Nie umknął jej pogorszony stan Beletha. Właściwie dopiero teraz zastanowiła się nad jego wiekiem. Przecież ten facet już od dawna powinien leżeć w grobie.
Może jego starość okaże się wybawieniem dla narzeczeństwa?...

Czuwała przez całą podróż, na wypadek gdyby Fergal zaczął się przebudzać. Gdy w końcu dojechali, oczywiście nie opuściła go ani na krok. Widziała, że czuł się osłabiony, więc podtrzymywała go za ramię i przejęła na siebie trochę jego ciężaru. Noga ją przez to bardziej rozbolała, ale gdy tylko Manuela dojrzała Claudię oraz Unziego, który zaczął naruszać ich przestrzeń, to rana zeszła na dalszy plan.
Przycisnęła do siebie mocniej ramię Fergala, stając przed nim. Spojrzała bojowniczo na Unziego.
Ignoruj go, to tylko ten głupi szaleniec – szepnęła do narzeczonego, gdy się zdenerwował.
Nie ma co tracić sił na obłąkańca.
Sama Polka spojrzała za to z wyraźną niechęcią na Claudię. Starsza wampirzyca zdawała się mieć żydówkę totalnie gdzieś – ledwo nawet zauważyła jej obecność. Manuela co prawda nie wiedziała, o czym rozmawiała z Belethem, ale i tak poczuła się zagrożona.
Zacisnęła paznokcie na skórze Fergala.
Był jej. Żadna Niemka tego nie zmieni.
Sam Rekin wkurzył się ponownie i doszło do kłótni pomiędzy nim a Belethem. Tym razem Manuela się nie wtrącała. Przynajmniej zranienie zagoiło się już na tyle, że mogła stać dumnie przy narzeczonym.
Syknęła wściekle, gdy Beleth znowu zagrał nieczysto i zagroził Fergalowi jej śmiercią. Czyli co, tak ma to wyglądać? Tak chce zmuszać Rekina do posłuszeństwa?
I jednocześnie pogrążać Polkę coraz bardziej?
Nie wątpiła, że Fergal czegoś takiego długo nie zniesie. Przecież nie da rady żyć jako niewolnik. W końcu oszaleje. Odda wtedy jej życie w zamian za własną ucieczkę?
Nie odpowiedziała Belethowi, patrzyła jedynie za nim z nienawiścią. Taki sam wzrok wlepiła w Andrego, gdy nałożył im bransolety.
Jej było to obojętne, w końcu od miesięcy i tak dusiła się we własnym ciele z polecenia Hira. Przyzwyczaiła się już. Ale Fergal…
Spróbowała wyczytać coś z jego twarzy, jednak nie dała rady. Jakby wyprali go ze wszystkich uczuć. Aby dodać mu choć trochę otuchy, schwyciła więc jego rękę, podążając za Andrem. Oboje narzeczeni nadal mieli na ciele mnóstwo zaschniętej krwi.
W ciszy rozglądała się po korytarzach, przez które przechodzili. Wiedziała co prawda, że potencjalna ucieczka będzie piekielnie trudna, zwłaszcza że Andre prowadził ich do celi, ale nie mogli tracić nadziei.
Gdy w końcu została sama z Fergalem w ich nowym apartamencie, wpierw uważnie obejrzała urocze pomieszczenie.
Kamery, łańcuchy, ogromny chłód, twarde krzesła. Chwała, że dostali przynajmniej umywalkę i łóżko. Fatalnie jednak, że mogli być obserwowani przez całą dobę. Nie zdziwiłaby się, gdyby był tu także podsłuch.
Fergal oparł się o ścianę, a ona bez słowa podeszła do umywalki. Odkręciła wodę – była lodowata nawet dla wampira.
Przemyła ręce z zaschniętej krwi, po czym przetarła wilgotne dłonie o pasiak. Niemal zapomniała, że nadal miała to cholerstwo na sobie, a Fergal ciągle był w mundurze. Aż poczuła się gorzej.
W końcu podeszła do narzeczonego. Stanęła tuż przed nim. Martwiła się, że ktoś może ich słuchać, więc wolała mówić cichutko.
Tylko się nie obwiniaj – wyszeptała, gładząc go przez chwilę po klatce piersiowej.
Pocieszała dawnego kata w nazistowskim mundurze. Ona, żydówka w więziennym stroju.
Wyjdziemy stąd – obiecała, jakby to od niej zależało.
Schwyciła delikatnie jego rękę i przyjrzała się ranie. Przełknęła głośno ślinę, powstrzymując się przed zlizaniem krwi. Nie, nie mogła się posilić.
Musiała być silna. Chociaż raz.
Pazurami rozpruła swój pasiak w okolicach ud, odrywając dwa szerokie fragmenty czystego materiału. Chwała Devlinowi, że podarował jej nowe i nieużywane wdzianko.
Jeden zmoczyła pod kranem, po czym powróciła do Fergala. Przemyła ostrożnie ranę, a następnie zaczęła ją bandażować przy pomocy drugiej szmatki.
Beleth zawsze będzie groził, że mnie zabije, jeśli nie wykonasz jego rozkazu, wiesz o tym? – spytała cicho, zajmując się raną. – Po to tu jestem. I będzie posuwał się dalej i dalej, aż całkowicie mu ulegniesz – dodała smutno. W końcu oparła głowę o jego zdrowy bark i zaciągnęła się zapachem narzeczonego. – Będziesz mu posłuszny?
Jeśli ich obserwowali (a na pewno tak było), to Manuela znowu dała im pokaz słodkiej narzeczonej. Unzi pewnie miał ubaw po pachy.
Ferg, będziemy potrzebowali pomocy z zewnątrz – zaczęła po kilku sekundach ciszy. – Albo Hiro i Vitale, albo… znam na pamięć tajny numer do Nikołaja. On by nam pomógł, tylko że… na pewno będzie chciał czegoś w zamian. No i musielibyśmy ukraść telefon.
Nie dodała, że Nikołaj nadal był przekonany o tym, że Manuela szuka Fergala, by go zabić. To nie czas na kłótnie. Wyjaśni wszystko narzeczonemu kiedy indziej, gdy już będą bezpieczni.
O ile kiedykolwiek tak będzie.
Cóż, Fergalowi pewnie żadne z tych rozwiązań się nie podobało, ale naprawdę nie mieli wyboru. Rekin nie był już samotną wyspą, która mogła wybić dziurę w ścianie i po prostu zwiać, zostawiając za sobą trupy. Musiał mieć z tyłu głowy bezpieczeństwo Manueli – nawet jeśli kobieta mu ciążyła. Taka tam odpowiedzialność narzeczeńska.
Ona sama czuła się fatalnie z tą myślą. Wiedziała, że stała się dla Fergala kulą u nogi i że to przez nią znaleźli się w takim, a nie innym położeniu.
Gdyby tylko wtedy nie posłuchała Devlina, gdyby nie poleciała sprawdzić, co robił narzeczony… albo gdyby przynajmniej wróciła po tym do willi i tam czekała na Niemca, nie uciekając na miasto…
Spuściła jeszcze bardziej głowę, zaciskając dłonie na jego mundurze.
Cholera, dlaczego zawsze działała pod wpływem emocji?
Niebawem usłyszeli czyjeś głośne kroki oraz wesołe nucenie. Unzi.
Manuela spojrzała na niego z niechęcią, nie odsuwając się od Fergala. Szaleniec oczywiście się nie zraził. Podszedł do kraty i przewiesił przez nią obie ręce.
Również miał na sobie czarny mundur. Wyglądał w nim dokładnie tak jak kiedyś.
Uśmiechnął się upiornie do pary.
No i co tam, słodkie gołąbeczki? – Puścił im oczko. – Ale zabawa, co nie?! Niemal jak za dawnych lat! Czuję ogromną nostalgię! Aż wdziałem moje stare ciuchy, szkoda, żeby się kurzyły! Znowu czuję się jak prawdziwy nazista!
Obejrzał ich pokój z góry na dół. Zagwizdał z podziwem.
Ale dziura, nie, Ferg? Pewno ci tęskno za tamtym pokojem! Chociaż dla drogiej Mani to luksusy, w końcu może leżeć nawet na miękkim łóżku! – Nie mógł się powstrzymać przed małym szyderstwem. Zarechotał sam z własnego żartu.
Polka jednak nie dała się sprowokować.
Czego chcesz? – spytała chłodno.
Aa, przyszedłem sobie tylko pogawędzić z PRZYJACIELEM – wlepił dziki wzrok w Fergala – który się ze mną nawet należycie NIE POŻEGNAŁ, gdy odchodził. Tak się nie robi, stary!
Pogrzebał w kieszeni i wyjął z niej zawiniątko. Rozłożył je na dłoni, którą wystawił w stronę Ferga.
Trzy ludzkie gałki oczne. I to świeże, jeszcze zakrwawione. Najwyraźniej Unzi wydłubywał je niedawno jakimś biedakom.
Skinął głową do narzeczeństwa, chcąc ich zachęcić do podejścia.
Skuszą się na mały poczęstunek?
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 EmptySro Lis 04, 2020 10:26 pm

W odpowiedzi na słowa Sojki, Beleth jedynie się ponuro zaśmiał. Według niego, kobieta nie znała na tyle dobrze Fergala, żeby wyciągać o nim takie wnioski. Co też Rekin nagadał kobiecie?
Cóż... Jak widać każdy miał swoje zdanie na ten temat. Każdy myślał, że wie najlepiej, a tak naprawdę nikt nie siedział w głowie Rekina i nie zna prawdziwych myśli.
Czas pokaże, póki co para narzeczonych niczym więźniowie porywaczy musieli zostać zamknięci i być pod obserwacją, co obojgu się nie spodobało. Chociaż Schlecht powinien wierzyć w niechęć do krzywdy przez opiekuna, to jednak nie potrafił się zdobyć na nic. Niemrawo spoglądał w stronę kamer. Zapewne Belethowa świta ma wielki ubaw, widząc dawnego brata w klatce i to jeszcze z jego narzeczoną. Że też taki los musiał ich spotkać; dobra, sam zapewne zasłużył.
Ale Manuela?
Co ona komu zrobiła, że wpadła w szpony pogromcy i jego demonicznych wychowanków? Przecież mogła spokojnie żyć. A tak? Wpakowała się razem z Niemcem w poważne tarapaty. Niby jak nie miał się obwiniać?
Przyglądał się ranie w ciszy. Dopiero zwrócił uwagę na wampirzycę, gdy ta do niego podeszła.
Jak ona mogła tak myśleć? Skrzywił się, aczkolwiek nie skomentował głośno. Ostatnią niechcianą rzeczą jaka mogłaby ich spotkać, byłaby kłótnia. Dlatego chwycił jedynie dłoń kobiety, ścisnąwszy lekko na niej palce.
Wyjdziemy stąd.
- Oczywiście. Tylko musimy mieć plan. Nie możemy dopuścić, żeby wygrali.
Warknie w złości. Wypuści rękę Manueli, skoro się odsunęła.
- Szkoda, że wciąż nie mam żadnego w głowie.
Dorzucił również ostro co poprzednio, lecz pretensje miał do siebie. Nie mógł znieść tego, iż nie potrafił znaleźć wyjścia. Nie może zostać tu z Manuelą; każdy wie jakie owe spotkanie po latach może mieć zakończenie.
Obserwował co robi Polka: niszczy pasiak, jedną część moczy w zimnej wodzie, aż wreszcie powraca do Rekina i pomaga mu przy ranie. Syknął pod nosem, wytrzymując jednak dzielnie. Srebro nieźle uszkodziło mu bark. Co prawda zagoi się, ale nie będzie tak szybko, jak po zwykłej kuli. Poza tym był osłabiony na skutek utraty krwi i głodu.
Co do pytania, skinął głową. Zdawał sobie sprawę z przebiegłości Beletha; pokazał w końcu jak nieczysto gra.
- Tak, wiem. Zrobi wiele, żeby postawić na swoim i nie chodzi już o to, że będę znowu pod jego rozkazami - tutaj chodzi o pokaz siły. Pragnie wygranej.
Rozmasował kark. Jakoś nie przeszkadzało mu oparcie się Polki o jego ramię. Westchnął jedynie ciężko. Naprawdę znaleźli się w głębokim, śmierdzący, bagnie.
- Rety, Mańka. Naprawdę myślisz, że legnę mu do stóp? Nie zamierzam tego robić. Wymyślę coś, żebyś była bezpieczna. Devlina jakoś przechytrzyłem... No, może pod koniec.
Starał się uśmiechnąć, co w rekinim przypadku było rzadkością. Chociaż trochę podnieść na duchu.
Potrzebować pomocy z zewnątrz...
Dlaczego poczuł się gorzej? Złe przeczucia? A może brak wiary w jego możliwości? Zmarszczył brwi, a lico wykrzywiło się w posępnym wyrazie.
- Jasne, tylko skąd weźmiesz telefon?
Odwarknął w odpowiedzi. Cóż, spalił na panewce, więc trzeba wezwać herosa, żeby im pomógł. Aż musiał wstać żeby rozprostować kości i nie wybuchnąć złością. Właściwie uczynił dobrze, bo akurat właśnie odwiedził ich Unzi.
Rekin skierował wzrok w jego stronę. Szalony jak zawsze, tylko z większą ilością piercingu i dłuższych włosach. Kiedyś się uwielbiali, traktowali jak bracia... Właściwie Schlecht wobec nic też zachował się podle, nie byli winni zachowania Beletha. Wszak poruszali się na tym samym wózku.
- Odpuści, Unzi, durne żarty. Wiesz, że i tak nie będę się z nich śmiać. Obóz już dawno się skończył i był jednym, wielkim gównem.
Odezwał się chłodno, mierząc go ponuro. Unzi zaśmiał się krótko, albowiem znowu zaczął swoje. Czyżby osiągnął apogeum szaleństwa? Możliwe, w końcu wciąż trwał przy Berecie.
Rekin podszedł do krat, chciał lepiej widzieć gościa. Dostrzegł co trzymał w dłoni.
Ten wampirzy wariat nigdy się nie zmieni.
- Gdybym powiedział ci prawdę, mógłbyś mnie wydać Belethowi.
Nie chciał się usprawiedliwiać. Unzi podniósł łeb na Rekina, lustrując jego sylwetkę. Wciąż w palcach miętosił oczy.
- Może tak, a może nie! Nie wiem! NIE CHCIAŁEŚ SPRAWDZIĆ! Ale, ale co było to minęło! teraz mamy nowe piekło, co nie SOJKA? Chcesz oczko?
W ostateczności zwrócił się do Mańki. Pomachał jej wydłubanymi gałkami ocznymi. Po jedną nawet sięgną i polizał.
- Są takie świeże! Pamiętasz? Lubiłeś też takie oczka zjadać! Ileż było od tych żydów! Różnokolorowe i chyba każdy kolor miał inny smak.
Świergotał jak szalony, pokazując na oczy. Fergal mimo ochoty posmakowania małej przekąski, starał się nie zwracać uwagi. Pochylił się odrobinę, uważając oczywiście na kraty.
- Unzi. Skończ się wygłupiać i powiedz o co ci chodzi. To Beleth cię przysłał? Masz skusić nas oczami? Czy co? MÓW!
Nie utrzymywał już nerwów. Unzi zamrugał parę razy, podrapał się po czole i ukrył swoje skarby z powrotem do kieszeni. Nie wyglądał na uszczęśliwionego tak podłym podejrzeniem - nawet szalony czasami odnajdzie w głowie olej.
- Ptaszki, aj ptaszki! A raczej... Wilku i Ptaszku! A może zajączku, nie ptaszku? Zobaczymy ile ten twój odmieniony wilk wytrzyma i nie zechce cię zjeść, bo Beleth...
Uśmiechnął się z dumą, po czym dokończył szeptem.
- Zabronił was karmić, dlatego... Dlatego chciałem dać wam po oczku! Ale jeśli kręcicie nosami, to PAPA!
Machnął im na odchodne, odwróciwszy się. Fergal prawie złapał za pręty, a wtedy nie byłoby tak miło... Pieprzone pręty pod napięciem.
- CO TAKIEGO?! UNZI! Wracaj!
Krzyczał za wampirem, ale ten ani razu nie odwrócił się. Nie chcieli jego pomocy, to nie dostali. A miał całkiem dobre intencje - chyba.
Schlecht zaklął głośno, uderzając ręką w ścianę. Przejechał dłonią po twarzy. Nie spodziewał się, że łowca wybierze taką drogę do posłuszeństwa. Wrócił do Sojki, a raczej skierował się na jedno z krzeseł. Usiadł na nim, masując obydwie skronie. Starał się kolejny raz zebrać myśli.
- Słyszałaś co chce ten... TEN PIERDOLONY CHUJ zrobić?
Specjalnie mówił głośno, bo w celi na pewno znajdował się podsłuch, a ten łowiecki pajac niech wie, że nie da się ich złamać.
A przynajmniej Fergal miał taką nadzieję.
- Chce się zabawić w wymuszenie na nas posłuszeństwa poprzez głodzenie. Wie doskonale o tym, co się dzieje z wampirem, kiedy mija szaleńczy głód!
Nie mógł pojąć w tak okrutne środku... Ale czy w obozie właśnie tak nie było? Nie głodzili ludzi, nie tylko w celu osłabienia, ale też i lepszej kontroli, wszak gdy się odbiera wszystkie ważne czynniki dla życia, taka jednostka może stać się bardziej podatna i zrobi wszystko, aby zaspokoić najważniejsze pragnienia.
- Zakładam, że czeka aż się poddam, bo wie, że nie będę chciał cię zabijać i w zamian za twoje życie, zgodzę się na powrót.
Co mieli zrobić? Co Rekin miał zrobić? Rozejrzał się jeszcze raz po celi, szukając jakiejś luki. Nic z tego. Nawet zniszczenie zlewu nic nie da.
I cóż, długo nie byli sami. Stukot obcasów świadczył o tym, że zbliżała się kobieta, a mianowicie Claudia. Jak widać każdy korzystał z szansy na rozmowę ze sławną parą. Wcześniej nie mieli okazji. Wampirzyca nie uśmiechała się; jej srogi wzrok spoczął na Sojce, która w oczach ponętnej Claudii była nikim.
- Można powiedzieć, że jestem twoją ostatnią deską ratunku, Fergal. Ta mała nie może decydować twoim życiem, a ty nie możesz się dla niej poświęcać. Czy ona cokolwiek może ci zaoferować? Nie postawiła się, kiedy Beleth groził i wymusił na tobie poddanie. Stała obok i tępo się patrzyła. Taka bezsilna miernota nie pasuje do ciebie. Poza tym... Chyba wiesz, że wciąż nie spełniłeś TEJ misji i nadal jestem... chętna.
O czym ona mówiła? W dodatku ostatnie słowa wypowiedziała płynnie po Polsku. Schlecht wbił wzrok w wampirzycę; gdyby mógł zabijać wzrokiem...
- Nasza córka Sophia, ona... Mówiła, że się do niej nie przyznałeś. Jak mogłeś tak postąpić?
Dorzuciła, udając smutną. Aż pozwoliła, żeby grzywka opadła na jej oczy pełne żalu. Rekin... Cóż, Rekin wstał i chwycił krzesło. Jeśli Mańka w żaden sposób go nie powstrzyma, to ciśnie nim prosto w pręty, rycząc przy tym formułkę, że Sophie nie jest jego jebanym dzieckiem.
Czy gorzej być już nie mogło?
- SWOIM PIERDOLNIĘTYM MELODRAMATEM MNIE NIE PRZEKONASZ! Pierdol się ty i ten twój przełożony! I NIE JESTEŚMY JAKIMIŚ MAŁPAMI W ZOO, ŻEBYŚCIE PRZYCHODZILI NAS OGLĄDAĆ!
Krzykom nie było końca. Już chyba wolałby kłócić się z Debilem Gustawem, niż przebywać w Belethowym domu.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 EmptySob Lis 07, 2020 1:00 am

Mieć plan. Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Teoretycznie Fergal znał świetnie całą świtę i powinien wpaść na to, jak wydostać się z ich szponów, ale praktycznie była jeszcze druga strona medalu – czyli świta również dobrze znała Fergala.
I wiedziała, jak uderzyć w jego słabe strony.
Manuela już czuła, że stawał się wobec niej zdystansowany i chłodny. Starała się jednak być wsparciem i nie lamentować, dlatego spokojnie opatrzyła mu ranę. Też nie chciała kłótni.
Nie wiem, co zrobisz – odparła szeptem – ponieważ nie wiem, jakie Beleth ma plany. Nie wyrzucam ci, że chcesz legnąć mu do stóp – zdaję sobie sprawę, że to ostatnie, czego pragniesz. Ale doskonale wiemy, że on posunie się do wszystkiego, choćby do wyprania ci mózgu.
Nie odwzajemniła uśmiechu, nie miała na to siły ani ochoty. Wcale nie chodziło jej zresztą o własne bezpieczeństwo, bo ze swoim życiem od dawna się nie liczyła. Obawiała się, że Fergal znowu stanie się katem.
Nie wiem, dlatego powiedziałam, że trzeba go ukraść – mruknęła. – Może w końcu wypuszczą nas na ten dom i zobaczymy, jakie mamy możliwości.
Po cichu liczyła też na Vitalego, Vittoria i Hira, ale nie chciała o tym głośno mówić Fergalowi. Pomimo tego, co zrobili Włosi, wierzyła, że będzie im zależało na życiu narzeczeństwa. Ona była przecież córką Przewodniczącego, a on najwyraźniej stał się ich nowym narzędziem do zabijania.
Chyba będą ich szukać, prawda? Może Vitale i Vittorio już przeczesują cały Mediolan? Nie wątpiła, że natrafią na jakiś ślad.
Jako pierwszy musiał ich oczywiście odwiedzić szalony Unzi. Manuelę to nie zdziwiło – obłąkaniec zawsze wychodził przed szereg. W opinii Polki praktycznie się nie zmienił. Nadal miał taki wzrok i tak samo się zachowywał. Już w Japonii dał o tym znać.
Nie podeszła do krat, nadal stała przy ścianie, uważnie obserwując szaleńca. Warknęła, gdy tylko się do niej zwrócił. Już nie musiała być usłużną więźniarką, więc chyba nie liczył na miłą pogawędkę?
Niczego nie chcę, odejdź.
Choć była głodna, nie miała zamiaru przyjmować oczu od Unziego. Nie jadała zresztą ludzkiego mięsa – jeśli już musiała, to piła krew. A najchętniej, gdyby nie potencjalny szał, w jaki mogła wpaść jako wampir klasy D, głodowałaby przez całe życie.
Przeklęła pod nosem, kiedy usłyszała, co wymyślił Beleth. Jasna cholera, czy oni chcieli, żeby się tu nawzajem zagryźli?
Dobrze wiedziała, jakby się to skończyło. Jeśli oboje dostaną ataku głodu, Manuela nie miała szans przeciwko szczękom Fergala. Pożre ją w parę minut.
Objęła w lekkim strachu własne ciało i oparła się o ścianę.
A co jeśli po to ją tu ściągnęli? By Fergal zjadł ją w szale, przez co znowu uruchomiłby się w nim bezuczuciowy, morderczy tryb kata – i już na zawsze zostałby z Belethem i świtą?
To było więcej niż prawdopodobne.
Z oddali dobiegał ich jeszcze szalony śmiech Unziego, ale Manuela zdawała się go nie słyszeć. Czuła narastającą panikę w głowie.
Fergal ją zje, a potem zostanie jednym z nich.
Będzie służył Belethowi.
Dołączy do Claudii, Unziego i reszty.
Tak się to wszystko skończy.
Manuela nie bała się głodu samego w sobie, choć miała nadzieję, że już nigdy nie będzie go czuć aż w takim stopniu jak w obozie, gdy jej organizm nie dostawał pożywienia przez wiele dni. Ale głód u wampira był inny: nie oznaczał tylko rozpaczliwej pustki w ciele.
Nie ruszyła się w stronę Fergala, patrzyła na niego z oddali.
Może kłamał. To Unzi, on zawsze jest w swoim świecie. Mógł w czymś wymoczyć te oczy i zdenerwował się, że ich nie chcieliśmy – spróbowała jeszcze podejść do całej sytuacji łagodniej, w końcu szaleńcze wymysły wampira nierzadko miały mało wspólnego z prawdą.
Ukucnęła pod ścianą z głośnym westchnieniem.
Zakładam, że czeka, aż się poddam?
Dobre sobie. Manuela w to wątpiła.
Raczej zakłada, że w końcu mnie zjesz, i to nie będąc tego świadomym, a później, w rozpaczy, zdecydujesz się do niego ponownie dołączyć, bo nie będziesz umiał żyć samotnie żyć ze świadomością, że mnie zabiłeś – powiedziała drętwo. – To bardziej prawdopodobny scenariusz.
I jeszcze postanowiła ich odwiedzić cholerna Claudia, na której widok Manuela dostawała białej gorączki. Nienawidziła tej kobiety już w obozie, a gdy po latach dowiedziała się o Sophii…
Sojka zawiesiła na niej ponuro wzrok i nie spuszczała go przez cały czas. Niemka oczywiście z początku nie siliła się na język polski – bo w końcu czemu miałaby się przejmować marną żydówką?
Dla Claudii Manuela zawsze była śmieciem i nie rozumiała, jakim cudem Fergal wybrał ją zamiast dobrze urodzonej wampirzycy.
O czym ty gadasz, kobieto? Nie ma już żadnych misji, nie rozumiesz? Nie widzisz, w jakim świecie teraz żyjesz? – Manuela warknęła do niej złowrogo, gdy tylko usłyszała polski.
Jestem… chętna.
Domyślała się, o co chodziło tej suce, ale nie chciała głośno o tym mówić. Przede wszystkim dlatego, że ciągle kiełkowała w niej zazdrość i strach o to, że między Claudią a Fergalem do czegoś jednak doszło.
Przecież przez osiemdziesiąt lat sądził, że jego żydówka nie żyje. Mógł wtedy szaleć z innymi kobietami. I nie powinna mu tego wypominać, nawet jeśli serce jej pękało na milion kawałków na samą myśl.
Na razie Claudia tylko prychnęła na słowa Manueli. Nie miała zamiaru rozmawiać z żydówką. Zamiast tego skupiła się na Fergalu – chociaż każde jej słowo tylko pogarszało sytuację.
Sophia mogła i nie być jego dzieckiem, ale Niemka nie miała zamiaru przerywać swojej gry. Wierzyła, że Beleth w końcu wypierze mu mózg na tyle, że ten przyzna się do ojcostwa.
Manuela nadal nie ruszyła się z miejsca, więc pręty tuż przed Claudią oberwały krzesłem. Niemki to nie ruszyło. Uśmiechnęła się nawet z wyższością i podeszła parę kroków. Uniosła dłoń, jakby chciała pogładzić Rekina po policzku, ale rozsądnie nie przekładała jej poprzez kraty.
Nadal pełen temperamentu i agresji, Fergal. Bardzo dobrze, cieszy mnie to. Masz silne geny. Beleth oczekuje, że dasz mi dobrego potomka. Tym razem syna – oznajmiła po niemiecku, bo obecność Manueli jej nie interesowała. Ciągle miała zakodowane w głowie, że ONA, Niemka i wampirzyca czystej krwi, MUSI być lepsza od żydówki pokroju D. – Poczekam, mój drogi, aż ten gniew trochę ci minie. Wtedy chętnie wskoczysz mi do łóżka, jestem tego pewna. I nie będziesz żadną małpą w ZOO – będziesz znowu tak dumny jak dawniej. Okażę się dla ciebie jedyną i najlepszą opcją.
Zrobiła kolejny krok i palcem wskazującym przywołała do siebie Ferga, aby podszedł bliżej krat. Zaczęła mówić szeptem, nadal po niemiecku:
A wiesz dlaczego? Bo ta żałosna kurwa pod ścianą została sprzedana komuś innemu w zamian za informacje o waszym pobycie we Włoszech. Możesz się więc pożegnać, bo na dniach zdobędzie nowego narzeczonego, który przynajmniej dorówna jej idiotyzmem.
Uśmiechnęła się cierpko, po czym puściła z dłoni małego buziaka do Fergala. Nie konkretyzowała, że chodziło o Gustawa, nie wiedziała nawet, że Beleth nie planuje dotrzymać umowy z arystokratą. Sądziła, że Gus w końcu weźmie stąd tę żydówkę i ta zniknie z życia Rekina.
Gdyby tak było, Claudia miałaby szansę na Fergala.
W końcu wycofała się parę kroków. Obracając się, rzuciła jeszcze zimne spojrzenie na Manuelę i powiedziała, tym razem po polsku:
Przecież ty mu nawet nie jesteś w stanie dać porządnego dziecka. Urodziłabyś najwyżej pokracznego żyda o żałosnym poziomie C. O ile w ogóle jesteś płodna, bo w to wątpię. Jak możesz o sobie myśleć jak o kobiecie, skoro jesteś tak bezwartościowa?
I dumnie uniosła głowę, po czym zniknęła na schodach, zostawiając nieźle rozeźlonych narzeczonych samych.
Manuela nawet nie zdążyła odpowiedzieć, Claudia uderzyła w jej wyjątkowo czuły punkt, który od lat starała się zagrzebać i o nim nie pamiętać.
Zacisnęła wąsko usta, wpatrując się z nienawiścią i bólem za Niemką. Skoro tylko odeszła, objęła rękami kolana i schowała między nimi głowę.
Prawda, jej życie nie miało znaczenia. Może więc będzie lepiej, jeśli Fergal ją tu pożre?

Jeśli Rekin nadal się denerwował i tylko jej coś chłodno odmrukiwał, to Manuela nie miała ochoty na rozmowę. Popadła w marazm i właściwie była w stanie tylko ruszyć się do jednego z kątów. Oparła się tam o ścianę, wpatrując się tępo w kraty. Łóżka nie miała zamiaru zajmować, niech Fergal je bierze.
Nie miała pojęcia, ile czasu minęło. Trwała tak, starając się nie marnować sił. Jeśli to, co mówił Unzi, okaże się bowiem prawdą, to każdy ruch będzie pozbawiał ją cząstki energii i przybliżał do szaleństwa.
Byli tu już godziny? Dni? Tygodnie? Co jakiś czas udawało jej się przysnąć na ścianie, ewentualnie rozprostowywała nogi i ręce. Sama z siebie do Fergala się nie odzywała, jakby nie istniał, reagowała najwyżej cicho na jego słowa, jeśli coś mówił.
Skoro miała być dla niego tylko pożywką, bo do niczego innego się nie nadawała…
W końcu nadeszło to, czego najbardziej się obawiała – głód okazał się na tyle silny, że zaczynała tracić obraz przed oczami. Do jej zmysłów dochodziły tylko kuszący zapach Fergala i odgłos bicia jego serca. Ze łzami w oczach kołysała się w miejscu i rozpaczała, ukrywając twarz w dłoniach.
Nie, nie da się temu. Nie chciała go gryźć, nie teraz, nie kiedy byli tu uwięzieni. Nie może go skrzywdzić, bo…
Bo wtedy on się będzie bronił i ją pożre, i to będzie koniec. I Claudia, Beleth oraz Unzi położą na nim swoje łapska. I wygrają.
Czuła, że oczy ma już całe czerwone. Kły także same wysuwały się poza sine, spierzchnięte usta. Ciężko oddychała
Tak bardzo chciało jej się pić, tak bardzo łaknęła krwi.
W momencie gdy jej ciało samo z siebie zapragnęło się poderwać i skoczyć w stronę Fergala, w ostatniej chwili powstrzymała ten atawistyczny odruch. Mocno wgryzła się we własne przedramię i zaczęła łapczywie ssać posokę. Smakowała dziwnie, ale podniebienie nie narzekało.
Krew to krew.
Szkoda tylko, że takie rozwiązanie przyniesie ulgę tylko na kilkanaście minut – a potem będzie jeszcze większy ból.


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Sob Lis 07, 2020 3:46 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 EmptySob Lis 07, 2020 2:37 pm

Najbardziej Fergala bolała bezsilność. Nie potrafił ułożyć odpowiedniego planu i zapewnić Manueli oraz sobie możliwości ucieczki. Wszystko co przychodziło do jego głowy, było szybko odsuwane. Beleth teraz na pewno był ostrożniejszy i nie dopuści do kolejnej ucieczki podwładnego. W końcu co im obecnie zagwarantował?
Uwięzienie! Co znaczyło, że nie przebierał w środkach; był skłonny do niemalże wszystkiego, byleby osiągnąć swój chory cel.
Nerwowość ponownie wezbrała się na sile, przez co stał się bardziej oschlejszy. Chociaż doprowadzić do sprzeczki nie chciał; ostatnia rzecz jaką obydwoje pragnęli, to odczucie wrogości do siebie. Świta na pewno wykorzystała ten fakt.
Manuela oczywiście zauważyła zmianę w Niemcu, przez co też zmieniła podejście. Nie prowokowała słowami.
Dlatego wampir wysłuchał jej zdania, bez dodatkowej złości, mimo iż nie odwzajemniła jego uśmiechu.
- Tak, wiem o tym doskonale.
Odparł chłodno, godząc się z nią. Aczkolwiek jak siedzieć z założonymi rękoma? Co prawda plan Manueli był dobry, ale duma Niemca została dotknięta. Ratowanie przez obcego... Jak niby miałby to przełknąć?
- No tak, dlatego trzeba poczekać. Zobaczymy CO ZROBIĄ!
Syknął nieco ostrzej. Wciągnął jednak szybko powietrze z zamiarem uspokojenia się. Nie mógł wyżywać się za własną bezsilność na Sojce, wszak i ona pragnęła dla nich wolności. Chociaż co do telefonu... Przecież zabrano mu, gdy byli w lesie! Telefon należał do Polki.
Gdyby mogliby go znaleźć... Może byłaby jakaś szansa na ucieczkę?
Oczywiście ich wspólne gdybanie musiało zostać przerwane odwiedzinami. Pierw pojawił się Unzi z nieciekawymi wieściami, na które Rekin zareagował z widocznym niepokojem.
Każdy scenariusz wydawał się przerażający - Manuela również miała rację. Beleth zdolny jest do wielu, o czym już zdążyli się przekonać. Spojrzał na wampirzycę ze smutkiem wymieszaną ze złością. Sama myśl, że gdy wpadnie w szał, dopadnie do niej i pożre, odbierała mu siły.
Co do licha zrobić?
- Nie chcę dawać temu choremu człowiekowi satysfakcji z wygranej! Zrobię wszystko, żeby cię nie zjeść.
Dlaczego jednak nie wierzył własnym słowom i zabrzmiał bez przekonania? No cóż, znał przecież siebie. Słowa rzucone na wiatr, nie mógł zapewnić jej bezpieczeństwa gdy dopadnie go pierwszy, silny głód.
I na dobicie musiała przybyć Claudia. Nie pocieszyła nikogo informacjami, ani tym bardziej niszczeniem Polki, co jeszcze bardziej rozjuszyło Fergala.
- Nie chcę nawet na ciebie patrzeć, suko! NIE CHCĘ!
Wydarł się. Gdyby mógł zniszczył by pręty i dopadł do gardła zadumanej wampirzycy.
- I odszczekaj to co powiedziałaś o niej!
Wskazał dłonią na Sojkę, która nie wyglądała dobrze. Ewidentnie poczuła się gorzej, przez urocze słowa Claudii. Ta jedynie wzruszyła ramionami, albowiem wiedziała, że zmiana u Fergala na lepsze jest kwestią czasu. Beleth obiecał, że go dostanie; chociażby miał Rekina zmusić. Na odchodne dodała jeszcze kilka słów, na co wampir zareagował kolejny raz nerwami. Przeklinał Claudię na głos, kazał się jej wynosić. Ale z drugiej strony... Wiadomość o sprzedaniu ich położenia, że są we Włoszech. Co jeśli Sojka tylko udawała? Domyślił się też, kim mógł być ten ktoś. Kontaktowała się z Gustawem, prawda? A co jeśli i ten cały Nikołaj doszedł? Może to on zechciał się wymienić?
Fergal jednak zatrzymał w sobie gorycz, w końcu już nic nie odwróci ich stanu. Nie odzywał się również do Sojki. Usiadł na łóżku, zwrócony plecami do kobiety.
Teraz pozostało im jedynie czekać.

Czas mijał.
Również oszczędzał siły na mowie, właściwie nie miał nawet ochoty. Był zły na bezmyślność Manueli; mówił tyle razy, żeby nie kontaktowała się z Gustawem, że mu nie ufa. Co dostał w zamian? Ona zostanie zabrana w piękne miejsce, a on trafi z powrotem do piekielnej świty - tam gdzie nie będzie mógł być sobą. Lecz czy faktycznie czuł szczerą niechęć do niej?
Nie. Wszystko działo się przez głód, który zaczął dokuczać. W dodatku w powietrzu czuł własną krew: rana postrzałowa goiła się znacznie wolniej. Uwierała, bolała. Płonące palenie w gardle również nie ułatwiało. Leżał na łóżku w bezruchu. Wpatrując się tępo w ścianę. Co robić? Jak przezwyciężyć pragnienie?
Wiedział, że Sojka znosi to gorzej - wampiry słabszej krwi nie umieją tak panować nad żądzą krwi.
Niemniej u Fergala było też ciężko, wszakże instynkt prymitywnego drapieżnika robił swoje. Zaczął węszyć, a do łaknienia krwi, doszły jeszcze chęci na mięso. Pomimo uczucia suchości, ślinianki pracowały. Pomieszczenie wypełniał słodki zapach Manueli. Wydał z siebie zwierzęcy pomruk niezadowolenia, przecież tak bardzo chciał chronić wampirzycę, nie mógł jej skrzywdzić.
Nie powinien.
W pewnym momencie wstał z łóżka aby podejść do zlewu. Napił się wody prosto z kranu, chociaż tak starając się uspokoić.
Nic z tego.
Nieważne ile wypił wody, nie mógł powstrzymać głodu. Nerwowo przetarł kark. Zmył też wodą twarz, licząc chociaż na ukojenie nerwów. Tak bardzo chciał, żeby ten koszmar się skończył. Ile Beret zamierzał ich głodzić?
Wrócił na łóżko, nie mogąc spojrzeć po drodze na Sojkę. Wiedział, że była w złym stanie, przez co wściekał się, że nie potrafił jej pocieszyć. Ani pomóc. Legł na materac, znowuż odwrócony. Cisza zaczynała być co raz bardziej wroga, podpowiadając też o nadejściu burzy.
Fergal zapadł w sen na krótki okres czasu. Chociaż ten sposób mógł jakoś zatrzymać bolesne umęczenie ciała. Jednak i sen został brutalnie przerwany; zapach krwi Sojki dotarł do niego nawet przez sen. Czerwone ślepia otworzyły się momentalnie, a podczas podnoszenia się na rękach, z pomiędzy zaciśniętych i obnażonych szczęk spłynęła ślina. Dobiegające z brzucha Rekina burczenie też nie wróżyło niczego dobrego.
Był potwornie głodny.
Obecnie Sojka stanowiła główne źródło pokarmu, którego tak potrzebował, żeby przetrwać, przeżyć.
Więc tak czuli się więźniowie? Czy czasami odczuwali chęci zjedzenia innego współwięźnia?
Ale w chwili ujrzenia tego co robi Manuela, nieco powstrzymało Fergala przed czynem, którego by później bardzo żałował, właściwie doprowadziłby do jego załamania i upadku.
Sojka gryzła sama siebie, próbując powstrzymać się przed atakiem.
A co on chciał zrobić jej?
Pożreć ją. Oczywiście.
Stał blisko niej lekko zgarbiony, z rękoma spuszczonymi luźno po bokach. Nawet opadająca grzywka tak nie przeszkadzała.
Nagle zacisnął szczęki cofnąwszy się o krok. Chwycił się oburącz za głowę, nie mogąc powstrzymać narastającej rozpaczy. I pomyśleć, że Beleth wszystko obserwował na monitorze, wypalając przy tym na spokojnie papierosa. Doskonale znał ten ruch Rekina.
Zaczynał się poddawać.
Aczkolwiek nie przewidział jednego: aktu dobroci w trakcie ataku głodu.
Fergal stał przez moment w bezruchu, wciąż trzymając się jednak za głowę. Skrzywił się w pewnym momencie, nie wydając z siebie żadnego dźwięku poza przełknięciem. Opadł przy Sojce, odrywając ją od własnej ręki. Gdy spojrzy na jego twarz, nie wyczyta z niej nic, poza bólem. No i ten zapach krwi...
Ujął twarz Polki w swoje dłonie i przyłożył usta do jej ust. Mogła poczuć falę krwi wpływającą do środka. Jeśli Polka chciała włożyć język głębiej w celu sięgnięcia po większą ilość krwi, nie wyczuje rekiniego języka, a raczej to, co po nim zostało: Fergal celowo odgryzł kawałek języka, nie tylko w celu oszukania żołądka, ale też nakarmienia Sojki.
Nie mógł patrzeć na tak tragiczny i przykry widok.
Oderwie się jednak, odsunąwszy gwałtownie. Stracił kolejny raz sporą porcję krwi.
- Cóż to była za scena, gołąbki.
Tak mroźnego powitania nie mieli od kilku dni, a może nawet i tygodni. Fergal poderwał się, lecz zachwiał jakby był pijany. O mało co, a nie upadł z powrotem. Widok Beletha nie tylko wzbudził w nim kolejny podkład złości, ale też i strachu. Czuł nawet przez zaćmienie głodowe, że traci kontrolę nad poczuciem dominacji. Na jego miejsce wchodził znowu pokorny panu podwładny.
Beleth wszedł do środka, otworzywszy kraty i bez ostrzeżenia wycelował w Sojkę broń. Padło kilka strzałów; nie zamierzał jej zabić, tylko okaleczyć.
- Myślisz, że możesz dobrowolnie dzielić się swoją krwią? Czy nie zrozumiałeś przekazu, że Ci nie wolno?
Słowa wypowiedziane przez łowcę mogłyby ciąć, jakby miały taką moc. Znowu wymierzył w stronę zapewne cierpiącej mocno Polki. W końcu użył pocisków anty wampirzych.
Chciał już nacisnąć spust, lecz został powstrzymany przez złapanie nadgarstka przez Rekina.
- Wystarczy.
I to był pierwszy raz kiedy Manuela miała szanse usłyszeć załamany głos Fergala - niegdyś hardego wojownika i niezwyciężonego Niemca. Beleth w milczeniu przyglądał się wampirowi, który nie tak dawno wygrażał się, a teraz nie był w stanie złapać kontaktu wzrokowego. Mimo wszystko i tak dostrzegł mizerny wygląd dawnego wychowanka.
Chociaż może już nie dawnego.
Uśmiechnął się półgębkiem. Kolejny raz rozległ się strzał, jednak nie w Sojkę, tylko w kolano Fergala. Zmusił Rekina do upadku, chociaż podtrzymywał się rękoma. Nie był jednak w stanie unieść głowy, albowiem lufa broni została przyłożona do jego czaszki.
- ANDRE!
Krzyknął łowca w stronę wyjścia z celi. Niebawem u progu wyłoniła się sylwetka szlachetnego wampira. Szok wymalował się na jego twarzy, lecz nie ośmielił się skomentować.
- Wynieś stąd, Sojkę. Wyciągnij kule i nakarm. Masz też przygotować ją do podróży.
Padło polecenie, a Andre kolejny raz został medykiem dla rannej wampirzycy. W ciszy podszedł do niej i pomógł wstać z podłogi, jeśli protestowała, ośmielił się ją ogłuszyć. Mimo wszystko wciąż nie mógł otrząsnąć się z szoku; pierwszy raz widział tak zdenerwowanego łowcę oraz jego ulubieńca, który obecnie wyglądał jak przegrany i do tego jeszcze okaleczony.
Znowuż łowca miał szansę zostać sam na sam z Rekinem. Broni nie zabierał.
- Jeśli teraz dobrowolnie nie staniesz się mi posłuszny, zabiję cię tu i teraz. Strzał w głowę, Fergal. Wiesz doskonale, że jest on śmiertelny. Może i zakończyłoby to twój ból, ale pomyśl, że wraz z twoim odejściem, ta mała suka, nie otrzyma litości. Nie zabijemy jej od razu - urządzimy powtórkę z rozrywki. Jakby to powiedział Unzi? Obóz część druga.
Przycisnął mocniej lufę do jego głowy. Rekin miał zrozumieć, że to co mówi Pan, nie było zwyczajną groźbą, tylko obietnicą.
- Wtedy dopuścimy każdego wampira do niej; będą ją gwałcić, bić i tak dalej i na przemian. Zrobimy z niej worek do zadawania tortur. I jak to będzie wyglądać? Ona do końca swoich dni nie będzie ci w stanie wybaczyć, że porzuciłeś ją... Bo wybierzesz śmierć. Szybka ucieczka, prawda? W końcu na ucieczce ci zależy najbardziej. No dalej, Fergal. Życie albo śmierć. Wybieraj!
Ponaglił go, przyciskając palec na spuście. Schlecht przez moment wahał się, ale utrata krwi, głód, wymęczenie i bezradność nie pomagała. Łowca kolejny raz pokazał swoją prawdziwą twarz: tą znacznie gorszą. Czy od zawsze był taki surowy?
Cóż, musiał, skoro chciał panować nad wampirami wyższej krwi.
Obniżył się, zginając łokcie. Opadł czołem na podłogę, co mogło znaczyć jedno - poddał się. Bereth odczuł momentalny triumf. Pokonał Fergala w okrutny sposób.
Zabrał broń, zabezpieczając ją. Pomógł wstać Schlechtowi, podtrzymując go. Wyprowadził z celi, pozostawiając ją w okropnym, zakrwawionym stanie.

Gdzie trafiła Manuela? Do jednego z pokoi na piętrze. Niewielki, ale ładnie urządzony pokoik zapewne przeznaczony dla gości. Nie tak dawno starannie wyścielone łóżko jasną pościelą, ociekało teraz krwią. Andre ostrożnie zajmował się ranami Manueli, a ona tymczasem miała szansę zaspokoić głód. Otrzymała dwa woreczki z krwią.
- Zdajesz sobie sprawę, że już nie wrócisz do normalnego życia.
Podjął Andre po dłuższej chwili milczenia. Oczywiście mówił po polsku, chciał żeby Żydówka go zrozumiała. W między czasie zakładał ostatni opatrunek na boku nogi. Oberwała parę razy w nogę, w bok i ramię. Musiało boleć.
- Z powrotem stałaś się więźniem.
Stwierdził cierpko, a na licu pojawił się grymas lekkiej złości. Nie podobało się mu, że Sojka z powrotem trafiła w łapy wroga. Nie życzył jej jej nigdy źle. Niemniej nie mógł sprzeciwić się woli Beletha, był przecież świadkiem tego, co zrobił ulubionemu wychowankowi.
A co do samego wychowanka?
On wylądował również w pokoju. Nieopodal. Beleth osobiście zajął się jego ranami i wykarmieniem. Oddanie sporej ilości krwi wygłodzonemu wampirowi mocno wpłynęło na jego ludzkie, przedłużane szlachetną krwią życie. Dlatego pozostawiwszy Fergala w spokoju, opuścił pokój i skierował się do Andre. Bez pukania wszedł do pokoju. Na Sojkę spojrzał przelotem, a oni sami mogli dostrzec bandaże na obu rękach łowcy.
- Potrzebuję twojej krwi, Andre.
Skierował się do wampira po niemiecku, podając mu do ręki pustą strzykawkę i fiolkę. Szlachetny westchnął, odbierając przedmioty. Nie opierał się uczynić tego przy Manueli: wbił w zgięcie łokcia igłę, zaczynając wypełniać puste plastikowe naczynie krwią. Po krótkim zabiegu, wypełnił następnie szklaną fiolkę, którą zwrócił łowcy. Ten odebrał i od razu duszkiem wypił.
Od razu poczuł się lepiej.
- A ona jak się miewa?
Zagadał, chociaż żadna troska o jej zdrowie nie wychodziła. I co gorsza, przeskoczył na polski.
- Będzie z niej jakiś użytek? Nie chcę żeby okazała się dodatkową gębą do wyżywienia.
Dodał, wskazując na nią pustą fiolką.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 EmptySob Lis 07, 2020 5:41 pm

Wzajemne pocieszanie się zbytnio im nie wyszło, zwłaszcza że Unzi oraz Claudia dolali oliwy do ognia. Przez ich słowa Fergal zaczynał bać się własnego głodu i tego, że nad nim nie zapanuje, a Manuela zamykała się w sobie, wyraźnie tracąc poczucie wartości.
Beleth i jego podwładni do tego właśnie dążył – aby przede wszystkim zniszczyć ich psychicznie. Jeśli byli tylko ranni, ale nadal mieli wolę walki, mogliby stawiać problemy. A tak?
Rekin nawet zwątpił w swoją narzeczoną. Gdyby Manuela poznała jego myśli, wściekłaby się i wpadła w depresję jednocześnie. Jak w ogóle mogło mu to przejść przez głowę? Że niby Polka sama, z własnej woli, sprzedała ich Gustawowi?
Już nie pamiętał, jaka była załamana, kiedy Gus powiedział, że ktoś do nich jedzie?
Zostali oboje z czarnymi myślami, siedząc osobno. Manuela obwiniała się w duchu i z początku starała się wymyślić cokolwiek, dzięki czemu okazałaby się użyteczna dla Fergala, ale nic poza byciem zjedzoną nie przychodziło jej do głowy. W końcu, również przez narastający głód, uczepiła się tej myśli i w panice oczekiwała, aż ziści się najgorszy koszmar.
Wiedziała, chyba tak samo jak Niemiec, że nie ma sensu rzucać się na pręty czy ścianę, aby spróbować ucieczki. To by tylko ich osłabiło. Musieli czekać. Żadne z nich też nie zdecydowało się podejść do drugiego, bo bało się własnej natury. Normalni ludzie pewnie staraliby się spędzić takie chwile tuż obok siebie, ale dla wampirów bliskość podczas uczucia głodu była niebezpieczna.
Obserwowała kątem oka, jak Fergal w końcu się poruszył i zaczął pić wodę. Momentalnie poczuła jeszcze większą suchość w gardle, zwłaszcza że w oczy rzuciło jej się zranione ramię narzeczonego. Przełknęła głośno ślinę, zmuszając się do schowania głowy w rękach. Nagie stopy wbijała w posadzkę, a paznokcie u rąk w skórę głowy, aby skupić myśli na bólu i oderwać organizm od tego straszliwego głodu.
Znowu minęły minuty czy godziny, chyba żadne z nich nie wiedziało. Nikt ich nie odwiedzał, nikt nie ośmielił się zakłócić tej ciszy. Pewnie wszyscy czekali na górze, aż któreś z nich wykona pierwszy ruch i rzuci się na swoją drugą połówkę.
Manuela była pewna, że to ona ulegnie pierwsza. Już traciła zmysły i panowanie nad własnym ciałem. Dyszała ciężko, ciało samoistnie się napinało i było gotowe do skoku – prosto na szyję albo ramię Fergala, które nadal tak słodko pachniało krwią.
Nie dopuściła do tego. Ostatkiem sił zmusiła zęby do wbicia się we własną rękę. Łapczywie chłeptała krew, odcinając się od tego, co działo się wokół. Nie słyszała ciężkiego oddechu Fergala, nie słyszała, jak wstawał i do niej podchodził.
Piła i piła, nie mogąc przestać. Była gotowa osuszyć własną rękę, nawet jeśli potem by tego pożałowała. Nie kontaktowała na tyle, aby samodzielnie się oderwać.
Gdy Fergal podszedł, jej łakome spojrzenie na moment w nim utkwiło, ale Manuela tak naprawdę na niego nie patrzyła. Nie docierał do niej obraz narzeczonego, liczył się jedynie smak krwi.
Oprzytomniała dopiero wtedy, gdy Fergal odciągnął ją od ręki. Nie zdążyła przełknąć pozostałości własnej posoki, przez co wypłynęła z ust – ale Niemiec szybko przymknął jej wargi swoimi, nie dopuszczając do zmarnowania reszty krwi.
Manuela poczuła nowy smak, o wiele lepszy. Ciepła posoka Fergala zalała jej gardło, przynosząc niebywałą ulgę. Niewiele myśląc, Polka objęła narzeczonego za szyję i mocno do siebie przyciągnęła. Pogłębiła ten pocałunek, chociaż tylko po to, aby zlizać więcej i więcej. Sam Niemiec też mógł poczuć trochę smaku jej krwi, która została na języku.
A skoro o językach mowa…
Do Manueli w końcu dotarło, co zastała (a raczej czego nie zastała) w ustach narzeczonego. Otworzyła oczy i spojrzała przerażona w umęczoną twarz Fergala, ale nie odrywała się od jego warg. Nadal przełykała słodką krew.
Poświęcił się dla niej? Naprawdę?
A ona, tchórzliwie, potrafiła najwyżej ugryźć samą siebie…
Narzeczony oderwał się gwałtownie, bo usłyszeli obce kroki. No tak, Beleth dostał swoje przedstawienie, więc musiał zareagować.
Fergal… – wymamrotała, a wraz z tym z jej ust wyleciała kolejna struga krwi i poplamiła pasiak.
Starała się przytrzymać narzeczonego, aby nie upadł, ale sama nie mogła wstać. Wbiła jedynie dłonie w jego tułów i spojrzała na Beletha w majakach. Po tak długim głodzeniu jej organizm nie radził sobie z nagłą dostawą pysznej krwi, przez co odczuła silne zawroty głowy. Przez chwilę nawet sylwetka łowcy podwoiła jej się przed oczami.
Chciała się podnieść w oparciu o Fergala i o ścianę, ale Beleth wystrzelił, i to nieraz. Zawyła głośno, upadając z powrotem. Złapała się jedną ręką za postrzeloną nogę, a drugą błądziła po poranionych boku i ramieniu. Wijąc się w męczarniach, w końcu przeturlała się na bok.
Zwymiotowała całą krew, jaką przed chwilą ofiarował jej Fergal i jaką odebrała sama sobie. Ból od srebra był tam potworny, że organizmem wstrząsnęły torsje.
Krztusząc się od własnej śliny i resztek gorzkiej krwi, nawet nie zwracała uwagi na to, co dalej działo się między Fergalem a Belethem. Leżała policzkiem na zimnej posadzce, czując, że już całkowicie traci nad sobą kontrolę.
Usłyszała strzał, ale kolejna dawka bólu nie nadeszła. Za to jej organizm poddał się głodowi.
Ktoś do niej podszedł, Manuela wyczuła ciepło i zapach. Niewiele myśląc, wgryzła się w szyję Andrego, gdy tylko spróbował ją podnieść. Szlachetny warknął pod nosem, ale nie chciał odgrywać scen przy Belecie. Rzucił mu tylko spokojne spojrzenie, dając znać, że ma wszystko pod kontrolą, i wyniósł stąd oszalałą, zakrwawioną wampirzycę.
Polka zdołała zahaczyć wzrokiem o Fergala, który klęczał z lufą przy głowie. Samoistnie szarpnęła ciałem w jego stronę, chociaż nawet nie przestała pić.
Krew szlachetnego była zbyt cenna.

W czasie gdy Fergal stanął przed przerażającym wyborem i znowu został zmuszony do zostania podwładnym Beletha, Andre przeniósł Manuelę do pokoju. Wyszarpał jej kły ze swojej szyi, gdy tylko znikli z pola widzenia łowcy. Spacyfikował też kobietę, aby nie dobierała się do jego żył. Dopiero na łóżku dał jej trochę swobody i podał worki z krwią. Polka od razu się w nie wgryzła. Pokarm był ludzki i świeży, więc zaczął przynosić ukojenie.
Andre wpierw ostrożnie wyjął jej wszystkie kule, a następnie przemył rany i zaczął je opatrywać. Pasiak nie był już biało-niebieski – teraz wyglądał jak wyprany we krwi.
Manuela usłyszała komentarze szlachetnego, ale póki nie wypiła wszystkiego, co dostała, to się nie odezwała. Dopiero gdy worki były puste i wylizane do ostatniej kropelki, spojrzała wrogo na Andrego.
Fergal nie jest taki jak kiedyś. Będzie wykonywał rozkazy Beletha z innych pobudek. A w końcu… uciekniemy – rzuciła sucho, oblizując wargi.
Syknęła, kiedy Andre zacisnął za mocno opatrunek.
I co, naprawdę chcecie ponowić obóz, skoro macie więźnia i kata? – spytała smutno. – Andre, wiem, że wtedy odeszłam od ciebie i Gustawa, aby zabić Fergala, ale ja teraz…
Nie dokończyła, bo do pokoju wszedł Beleth. Ucichła, wlepiając w niego nienawistny wzrok. Dojrzała, jak był osłabiony, zresztą Andre szybko oddał mu swoją krew. Nie rozumiała tego, ale to nie był czas, aby dopytywała.
Interesowało ją za to coś innego:
Co z Fergalem? Gdzie on jest? – spytała cicho, siląc się na spokojny ton. Domyślała się, że Beleth mógł ofiarować jej narzeczonemu własną posokę.
Naprawdę chciała się dowiedzieć, jak miewał się Ferg, dlatego zachowała się potulnie. Niech po prostu Beleth jej nie trzyma w niepewności.
Andre przesunął wzrokiem po wampirzycy, po czym po łowcy. Podszedł do szafki i nalał sobie z karafki krwi dla siebie. Musiał nadrobić straty.
Będzie w porządku, wypiła trochę ode mnie oraz trochę z zapasów. Udało mi się wyjąć srebro. Jeśli przez następnych kilkanaście czy kilkadziesiąt godzin będzie się normalnie odżywiać, wszystko się zagoi – oznajmił.
Nie zdążył skomentować użytku, bo Manuela sama się wtrąciła:
Nie będę zbędną, dodatkową gębą do wyżywienia. Chyba o tym wiesz, skoro już mnie tu ściągnąłeś – powiedziała chłodno, w końcu podnosząc się z łóżka.
Stanęła słabo na drżących nogach, uczepiając się ściany. Miała ochotę wykrzyczeć całą swoją nienawiść w stronę tego potwora, ale bała się o Fergala, więc powiedziała tylko:
Czego ode mnie oczekujesz? Że znowu będę jego więźniarką? Czy że mnie pożre?
Zrobiła kilka kroków w stronę Beletha. Trudno jej się szło zarówno przez rany po postrzale, jak i ranę po potrzasku.
Bo chyba po tym, co stało się dzisiaj, nie sądzisz, że znowu będzie tak jak dawniej, co nie? Spodziewałeś się, że Fergal jednak nad sobą zapanuje? Chyba nie?
No właśnie – przecież kiedyś Rekin był posłuszny sam z siebie, dla idei. Teraz to się zmieniło. Beleth na pewno o tym wiedział. Wymusił poddanie się swojego podopiecznego za pomocą groźby – a takie posłuszeństwo nigdy nie trwa długo.
Andre, w obawie, że łowca zaraz zdenerwuje się rozmową, niemal wepchnął się pomiędzy tę dwójkę. Spojrzał chłodno na Manuelę.
Za parę godzin lecimy. Idź się umyć, dostaniesz czyste ubranie. Ten pasiak i tak już się do niczego nie nadaje.
W razie czego Beleth przygotował chyba nowe komplety więziennego strojue w Niemczech, prawda?
Manuela spojrzała zdezorientowana to na Andrego, to na Beletha.
Gdzie lecimy? Do Japonii?
Szlachetny jedynie zerknął na swojego pana, nie odpowiadając. Podał Manueli komplet ciuchów i wskazał łazienkę.
Niech Beleth sam stwierdzi, ile chce ujawnić Manueli.

Tymczasem Fergal wypoczywał w pokoju obok, choć rzecz jasna długo sam nie pobył. Znowu odwiedził go Unzi, wyraźnie zadowolony, że przyjaciel jest już poza lochem.
Claudia też chciała przyjść, ale na razie ma zakaz – zarechotał, usadawiając się na skraju łóżka. – Wszyscy widzieliśmy, co tam się między wami zadziało w celi. Ten nowy dziwak, Devlin czy inny Debil, prawie doszedł w spodniach, gdy już, już miałeś się rzucić na Maniuśkę. A zaraz potem słodka Claudia się załamała, bo jednak było BUZI BUZI! Chyba miała nadzieję, że jednak zjesz tę ptaszynę! SWOJĄ DROGĄ, ZRÓB: AAAA! – zażądał, z niecierpliwieniem sięgając rękami do paszczy Fergala.
Chciał zobaczyć, jak wygląda odgryziony język. Kto by pomyślał, że jego kumpel się na to zdecydował!
Gdy zaspokoił ciekawość, sięgnął po siatkę, którą ze sobą przytachał, i zaczął wyjmować z niej czyste ubrania.
Dawaj ten swój mundur, Devlin ma go wyprać. Na razie założysz coś innego. – Rzucił mu do rąk dresy. – Żebyś się nie wyróżniał. Bo widzisz… lecimy do Niemiec!
Aż zalśniły mu oczy z zachwytu, chociaż zaraz po tym przeciągle jęknął i kopnął skraj łóżka.
To znaczy ty, ptaszyna, Andre i pan Beleth macie prywatny samolot. Boją się was wpakować do zwykłego, żebyście czegoś nie odjebali, więc wynajęli odrzutowiec! Wiesz, Fergal, jesteście tacy nieobliczalni! My lecimy zwykłym lotem. Nuuuda. Chociaż! Myślisz, że będę mógł zjeść kogoś w kibelku w samolocie i potem spuścić jego pozostałości? – zastanowił się głośno, i to zupełnie na poważnie.
Naprawdę byłby zdolny coś takiego zrobić. To w końcu Unzi.
Nim zostawił Fergala, posłał mu jeszcze ostatni uśmiech. Zwęził oczy, zbliżając się do Rekina. W końcu położył dłoń na jego zdrowym ramieniu.
Dobrze cię mieć z powrotem, stary. Zobaczysz, dogadamy się na nowo. Przypomnisz sobie, jak to dobrze jest mieć władzę… nad wszystkim i wszystkimi. I znowu będziesz ze mną, z Kriegiem i nawet z tym sztywniakiem Andrem.
I z takim pocieszeniem (albo i nie?) zostawił Fergala samego.
Cóż, narzeczeni musieli przygotować się do podróży osobno. Beleth faktycznie zatroszczył się o prywatny samolot dla ich czwórki – najwyraźniej bał się, czy nie wzbudzą podejrzeń zwykłych pasażerów.
Manuela mogła się zobaczyć z Fergalem dopiero w samochodzie na lotnisko. Łowca ze świtą planowali wsadzić ich w prywatny odrzutowiec – a zaraz po tym jeszcze na wszelki wypadek uśpić.
Czas na powrót do rodzinnych stron Rekina.
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 EmptySob Lis 07, 2020 8:35 pm

Koszmar powrócił.
Dla Manueli i dla Fergala. Obydwoje pragnęli wolność, a zamiast tego wpadli w ręce wroga. Wiedzieli, że póki czegoś wspólnie nie wymyślą, ich życie nie będzie już takie same. Znowuż pod butem ludzkiego tyrana, dzierżącego w dłoniach władzę nad silną świtą - w końcu składała się prawie z samych wampirów i to nie najniższych krwi. Chociaż mieli o tyle dobrze, że niektórzy byli nawet pomocni; chociażby Andre. Mimo iż niespecjalnie darzył Fergala sympatią, to odczuwał coś w rodzaju sentymentu. Tyle lat razem pracowali, właściwie Andre znał Fergala, gdy ten drugi był dzieckiem. I nawet się dogadywali, lecz w pewnym momencie wyszło, jak wyszło - jeden drugiego próbował prześcignąć. Obecnie Andre mógłby się zemścić na Rekinie, chociażby kolejny raz odbierając mu Sojkę - nie uczynił tego i nie miał również w planach. Patrząc na stan kobiety oraz to, jak się zachowuje i jak wypytuje, nie mógł zadziałać wbrew jej woli.
Chyba, że Beleth by tego chciał.
Póki co chciał pomóc jak najwięcej Manueli, aby nie musiała czuć, że została opuszczona. Bo tak nie było.
- Przewiduję taki scenariusz.
Oznajmił, gdy wampirzyca dała wyraźnie znać, że jeszcze nie koniec. Aczkolwiek nie namawiał.
- Obóz?
Zdziwił się. Lekko też uśmiechnął, bo pierwsze słyszał, że Beleth miał w planach ogarnąć powtórkę z historii.
- Nikt nie zamierza tworzyć drugiego obozu.
Poinformował wampirzycę, kończąc swoją pracę. Nie skomentował dalszych prób wyznań. Właściwie powinien wiedzieć, że nadzwyczajna para zacznie żywić do siebie chore uczucia. Tak czy inaczej, rozmowę przerwał Beleth. Andre od razu wyłączył się z rozmowy z Sojką, skupiając swoją uwagę na łowcy, który na wejściu otrzymał pytanie dotyczące Rekina. Beleth nie omieszkał nie odpowiedzieć.
- Siedzi w swoim pokoju i wyciąga wnioski ze swojego karygodnego postępowania.
Odrzekł również spokojnie jak wampirzyca. Wbrew pozorom Beleth nie był nieokrzesanym brutalem, cechował się stoickim spokojem... Ze skłonnościami do sadyzmu, co już zresztą Manuela zdążyła zauważyć. Był urodzony do bycia przywódcą.
Na informację od Andrego skinął głową. Skoro miała być karmiona, niech będzie. Powinna być przydatna, a nie ranna i pochłaniająca zbyt dużo uwagi.
Co zresztą czyniła teraz.
Łowca znowuż spojrzał w jej kierunku, natomiast Andre posłał bardziej karcący wzrok. Jeśli chciała zaatakować jego pana, nie mogła się liczyć z powodzeniem. Na szczęście nic takiego nie miało mieć miejsca. Łowca stał w miejscu, nawet w chwili kiedy wampirzyca podeszła bliżej. Cóż, wyglądała naprawdę słabo: cała we krwi, mnóstwo opatrunków, ale na twarzy malowała się niezwykła odwaga. Poniekąd zaimponowała Belethowi.
Dlatego się uśmiechnął.
- Dlaczego mam ci się tłumaczyć z moich planów?
Podjął, podchodząc bliżej. Stał twarzą w twarz z Sojką, choć on był nieco wyższy. Założył ręce za plecy.
- Poza tym skąd taka pewność, Polko? Myślisz, że nie wziąłem pod uwagę najgorszych scenariuszy?
Pytał, aczkolwiek wiedział, że nie dostanie odpowiedzi. Manuela mogła jedynie przypuszczać, że Rekin nie będzie taki jak dawnej... Owszem, miała rację, ale nie znała wszystkich asów w rękawie poskramiacza. I może użyłby jednego z nich na Polce, gdyby nie interwencja Andre. Szlachetny zachował się rozsądnie, przerywając rozmowę. Jak zareagował łowca? Pokręcił ino głową.
- Właśnie, podróż. Gdy ogarniesz naszą wojowniczkę, zwołaj resztę, niech pozbierają swoje manatki. Dzisiaj ruszamy.
Zmienił temat, wydając polecenie szlachetnemu. Ten bez protestów przyjął zadanie. Nim jednak Beleth wyszedł, padło kolejne pytanie od strony kobiety. Zerknął na nią z nad ramienia.
- Do Niemiec, Manuelo.
Nie musiał niczego ukrywać w tej kwestii.
Opuścił pokój, zostawiając wampiry same. Niech się przygotują.

Niestety Rekin nie mógł odpocząć należycie. Jego i tak już płytki sen został przerwany wtargnięciem Unziego. Nie chciał nikogo ze świry Beletha oglądać, zwłaszcza tych najgłośniejszych i najbardziej gwałtownych. Oczywiście ucieszył się trochę, że Claudia dostała zakaz. Z całą pewnością wampirzyca skorzystałaby z okazji i mogłaby coś zrobić Rekinowi wbrew jego woli.
Niemniej Unzi też nie dawał za wygraną, od razu zaczął mówić. Fergal najchętniej zakryłby głowę poduszką, żeby się odciąć od gadatliwego wampira. Ale z drugiej strony wysłuchanie relacji z tego, jak zachowywali się tuż po tym gdy ujrzeli jego poświęcenie dla Manueli.
Na pewno wzbudził mieszane uczucia.
Skierował wzrok w sufit, nie odpowiadając. Resztka języka zaczęła pulsować bólem, więc musiał się oszczędzać. Szkoda tylko, że Unzi tego nie rozumiał.
Wampir na siłę otworzył szczęki Rekina, chcąc zobaczyć brak ruchliwego mięśnia. W porę cofnął dłonie, bo Niemiec zareagował złością i momentalnie - jak zatrzask - zamknął paszczę. Unzi o mały włos, a nie pożegnałby się z palcami. Zaśmiał się głośno, nie czując żadnej negatywnej emocji względem brata. Dodał jeszcze kilka wiadomości o Devlinie, który swoją drogą był co raz bardziej obrzydliwy. Aż taką obsesję miał na punkcie Schlechta?
Kiedy otrzymał czyściutki dres, od razu przeszedł do przebrania ubioru. Chciał się jak najszybciej pozbyć munduru... Nie znosił go.
Unzi odebrał od Fergala brudne ubranie i zwinął je w kulkę, następnie włożył do pustej siatki. Dodał też kilka informacji, na które Fergal zareagował szokiem.
Podróż?
DO NIEMIEC?
Aż prawie wstał z łóżka, prawie, gdyż nie miał jeszcze na to siły. Nogi jak z waty. W końcu nie zaspokoił jeszcze wystarczająco głodu, a w dodatku rana na nodze jeszcze się nie zagoiła... i szybko się na to nie zapowiadało. Oparł głowę o ręce, garbiąc się. Tego się nie spodziewał, myślał, że wrócą do Japonii. Ale z drugiej strony... Po co? Beleth wyjechał do Azji tylko po to, żeby dopaść swojego podopiecznego, a nie mieszkać. Podniósł wzrok na Unziego, gdy ten oparł rękę na ramieniu. Widok uśmiechnięto szaleńca mógłby zmrozić krew w żyłach, lecz Fergal wiedział, że akurat pod tą maską, kryły się szczere intencje zakopania topora wojennego. Oni naprawdę myśleli, że wrócił do nich kat.
Kiedy został sam opadł na łóżko. Co się stanie jeśli zabiorą i Manuelę? Co jej zrobią? Przecież w Niemczech nie będzie w stanie jej ochronić...
Chyba, że znowu podejmie się próby ucieczki. Tak jak dawniej.
Przetarł dłońmi twarz, szukając w głowie jakiegokolwiek pomysłu na ratunek dla ich obojga.
Nie mogli tak skończyć.

Czas podróży nadszedł. Unzi oczywiście nie będzie mógł nacieszyć się atakowaniem ludzi w toalecie, gdyż zapobiegawczy Beleth uraczył go uroczym środkiem uspokajającym. Miała też pilnować go Claudia z Devlinem. Chociaż ten drugi też wymagał specjalnej uwagi, zwłaszcza gdy zaczynał się wzorować na Fergala.
A co do samego Schlechta... Niechętnie wybierał się w podróż w rodzinne strony. Nie chciał wracać. Wiedział jednak, że nie miał żadnego wyjścia; znalazł się w pułapce.
Razem z Sojką.
Na prywatne lotnisko dotarli osobno. Pierw Fergal, a później Manuela. Więc dopiero zobaczyli się w samolocie. Rekin od razu wbił w nią wzrok, nie mogąc się zmusić na żaden gest. Poza tym Beleth miał ich na oku.
- Tylko bez żadnych durnych akcji.
Uprzedził ich łowca, patrząc na narzeczeństwo. Andrego pouczać nie musiał, wszak i on miał mieć oko na dwójkę pojmanych. Zajęli przeznaczone dla nich miejsca. Po jednej stronie siedziała Manuela z Andre, a po drugiej Beleth z Fergalem. Oczywiście nie będzie im dane podziwiać podróż.
Obydwoje zostali uśpieni.

zt wszyscy
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Mediolan (Włochy)   Mediolan (Włochy) - Page 4 Empty

Powrót do góry Go down
 
Mediolan (Włochy)
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 4Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
FamilyFriendly :: Poza Japonią-
Skocz do: