FamilyFriendly
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


Tylko dla zaprzyjaźnionych.
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  FAQFAQ  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Monachium i jego okolice (Niemcy)

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
AutorWiadomość
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyPią Sty 01, 2021 8:37 pm

Przecież byli narzeczeństwem. Nie robiłaby mu wyrzutów o to, że się ze sobą przespali, zwłaszcza że sama na to naciskała. O wiele większy żal będzie mieć w sytuacji, jeśli Fergal odmówi i jej nie pomoże – bo choć mógł nie rozumieć, co się działo, powinien widzieć, że z Manuelą było coś nie tak i że naprawdę jej ciało potrzebowało małego kizi mizi.
Nie miał ochoty? Ale kiedy w przeszłości ona nie chciała, to to już było w porządku, tak?
Fakt faktem, za bardzo naciskała, ale też nie sądziła (a przynajmniej nie w tym momencie), że Fergal może po prostu nie chcieć. Co by to miało znaczyć?
Że przestała być dla niego atrakcyjna? Że woli już kogoś innego?
Nie podobało jej się, że Fergal nie przystawał na pocałunki i inne pieszczoty, ale skoro przynajmniej zaczął się z nią kochać, nie narzekała. Skupiała się tylko na tym, że wreszcie ją zaspokajał. Dręczące uczucie pustki znikało, podobnie jak ból, który czuła pomiędzy udami.
Teraz była tylko rozkosz.
Nie przeszkadzało jej, że ją podduszał i że nie był delikatny. Przecież sama zaznaczyła, że chciała się pieprzyć. Im mocniej się w niej poruszał, tym głośniej stękała. Potrzebowała tego – była na tyle mokra i napalona, że ból okazał się ledwo odczuwalny. W zasadzie każde pchnięcie prowadziło tylko coraz bliżej do orgazmu. Kiedy ją objął, włożył drugą męskość i jeszcze bardziej przyspieszył, nie wytrzymała i doszła z jego imieniem na ustach.
Normalnie miałaby już dość i czuła się całkiem spełniona, ale… tak nie było. Podniecenie wcale nie znikło. Owszem, zmalało, ale zwierzęca chcica nadal się w niej tliła.
Tym razem to Manuela potrzebowała kilku numerków z rzędu.
Gdy tylko w niej doszedł, niemal ponownie doprowadził ją na skraj. Niemal, bo zaraz po tym zaczął się odsuwać.
Nie spodobało jej się to.
Nie – jęknęła, chwytając go za ramiona i próbując przytrzymać w miejscu. – Jeszcze. Chociaż raz, proszę. No, już. Nadal to czuję. Ciągle cię chcę. Nie przeszło mi.
I sama zaczęła poruszać biodrami, próbując zachęcić go do dalszego działania. Niestety, Fergal był nieubłagalny – założył bokserki i zostawił ją nadal drżącą i napaloną na łóżku. Odwróciła się bokiem w jego stronę, coraz bardziej zdenerwowana.
To ja się zaraz wkurwię! Dlaczego mnie już nie chcesz? Co jest nie tak? – Nawet świeże powietrze jej nie pomogło. – Potrzebujesz chwilę odpocząć? Kiedy będziesz mógł znowu? – spytała jeszcze w nadziei, że po prostu jego Dwa musiały odczekać, żeby znowu stanąć na baczność.
Ale na to się nie zapowiadało. Najwyraźniej Fergal miał w nosie jej stan. W końcu, wyraźnie rozgoryczona, wstała z łóżka. Zdjęła mokrą i pomiętą sukienkę oraz podeszła do szafy. Zaczęła naprędce się ubierać, przebierając w miejscu nogami i próbując otrzeć się jednym swoim udem o drugie, aby się samostymulować.
Nie mam pojęcia, co mi jest, ale wiesz co? – warknęła w urażeniu. – Kiedy ty chciałeś zrobić to drugi raz, choćby w wannie, to nic cię nie obchodziło moje zdanie. Błagałam cię, żebyś dał mi chwilę przerwy, bo byłam nadwrażliwa, ale miałeś to gdzieś. A nic ci nie było! – Ubrała się już całkiem i teraz wyjęła… pierwszą lepszą torbę, którą znalazła. – Z kolei kiedy mi się coś dzieje, i to coś, co sprawia mi autentyczny ból i przez co nie mogę funkcjonować, nawet nie chcesz mi pomóc! Z wielką łaską zrobiłeś to ze mną raz, ale fakt, że ja nadal potrzebuję więcej i czuję się źle, już cię nie obchodzi! Bo nadal jesteś obrażony o… o… – Zrobiła przerwę na oddech, próbując sobie przypomnieć, o co dokładnie, do diaska, się pokłócili. – Nawet nie wiem teraz o co, bo nie jestem w stanie normalnie myśleć!
I zaczęła nerwowo pakować do torby swoje pierwsze lepsze ciuchy. Nadal czuła w całym ciele napięcie, co tylko wzmagało jej emocje.
To takie niepodobne do ciebie, przeważnie ja się tak nie zachowuję. Aż warknęła pod nosem. Ani trochę ją to nie rozśmieszyło. Była niezaspokojoną, upokorzoną samicą, więc ostatnie, co chciała słyszeć, to żarty.
Zajrzała jeszcze do łazienki, w biegu chwytając swoje kosmetyki. Jeśli Fergal próbował ją powstrzymać, wyrywała się i odskakiwała z nerwowym krzykiem.
To może niech chociaż nie zaskoczy cię to, że na razie wracam do tamtego pokoju – przez twój zapach tylko gorzej się czuję, bo nie mogę się skupić!
I wyszła z pokoju, trzaskając za sobą głośno drzwiami. Szybkim krokiem poszła do pokoju gościnnego, który zajęła – nadal cała zarumieniona, rozczochrana… i napalona.

Nie mogła tam jednak długo usiedzieć. Pomimo że pragnienie nie było już tak silne i miała wrażenie, że z każdą chwilą się zmniejszało, nadal dawało w kość. Ruszyła więc prosto do gabinetu Schulza – aby dać temu sukinsynowi w mordę.
Albo przynajmniej dowiedzieć się, co jej zrobił.
Na wejściu nie siliła się na żadne powitanie. Niczym Fergal wcześniej, podeszła do doktorka i szarpnęła go za fraki. Rzuciła nim na biurko, pochylając się nad nim. Ciężko dysząc, zaczęła przyglądać się mu z wściekłością.
Co mi zrobiłeś?! – warknęła. – Co to ma być?! Jestem jakimś zwierzęciem czy co?! Natychmiast daj mi coś, dzięki czemu… to zniknie! – zażądała.
Schulz potrzebował kilku chwil, aby zrozumieć, o co chodzi. Na szczęście ciało Manueli nadal dawało na tyle wyraźne sygnały, że ogarnął.
Wreszcie doszło do jednego z małych skutków ubocznych jego eksperymentu. Może wampirzyca była już płodna?
Uspokój się i mnie puść! Daj mi wytłumaczyć!
Odchrząknął, kiedy już nad nim się nie pochylała, i poprawił swoje ubranie. Jeszcze raz zlustrował jej ciało.
Cóż, najwyraźniej twój organizm dostał sygnały, że dzisiaj czas na owulację. Ponieważ wcześniej miałaś problemy z płodnością, spróbowałem naprawić to przy użyciu zwierzęcego genomu… i oto mały efekt. Twoje ciało bardzo potrzebuje stosunku akurat dzisiaj, żeby zwiększyć szanse na ciąże, więc…
Znowu walnęła nim o biurko, nie dając dokończyć.
Że co?! Czyś ty oszalał?! Jaka znowu ciąża?! I jaki genom?! Nie jestem zwierzęciem, jak śmiałeś mi coś takiego wstrzyknąć do ciała! – Nie dowierzała. – Ja nie… ja nie miewam owulacji, więc…!
Niewykluczone, że teraz zaczęłaś. Możesz więc się spodziewać, że co miesiąc podczas tego dnia doświadczysz czegoś w rodzaju rui i…
Tym razem przerwała mu uderzeniem w twarz.
Co miesiąc?!
Miała tak cierpieć w każdym cyklu? Czy ten stuknięty doktorek zdawał sobie sprawę, jak bardzo jej to uniemożliwiało normalne życie?!
Jak niby miała to przetrwać, skoro… skoro Fergal jej nie pomoże? Przecież miał ją gdzieś – a ona oszaleje!
Zaczęła więc krzyczeć na Schulza, próbując go zmusić do cofnięcia tego eksperymentu. Tylko, cóż – wprowadzić coś do organizmu, jednocześnie go modyfikując, to nic trudnego… ale żeby odwrócić ten stan? Lekarz wcale nie miał na to pewnego sposobu.


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Sob Sty 02, 2021 3:47 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyPią Sty 01, 2021 10:40 pm

Z Sojką naprawdę było coś nie tak, skoro jej organizm nie był jeszcze wystarczająco zaspokojony. Fergal mimo wszystko nie chciał się zgodzić do kolejnego numeru. Od razu postanowił, że już wystarczy i chciał przejść do upragnionego wypoczynku po cudownej kłótni, która miała miejsce niedawno, jak i odpocząć od własnych instynktów.
Nic z tego.
Sojka znowuż chciała postawić na swoim, co jeszcze Rekina bardziej rozzłościło.
- Powiedziałem, że już wystarczy!
Postawił na swoim, wyrywając się Manueli. Biedna odsunięta kobietka mogła się złościć na Rekina, a ten i tak stanowczo odmawiał. Ale z drugiej strony... Zapach Sojki jeszcze uderzał do głowy, jeszcze mącił co znaczyło iż nadal w Fergalu tliło się pragnienie.
Ani razu więc na nią nie spojrzał, i chyba dla siebie otworzył okno: chłonął świeże powietrze, żeby już nie czuć słodkiego zapachu.
Oczywiście nie obeszło się bez zdenerwowania Manueli.
- Że co?! Kiedy niby powiedziałem, że cię nie chcę?! Po prostu to jest... NIESPOTYKANE!
Oburzył się. Nie skomentował też, kiedy niby będzie znowu mógł. Mógłby i teraz, właściwie chętnie rzuciłby się na nią, skoro ociekała takim wkurwem. Może nauczyłaby się czegoś? Chociażby, żeby nie prowokować?
Na pewno nie w tym momencie. Sojka wpadła w swój szał awantur i znowu zaczęła wyrzucać żale. Fergal nie stał w milczeniu.
- NO WŁAŚNIE! BO U MNIE TO JEST NORMALNE! Ale ty... COŚ JEST NIE TAK! Nie widzisz tego? Nie czujesz?
No tak, przecież zauważyła i podjęła się leczenia, a dokładniej z Fergala zrobiła lekarstwo. Właściwie postąpiła dobrze, Niemiec wpadłby we furię, jeśli dowiedziałby się, gdyby poszła do kogoś innego.
Należała w końcu do niego.
Aż się pacnął w głowę na kolejne jej słowa.
- Nie jestem obrażony! Tylko dla mnie jest dziwne, że nie tak dawno wytykałaś mi żale, później przyszłaś się pieprzyć i teraz znowu się plujesz! JUŻ NIE WIEM O CO CHODZI CHODZI! Gdzie masz jakąś jebaną instrukcję?!
I jemu zaczęły się psuć nerwy, znowu się darł, znowu wpadł w złość. Za chwile zacznie rzucać meblami.
- Hej, co ty robisz? Zostaw tą torbę!
Chciał odebrać jej ubrania, żeby zaprzestała się pakować. Nic z tego, Mańka mu uciekała. Skoro tego chciała... proszę bardzo.
- No tak! Droga wolna! Tylko później nie wracaj do mnie z płaczem, gdy poczujesz się gorzej albo zagrożona! W takim stanie chcesz być sama?!
Chociaż był zły na jej decyzję, to nie zrobił nic. I tak by uciekła, więc po co się fatygować?
Cholera...
Gdy trzasnęła drzwiami, Fergal aż jebnął pięścią w ścianę.
Spadł tynk. Jebać tynk. Mańka nie powinna wychodzić i zostawiać go samego! Poza tym ten zapach... wciąż unosił się w powietrzu, był na łóżku... Spojrzał w kierunku zmiętolonej pościeli. Zjebał. Trzeba przyznać. Musiał posiedzieć chwilę żeby przemyśleć.
- Co za cholerna samica.
I z takimi o to cudownymi słowami miłości wstał z łóżka. Skierował się do wyjścia z pokoju i pognał do... Pokoju Schulza, gdyż stamtąd słyszał krzyki. Wszedł w sumie w dobrym momencie; doktorek akurat zarobił płaskiego w twarz. Większej satysfakcji Rekin poczuć nie mógł. Jednakże nie do medyka Schlecht przyszedł. Zaatakował od tyłu Polkę, która była zbyt zaabsorbowana wrzeszczeniem, że nie ogarnęła narzeczonego.
Chyba, że wyczuła jego dokuczliwy zapach. Medyk nic się nie odezwał. Obserwował tylko jak wampiry znikają w drzwiach. Sojka się miotała? Proszę bardzo. Fergal w swoim ucisku był jak imadło.
- Zapomniałem jak bardzo potrafisz mnie wkurwić swoimi foszkami. I odkryłem, że wkurwia mnie poczucie winy!
Warknął głośno, dając jasno Sojce do zrozumienia, iż ogarnął swój błąd. Zamierzał go naprawić i to bardzo szybko. Skierowali się nie do pokoju Fergala ani gościnnego. Udali się na basen.

To tutaj Fergal może wypuścić swoje zwierzęce zapędy. Mańka tego chciała, czyż nie? Rzucona na chłodną podłogę, wampirzyca od razu została przygwożdżona. Zębiskami chwycił materiał sukienki, porywając go. Trzymał ją za obie ręce, które przetrzymywał przy podłodze. Rozdarta sukienka obnażyła wciąż drżące od podniecenia kobiece ciało. Wciąż tego chciała, prawda? Bo Rekin... Chciał. Właściwie wyłączył myślenie, wszakże było ono zbędne. Liczyły się tylko pierwotne i prymitywne instynkty. Obłapiona wampirzyca nie mogła więc powstrzymać natarcia; pierw zęby wbiły się w ramię, palce mocniej zacisnęły na nadgarstkach - zostaną ślady. Ale czy właśnie nie o to chodziło? Oczywiście w pewnej chwili przerwie, co by spojrzeć na twarz narzeczonej. Zmrużone ślepia wampira nie wyrażały opanowania, tylko dziką żądzę. Językiem przejechał po miękkich ustach, aż do policzka - tak jak wcześniej Manuela. I nie na tym koniec! Jeśli Polka chciała cokolwiek zrobić. Nie miała jak, gdyż odwrócił ją brzuchem do podłogi. Wypiął Sojkowy tyłek w swoją stronę i wreszcie się wbił dwoma na raz. Warto zaznaczyć iż samo gryzienie podnieciło go. Tak bywa gdy odpala się samiec 200%. Wina Sojki, ot co.
Zapewne będzie narzekać, że boli ją na dole po tylu aktach. Co z tego jednak? Sama chciała, on pomagał, a przy okazji delektował się wonią. W końcu to ona działała jak afrodyzjak. Co gorsza... Na rekiniej szyi pojawiły się skrzela. Ot, szał gotowy. Jeśli nie zje Mańki w trakcie... Będzie można uznać, że kopulacja przeszła z wynikiem pozytywnym.
Co jakiś czas zaciągał się zapachem Mani. Wciąż też ją penetrował, nie licząc nawet ile czasu już mogło to trwać. Parę minut? A może mijała już połowa godziny? Najważniejsze, że byli sami. Że nikt nie chciał im przeszkadzać. Bo kto chodził na basen należący do Fergala? Chyba nikt! Warto też zaznaczyć, iż nie zakończy się to na jednym akcie. Niemiec miał jeszcze w głowie wrzucić Sojkę do basenu i tam ją dopaść.
Ale nie teraz. Póki co brał ją od tyłu na podłodze.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptySob Sty 02, 2021 4:38 pm

No jasne, bo ona nie może czuć podniecenia i jedynie on może się napalić – zaszczękała zębami na jego słowa. Oczywiście, że widziała, że coś było nie tak. CZUŁA! Ale czy naprawdę nie mogli najpierw doprowadzić jej ciała do normalnego stanu, a dopiero potem się dziwić, co to się podziało?
Jeśli chciał instrukcji, trzeba było kupić dmuchaną lalkę albo gumowego manekina. Nie jej wina, że wybrał żywą kobietę.
Pomimo protestów wyszła z pokoju. Wzrastał w niej gniew, więc teraz była podkurwiona i napalona jednocześnie – czyli czuła się zupełnie jak Fergal. Przynajmniej wreszcie rozumiała, co zwykle siedzi mu w głowie.
Rzecz jasna, nie poszłaby do nikogo innego na leczenie, bo przecież potrzebowała tylko narzeczonego. A skoro on podał jej zaledwie jedną dawkę zamiast wymarzonych dwóch, musiała resztę odchorować samotnie.
Ale najpierw jeszcze pójdzie nawrzeszczeć na Schulza, ot, aby zeszło z niej przynajmniej zdenerwowanie.
Powinien dostać za swoje, w końcu zrobił z niej niewyżytą cholerną samicę. Co on sobie myślał? I jak śmiał zrobić z niej jakąś pokraczną wampirzozwierzęcą hybrydę? Sądził, że to się nie wyda?!
Zatłukę cię, ty psie! Mało ci eksperymentów?! MAŁO?! Ilu ludzi i wampirów już grzebałeś przez te swoje popieprzone pomysły?! – darła się na przyciśniętego do stołu doktorka. Podczas rui nieźle buzowały w niej emocje. Nie potrafiła ich kontrolować. – Jak mogłeś mi to zrobić?!
I niechybnie uderzyłaby go po raz drugi, tym razem silniej. Do jej nozdrzy doszedł jednak drażniący zapach Fergala – choć przez adrenalinę wzięła to po prostu za pomyłkę w swojej głowie. Zatrzymała się jednak w miejscu, napawając się tą wonią. Och, Boże, znowu zrobiło jej się ciepło między udami.
Okazało się jednak, że to nie był fałszywy alarm. Rekin nagle złapał ją od tyłu i zaczął gdzieś ciągnąć – udało jej się jedynie kopnąć Schulza w krocze na do widzenia. Z triumfem obserwowała cierpienie na jego twarzy.
PUSZCZAJ MNIE! Czego chcesz?! Nagle nie jesteś obrażony?! – warknęła, wyrywając. – MOJE foszki wkurwiają?! To nie ja odmówiłam ci seksu, mimo że cierpiałeś!
Być może ktoś słyszał ich powarkiwania, ale na szczęście miał na tyle rozumu, aby nie wchodzić im w paradę. Fergal zabrał ją nad basen i zamknął drzwi – mieli kolejne wspaniałe miejsce do kłótni.
Czy ty słyszałeś, co ten gnojek zrobił? – wysapała, gdy znaleźli się już nad wodą. – Wszczepił mi zwierzęce DNA! Mam ruję, niczym zwykły kot! Powiedział, że to będzie się powtarzać co miesiąc. Fergal, ja go zabiję!
Więcej powiedzieć nie zdążyła, bo wylądowała na posadzce, pod Rekinem. Nadal było jej niesamowicie gorąco, a zimne kafelki nie były niczym przyjemnym… ale narzeczony zaczął się do niej dobierać, więc przestała na to zwracać uwagę.
Co, jednak ci się łaskawie chce? – wydyszała zgryźliwie, chociaż już zaczęło rosnąć w niej podniecenie.
Nadal potrzebowała zbliżenia, jeszcze nie zaspokoiła tej zwierzęcej części. Skoro więc Fergal zrozumiał swój karygodny błąd… Skorzysta z tego.
Przygwoździł jej ręce i wgryzł się ramię. Jęknęła, oplatając go mocno nogami. Nie mogła co prawda zbytnio się ruszać, ale to mniejsza. Bardziej irytował ją fakt, że narzeczony nie wziął jej od razu, w pierwszej sekundzie, gdy tylko wylądowała na posadzce. Przecież powinien pamiętać, że każda minuta zwłoki to ból!
Nie możesz najpierw we mnie wejść? – sapnęła niecierpliwie. – Będziesz gryźć w trakcie. No, już!
Spojrzała w jego dzikie oczy, sama wysuwając język, gdy swoim pieścił jej twarz. Ciężko oddychała przez chcicę. Na razie nie przejmowała się tym, że Fergal odpłynął i dawał się ponieść instynktowi. Tak bardzo go znowu potrzebowała, że mógłby nawet zacząć się przemieniać.
Nie uciekała i się nie wyrywała. Gdy tylko wylądowała na brzuchu, sama wypięła tyłek i pomogła jedną ręką odgarnąć swoje ubranie. Krzyknęła z satysfakcją, skoro tylko Fergal znowu się w nią wbił i zaczął się poruszać.
Dopięła swego. Ochoczo ją zaspokajał i z nią kopulował, jak na dobrego partnera przystało.
Głowę położyła na dłoniach na posadzce, a pupę trzymała najwyżej, jak mogła. Jęczała głośno, co jakiś czas też się wyginając i sięgając ręką w stronę Fergala. Przytrzymywała się go, mocno wbijając paznokcie.
Też nie wiedziała, ile to wszystko trwało. W którymś momencie, gdy czuła, że była blisko spełnienia, spróbowała szarpnąć Rekinem i przymusić go do tego, aby się całkiem na niej położył i w takiej pozycji dokończył akt. Chciała dojść, słysząc jego zwierzęce pomruki tuż przy swoim uchu.
Gdy w końcu osiągnęła upragniony orgazm, napięcie zaczęło z niej schodzić. Pojękiwała jeszcze cicho, ale zasadniczo czuła, że zwierzęca ruja odpuszczała. Najwidoczniej dwa numerki były w sam raz, aby zaspokoić instynkty.
Rzecz jasna, nie zrzucała z siebie Fergala. Choć cała drżała, pozwoliła mu dokończyć. Dopiero gdy doszedł, wzięła kilka rozkosznych wdechów.
Wreszcie – wyszeptała, powoli podnosząc się na rękach. – To mija, Fergal. Dzięki. Och, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bolało.
Spróbowała się spod niego wyczołgać, aby położyć się na posadzce tuż nad basenem. Chciała zanurzyć w wodzie ręce dla ochłody. Całe ciało nadal miała rozpalone. Ale najważniejsze było to, że uporczywe zwierzęce pragnienie zanikało. Znowu zaczynała czuć się normalnie.
Posłała nawet Fergalowi słaby uśmiech.
Rozejm? – zaproponowała.
Nie miała siły na dalsze kłótnie. Chciała tylko odpocząć po satysfakcjonujących wspólnych chwilach.


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Nie Sty 03, 2021 9:30 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyNie Sty 03, 2021 12:44 pm

Nie dało się nie słyszeć wyzwisk skierowanych do Schulza.
Fergal czuł nawet dumę, w końcu Sojka pokazała pazury. Co prawda odrobine podrasowane swoim dziwacznym stanem, ale liczył się sam fakt.
Rekin oczywiście poczuł się też głupio, że pozostawił swoją partnerkę z problemem. Chociaż psioczył pod nosem, to i tak postanowił naprawić swój podły błąd. Nawet jeśli ta zaczęła wierzgać rękoma oraz nogami, nie odpuścił. Wyprowadził wampirzycę z pokoju pobitego doktorka. Typek miał spory czas na przemyślenia, acz wątpliwe żeby wyciągnął z tego prawidłowe wnioski.
Pozostawiając jednak sprawę medyka za sobą, Rekin wolał skupić się na Manueli.
- OGARNIJ SIĘ!
Krzyknął, kiedy Sojka zaczęła wykrzykiwać swoje złości. Przecież jest dobrze! Wrócił po nią i zamierzał rozprawić się z problemem raz, a porządnie. No... Teoretycznie. Tak naprawdę Fergal miał w głowie nauczkę dla swojej narzeczonej. Chociaż kto wie, może się jej spodoba? W końcu sama pragnęła dobrać się do jego krocza i wykorzystać dwa w należyty sposób.
Gdy znaleźli się przy basenie, Manuela podjęła się wątku Schulza.
Geny zwierzęcia? Czy w ogóle było to możliwe? Najwidoczniej tak, skoro szalony doktorek tego dokonał. Dowiedział się również, że narzeczona będzie mieć takie ataki co miesiąc. Rekin aż pokręcił głową.
- Jest podłym chujem.
Warknął ze złością, bo i jemu nie spodobało się, że Schulz położył łapy na Manueli wbrew jej woli. Należał mu się solidny wpierdol ze śmiercią. Ale z drugiej strony...
Zaciągnął się kolejny raz pobudzającą wonią.
- Przynajmniej wiemy, że co miesiąc będziesz mnie napadać. Cóż... może nie powinienem narzekać.
Trochę żartu, trochę powagi. Dość już jednak. Przeszedł do konkretów, acz Sojka i tak zaczęła wypowiadać swoje urażone słowa. Tylko czy się przejmował? Nie, skoro nie przerywał tego, czego oboje chcieli.
Sojka wylądowała pod Fergalem. Nie miała jak się wyrwać, jak uciec.
Pytanie: Czy chciała?
Nie, skoro znowu zaczęła poganiać. Nie pamiętała, że Niemiec musiał się też przygotować nim wydobędzie podwójną broń?
Niemniej dostała to, na co tyle tak czekała. Usadowiona twarzą do podłogi, została kolejny raz przejęta. Schlecht rozpoczął mocne, gwałtowne ruchy. Nie bawił się w jednego, od razu do szturmu przeszły dwa, przez co Manuelę mogło nieco zaboleć.
Przejmowali się tym?
Nie. Wszak Sojka to weteranka dwóch!
Całe pomieszczenie wypełniały dzikie, zwierzęce pomruki. Odgłosy miłości, ot co.
Miłość, która wciąż trwała, do momentu dotarcia na upragniony szczyt. No, przynajmniej od strony Polki. Kobieta z ulgą mogła odetchnąć, docierając wreszcie do przejrzystości umysłu.
Oczywiście mogła z pod niego wyjść, gdy i on osiągnął zamierzony efekt. Wampirzyca wyglądała o wiele lepiej: ożywiona, zarumieniona i spełniona. Tak niewiele trzeba do osiągnięcia bezcennego szczęścia. Zadowolona Manuela zaczęła się ogarniać, a Fergal jeszcze rozmasowywał kark. Wciąż było mu... sztywno. Obserwował w ciszy narzeczoną: jak chłodziła się w wodzie, jak wracała do normalnej siebie.
Rozejm?
Zmrużył powieki i... Rzucił się na nią. Szybki, długi skok prosto na obnażone golizną ciało. Z głośnym pluskiem wpadli do wody. Zapewne Manuela będzie nieco zdezorientowana nagłym atakiem, ale bez obaw, Fergal zaczął ciągnąc ją w stronę marmurowych schodków. Ułożona plecami na jednym szerszych stopni, kolejny raz musiała rozłożyć nogi, bo jej cudowny narzeczony wcale nie powiedział, że to koniec. Właściwie mówić nie musiał, sama jego postawa wskazywała, że zamierzał kolejny raz ją zaspokoić. Nie zamierzał słuchać protestów, albowiem od razu przeszedł do działania. Opleciona szczelnie ramionami Manuela kolejny raz przyjęła dwóch ziomalków. Może nawet ciut większych, gdyż ciało dawnego esesmana odrobinę się rozrosło. Mogła nawet poczuć pod palcami, ba, nawet na reszcie ciała szorstką skórę Rekina. Natomiast większe szczęki raz jeszcze wbiły się w tą samą ranę, którą pozostawił za pierwszym razem. Skoro nie obawiała się częściowej przemiany (nie, nie stawał się zwierzęcym rekinem), to ją dostała. Błoniaste dłonie błądziły po rozgrzanym ciele narzeczonej, pozostawiając liczne zadrapania. Brutalność nigdy jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Chyba.
Sam okropny akt nie trwał wybitnie długo. Fergal doszedł i wypuści swoją ukochaną wolno, natomiast on sam cofnie się w stronę wody. Zanurzy się głęboko, po czym wypłynie nieco dalej od miejsca, w którym pozostawił Sojkę.
Jak się czuła narzeczona? Zapewne bardziej obolała. Niemiec wyszedł z wody i nim stanął na prostych nogach, zachwiał się odrobinę. Chwycił za głowę, czując lekkie zawroty. Delikatny szarawy odcień skóry, zdradzało, że podły rekin nieświadomie użył odrobinę mocy. A jak czuła się Polka? Przeżyła? Cóż, zapewne sama odczuwała spory dyskomfort.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyNie Sty 03, 2021 10:32 pm

Manuelę nie bawił fakt, że mogłaby dostawać zwierzęcej rui co miesiąc do końca życia. Nie była przyzwyczajona do takiego stanu i nie umiała sobie z nim radzić. Zresztą to oznaczało, że Fergal w okolicach tych dni nie mógłby jej odstępować nawet na krok – podołałby?
Przecież musiałaby go mieć pod ręką, na wypadek gdyby dopadła ją chcica.
Była też kolejna kwestia, która ją martwiła, choć Schulz wypowiadał się o tym z dumą – przywrócenie płodności. Czy doktorek naprawdę to zrobił? Nie chciało jej się wierzyć, że mogłaby zajść w ciążę. To niemożliwe.
Na wszelki wypadek powinna jednak powstrzymać się przed stosunkiem, ale… Ale nie wyszło. W zasadzie nawet o tym nie pomyślała. Skoro Fergal znowu chciał ją przelecieć, tylko to miała w głowie.
Ponownie nie czuła bólu, gdy od razu zaatakował ją Dwoma. Jej organizm tego potrzebował, zresztą była zbyt rozgrzana, aby najpierw robić rundę wstępną z jednym.
Lekki dyskomfort poczuła dopiero po orgazmie, bo jej kobiecość zrobiła się zbyt wrażliwa. Nadal jednak odczuwała przyjemność i wydając z siebie miłe dla ucha pomruki, doczekała, aż Fergal się w niej spuścił. Teraz, po wygraniu z tym głupim podnieceniem, czuła się naprawdę wspaniale. Mogła zrelaksować się przy wodzie. Jej intymność nadal pulsowała, a nogi drżały, ale właśnie ten stan najbardziej jej się podobał.
Nie musiała o niczym myśleć, delektowała się tylko swoim zadowoleniem.
No… dopóki narzeczony się na nią nie rzucił i nie wpadli do wody.
FERGAL! – zdążyła jedynie krzyknąć, choć ostatnią sylabę wybulgotała, bo jej głowa znalazła się pod wodą.
Kiedy tylko się wynurzyli, odgarnęła mokre włosy i spojrzała na niego w niemałym szoku.
Co ty robisz? Chcesz teraz pływać?
Zimna woda zmywała z niej ślady stosunku i krew, a także pomagała w zmniejszeniu temperatury. Sądziła więc, że Fergal chciał się obmyć i zrelaksować… ale jego wyraz twarzy mówił coś innego.
Tym razem to u niego włączyło się zwierzęce pożądanie. Sęk w tym, że Manuela nie była pewna, czy da radę ponownie. Jej ciało było zmęczone.
Nie mogli się zgrać wcześniej?
Ferg, mi już przeszło – szepnęła, biorąc jego twarz w dłonie. Poczuła, że zaczął kłaść ją na jednym ze schodów. – Jeśli więc chodzi o mnie, to nie musisz…
Nie chodziło.
Przycisnął ją do powierzchni i zmusił do rozłożenia nóg. W zasadzie musiała cały czas wyginać ciało ku górze, bo woda co chwilę zakrywała jej twarz, zwłaszcza przy wzmożonych ruchach. Ponieważ była wymęczona, to wolałaby teraz oddychać, dlatego starała się trzymać głowę ponad taflą.
A możesz teraz jednego? – jęknęła jeszcze, zanim w nią wszedł.
Dwoma.
No tak, bo od kiedy miała coś do gadania?
Z początku poczuła złość, że ją zmuszał, ale uzmysłowiła sobie, że ona sama wcześniej wyrzuciła mu brak chęci do stosunku i egoizm. Nie mogła więc teraz zachować się jak obrażalska panienka i protestować. Objęła więc jego ciało i wtuliła twarz w jego ramię.
Da radę. Wytrwa.
Bolało, zwłaszcza że to był już trzeci raz w tak krótkim czasie, i to niezwykle brutalny. Wyczuła jego intensywnie pracujące skrzela, dotykała coraz bardziej szorstkiej skóry, czuła błonę tam, gdzie ją dotykał. No i przede wszystkim – Dwójka zdawała się rozpychać ją jeszcze bardziej niż zwykle.
Fakt, wcześniej częściowa przemiana by jej nie przeszkadzała, ale teraz to było naprawdę za dużo. Każde pchnięcie wydawało się po prostu bardzo bolesną karą. Może i dostała wcześniej zwierzęcej rui, ale jej kobiecość nadal była takiej wielkości jak zawsze – więc przy trzeciej rundzie zaczęła krwawić.
Kiedy jeszcze Fergal ją drapał i gryzł w ramię, Manuela załkała z bólu. Kątem oka patrzyła na płynącą po falach posokę. W końcu sama wgryzła się w szyję narzeczonego i zaczęła spijać krew, jednocześnie jęcząc prosto w ranę.
Jeśliby go nie ugryzła, zemdlałaby i Fergal pieprzyłby nieprzytomną narzeczoną.
Koniec brutalnego aktu powitała głośnym westchnieniem ulgi. Została na schodach, przez długi czas leżąc niemal bezwładnie. Przytrzymywała się jedynie barierki ręką, aby nie odpłynąć. Jej dół tak cholernie ją piekł, że nawet woda nie przynosiła ukojenia.
Cóż, plus był taki, że znowu wymyła ślady stosunku. Każdy mógł teraz pływać w ich sokach i krwi. Wspaniale.
Dopiero po jakimś czasie się podniosła i zaczęła wyczołgiwać z basenu. Na ciele miała jeszcze skrawki sukienki, ale i tak nic nie zakrywały.
Fergal – wymamrotała, zerkając w jego stronę. Wyglądał na osłabionego. – Czy już dość na dzisiaj? Jesteś zaspokojony?
Chciała wstać, ale poślizgnęła się wodzie i wywaliła tyłkiem do góry. Jęknęła przeciągle, rozpłaszczając się jak naleśnik na podłodze. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Nie da rady iść.
Dotknęła się palcami między udami. Zapiekło. W dodatku poczuła nadal spływającą krew.
W tamtej szafie chyba są szlafroki – wskazała ręką na szafki w ścianie. – Podasz mi jeden?
Przecież musieli coś na siebie włożyć, zwłaszcza ona.
Jeśli jej pomógł, to zerwała z siebie resztki odzieży i założyła szlafrok na nagie ciało. Następnie znowu położyła się na podłodze. Przez kilka sekund łapała wdechy.
Zaniesiesz mnie do pokoju? – poprosiła. – Albo… możemy zostać tutaj. Tylko zgaśmy wszystkie światła.
I gdyby jeszcze mieli jakiś miękki materac oraz mogli zamknąć się od środka… byłoby idealnie. Spaliby i regenerowali się godzinami.
Schulz twierdzi, że to przez owulację – zaczęła znowu temat. – Bo podobno ją przywrócił. Musimy go zmusić do tego, aby to cofnął. Nie wiem jak, ale niech wyciągnie ze mnie to… podniecenie. Przecież tak się nie da żyć. Myślałam, że oszaleję.
W końcu do niej docierało, co odwaliła. Ze wstydem odwróciła się plecami do Fergala i zakryła dłońmi twarz. Te wszystkie teksty o pieprzeniu, lubieżne gesty i spojrzenia oraz zmuszanie do seksu… Nie mogła uwierzyć, że zrobiła coś takiego.
Przepraszam – wyburczała przez palce.
Z zażenowania przez miesiąc nie pokaże się nago. Taka pokuta.


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Wto Sty 05, 2021 8:22 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyPon Sty 04, 2021 8:32 pm

A możesz teraz jednego?
Nie, nie mógł. Fergal zrobił tak, jak chciał. Biedna Manuela, musiała więc dzielnie znosić kolejne harce narzeczonego, aczkolwiek powinna uznać, że się spisał! Nie zostawił jej samą z problemem. Tylko jak po całej lubieżnej akcji będzie się do niego zwracać? Na pewno będzie jej wstyd, a Rekin zacznie być bardziej uważny. Jeśli zacznie za nim biegać i gorączkować, będzie wiedział że najbliższe godziny zostaną odjęte z jego życia czy tego chce czy nie. No cóż, uroki bycia w narzeczeństwie.
Ważne jednak, że kryzys Mańkowy został zażegnany i kobieta mogła ochłonąć, lecz niestety również została zmuszona do kolejnego aktu w wodzie.
Uroczo brutalny, dziki i bez hamulców - czyli jak zawsze.
Natura Fergala nie pozwalała, żeby partnerka odczuwała triumf wygranej. Niech wie dorodna samica wampirza kto tutaj dominuje i jest samcem alfa 200%.
Oczywiście po wszystkim obydwoje mieli szansę dojścia do siebie. Manuela jakoś ogarnęła się i dotarła aż na brzeg, natomiast Fergal resetował własny mózg, co by do napadu szału nie doszło. Moc zaczynała się cofać, więc tak jakby wszystko wracało do normy.
Brud w basenie był najmniejszym problemem, wszak tylko Schlecht z tego cudownego miejsca korzystał. Bo kto normalny chciałby pływać w wodze, której królował wielki rekin?
Chyba tylko Devlin, co swoją drogą brzmi obrzydliwie.
W miarę uspokojony wampir zwrócił uwagę na Sojkę dopieto wtyedy, gdy ta się odezwała. Wyglądała na naprawdę wymęczoną.
- Na to wychodzi. Zakładam, że z tobą już jest lepiej.
No tak, przecież mówiła o tym w momencie kiedy dopadł do niej. Co z tego, że nie kontaktował i te słowa jakoś docierały, ale również znajdowały ujście. Smutne życie zezwierzęconego obywatela Niemiec.
Podszedł do niej szybko, kiedy wywinęła orła i runęła z powrotem na podłogę.
- Najlepiej jakbyś się nie ruszała!
Krzyknął jak zwykle przesiąkniętym troską tonem. Czemu Polka próbowała wstać, skoro nie mogła i nogi odmawiały posłuszeństwa? Stąd też musiał jej pomóc: podrzucenie ręcznika, odzienia i innych rzeczy, które sobie tylko zażyczyła. Nie obeszło się też bez pozbierania jej z podłogi. Czuł się jakby zbierał zwłoki, a nie żyjącą narzeczoną.
- Nie, wrócimy do pokoju.
Od razu zdecydował. Tylko pytanie: Którego? Fergal miał w głowie to, że Polka chciała mieć święty spokój i pragnęła zamieszkać na jakiś czas w gościnnym, więc pierwsza jego myślą było zaniesienie jej właśnie tam. Chyba, że po drodze zmieniła decyzję.
- Proponuję skręcić mu kark, a tobie wyciąć to i owo.
Rzucił pomysłem z kwaśną miną, lecz nim cokolwiek Manuela dodała, zaprotestowała lub zaprotestowała, szybko dodał:
- Żartowałem. Można przecież temu zaradzić w naturalny sposób, tylko jak zaczniesz mieć jakieś pierwsze objawy, mów mi od razu, a nie rzucasz mi się do spodni jak cygan do rowerów!
Żart iście śmieszny, szkoda tylko, że Fergal z każdym słowem podnosił głos. Cóż, jak widać wszystko wracało do normy. Chyba...
Trzymał Sojeczkę jak księżniczkę, więc gdy chciała odwrócić twarz, musiała ukryć ją w dłoniach.
- Daj spokój, nic złego się nie stało.
Powiedział całkiem spokojnie. Niech wie, że Rekin na swój sposób okazuje jej troskę, i to ze szczerych chęci, nie z przymusu.
Zaczęli się kierować w stronę wyjścia. Po drodze minęli parę osób, między innymi Devlina. Chciał zatrzymać narzeczeństwo, ale nic z tego. Fergal nawet nie zwrócił na niego uwagi. Najważniejsze było to, żeby przedostać się do...
- Chcesz wrócić do gościnnego?
Wypadałoby się dowiedzieć, prawda? Skoro mieli rozejm to powinna się zgodzić. I tak też się stało. Manuela wyraziła zgodę, zo znaczyło, że kłótnia została oddalona w kąt. No i sumienie Rekina stało się lżejsze. Sojka wróciła!
Noga musiał otworzyć drzwi (nie zamykał na klucz).
- Mam nadzieję, że zaprzestaniesz wyprowadzek.
Burknął z lekką pretensją. Nie ma co ukrywać, i Niemiec przywiązał się do swojej Polki. Byli jak Staszek z Banankiem - nierozłączni.
Położył ostrożnie narzeczoną na łóżko. Skoro potrzebowała odpocząć, niech korzysta.
- Przyniosę ci krwi - powinnaś uzupełnić braki.
Jak postanowił, tak też uczynił. Zostawił wampirzycę na dłuższą chwilę. Po powrocie przyniósł tacę z przezroczystym dzbankiem pełnego czerwonej cieczy i szklankę. Oczywiście podał pod sam nos Sojce pełne naczynie. Tacę postawił na stoliku szafce nocnej.
- Spróbuję porozmawiać z... Andre. Może będzie szansa, żeby przekonał Beletha do ogarnięcia Schulza. Na pewno mogą być jakieś leki, żeby w razie potrzeby, mogły ci pomóc. A po tym jak... jak uciekniemy porozmawiamy z twoim Panem. Ponoć też jest lekarzem.
Zgodzi się? Na pewno. Hiro był panem Manueli, więc powinna ochoczo przystać na pomysł. Fergal co prawda tego nie widział, lecz idąc tokiem myślenia Sojki... Wyjścia innego nie było.
Usadowił się w fotelu przy oknie. Musiał również ochłonąć.
- Mam nadzieję, że ten koszmar kiedyś dobiegnie końca.
Westchnął ciężko. Czuł się poniekąd winny: kiedy mieli szansę, nie skorzystali i to przez niego. Więc co może zrobić? Na pewno jakoś postara się wynagrodzić Manueli swój niecny i niekontrolowany czyn. Tylko co jeśli będzie takich więcej i ostatecznie Manuela sama z Esterą uciekną, zostawiając Rekina w domu Beletha?
Niemniej starał się też nie wracać do tematu kłótni. I właściwie zastanawiał się czy powiedzieć o propozycji Devlina. No tak... Sojka na pewno nie byłaby z tego zadowolona, ale z drugiej strony dzięki takim wypadom, może zdołałby okiełznać samego siebie? Zawsze to jakiś trening woli. Oczywiście postanowił milczeć. Zejdzie lepiej na... lżejszą rozmowę.
- Gdy wypoczniesz, może powinnaś spędzić trochę czasu z siostrą? Wybadasz czy i ona chciałaby uciec, bo nigdy nie wiadomo, na ile ma wyprany mózg.
Przy okazji ogarnąłby plan Devlina. Zapewne czubek nie mógł już usiedzieć na tyłku od momentu, gdy Rekin się zgodził. A co do samego dawnego podglądacza, to właśnie wracał do siebie z rozmowy z Belethem odnośnie wypadu. Łowca nie znał całego planu, lecz i tak się zgodził. Skoro Devlin obiecał poprawę, to musiał się jakoś wykazać, prawda? Więc nie pozostało nic innego niż zgarnąć w najbliższych dniach Schlechta i wywieźć go na mini plac zabaw dla dawnych, złych wampirzych Niemców. Już nie mógł się doczekać.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyWto Sty 05, 2021 9:12 pm

Najlepiej, jakbyś się nie ruszała!
Dobra.
Rozłożyła się więc na posadzce niczym naga księżniczka i pozwoliła, żeby Fergal jej usługiwał. Skoro nie dała rady iść… Tak, powinien się nią zająć.
Ostrożnie przetarła ciało ręcznikiem, omijając uda oraz ramię, po czym wdziała na siebie przyjemny, bawełniany szlafrok. I wróciła do leżenia. Była zbyt wymęczona i zawstydzona swoim zachowaniem, żeby się ruszać.
Kiwnęła głową na powrót do pokoju. Mogą iść do ich normalnej sypialni. Proponowała w końcu rozejm, więc zastępcze cztery kąty nie były dłużej potrzebne. Objęła narzeczonego za szyję, dając się nieść.
A żartu o wycinaniu narządów nie zrozumiała – Fergal mógł to odgadnąć po jej minie oraz po słowach:
Chcesz mi zrobić histerektomię oraz infibulację? – Choć powiedział, że żartował, i tak czuła się niepewnie. Co jeśli serio wolał, żeby miała wszystko wycięte tam na dole… i już więcej nie chciała od niego miłości? – Ale… na pewno wolisz zawsze mi pomagać? Nie będziesz miał dość? – dopytała, drapiąc najpierw swój obojczyk, a potem lewą stronę jego klatki piersiowej.
I na tym kończyła się jej odwaga, ponieważ przypominała sobie coraz dokładniej, co mówiła i jak się zachowywała. Było jej cholernie głupio – jak mogła być takim zwierzęciem? Jak mogła zmuszać Fergala do seksu?
Nic złego się nie stało? Stało się! Przecież to nie było normalne!
Ona również zignorowała Devlina. Dała za to Fergalowi znać, żeby poszli do ich pokoju, a nie gościnnego. Właściwie to nawet zatęskniła za starym łóżkiem.
To nie była wyprowadzka, tylko chwilowa zmiana – burknęła, rozkładając się wygodniej na łóżku i tuląc do miękkiej pościeli.
Chciała mu powiedzieć, że ona nie będzie się wyprowadzać, jeśli on przestanie jej dawać ku temu powody, ale wolała nie rozdrapywać rany. Żadne z nich nie miało siły na kłótnie.
Poczekała, aż Fergal przyniesie krew, i z wdzięcznością sięgnęła po szklankę. Zaczęła z wolna pić, słuchając narzeczonego.
Chcesz rozmawiać z Hirem? – dopytała w niemałym zdziwieniu. – To znaczy, ja nie mam nic przeciwko, ale… Och, sądziłam, że będziesz go unikać za wszelką cenę. Niemniej on pewnie mógłby pomóc. Tworzył przecież wampirze hybrydy.
Przewodniczący wydawał się o wiele lepszą opcją niż Schulz. Przede wszystkim istniało o wiele mniejsze prawdopodobieństwo, że odwali coś, czego Manuela nie chciała. W przypadku niemieckiego lekarza nigdy nie wiadomo, co wstrzyknie lub wszyje komuś do ciała. Polka wolałaby się nigdy nie znaleźć na stole operacyjnym w jego gabinecie.
Położyła się na boku, przodem do Fergala. Nie odpowiedziała nic na wzmiankę o koszmarze, jedynie smutno się uśmiechnęła, dając znać, że czuje to samo. Na razie nie potrzebowali słów. I najlepiej, jeśli dzisiaj odpuszczą sobie temat ucieczki – Manuela nie chciała znowu poczuć rozgoryczenia.
Nigdy w życiu nie zaplanowałaby bowiem ucieczki bez Fergala. Albo bez Esterki. Musiała mieć ich obojga. Jeśli jedno by zostało, ona zrobiłaby to samo, a takie życie ani trochę jej nie pasowało.
Ponieważ nie miała pojęcia o rozmowie Devlina z Rekinem, obecnie jej największym zmartwieniem było dla niej jej własne zachowanie.
Do diabła, jak mogła być tak wyuzdana?...
Kiwnęła sennie głową, gdy Fergal powiedział coś o Esterce. Już niewiele słuchała: była naprawdę wymęczona wszystkimi numerkami, rują, krzykami na Schulza i w ogóle samą sobą.
Przymknęła oczy oraz wyciągnęła rękę w stronę narzeczonego.
Chodź do mnie. Idziemy spać.
Poczekała, aż dołączy do niej w łóżku, przytuliła się do niego (nawet jeśli on do niej nie) i w końcu zasnęła.

Właściwie Devlin zyskał szansę na to, aby wyciągnąć Fergala do swojego Neverlandu, już kolejnego dnia. Manuela została bowiem zabrana przez Esterę i Petrę na całodniowy piknik – miały pochodzić po okolicznych polach, które należały do Beletha, i spędzić relaksujące popołudnie.
Nim jednak wyszła, zrobiła swojemu najwspanialszemu narzeczonemu małą niespodziankę. Wybudziła się pierwsza i cichcem zeszła do kuchni, gdzie dostała świeże kawałki łososia, tuńczyka i pstrąga. Oprócz tego zgarnęła ciepłą krew – i takie śniadanie przyniosła Fergalowi do łóżka. Podstawiła mu nawet tacę pod nos!
Smacznego. Ja wybywam na piknik – mruknęła, głaszcząc go po głowie.
I w końcu się pożegnała.
Fergal został sam, ale nie na długo. Już po jakiejś godzinie zapukał do niego Devlin – podekscytowany, z błyszczącymi oczami i ledwo mogący ustać w miejscu.
Beleth się zgodził! Jedziemy dzisiaj! – oznajmił entuzjastycznie, biorąc Fergala w ramiona, aby nim potrząsnąć.
Na taką wyprawę czekał niemal całe życie: tylko on i Rekin. Dwójka brutalnych, bezdusznych esesmanów. Wreszcie razem, wreszcie jako partnerzy.
Poczekał, aż Fergal się ogarnie. Jeśli pytał o szczegóły, to Devlin nic nie zdradzał. Śmiał się jak szaleniec i pospieszał Rekina. Chciał mu zrobić niespodziankę i nie zamierzał niczego psuć. W aucie miał nawet dwa esesmańskie mundury – przecież nie mógłby wybyć bez nich – ale na razie milczał o tym jak zaklęty.
Zaprowadził Fergala do auta i sam usiadł za kierownicą. Jechali niecałe dwadzieścia minut, ale po tak wąskich i czasami zarośniętych drogach, że raczej nie była to często odwiedzana okolica. W zasadzie wstęp miał tam niemal tylko Devlin (i parę zaufanych mu osób, nie z gniazda Beletha).
Dziwak przez całą podróż próbował zajmować Rekina przyziemnymi tematami – a to dopytywał, co się wczoraj stało tej lubieżnej żydówce, jak im się pływało, dlaczego nie chcieli rozmawiać, co powiedzieliby na trójkącik…
Nawet jeśli zdenerwował Fergala, to ten pewnie przestał na niego zwracać uwagę, gdy zobaczył w oddali… dwa niewielkie kominy. Po jakiejś minucie mógł z kolei dostrzec wysoki, ceglasty mur, w którym stała solidna, żelazna brama.
Jesteśmy. To mój skarb – wyszeptał Devlin, niemal w ekstazie.
Przystanął przed bramą i zatrąbił. Po paru sekundach ktoś zaczął mu otwierać.
Dwóch starych, spracowanych więźniów.
W pasiakach.
W oddali siedział jakiś mężczyzna w czarnym mundurze i przyglądał się ze znudzeniem bramie. Najwyraźniej to był dla niego dzień jak co dzień. Pilnował więźniów.
Nieźle, prawda? – spytał Fergala Devlin, wjeżdżając do środka. – Latami studiowałem wszystkie obozy. Jeździłem do nich bez przerwy, poznawałem każdy budynek… aż wreszcie znałem każdy szczegół i mogłem stworzyć TO!
Z zachwytem machnął wokół rękoma.
Witaj w domu, Fergal – zarechotał, parkując za jakimś budynkiem… to znaczy barakiem.
Cóż, tego Rekin chyba się nie spodziewał?


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Pią Sty 08, 2021 9:11 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptySro Sty 06, 2021 9:13 pm

Skoro żarty im nie wychodziły, Fergal nawet nie podejmował się dalszego tematu. Jak widać obydwoje mieli specjalny talent w byciu komikiem. Westchnął jedynie, pokręciwszy głową. Nie zamierzał nic na niej przeprowadzać. Zresztą, nawet nie wiedziałby jak się za to zabrać.
- Nie, nie będę miał dość. Możesz na mnie polegać.
Zapewnił ją, patrząc na jakże umęczoną i lekko niepewną twarzyczkę Polki. Chociaż do końca wcale taka nieśmiała nie była, przecież podrapała pierw siebie, a później rekinią klatę, a to znaczyło iż nadal miała harce w głowie.
Ach te figlarne drapanie.
Co do zmuszania, teraz Sojka wiedziała, jak potrafił czuć się Schlecht podczas odczuwania zwierzęcych potrzeb: ciężko było je kontrolować, zwłaszcza gdy w pobliżu znajdował się pożądany obiekt.
Co do chwilowej zamiany, Fergal nie zamierzał odpowiadać. Dla niego również poprzednia, cięższa rozmowa nie należała do najprzyjemniejszych, a skoro nastąpił rozejm, nie było sensu w rozdrapywaniu ran. Poza tym miło jest mieć z powrotem Manuelę w swoim łóżku.
- Taaa... Sam sobie się dziwię. Ale skoro jest szansa, że może jakoś pomóc, to warto spróbować.
Wzruszył ramionami. Niemniej i tak będzie musiał się przespać, nim podejmie ostateczną decyzję... Tak z kilka razy przespać. Ale czy nie chodziło tutaj też o dobro narzeczonej? Po co miałaby sie męczyć? A co jeśli złapie ją wtedy, kiedy nie będzie mógł?
Cóż... Muszą jakoś temu zaradzić. Może jakieś leki?
Skoro już nie skakali sobie do gardeł, a Manuela zaprosiła Rekina do jego własnego łóżka, mogli odpocząć. Skorzystał z zaproszenia, kładąc się obok. Pozwolił się przytulić, właściwie odwzajemnił. Trochę sztywno, lecz się postarał. A to wielki krok dla wielkiego buca! No i gdy sen się rozkręcił, Schlecht uwalił się na Sojce. Była lepsza od poduszek...

Kolejny dzień z samego początku okazał się całkiem przyjemny, a to z powodu niespodzianki, którą zaserwowała Rekinowi Manuela. Dostarczone do łóżka śniadanie składające się z ryb i świeżej krwi. Nie ma co ukrywać, Fergal od razu rzucił się na ulubiony posiłek, w porę samodzielnie się upominając o podziękowaniu.
- Jasne, dzięki.
Skinął głową, aczkolwiek treść słów dotarła do niego w momencie przełknięcia kolejnego kawałka tuńczyka.
Piknik?
Nie zdążył już wypytać o szczegóły, gdyż Manuela wybyła. Zapewne domyślał się, że wampirzyca skorzystała z jego rady i umówiła się z siostrą na wypad. bardzo dobrze. Psychicznie odpocznie.
Natomiast Fergal obdarowany samotnością i doskonałym śniadaniem, nie mógł się dużo nacieszyć. Albowiem gdy skończył pałaszować posiłek, dopił ostatnie łyki krwi, i zaczął wylegiwać się w łóżku, do pokoju wszedł... Devlin. Schlecht od razu się zerwał, chcąc wygonić śmiałka, który ośmielił się przerwać odpoczynek.
- CZYŚ TY KURWA ZAPOMNIAŁ O CZYM MÓWIŁEM? Masz ZAKAZ wchodzenia do MOJEGO pokoju!
Na nic darcie mordy, ponieważ intruz wykrzyczał swój zajebisty plan i ośmielił się dotknąć Niemca. Rekin zareagował od razu: odepchnął natręta. Czy uraził Devlina? W żadnym wypadku. Oczywiście przypomniał o pomyśle oraz to, że Fergal się zgodził dla świętego spokoju. Cóż... Rekin aż się pacnął w czoło. Jak widać nie miał innego wyjścia. Wygonił Devlina z pokoju, kiedy zaczął się przebierać. Nie zamierzał mieć tego zwyrodnialca za widza.
- Jedziemy.
Oznajmił krótko, gdy tylko wyszedł z pokoju. Devlin wiernie pognał za Schlechtem i razem udali się do samochodu. Szaleniec prowadził skoro tylko on znał drogę do Tajemniczego miejsca.
Droga niestety nie przebiegła w milczeniu. Devlinowi nie zamykała się jadaczka, przez co Fergal odczuwał co raz to większa złość, aż wreszcie opierdolił go od góry do dołu. Czy coś pomogło?
Nie.
Devlin dalej nawijał, zupełnie ignorując złości Fergala. Właściwie cieszył się; im bardziej Rekin jest nakręcony złością, tym szybciej wpadnie w swój szał zabijania, który Devlin tak bardzo chciał zobaczyć na własne oczy.
I zapewne niedługo otrzyma okazję.
Fergal na widok kominów zamilkł momentalnie. Jego twarz wyrażała co raz to większa złość, wymieszaną z zaskoczeniem. Wysoki mur z drutem kolczastym, żelazna brama... A za bramą... Baraki, ceglane budynki. Co to do kurwy nędzy było?
- Czyś ty...
Przerwał, bo gnojek zaczął mówić, a dokładniej chwalić się swoim osiągnięciem.
Witaj w domu?
- CZY CIĘ DO RESZTY POJEBAŁO?! CO TO MA BYĆ?!
Myślał, że Rekin zacznie się cieszyć? W żadnym wypadku! Był wyraźnie zdenerwowany. Chwycił nawet Devlina za fraki i potrząsnął porządnie.
- WRACAMY Z POWROTEM! Nie zamierzam bawić się w twoje CHORE GIERKI!
Darł się jak opętany. Nawet strażnik z zainteresowaniem spojrzał w kierunku samochodu. Devlin mimo wszystko nie dawał za wygraną. Na pewno będzie próbować przekonać Fergala chociażby do poznania miejsca. A jak? Zaczął od wyciągnięcia kluczyków ze stacyjki i wyrzucenia ich za okno.
Hen daleko w piach.
Rekin przeklął głośno, pchnął czubka na drzwi, po czym wysiadł z samochodu. Chciał znaleźć kluczyki i zmusić Devlina do opuszczenia pojazdu. Owszem wysiadł, ale jako pierwszy dopadł do kluczyków.
- Chociaż raz spójrz na owoce mojej pracy! Przespacerujmy się! Na pewno ci się spodoba... Chociaż raz.
Prawie błagał Rekina o pozostanie. Cofał się również, gdyż doskonale wiedział o chęci odebrania kluczyków. Fergal machnął jednak ręką i skierował się do bramy.
- Zamknijcie bramę!
Krzyknął Devlin, do zmęczonych więźniów. Ci od razu podjęli się polecenia, lecz na darmo: Fergal zatrzymał się nagle, gdyż w oddali dostrzegł kilkanaście łysych osób w zniszczonych pasiakach ustawionych w szeregu. Byli oni starzy, schorowani i przerażeni. Devlin ostrożnie podszedł do Fergala.
- Rozpoznałeś ten zapach strachu, co nie? A może... i oni pamiętają ciebie?
Spytał cicho, wlepiając swój wzrok pełen obsesji w Schlechta. Doskonale wiedział, że rozpoznał swoich... więźniów. Nie po imionach czy numerach... ale po specyficznym zapachu śmierci i przerażenia. Ci ludzie raz przeżyli piekło, i trafili do niego z powrotem. A to wszystko z powodu nienormalnej obsesji jednego wampira.
- Jesteś pojebany Devlin. Chcę wracać do domu.
Nie krzyczał, ton głosu Rekina był nietypowo opanowany. Chociaż mina wyrażała szok, to w środku poczuł się naprawdę źle. Mętne oczy starców - znaleźli się też młodzi - nie odrywali spojrzenia od Rekina. Ci którzy pamiętali esesmańskie potwory i mieli z nimi styczność, nie mogli zapomnieć o rekinie i jego zamiłowaniu do bestialskiego zabijania. Nawet ktoś ośmielił się pokazać palcem, na co dawny esesman zareagował złością. Mimo iż szybkim krokiem dopadł do starszego mężczyzny. Staruszek ze łzami w oczach, cały drżąc zaczął mówić pod nosem modlitwę. Biedak aż popuścił w spodnie. Rosły wampir wciąż żył i wyglądał młodo, a dawny obozowy więzień? Był wrakiem.
Szarpnięty staruszek za fraki upadł na gołą ziemię. Nie był bity, ani nic, Fergal gdy zorientował się co zrobił, cofnął o parę kroków. Spojrzał kolejny raz po ludzkich twarzach: Stali umęczeni obok siebie i lękliwie spoglądali na... kata. Delin stojąc z boku, obserwował to wszystko i zacierał ręce.
- Mogą być twoi. Wszyscy. Mam też twój mundur. Założysz go? Zobaczysz wtedy, jak zaczną śmiesznie reagować. Szczanie w pory to jeszcze nic!
Zarechotał diabolicznie wampir, poklepując lekko Fergala po ramieniu. Czy się zgodził? Nie odpowiedział. W głowie Niemca zaczął się istny chaos; znowu widok poniżonych ofiar, dawna rozrywka i... poczucie największej władzy: życia i śmierci. Ale z drugiej strony... Przecież z tym skończył.
Co by się stało z Manuelą gdyby się dowiedziała? Nie... Nie mogła nawet wiedzieć o istnieniu tak potwornego miejsca. Nie wybaczyłaby narzeczonemu.
- Oddaj mi kluczki.
Padło w stronę Szaleńca. Czy posłucha? Się okaże. Bo Rekin wyglądał na naprawdę poważnego i gotowy do powrotu - do Manueli.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyPią Sty 08, 2021 10:23 pm

Devlin miał to do siebie, że ignorował wiele z rozkazów czy zaleceń, jakie mu dawano. Nawet jeśli sam uwielbiany Fergal czegoś od niego zażądał, szaleniec go ignorował, o ile było mu to na rękę. Dlatego bezpardonowo zakłócił spokój Rekina, nie bacząc na to, że w teorii miał nie wchodzić do pokoju.
Skoro ta żydowska dziwka wybyła na cały dzień, miał szansę na przekonanie do siebie byłego nazisty. Tym razem nie zawali.
Wytrzymał bluzgi i sprzeciwy Fergala. Przeczekał pod pokojem, aż ten się wygramoli. Zaprowadził go do auta i zawiózł do najwspanialszego miejsca na ziemi – przynajmniej w mniemaniu rudzielca.
W czasie jazdy uciszył się dopiero, gdy zobaczyli mury i kominy obozu. Chciał dać Fergalowi chwilę do namysłu. Był gotowy na każdą reakcję: wściekłość, żal, gorycz, radość czy dziką żądzę. Nie zamierzał dawać mu odejść – planował wręcz podsycić jego gniew, aby później przerodzić go w chęć mordu.
Jeszcze mi podziękujesz, bracie – uśmiechnął się do niego złowrogo, gdy Fergal zaczął się wydzierać.
Że niby nie chciał? Wolał wrócić?
Jeszcze czego. Devlin doskonale wiedział, że w głębi siebie Rekin tęsknił za przemocą. I nikt ani nic tego nie zmieni.
Kiedy Fergal zaczął nim potrząsać, rudzielec tylko się zaśmiał. Za prędko stąd nie wrócą. Mieli cały dzień i Devlin planował to wykorzystać.
Wysiadł z auta i pochwycił kluczyki. Schował je głęboko w ubraniu. Na razie próbował jeszcze zachęcić Schlechta pokojowo. Miał w głowie cały plan, co zrobić, aby Fergal wreszcie stał się dawnym sobą, i zamierzał realizować go punkt po punkcie – zwłaszcza jeśli Rekin będzie się wzbraniał przed powrotem do przeszłości.
Z triumfem obserwował reakcję swojego idola na widok dawnych więźniów. Wyłapanie ich wszystkich było najtrudniejszym etapem z całego przygotowania obozu – musiał długo studiować przeróżne archiwa, aby poznać nazwiska żydowskich ścierw, które pracowały pod okiem Fergala. Następnie sprawdził, ilu ich przeżyło (okazało się, że garstka), po czym przejechał Europę wzdłuż i wszerz, aby ich wyłapać.
Byli przerażeni, gdy dotarli do nowego obozu, i większość z nich chciała popełnić samobójstwo, ale Devlin im na to nie pozwolił. Na wzór swojego mistrza zmuszał ich do picia wampirzej krwi, byleby tylko pozostali przy życiu.
Szaleniec podszedł z wolna do Fergala, gdy ten szarpnął jednym więźniem. Rekin chyba już powinien wiedzieć, że nie było odwrotu.
Nie powstrzymuj się – syknął mu przy uchu, powoli kładąc dłoń na jego barku. – No, dalej. Wymierz mu karę. To tylko żyd. To więzień. Jego naród powinien był wyginąć w zeszłym wieku, a tymczasem nadal dycha. Przecież wiesz, że tak nie może być. Nawet jeśli głośno zaprzeczysz, to w głębi siebie przyznajesz mi rację. Każdy jeden żyd powinien zdechnąć.
Nie był pewny, czy to odpowiednia pora na przywdzianie munduru, ale i tak to zaproponował. Ostatnio, we Włoszech, Fergal go włożył… tylko że wtedy był z tą przeklętą żydówką.
Może za jakiś czas, gdy Rekin na nowo przywyknie do obozu, powinni ją tu przyprowadzić – aby też przypomniała sobie dawne życie?
Przez krótką chwilę wpatrywał się w zacięte oczy Schlechta. Dotknął dłonią miejsca, gdzie schował kluczyki… ale szybko cofnął rękę.
Pokręcił głową, sam również poważniejąc na twarzy.
Nie mogę tego zrobić, Fergal. Jesteś nazistą. Moim obowiązkiem jest sprawienie, abyś sobie o tym przypomniał – wychrypiał, po czym przywołał do siebie jakiegoś tam trzeciego esesmana.
Ten niespiesznie podszedł. Nadal był nieco znudzony, choć sama osoba Fergala go ciekawiła. Wyglądało jednak na to, że był doskonale zaznajomiony z planami i pomysłami Devlina. Miał też totalnie gdzieś wystraszonych, cierpiących więźniów.
Podał Devlinowi swój pistolet, po czym gwizdnął do kogoś w oddali. Fergal mógł zobaczyć, że przy jednym z ceglanych budynków siadło właśnie dwóch nazistów. Jeden z nich jadł ze spokojem jabłko, a drugi zamachał do całej gromady. Szybko jednak wrócili do swojej rozmowy.
Popilnuj go – mruknął Devlin do swojego kolegi, po czym nie oglądając się na Fergala, ruszył w stronę auta.
Jakiś tam nazista uśmiechnął się i stanął wyprostowany dokładnie na wprost Rekina. Nie mówił ani słowa, ale za to nie spuszczał oczu z jego twarzy. Ręce splótł za plecami.
A więźniowie? Popchnięty starzec nie ośmielił się wstać. Cała reszta nadal czekała w rzędzie.
Devlin wrócił po paru minutach – założył za autem swój mundur i teraz wyglądał o wiele groźniej.
Wiem, jak cię trzeba przekonać – mruknął do Fergala, poprawiając kołnierz. – Prośby nie pomogą. Ty nigdy nie słuchałeś próśb ani błagań.
Stanął nad więźniem i wygładził jeszcze mankiety.
Do ciebie przemawia się krwią oraz siłą. No i groźbami, ale to może tylko Beleth. A ja nie jestem tu po to, by ci rozkazywać. Mamy być sobie równi, nie chcę tobą władać.
Przeładował pistolet, po czym bezlitośnie wystrzelił w oba kolana klęczącego staruszka. Ten zawył z bólu i upadł na piach. Devlin i jego kolega patrzyli chłodno na jego ból – z kolei dwójka nazistów w tle nawet nie zwróciła na to uwagi. Śmiali się z jakichś swoich żartów.
Jeśli w ciągu dziesięciu minut sam nie dowleczesz się do krematorium, postrzelę ci też obie ręce – oznajmił Devlin cierpiącemu więźniowi.
Kopnął go w głowę, aby się pospieszył. Starzec zaczął więc ślamazarnie się czołgać, bez przerwy pojękując i płacząc w cierpieniu. Zostawiał za sobą krwawe ślady. Krematorium znajdowało się na drugim końcu obozu – nie było szans, aby zdążył.
Devlin przez chwilę odprowadzał go wzrokiem, aż w końcu spojrzał na pozostałych więźniów. To nie byli wszyscy mieszkańcy obozu. Rzecz jasna, wielu z nich pracowało w innych częściach albo siedziało cicho w barakach.
Ten wampir to Fergal Schlecht! Większość z was doskonale go zna! – zagrzmiał, odwracając się w ich stronę. – Ale nie macie prawa wykonywać jego rozkazów, póki znowu nie będzie nazistą! Rozumiecie?! A jak rozpoznać, że się nim stanie?
Więźniowie stali w milczeniu, więc Devlin strzelił po raz trzeci do czołgającego się starca. Oberwał w łydkę. Zakrzyknął z bólu, ale nieprzerwanie podążał przed siebie.
Będzie miał na sobie swój mundur, głupie ścierwa! A teraz marsz do roboty!
I schwycił przyjacielsko Fergala za ramię. Zaczął go ciągnąć w stronę budynków.
Dopóki się nie przebierzesz, bracie, nie masz prawa tykać moich więźniów – powiedział do niego czułym tonem. Cóż, Rekin musi przełknąć, że na razie nie miał władzy nad dawnymi obozowiczami, mimo że kiedyś należeli do niego.
Devlin podał po drodze pistolet jakiemuś tam naziście. Gdy we trójkę przechodzili obok czołgającego się więźnia, mężczyzna wystrzelił mu w głowę. Dopiero po tym odszedł w stronę pozostałych esesmanów – wszystkich odzianych w piękne, czarne mundury.
Przejdźmy się. Oprowadzę cię.
I podszedł do jednego z drewnianych, obskurnych baraków, który od zewnątrz łatała dwójka starców. Przybijali kolejne przygniłe deski w miejsce dziur.
Nie muszę ci chyba pokazywać mieszkań naszych rezydentów od wewnątrz, co nie? – spytał w żartach Fergala, po czym pogrzebał w kieszeni. Wyjął brzęczące kluczyki do samochodu. – Ej, ty! Połknij to! – rozkazał jednemu ze starców, rzucając mu kluczyki.
Więzień musiał spełnić wolę swojego pana, choć niemal się przez to udusił. Jeśli Fergal jakkolwiek protestował, nic to nie dało. W końcu nikt nie mógł go słuchać, póki nie miał na sobie munduru.
Podzieliliśmy się z pozostałymi poszczególnymi żydami – zaczął opowiadać Devlin. – Ci są moi. Wszyscy, których kojarzysz z dawnych lat, są moi. Też chciałbyś dostać swój przydział? Moglibyśmy się z tobą podzielić… ale chyba wiesz, co musisz zrobić, aby tu rządzić?
Klepnął go parę razy w ramię, po czym wskazał w oddalony, dość zadbany i duży budynek – czyli kwaterę dla wampirzych nazistów.
Chcesz zobaczyć swój pokój? – zarechotał. – Wiernie go odwzorowałem. Co do centymetra. Myślę, że może przynieść sporo… dobrych wspomnień.
Nucąc coś pod nosem, schwycił więźnia, który połknął kluczyki, i zabrał go ze sobą w stronę kwater. Chyba naprawdę pasowała mu rola zbrodniczego nazisty – wreszcie wykazywał się opanowaniem i powagą, jak przystało na prawdziwego esesmana.
Chociaż czy na długo?
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptySob Sty 09, 2021 9:51 pm

Jeszcze mi podziękujesz, bracie.
Za co? Za powrót do koszmaru w którym sam grał potwora? Chciał uwolnić się od takiego życia, aby móc bytować w spokoju i chronić to, co było dla niego najważniejsze, a raczej kogo. Manuela z całą pewnością nie byłaby zachwycona z istnienia takiego miejsca, więc tym bardziej nie mógł pozwolić się złamać i zapuścić chociaż na trochę korzeni w mini - obozie.
Poza tym sama obecność Devlina strasznie działała mu na nerwy. Nie dość, że typ miał czelność zataić miejsce, to jeszcze ubzdurał sobie już całkiem, że zmieni Rekina z powrotem.
Ciekawe czy Beleth wiedział o obozie. Zapewne sam nie byłby szczęśliwy, lecz na pewno nie zaleciłby zniszczenia.
- Doskonale wiesz, że ani mi się myśli być tym... czymś, czym kiedyś byłem, Devlin.
Syknął w między czasie, gdy Devlin zaczął podniecać się widokiem własnego dzieła. Naprawdę, co ten koleś sobie wyobrażał? Że Schlecht tak nagle wszystko rzuci i zostanie nazistą? Wolne żarty.
Cóż, a przynajmniej tak wydało się na początku, póki nie ujrzał tych wszystkich... więźniów. Ileż Devlin musiał się natrudzić, żeby wszystkich ich tutaj ściągnąć, odnaleźć. Najbardziej strasznie było to, że Fergal zdołał rozpoznać zapach. Co prawda nie każdego indywidualnie, ale woni takiego strachu nie da się odrzucić w niepamięć. Gadanina Devlina też nie pomagała.
Patrzył na leżącego staruszka; biedak kulił się ze strachu, bojąc nawet spojrzeć na blade twarze wampirów. Wiedział o tych bestiach, ba, przecież przetrwał horror z ich udziałem. A teraz miał zginąć? Na to wychodzi. Jak widać los nie okazał się na tyle łaskawy.
Devlin nie odpuszczał. Niczym wąż syczał do ucha Fergala, próbując go nakłonić do zadania bólu. Fergal póki co - z trudem - nie dał się złamać. Zażądał kluczyków.
Kiedy szaleniec sięgnął do kieszonki z kluczykami, już był pewien, że jakoś zdołał przekonać do powrotu. W końcu widział, że nie ma sensu dłużej trzymać rekina w obozie, skoro nie chciał.
Nic z tego.
Devlin zatrzymał się i wyraził się jasno. Rekin zaklął pod nosem, nie wyglądając na zaskoczonego. Można było się tego spodziewać po Devlinie. Na siłę chciał przetrzymać swojego idola w swoim małym raju i sprowadzić jego potworne oblicze z powrotem. I dlaczego? Dla własnych chorych, niezdrowych obsesji? Pieprzony naśladowca.
- Devlin... Ty skurwielu! Nie osiągniesz tego! Wolę ukręcić ci łeb!
Krzyknął, lecz Świr miał go gdzieś. Mógł sobie krzyczeć, wyzywać i atakować; jeśli jednak dokonałby tego ostatniego, strażnicy obozu z całą pewnością ruszyli by do akcji, a Fergal nie wiedział ile ten czubek ich posiadał.
Zresztą, poznał właśnie kolejnego. Jakiś tam esesman miał za zadanie przypilnować specjalnego gościa. Nie mógł znieść tego ciekawskiego spojrzenia. Dlatego powędrował wzrokiem za Devlinem. Kiedy wyszedł zza samochodu, Schlecht aż warknął ze narastającej złości. Czarny, esesmański mundur.
- Rozumiem, że w czasie wolnym przyjeżdżasz tutaj i udajesz wielkiego złego nazistę. Do licha, znalazłbyś sobie lepsze zajęcie, pojebie.
Skomentował krótko. Nie żartował, nie drwił. Zresztą nie trudno było odgadnąć głównie za kogo Devlin się przebierał. Może czasami udawał swojego idola? Stąd to uzębienie, podobne uczesanie, nawet zadbał o sylwetkę. Nie mówiąc o naśladowaniu zachowania.
Niemniej Devlina nie dało się pokonać. Dalej uważał swoje, zdradzając nawet metodę na sprowadzenie Fergala na odpowiednią drogę.
Siła, krew.
Coś w tym było i obydwaj o tym wiedzieli. Dlatego też Fergal pozostawał czujny, wiedza Devlina wydawała się co raz bardziej niebezpieczna. Taki czubek jest skłonny do wszystkiego.
Chociażby do wymierzenia z broni w staruszka i przestrzelenia jego nóg. Rekin nawet nie drgnął na ten widok. W milczeniu wpatrywał się w wypływającą krew z ran i słuchał kwilenia człowieka. Dla wybawienia smutnego istnienia okazywała się jedynie śmierć.
Co gorsza nikt inny w okolicy nie reagował. Devlin naprawdę stworzył mały obóz.
Staruszek dostał polecenie doczołgania się, co oczywiście możliwe nie było. Mogli jedynie obserwować jak starzec stara się wykonać zadanie, chociaż doskonale wiedział, że i tak czeka go marny koniec.
- Devlin!
Warknął po raz kolejny. Świr jednak robił swoje; przedstawił swojego gościa, przez co niektórzy aż jęknęli. Doskonale pamiętali z kim mają do czynienia, kto ich odwiedził.
- Ja nie chcę tego powtarzać! ZROZUM TO W KOŃCU! Nie będę dawnym sobą!
Starał się wyperswadować Devlinowi po raz kolejny. Bez skutku. Typ nadal się dobrze bawił we władze i nawet orzekł, że nikt nie ma prawa słuchać Schlechta, póki nie będzie sobą. Czyli co? Rudzielec zaczął rozdawać karty?
Raz jeszcze spojrzał na czołgającego się dziadka. Mężczyzna za wszelką cenę starał się wykonać polecenie. Zostawiał za sobą krwawy ślad. Pieprzone... Słabe ludzkie jednostki. Żałosne. Słabe. Chorowite. Fergal aż zacisnął dłonie w pięści. Najchętniej sam dobiłby tego starca, byleby na niego nie patrzeć.
- Wymordowałbym moich tylko po to, żeby zetrzeć ci z mordy ten uśmieszek.
Dorzucił w chwili podawania broni Jakiemuś tam. Devlin chyba się nie przejął, skoro pozostawał w dobrym humorze. Wszyscy wiedzieli, ze jeśli Fergalowi naprawdę się tutaj nie podobało, wyszedłby już dawno temu, a nie sterczałby i nie zaciągał się wonią śmierci. Czyli COŚ musiało być już na rzeczy... Między innymi to, że Devlin sprawował tutaj władzę.
Nie Fergal.
Poczucie dominacji zaczynało co raz mocniej go irytować. Acz podobno był gościem, to jednak ewidentnie Delvin wystawił swoje pionki na pozycję szach, dając do zrozumienia Rekinowi, iż tutaj ON rządzi, a nie dawny naziol.
Padł strzał.
Czyli staruszek nie miał szansy wykazać się u dokończyć zadanie. Jego truchło jeszcze podrygiwało w ostatnich chwilach życia, aż wreszcie ustało na zawsze. Szereg ludzi zaczął łkać. Stali póki nie kazano im się wycofać. Straszne, lecz  nie dla wampirów. Zapach prochu również mącił w głowie.
Jednak Fergal jeszcze trzymał swoje żądze w ryzach. Na jak długo? To się okaże, w końcu zaczynał sobie przypominać, zaczął też się wściekać na brak uczucia władzy, na Devlina który mącił. Na więźniów, którzy stali obok, a nie mógł nic z nimi zrobić. Co prawda starał się skupić na otoczeniu, by w razie czego zachować jak najwięcej szczegółów terenu, jednak nie było to takie proste, jak mogłoby się wydawać.
No i dostał większej dawki irytacji, gdy szaleniec rozkazał jednemu z przywołanych więźniów połknąć kluczki od samochodu. Jebany cwaniak! Czyli nie obejdzie się bez wybebeszenia człowieka.
- Co raz bardziej mnie wkurwiasz, wiesz?
Rzucił do towarzysza, a ten tylko się zaśmiał. Co raz bardziej wierzył, że Fergal jest skłonny do przejścia na odpowiednią stronę. Zresztą, kolejne rekinie słowa dadzą do myślenia.
- Masz moich więźniów?
Zadał szybko pytanie, tuż po tym gdy Devlin skończył mówić. Nie żydów, nie ludzi... Więźniów. Czyli co? Fergal odkopywał się do swoich wypaczonych poglądów? Nawet nie zdążył zaprotestować co do kwater.
- Nie mam dobrych wspomnień z obozu.
Odparł szorstko. Acz z drugiej strony... Gdyby nie obóz, nie poznałby Manueli, nie byliby razem. Więc może jednak coś pozytywnego dało się wyciągnąć?
Kiedy dotarli do kwater, zauważył, że i budynek był podobny do tamtego. Kolejny raz dotarło do niego, że Devlin włożył w budowę sporo pracy oraz wysiłku. Ciekawe kogo też zatrudnił. Czy te osoby przeżyły, gdy tylko ukończyły potworne dzieło?
Pewnie nie.
- Kto zbudował ten obóz?
Wypadało zatem zapytać. Nieważne co powie Devlin, Fergal i tak skierował się do swojej kwatery. Nie mógł powiedzieć ani słowa na widok pomieszczenia.
Była niemalże takie samo jak poprzednio (wyłączając kilka nowoczesnych urządzeń). Naprawdę Świr chciał, żeby Schlecht poczuł się jak w domu. Przyglądał się wszystkim meblom, kanapie. Zajrzał nawet do łazienki i sypialni. Nie raz przetrzymywał tutaj Manuelę, każąc jej robić okropne rzeczy. Zerknął też na dywan. Ileż krwi wchłonął żarłoczny materiał.
- Zachowałeś kilka przedmiotów z przeszłości.
Odezwał się, kucnąwszy przy dywanie. To był ten sam! Tylko wyczyszczony. Gdzieniegdzie jednak zostały plamy krwi... Do kogo one należały? Zupełnie nie przejmując się obecnością Devlina, który zapewne zacznie triumfować, pochylił się tak, że aż musiał oprzeć się rękoma. Zaciągnął się wonią.
Nikły, lecz wyczuwalny. Nawet po latach, po kilku praniach nie mogło zniknąć. Albo w głowie Fergala zakodowało się to, iż dywan pachniał krwią Sojki. Tej ludzkiej, lecz pełnej nadziei kobiety na przetrwanie. Przeszedł go dreszcz. Odsunął się gwałtownie, klapnąwszy na podłodze. Wytarł odruchowo usta dłonią i zdziwił się na ślinotok. Było źle. Bardzo źle.
- Hej, przepraszam, że przerywam, szefie!
Zawołał zza drzwi esesman. Ciągnął on za sobą starszą kobietę, która z ledwością stała na własnych nogach. Jej chude żylaste ciało całe się trzęsło. Pasiak też przesiąknął  uryną, przez co zaczęło śmierdzieć.
- Zaczęła tak wrzeszczeć i się rzucać, gdy szef wspomniał o Fergalu. Nie byliśmy jej w stanie opanować, więc zamiast zabicia jej, postanowiłem przyprowadzić ją do pana i jego gościa.
Jakiś tam nazista wskazał głową na Rekina. Fergal od razu rozpoznał kobietę; to ta sama którą spotkał we Włoszech. I do niej Devlin dopadł?
Rekin wstał z podłogi, przesuwając się w jej stronę. Jeśli Devlin zechciał zagrodzić mu drogę, zostanie po prostu odepchnięty na bok. Schlecht musiał dotrzeć do staruszki, która na widok znajomego kata, znowu zaczęła krzyczeć i płakać. Wiła się, błagała i przeklinała jednocześnie otaczające ją nieludzkie potwory.
- Zamknijcie ją! ZAMKNIJ, DEVLIN!
Wybuchł w złości, która jak widać tylko czekała na ujście. Im głośniej stara wyła, tym gorzej z Rekinem. I nieważne co zechce uczynić Pan obozu, wbrew zakazowi Schlecht wyrwał z rąk Jakiegoś tam staruchę i jednym, sprawnym ruchem skręcił jej kark. Trup padł z hukiem na podłogę, a dyszący rekin stał nad nią. Wściekłe ślepia przeszywały zwłoki na wskroś, a jeśli świr zacznie coś mówić; spotka pięść Niemca. Ot, Rekin postanowił uderzyć Devlina prosto w nos łamiąc go.
- Za kogo się uważasz, półgłówku, skoro nawet TWOI więźniowie nie są w stanie zatrzymać swoich gęb na kłódkę?! Jesteś FRAJEREM, a nie szefem! LESZCZEM!
Opieprz szefa obozu przy Jakimś tam esesmanie. Chciał ochronić Devlina? Oberwie i on.

Tymczasem kiedy Fergal walczył sam ze sobą i Devlinem, Manuela relaksowała się na polance przy starych dębach. Piękna pogoda: ciepłe słońce, przyjemny wiatr. Estera właśnie opowiadała swojej siostrze jak nauczyła się gry na pianinie i jak Pani Petra dzielnie przy niej trwała, wszak to ona była dla niej mentorką.
- Pani Petra nauczyła mnie bardzo dużo. Och, Maniu. Może kiedyś zagrałabym ci utwór, a ty zaśpiewałabyś?
Wyskoczyła nagle Estera. Siedziała na miękkim kocu w szkocką kratę. Petra właśnie należała do kubka herbatę. Z uśmiechem wpatrywała się w nową podopieczną i również podzieliła entuzjazm.
- Zakładam, że pięknie śpiewasz. W końcu masz tak delikatny głos, Manuelo.
Dodała również starsza Petra, upajając mały łyk herbaty. Trzy kobiety spędzały wreszcie czas w spokoju; z dala od krzyków, wrzasków, niechcianych operacji i krwi. Petra nawet nie zamierzała zaczynać tematu odnośnie poprawy płodności. Sojka nie wyglądała wtedy na zachwyconą, a szkoda psuć tak przyjemną chwilę. Mogły też lepiej się poznać.
No i byłoby pięknie, gdyby nie w tle nie pojawiła się znajoma sylwetka... Unziego.
Estera westchnęła nieco smutna, natomiast panie Petra pomachała do wychowanka.
- Nie spodziewałam się, że będziemy miały takiego gościa.
Jak widać Petra mówiła również miło o podłym szaleńcu, który z dzikim uśmiechem właśnie szedł w ich stronę. Manuela zapewne się nie ucieszy, czyż nie? Przecież gdy pojawiał się Unzi w pobliżu, to zawsze zwiastowało kłopoty.
- Witam, panie! Mogę się przyłączyć do pikniku?
Zapytał o dziwo grzecznie, chociaż jego szalony wzrok co chwila lądował na starszej Sojce. Jak zwykle musiało się coś zjebać.
Bywa!
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyNie Sty 10, 2021 12:50 am

Fergal swoje, a Devlin swoje – i tak w kółko. Szaleniec nie dawał się przekonać, że Rekin był teraz cudowny, przemieniony, nie do zdarcia i w ogóle. Pewnych żądz i przyzwyczajeń nie da się wyplenić.
W miniobozie wszystko miało Fergalowi przypominać jego stary obóz. Devlin wiernie go odwzorował – poczynając od baraków, poprzez wampirze kwatery, a skończywszy na więźniach z dawnych lat.
Pokazał też swoje oblicze nazisty. Aż dziw, że nie przefarbował włosów, żeby jeszcze bardziej przypominać Rekina.
Obserwował uważnie reakcję Fergala na zranienie, aż w końcu zabicie starca. Tak jak się spodziewał, dawnego esesmana nie ruszało cierpienie więźnia. Co prawda Schlecht jeszcze nie wykazywał chęci mordu… ale Devlin był cierpliwy.
Ignorował narzekania swojego idola i kompletnie zlewał jego chęć powrotu do posiadłości. Mieli obejrzeć cały obóz – koniec kropka. Innego wyjścia nie było. Fergal tu zostanie, skoro Devlin tego chciał.
Teraz to on tu rządził. On był kapitanem. On był krwiożerczym esesmanem. On miał władzę.
Niech Fergal patrzy na to, co stracił… i co mógł odzyskać. Tylko niech o tym jawnie powie. Niech już się nie opiera.
Oni na razie nie są twoi – Devlin syknął tylko z wrednym uśmieszkiem, aby sprowokować Rekina.
Przecież powiedział: póki Fergal nie wdzieje munduru, nie może nikomu rozkazywać.
To nie tak, że Devlin chciał władać też Schlechtem. Skądże znowu! Podziwiał go przez całe życie i pragnął kroczyć z nim ramię w ramię, być mu równym. Z przyjemnością przywitałby go jako swojego kompana – ale żeby do tego doszło, musiał go zdenerwować.
Dlatego zrobił to małe tournée po obozie, przy okazji grzebiąc szansę na powrót w brzuchu jednego z więźniów. Devlin nie miał zamiaru zabijać człowieka, Fergal będzie musiał to zrobić. Szaleniec sądził, że widok krwi i flaków oraz poczucie władzy nad więźniem skutecznie wyzwolą w Rekinie dawne przyzwyczajenia.
Tak, mam ich, Fergal. Wszystkich, którzy jeszcze żyją. Oraz ich rodziny. Oni mają poddaństwo w genach. Powinieneś dobrze wiedzieć, że to na zawsze zostaje w każdym z więźniów. – Pił oczywiście do żydówki Rekina. Głośno zresztą o niej wspomniał po kolejnych słowach Fergala: – Ależ obóz nie był dla ciebie niczym złym, co ty opowiadasz! Przecież znalazłeś tam swoją… cudowną narzeczoną! – zaśmiał się dość cierpko.
Dla niego Manuela była przede wszystkim żydówką, czyli niewolnicą i więźniarką. Nie mógł jednak ignorować jej wpływu na Rekina, dlatego postarał się o jej obecność także tutaj. Rzecz jasna, nie sprowadzał kobiety, ale Fergal mógł dostrzec w oddali barak, który przez jakiś czas był domem Manueli, budynek, który robił za burdel i do którego Niemiec po raz pierwszy zaprowadził żydówkę, a nawet wóz, którym Rekin przywiózł całą rodzinę Sojków.
Devlin nie musiał głośno o tym wszystkim mówić. Był pewny, że jego gość zauważy. Zresztą w kwaterach czekała go większa niespodzianka: dawny pokój.
Och, już dawno pomarli z głodu i wycieńczenia. A jeśli nie, to pewnie gdzieś tu się kręcą i kopią rowy – odparł wesoło.
Fergal się dobrze domyślał: obóz budowali pierwsi więźniowie, których ściągnął Devlin.
Stanął w drzwiach pokoju Rekina i w ciszy, z uśmiechem na ustach przyglądał się swojemu mistrzowi. Rozpierała go duma, bo Fergal był pod wrażeniem. Nie musiał tego głośno mówić, szaleniec wiedział.
W końcu rozumiał go doskonale.
Wszystko, co tylko przetrwało, trafiło tutaj – odpowiedział. – A to, co zostało zniszczone, wiernie odwzorowałem.
Specjalnie nie odświeżał przedmiotów w całości. Dywan, na przykład, oczyścił powierzchownie. Zostawił na nim niektóre plamy i długo przetrzymywał go w szczelnym zamknięciu, aby nadal tak samo pachniał. Podobnie robił z każdym przedmiotem – to była żmudna robota, ale cholernie się opłaciła.
Dostrzegł mimowolną reakcję organizmu Fergala na zapach ludzkiej Sojki. Rekin coraz bardziej łaknął krwi i mordu.
Cudownie.
Devlin już miał do niego podejść i znowu zacząć mu prać w głowie, ale pojawił się trzeci nazista. A wraz z nim starsza kobieta.
Och, to ta stara kurwa – mruknął na przywitanie, zatykając nos. – Fergal, pamiętasz?
Jasne, że pamiętał. Devlin nawet nie był w stanie powstrzymać Rekina przed reakcją. Stanął mu na drodze, przypominając o zasadzie, że miał nie tykać więźniów, ale nic z tego. Dawny kat dopadł do staruszki.
Czy Devlin jednak się tym przejął?
Oczywiście, że nie. Zależało mu na tym, aby Fergala ogarnął szał.
To teraz MOJA więźniarka i to JA decyduję o tym, co z nią zrobić! Te, stara prukwo – NIE MASZ PRAWA GO SŁUCHAĆ! Nie ma munduru, więc nie ma władzy!
Podszedł też do jakiegoś tam nazisty i szepnął mu coś na ucho. Ten skinął głową i wyszedł z pokoju, zostawiając więźniarkę na pastwę losu. Fergal nie musiał więc jej wyrywać. Devlin co prawda zaprotestował, widząc zamiar zabicia kobiety, jednak nie powstrzymał go fizycznie. Więźniarka padła martwa – i w końcu nie cierpiała.
Szaleniec chciał coś powiedzieć, ale oberwał za to w twarz. Upadł na podłogę, głośno się śmiejąc.
Fergal, bracie! MOJA więźniarka ryczała i wrzeszczała PRZEZ CIEBIE, bo jej na to POZWALAŁEM. Czy słyszałeś, żebym jej zabronił? Nie! – Wstał, przecierając twarz. – A czy umilkła i struchlała pod wpływem twojego spojrzenia? Też nie! Wiesz dlaczego?
Stanął naprzeciwko Fergala, mierząc go groźnie wzrokiem. Gdyby nie jego płomieniste włosy, byłby niemal kopią Schlechta.
Bo teraz NIE JESTEŚ pieprzonym nazistą! Słyszysz to?! Oni cię NIE SZANUJĄ! Jak możesz na to pozwalać? Dlaczego nie pokażesz im, na co cię stać? Dlaczego nie przypomnisz tym ścierwom, że też masz władzę?!
W końcu wrócił trzeci esesman. W jednej ręce trzymał mundur Fergala, który rzucił na kanapę. Drugą ręką prowadził jakąś wystraszoną młódkę w pasiaku.
Tę samą, którą Fergal i Manuela spotkali we Włoszech – wnuczkę zabitej staruszki.
Devlin nie żartował z tym, że sprowadził całe rodziny.
Podobno ją też znasz? – zarechotał, chwytając boleśnie kobietę.
Przysunął ją do siebie, wczepiając pazury w jej ramiona. Dziewczyna jeszcze zachowała swoją urodę: choć przerażona i blada, nadal była dobrze odżywiona i ładna.
Lubiłeś młode więźniarki, prawda? Przyznaj się! Cały obóz huczał o twoim romansie z żydówką! – Schwycił młódkę za podbródek i zbliżył kły do jej szyi.
Wgryzł się mocno w skórę biedaczki i zaczął zachłannie pić. Specjalnie rozorał ranę tak, aby krew swobodnie spływała z szyi. Jeśli jednak Fergal chciał jej posmakować, Devlin mu na to nie pozwolić.
Jak by cię tu nazwać? Może standardowo: Sojka? Czy może to wyszło już z mody? – zaśmiał się sam z własnego żartu. Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale oberwała od Devlina w policzek, przez co upadła na ziemię: – ZAMKNIJ SIĘ, SUKO!
Poderwał ją za włosy, ostatni raz pokazując jej biedną twarz Fergalowi. Przejechał jeszcze językiem po jej skórze, a jedną ręką naderwał materiał pasiaka.
Zamknij ją w moim pokoju, przywiąż do łóżka. Potem się przekonam, czy te żydówki są takie wspaniałe. Prawda, Sojka? – Poklepał jej policzek, popychając ją w stronę trzeciego esesmana.
Ten z błyskiem w oku przechwycił młódkę i zaczął prowadzić do innego pomieszczenia.
I nieważne, co robił teraz Fergal, Devlin znowu schwycił go za ramię i ruszył przed siebie. Oblizał się z resztek krwi.
Więźniowi, który połknął kluczyki i który cały czas stał gdzieś z tyłu, kazał czekać w pokoju Rekina.
Długo trzymałeś ją u siebie, co? Tę, co z nią nadal jesteś? Chciałbyś taką znowu? Świeża, ludzka żydówka? Mógłbym ci załatwić… – mruknął, od niechcenia wskazując jeszcze ręką na mundur na fotelu.
Czy teraz Fergal go włoży?
Tak czy siak, Devlin zaprowadził go do krematorium – jedynego miejsca, które uważał za niedoskonałe… a to dlatego, że palił w nim po prostu zbyt mało więźniów. Niestety, nie mógł sobie pozwolić na gazowanie setek istnień dziennie, bo w tych czasach trudniej znaleźć świeże mięso. Mimo tego dbał o to, żeby krematorium działało na okrągło, choćby chłonąc śmieci. Z okazji przyjazdu Fergala rozkazał też zabić kilku najsłabszych żydów – i teraz jeden z więźniów pakował ich wychudzone ciała do pieca.
Devlin stanął w progu, przez co chłopak zaprzestał pracować. Szaleniec jednak rozkazał mu kontynuować, więc ten, nawet nie zwracając uwagi na Fergala, znowu przystąpił do działania. Dźwigał ciała i wpychał je prosto w płomienie, wyraźnie zmęczony.
Jego obecność mogła się okazać kolejną niespodzianką dla Rekina – więzień był bowiem kropka w kropkę podobny do Jakuba, dawnego narzeczonego Manueli. Devlin nawet do niego zagaił:
Chcesz trochę wody, Kuba?
I sięgnął zardzewiałym kubkiem do stojącej obok beczki z deszczówką.
Żyd jednak nie mógł być tym Jakubem, bo widok Fergala nie zrobił na nim wrażenia. Może to potomek jego rodziny?

A Manuela spędzała naprawdę miłe i relaksujące popołudnie z Esterą oraz Petrą. Żadna z nich nie poruszała drażniących tematów – typu związek z Fergalem czy nagranie z łazienki – więc starsza Sojka wreszcie mogła wypocząć.
Przede wszystkim psychicznie.
Z radością słuchała opowieści o takich codziennych przyjemnościach jak szydełkowanie, gra na pianinie czy śpiew. Bardzo brakowało jej podobnego życia – gdy jeszcze miała rodzinę, to głównie tym były wypełnione jej dni.
Och, z przyjemnością. Bardzo dawno nie nuciłam naszych pieśni. Wiesz, w jidysz. – Przyjęła od Petry gorącą herbatę, uśmiechając się do niej szeroko. – Dziękuję. Cóż, dawniej sporo śpiewałam. Kochałam to robić. Właściwie… mogę nawet teraz spróbować – zaproponowała z rumieńcami, na co Petra i Estera aż zaklaskały z radości.
Cudowne i słodkie aż do porzygu popołudnie.
Manuela więc odkaszlnęła i zaczęła cichą, nastrojową pieśń, oczywiście w jidysz – niegdyś śpiewała ją jako kołysankę dla Esti i Joachimka. Młodej najwyraźniej się to przypomniało, bo aż naszły jej łzy do oczu.
I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie Unzi. Manuela umilkła, kiedy tylko do zobaczyła, choć i tak zdążył usłyszeć jej śpiew – domyśliła się tego po świńskim uśmieszku.
Kiedyś już słuchał jej piosenki. Przynajmniej raz, podczas esesmańskiej popijawy.
Sądziłam, że nie możesz się do mnie zbliżać – przywitała go chłodno.
Petra pogładziła ją po ramieniu.
Och, Maniu, wspólnie z Belem postanowiliśmy już zakończyć tę karę. Ileż można!
Manueli to się nie podobało. W takim razie Fergala mógł teraz męczyć Devlin.
Albo Claudia. Albo inna niemiecka suka.
Aż zacisnęła dłoń na ciepłym kubku. Zaczęła się zastanawiać, co teraz porabiał narzeczony. Siłownia? Basen? Może relaksował się sam w pokoju? A jeśli nie, może wyszedł gdzieś z Andrem lub Kriegiem? Belethem?
Byleby tylko nikt nie wykorzystał tego, że na razie nie było w pobliżu Manueli. Byleby nikt go do niczego nie zmuszał, nikt mu nic nie zrobił…
Tak się tym przejęła w duszy, że nawet nie zauważyła, jak Unzi przysiadł obok. Podskoczyła w miejscu, obdarzając go morderczym spojrzeniem.
Ptaszku, słyszałem twój słowiczy śpiew! No, dalej, nie przeszkadzaj sobie. Udawaj, że mnie tu nie ma. Pani Petra i twoja siostra z pewnością chcą posłuchać.
Choć zwracał się do niej sympatycznie, miał na twarzy wredny uśmiech. Manuela na moment się zapowietrzyła… ale uniosła z dumą głowę i powróciła do swojej piosenki. Wpierw zerknęła jeszcze łagodnie na Petrę i Esterę, po czym przeniosła spojrzenie na Unziego.
Nie przestając śpiewać, wylała na niego gorącą herbatę. Prosto na krocze.
Dopiero gdy Esti i Petra podniosły alarm i doskoczyły do wampira, aby mu pomóc, zamilkła. Też uśmiechnęła się wrednie.
Przepraszam, Unzi. Czasami trzęsą mi się ręce. – Odłożyła niemal pusty kubek. – Chyba musisz wrócić do posiadłości i coś z tym zrobić. Cóż, nie będziemy cię zatrzymywać. Miło było.
Dla niej piknik w cztery osoby był już skończony, nawet jeśli dopiero co się rozpoczął. Chciała spędzić ten dzień tylko z Esti i Petrą – niech Unzi nie próbuje tego zepsuć.
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyNie Sty 10, 2021 2:59 pm

Naprawdę szkoda, że Devlin nie potrafił przyjąć do wiadomości, że Fergal już nie chce być groźnym nazistą i dręczyć ludzi. Chciał się zmienić. Jednak jak widać nie będzie mu to dane, przynajmniej w najbliższym czasie. Gdyż szalony naśladowca powoli przedzierał się przez barierę pozorów.
Im mocniej rozjuszał Fergala, tym bliżej był do osiągnięcia upragnionego efektu. Chociaż co będzie się działo, gdy Rekin wyjdzie ze swojego stanu zniszczenia? Kolejne plucie sobie w twarz? A może przyjmie do wiadomości, że jednak nie jest w stanie się zmienić?
Póki co nie rozmyślał nad tym, skoro trzymał jeszcze szał na wodzy. Devlin wyprowadzał go z równowagi, przez co Niemiec złościł się bardziej, wrzeszczał. Tracił głos dopiero wtedy, gdy dochodziło do zimnych morderstw i podłych rozkazów. Nie wspominając o rekonstrukcji całego otoczenia, co nie tylko sprowadzało na rekinią głowę niewłaściwe wspomnienia, to jeszcze dokładało wiele niepożądanych odczuć; chociażby obojętność na bezpodstawną śmierć.
Oni na razie nie są twoi.
Jak to? Przecież to dzięki Rekinowi byli wrakami. Kolejny zgrzyt, który pojawił się w głowie Schlechta. Kolejny powód, aby pokazać Devlinowi, kto tutaj powinien rządzić.
Szybko jednak oddalił chęć zdominowania świra, gdyż padły naprawdę niewłaściwe słowa. Powinien zapamiętać, że mowa o Sojce wcale nie pomoże. Wściekłość Fergala nabierze innego obrotu, niż chciałby tego Pan obozu.
- NIE WSPOMINAJ O MANUELI! ONA NIE MA Z NIMI NIC WSPÓLNEGO!
Ryknął, odwróciwszy się w jego stronę. Chciał zjednoczyć się ze Schlechtem? Niech nie porusza tematu Sojki. Ona nie może być zamieszana w cały ten mini obóz, z którego jak widać Fergal nie chciał jednak uciekać. Został, przechadzał się i podziwiał niemo pracę wykonaną przez Devlina, a raczej wytypowanych przez niego więźniów.
Najgorsze jednak miało dopiero nadejść. Znaleźli się w kwaterach, a dokładniej w idealnie odwzorowanym pokoju Schlechta. Skąd zdobył aż tyle informacji i skąd miał dostęp do starych przedmiotów? I to wszystko jeszcze w bardzo dobrym stanie? Devlin może i był świrem, to jednak wystarczająco sprytny i bystry. Niezbyt dobra informacja.
Dodatkowo uderzył w czuł punkt Schlechta. Zapach ludzkiej Sojki naruszył jego zmysły, pobudzając pierwsze podrygi do żądzy. Mimo iż tego nie chciał, organizm robił swoje.
Przeklęty instynkt.
No i oczywiście doszło do kolejnej tragedii: porwana z Włoch kobieta padła ofiarą Rekina, która wcale nie ucieszył się na jej widok. Nawet krzyki i słowne protesty Devlina nie okazały się skuteczne. Dodatkowo nawet oberwał prosto w nos, co jednak nie zatrzymało go przed dalsza prowokacją. Nadal nakręcał Fergala: wytykał mu braki w byciu nazistą i udowadniał, że nie ma żadnej władzy nad żadnym bytem w tym miejscu, a to wszystko przez nie noszenie odpowiedniego odzienia. Devlin zaś starał się trzymać na swoim i bić do Rekiniej głowy, że wcale się nie zmienił, a udawanie świętego nie wychodzą mu.
Najgorsze było to, że Devlin po części miał rację. Udowodnił Schlechtowi, że podświadomie nadal dążył do siania terroru i rozlewania krwi. A im większą rację miał szaleniec, tym gorzej dla Rekina.
- PRZESTAŃ PIERDOLIĆ FARMAZONY! Wmawiasz mi! Tamte ŚCIERWA SIĘ MNIE BOJĄ I BEZ MUNDURU!
Ścierwa? Aż zamknął jadaczkę na krótką chwilę. Czyli już się zaczynało? Zaczynał reagować negatywnie na biednych więźniów i za wszelką cenę chciał pokazać Devlinowi, jak bardzo się myli w kwestii szacunki i posłuszeństwa.
Po powrocie Jakiegoś tam esesmana, Fergal od razu zwrócił uwagę na młodą kobietę. I ją rozpoznał.
Wnuczka poprzedniej! Czyli czubek nie kłamał; ściągnął więźniów całymi rodzinami. Ale to teraz nie miało żadnego znaczenia. Fergal wyczuł słodką woń ciała młodej osoby. Była taka żywa, młoda i pełna słodkiej krwi oraz sycącego mięsa. Dopadłby najchętniej do niej o wyszarpał to i owo, żeby zaspokoić krwawe potrzeby. Oczywiście nie będzie mu to dane, albowiem Devlin zajął się więźniarką.
Perfidnie zatopił swoje zębiska w gładkiej szyi i zaczął głośno pić. Rekin z nieukrywaną wściekłością wpatrywał się w akt przemocy. Nie był zły za czyn Devlina, nie był nawet zły za poruszenie romansu z Sojką podczas obozu... Był zły, że to nie on dobrał się do krwi ofiary. Oczywiście nie sięgnął po nią łapami, jeszcze trzymał się w miarę.
Dopiero rzucona na podłogę, sponiewierana i nazwana Sojką, ocuciła nieco Schlechta. Zaś dopadł do Devlina, chwyciwszy go za poły munduru.
- Przysięgam, że jeśli nie przestaniesz o niej mówić i z niej drwić - urwę ci łeb gołymi rękoma.
Następnie pchnął Devlina. Ten wygładził mundur i oczywiście dalej swoje: wydał polecenie, zaśmiał się i w razie czego odsunął. Chociaż Fergal nie zaatakował go. Skierował się jedynie w stronę munduru. Ignorował przez moment słowa Devlina. Chociaż naśladowca mógł poczuć się lepiej, gdy zobaczył co robi Rekin.
Przebrał się w nazistowski, czarny mundur. I dopiero ładnie ubrany znowu dopadł do Devlina. Kolejny raz chwycił go za fraki i wypchnął na przeciwną ścianę, wyganiając go z pokoju.
- Skoro według ciebie teraz mam władzę, to ROZKAZUJĘ CI ŻEBYŚ ZAMKNĄŁ RYJ! NAWET W POŁOWIE NIE JESTEŚ TYM, KIM BYŁEM JA! I NIE PORUSZAJ TEMATU SOJKI!
Rosła sylwetka Rekina zbliżyła się do szalonego. Devlin co prawda nie przestraszył się aż tak, właściwie niezdrowo się rozochocił. Otrzymana przemoc od Fergala była jak dobry dopalacz.
Tak czy siak, panowie ruszyli dalej. Fergal czuł się pewniej, mając na sobie mundur, lecz jednocześnie głęboko w głębi siebie odczuwał ogromną złość na samego siebie. Nie powinno tak być. Jakby zobaczyła go teraz Manuela... Co by sobie pomyślała?
Krematorium. Wciąż czynne kominy i piece dawały znać, że musiało zginąć tutaj sporo ludzi i tylko dla cudzego widzimisię.
- Co to za typ?
Spytał szorstko, przyglądając się chłopakowi. Pracował w pocie czoła, wrzucając części ciała albo jakieś śmieci do płonącej paszczy pieca. Ogień ochoczo pożerał ofiary i z kominów wypuszczał dym o niezbyt miłej woni. Czy ludzie krążący po okolicy nie narzekali? Czy w ogóle teren był strzeżony? Na pewno. Inaczej już dawno Devlin miałby na głowie policję oraz łowców.
Nie zamierzał wypytywać. Bardziej uwagę przykuło podobieństwo chłopaka do pewnego typa...
Kuba? Czy Devlin właśnie zwrócił się do więźnia? Ale przecież to nie był on. Zatrzymał Devlina jednym szarpnięciem.
- Czy ten tutaj jest z rodziny byłego narzeczonego Manueli? Jak go znalazłeś?
Tyle pytań, tyle odpowiedzi. Kogo jeszcze Devlin posiadał w swoim małym gronie? Jakich ludzi porwał?
Podszedł i on do zajętego pracą człowieka. Człowiek nie patrzył nawet na Schlechta, posłusznie wykonywał swoje polecenie i wbrew temu co zrobi Devli, Rekin chwycił nagle biedaka za ramię i odciągnął. Rzucił nim o ziemię.
- IMIĘ! IMIĘ I NAZWISKO! MÓW!
Krzyknął, licząc, że człowiek odpowiedzialny za piec rozumiał Polski. Jeśli nie, potworzył po niemiecku.  Chociaż wątpił, żeby człowiek nie rozumiał polskiego. Jeśli pochodził z rodziny Jakuba... Musiał coś znać.
Po uzyskaniu odpowiedzi - poprawnej lub nie - Fergal odsunie się, pozostawiając chłopaka w spokoju. Wróci do Devlina. Zaś szarpnie wampirem i zagrozi.
- Chcę zobaczyć ocalałych więźniów. MOICH! Masz mi to załatwić!
Rzucił rozkazem i tyle. Jeśli Devlin zechce wykonać polecenie, Rekin oczywiście uda się z nim. Już zaczynało mu siadać na głowie...
Już za dużo zapachu, za dużo znanych twarzy i przede wszystkim wspomnienia o ludzkiej Sojce. Nabrał ogromnej ochoty na świeżą krew i jeśli jej za chwilę nie otrzyma... Marnie to widział.

Schlecht zaczynał zabawę w mini obozie, a Manuela zabawiała swoje towarzyszki śpiewem. Petra była zachwycona śpiewem starszej Sojki. Czyli Estera miała rację.
- Macie talent we krwi.
Chciała dodać coś więcej, że odziedziczyła po rodzicach... Ale jak mówić o rodzinie osób, którzy polegli w obozie? Co gorsza siostry znajdowały się tak naprawdę w domu własnych demonów, odpowiedzialnych za wszystkie zbrodnie. Dlatego też zaniechała dalszej pochwały i grzecznie wręczyła herbatę Manueli. Niech się rozkoszuje smakiem napoju, niż ponownie spotyka ze smutną przeszłością.
I zapewne bawiłyby się dobrze do końca pikniku, gdyby nie Unzi. Wampir jak widać zamierzał skorzystać z wolnej chwili i doczepić się do samotnej Sojeczki, przy której przeważnie krążył Fergal. A dzisiaj wyjątkowo go nie było.
Czyżby wolne od ochrony Polki?
Estera z Petrą nie były negatywnie nastawiona do gościa, w przeciwieństwie do Manueli, która wyraziła swoją niechęć od razu. Petra oczywiście wszystko wyjaśniła.
Unzi już nie miał kary. Tak samo jak Devlin. I Manuela dobrze zgadła, że Fergal był właśnie przez świra męczony.
I to w niechciany sposób.
Niemniej nie mogło to zniszczyć dobrych nastrojów. A skoro Manuela kolejny raz została zachęcona do śpiewu, nie omieszkała zachwycić swoją małą publiczność.
- Tyle wspomnień, Maniusiu.
Pochwaliła i rozmarzyła się młodsza. Zapewne ciągnęła by dalej, gdyby nie drobny wypadek: krocze Devlina zostało oblane wrzątkiem. Wampir szybko odskoczył, starając się wysuszyć ubranie. Nic z tego. Petra z Estera ruszyły na ratunek.
- Och, skarbie. Manuela nie chciała cię skrzywdzić. Chodź do domu! Mam nadzieję, że nie doznałeś oparzeń!
Zatroskana Panie Petra pociągnęła Unziego w stronę domu. Szaleniec jednak się opierał.
- Ale mi nic nie jest! Poradzę sobie! Ptaszek pomoże mi wysuszyć!
Zaczął głośniej mówić, ale starsza kobieta go nie słuchała. Poprosiła za to Estere, żeby zajęła się Manuelą i poczekały na nią. Chociaż nie dało się nie pojąć dlaczego Manuela tak zrobiła.
- Chciałaś się go pozbyć, prawda?
Zauważyła cicho Estera, gdy tylko Petra z Unzim zniknęli z pola widzenia. Siostra jednak pretensji nie miała. W końcu mogła spędzić trochę czasu z siostrą.
- Nic nie szkodzi. Też nie chciałam, żeby tutaj był. Mamy szansę na szczerą rozmowę.
Podjęła dziewczyna, nalewając z powrotem herbaty do kubka siostry.
- Podsłuchałam rozmowę pana Andre przez telefon. Rozmawiał z jakimś... Gustawem? I chyba był strasznie, no wiesz... napalony na ciebie. Ten Gustaw oczywiście! Pan Andre próbował go uspokoić i wyjaśnić, że pośpiech w przyjeździe i spotkania ciebie, mija się z celem. Dla mnie mógłby być tutaj i już dzisiaj. Przynajmniej odsunęłabyś się od Schlechta. Swoją drogą tego potwora pan Beleth powinien zamknąć na tym basenie. tam jest jego miejsce, a nie przy tobie - wolnej kobiecie.
Znowu zaczęła. Rozsiadła się wygodniej na kocu i uśmiechnęła się szeroko. Chociaż dało się zauważyć irytację. Sposób w jaki trzymała nożyk zdradzało jej złość: Ściskała go tak mocno, że aż skóra na knykciach jeszcze bardziej zbielała.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyNie Sty 10, 2021 6:53 pm

Devlin niby wiedział, że Sojka była drażliwym tematem, ale z drugiej strony na pewno dało się ją wykorzystać w taki sposób, aby przekonać do siebie Fergala – szaleniec po prostu jeszcze tego nie potrafił. Próbował jednak i próbował, trafiając w czuły punkt Rekina i obserwując jego reakcje.
Wyglądało na to, że żydówka była jedyną rzeczą, która odciągała byłego nazistę od wznowienia mordów. Trochę szkoda, bo Devlin nie mógł jej przez to tu sprowadzić…
Ale za to mógł szantażować Fergala. Pewnie będzie chciał milczeć na temat tego wypadu przed Manuelą, prawda?
Jeśli tak, szaleniec chciał doprowadzić do tego, aby Rekin musiał skrywać przed narzeczoną jak najwięcej. Niech już dzisiaj zacznie zabijać.
Zaczęło się od starej żydówki, którą poznał we Włoszech. Bardzo dobrze, choć według Devlina miała za szybką śmierć – gdzie rozszarpywanie ciała na żywca? Gdzie tłuczenie człowieka do nieprzytomności? Gdzie wywlekanie jego wnętrzności?
Nie boją się, Fergal. Jak mają się ciebie bać, skoro zsyłasz im taką łaskę jak ukręcenie karku? Nawet się nie orientują, że giną! Co to ma być, do chuja?! Zapomniałeś, jak się powinno zabijać?! – podniósł głos, ganiąc swojego idola.
Chciał zobaczyć więcej krwi i masakry!
Specjalnie przyprowadził młódkę, aby przypomniała Rekinowi o niegdyś ludzkiej i przerażonej Sojce. Devlin słyszał z różnych opowieści, jak Fergal więził ją w pokoju i nikogo do niej nie dopuszczał – postanowił więc, na jego wzór, zrobić podobnie. Wybrał pierwszą lepszą młodą i ładną żydówkę. Nawet nie znał jej imienia, ale na razie mu to nie przeszkadzało.
Teraz potrzebował jej krwi i tyle. Trzymał ją mocno przy swoim ciele, odsuwając się od Fergala na bezpieczną odległość.
Może przypomni mu siebie samego z lat młodości?
Ależ ja z niej nie drwię, Fergal. Widzisz przecież, że znalazłem sobie nawet podobną. Historia się powtarza! Szkoda tylko, że ta tutaj nie ma większej rodziny, którą też mógłbym się zająć!
Najwyraźniej słyszał o tym, że Rekin wybił niemal całą rodzinę swojej narzeczonej. Być może piłby do tego dalej, gdyby nie fakt, że Fergal wreszcie zaczął wkładać mundur. Devlinowi aż zaświeciły się oczy i niemal dostał ślinotoku.
Coraz szybciej oddychając, podszedł do swojego idola. Położył dłonie na jego ramionach odzianych w czerń i z uwielbieniem spojrzał w sadystyczną twarz.
Wreszcie – wyszeptał. – Wróciłeś! Znowu jesteś sobą!
Na sam widok Fergala w mundurze prawie doszedł. Z wdzięcznością przyjął nawet uderzenie w ścianę. Był w takiej ekstazie, że nie poczuł bólu.
MASZ WŁADZĘ! OCH, TAK, MASZ JĄ! – zakrzyknął głośno i wybuchnął śmiechem.
Pomimo że Fergal próbował go wystraszyć, Devlin pochwycił jego twarz w dłonie. Miał ochotę rzucić się na niego jak na brata i wyściskać.
Tak, teraz Sojka może nie istnieć. Na razie nie żyje. Nic jej nie powiemy. Nie dowie się o tym miejscu… póki nie będziesz chciał jej jako więźniarki. Razem dochowamy tajemnicy – wyszeptał w zachwycie, a następnie pociągnął Fergala dalej.
O Manueli może i miał nie mówić… Ale o jej bliskich już mógł.
Zaprowadził więc Fergala do krematorium.
Och, to tylko żyd polskiego pochodzenia, choć jego rodzina lata temu zwiała do Stanów. Nie cała jednak, o czym chyba wiesz – odparł z kwaśnym uśmieszkiem Devlin, nabierając brudnej wody do kubka.
Podszedł do chłopaczyny i siłą wmusił w niego cały płyn. Na kolejne pytania Fergala nie odpowiedział, ale za to popchnął więźnia w jego stronę. Skoro Rekin już miał mundur, mógł bez przeszkód znęcać się nad wszystkimi żydami.
ODPOWIADAJ MU! – ryknął do Kuby. – POWIEDZ, CZYM JESTEŚ, ŻAŁOSNY ŚMIECIU!
Biedak, kuląc się pod przytłaczającą sylwetką Rekina, w końcu odpowiedział – łamaną polszczyzną:
Pan Devlin kazał mi się przedstawiać jako Jakub Abramowicz. – Spuścił wzrok, wpatrując się we własne dłonie. – Tak nazywał się brat mojego dziadka. Nie wyjechał z moją rodziną do Stanów, został tu podczas wojny i… i podobno trafił do obozu.
Młodzieniaszek znał prawdziwego Jakuba tylko z opowieści, więc nie wyglądał na wzruszonego. Bał się tego, że musiał udawać swojego zmarłego przodka i że nowi naziści mogą mu coś za to zrobić. Nie miał pojęcia, co łączyło dawnego Jakuba z Fergalem – dlatego gdy tylko dostał pozwolenie na wznowienie pracy, ochoczo do tego powrócił.
Pomimo że musiał zajmować się trupami, cieszył się, że nie został jednym z nich.
Devlin nie wtrącał się w rozmowę. Nadal był podekscytowany, że Rekin wdział swój mundur. Dlatego kiedy Fergal zażądał widzenia swoich więźniów, przystał na to z radością.
Oczywiście! Będą znowu twoi! Wszyscy! Tylko że to już sami starcy – skrzywił się, wychodząc z krematorium. – Dobierzesz sobie nowych. Młodszych, silniejszych wytrzymalszych. Kobiety też mam.
Zauważył w oddali paru pracujących więźniów i ryknął do nich, że w ciągu pięciu minut mają być na apelu. Po drodze zaczepił też dwóch esesmanów i wyjaśnił im pokrótce, o co chodzi. Następnie dumą zaprowadził Fergala przed Ścianę Straceń – to tutaj kazał zgromadzić więźniów.
W krótkim czasie przed mężczyznami stanęło kilkunastu starców i staruszek w cienkich pasiakach. Ledwo chodzili i stali, wyglądali, jakby mieli za chwilę umrzeć. Nie było szans, aby wytrzymali ciężką pracę – Devlin najwidoczniej oszczędzał ich przed przyjazdem Fergala.
Oprócz nich zawołał pięciu młodych mężczyzn i pięć młodych kobiet. Widać było podobieństwo w rysach twarzy do staruszków – czyli szaleniec przedstawiał kolejne rodziny.
Są twoi – mruknął do Fergala, klepiąc go po plecach. – Na co masz ochotę? Co dawniej z nimi robiłeś?
Żaden z innych esesmanów im nie przeszkadzał, więc mieli tych więźniów tylko dla siebie.
Pokażę ci, jak ja czasami lubię się bawić.
Zagwizdał na jedną ze staruszek, aby podeszła. Kobieta była niemal ślepa i ledwo szła. Mimo tego, gdy znalazła się obok Fergala, rozpoznała jego twarz. Z jej oczu natychmiast popłynęły łzy, ale nie odezwała się słowem. Najwidoczniej miała mocny charakter, pomimo przeżytych tragedii.
Devlin w tym czasie podszedł do stojącej nieopodal szubienicy. Szarpnął jakiegoś młodzieńca, aby ruszył z nim. Biedak płakał i błagał o litość, ale szaleniec był bezlitosny – kazał wspiąć się więźniowi na niestabilny stołek i założył mu stryczek na głowę.
Nie wrócił od razu do Fergala – sięgnął do jakiegoś wiadra i wyjął z niego dwa grube gwoździe oraz młotek. Przybił stopy chłopaka do stołka, nucąc coś przy tym o krzyżowaniu. Więzień wrzeszczał z bólu, ale Devlin nie zwracał na to uwagi.
W podskokach wrócił do staruszki. Wręczył jej swój pistolet, nakierował jej ręce na nogi więźnia i…
To twój wnuczek, prawda? Widzisz, jak cierpi? Przybiłem mu stopy do stołka, żeby przypadkiem sam się nie zabił. Dzisiaj zginie, już go nie uratujesz. Możesz za to skrócić jego ból, jeśli przestrzelisz dwie nogi od stołka. Wtedy straci równowagę, zawiśnie i szybko umrze! – opowiedział wesoło.
Staruszka trzęsła się i łkała. Kompletnie nie widziała, gdzie celowała. Dopiero po ponaglającym ryku Devlina wystrzeliła – trafiła w łydkę biedaka.
Rudzielec zaśmiał się głośno, poprawiając jej ręce: tak że teraz celowała w udo. Znowu strzeliła, ale tym razem chybiła.
Kiedyś bawiliśmy się podobnie przez godzinę, aż jakaś żydówka wykrwawiła się na śmierć, bo jej dziadek nie mógł trafić – pochwalił się Fergalowi.
Zdecydowanie czekał na miłe słowa od swojego idola. Rekin na pewno lubił podobne zabawy! Może wymyśli coś nowego na kolejnych więźniów?

Manuela naprawdę chciała dłużej pośpiewać, bo dawno nie miała ku temu okazji, ale nie było jej to dane. Unzi skutecznie ją do tego zniechęcił swoją wredną osobą. Ze wszystkich Niemców (pomijając Beletha) Polka nie znosiła go najbardziej. Jego i Devlina.
Byli sadystycznymi psychopatami, a Unziego zawsze się bała. W obozie jako jedyny ją dotykał i próbował jej coś zrobić, pomimo wyraźnego zakazu Fergala.
Dlatego teraz się nie wahała – i na oczach Petry oraz Esterki potraktowała jego pytonga, jak to go kiedyś nazwał, gorącą herbatą. Ani trochę by nie żałowała, gdyby dłużej nie mógł go używać.
W niczym ci nie pomogę – syknęła, bo już się domyślała, jaką pomoc miał na myśli Unzi. – Wracaj lepiej szybko, jeśli chcesz być tam sprawny.
I z satysfakcją odprowadziła wzrokiem kuśtykającego wampira, podtrzymywanego przez Petrę. Dopiero gdy Esterka się odezwała, Manuela spojrzała w jej stronę. Uśmiechnęła się lekko i wyłożyła wygodnie na kocu.
Nie znoszę go. I nie chcę przy nim przebywać. Zresztą to mała zemsta za to, że puścił nagranie z łazienki na oczach wszystkich.
Przymknęła oczy, delektując się ciszą i spokojem. Też chciała spędzić więcej chwil z siostrą – chociaż miała nadzieję na inną rozmowę niż ta, którą za chwilę zaczęła młoda.
Słuchała wszystkiego z coraz większym zdenerwowaniem. Kiedy Esti wspomniała o odsunięciu Fergala, poderwała się do siadu.
Estera – zganiła ją dość nieprzyjemnie. Pomimo że obie były już dorosłe, Manuela nadal miała wrażenie, że Esti była dziewczynką. – Przestań. Nic więcej nie mów.
Wzięła głęboki wdech, na siłę odbierając jej nożyk. Skąd go w ogóle wzięła? Po co jej był?
I do jasnej cholery… dlaczego akurat Gustaw?!
Ani trochę mnie nie cieszy, że Gus tu jedzie. To przyjaciel Andrego. Mieszkałam z nimi po ucieczce z obozu. Gus się mną opiekował przez długie lata, za co jestem mu wdzięczna, ale… Teraz wydaje mi się szalony. Ubzdurał sobie, że ze mną będzie. Nie przyjmuje odmowy. Trochę się go nawet boję.
Wbiła nożyk z całej siły w trawę. Na samą myśl o ostatnim spotkaniu z Gustawem i tą przeklętą Sophią zrobiło jej się niedobrze.
Co jeśli córka Claudii też jedzie?
Esti, powtarzam ci ponownie: jestem teraz z Fergalem z własnej woli. Nie zmusił mnie do tego. I na pewno z nim nie zerwę, tak samo jak na pewno nie zwiążę się z Gusem. Nawet nie wiesz, co z niego za debil! – zaczęła marudzić.
Popsuł jej się humor i dłużej nie miała ochoty na piknik. Ostatnio Esti nie poruszała tematu Rekina, więc Manuela miała nadzieję, że zaakceptowała ten związek. Młoda nie musiała lubić Fergala – ale niech nie wtrąca się w życie siostry.
Nie widzisz, że od jakiegoś czasu to ty próbujesz odebrać moją wolność, wmawiając mi, z kim mogę się umawiać, a z kim nie? – mruknęła do niej jeszcze dość zimno, pakując wszystkie rzeczy. – Nie życzę sobie, żebyś rozdzielała mnie i Fergala. Ja też mam wiele zastrzeżeń do Andrego, ale nie każę ci przestać go uwielbiać. Bo to twoje życie.
Nożyk wzięła ze sobą. Ot, na wszelki wypadek.
Dopiero po parunastu sekundach zrozumiała, jak niemiło się zachowała. Wzięła głęboki wdech, przetarła twarz i ostrożnie podeszła do Esti. Przytuliła ją mocno do siebie, wdychając zapach jej włosów.
Przepraszam, kochanie. Po prostu jestem zestresowana. Chcę się stąd wydostać… razem z tobą i Fergiem – szepnęła jej do ucha. – Moglibyśmy uciec od Beletha. To on jest najgorszym złem. – Odsunęła się odrobinę i pogładziła Esti po policzku. – A na razie wracajmy już do posiadłości, co? Pewnie i tak niedługo wyjdzie po ciebie Andre. Nie możemy przebywać same poza domem.
Nie powinna się na nią denerwować. Przecież w końcu mogły razem spędzać czas – szkoda go tracić na kłótnie.


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Wto Sty 12, 2021 8:28 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyWto Sty 12, 2021 2:47 pm

Rekin na pewno nie będzie chciał, żeby Manuela dowiedziała się o mini obozie. Zraniłoby ją to głęboko i mogłaby rozgniewać się na narzeczonego. Fergal chciał uniknąć cierpienia wampirzycy, poza tym sama myśl, że mogłaby być świadkiem albo uczestnikiem krwawego placu zabaw, wzbudzało w rekinie złość i zazdrość. Nie miał w planach Devlina kładącego łapy na Polce. Prędzej by mu je odgryzł.
Szybka śmierć?
Fergal nie wyglądał na kogoś, kto przestraszyłby się nagany. Sam zaczął straszyć sylwetką i obnażonymi zębiskami.
- Ile razy mam ci powtarzać? MASZ PRZESTAĆ SIĘ RZĄDZIĆ I MNIE POUCZAĆ!
Dotrze w końcu do Devlina? Skoro chciał mieć kompana w Fergalu, niech przestanie wytykać mu każdą rzecz. Schlecht kolejny raz ogarniał swoje diaboliczne "ja" i nie musiał mieć do tego przewodnika. Wystarczająco był sprowokowany.
No i głodny.
Z żądzą patrzył na młódkę, którą zajmował się Devlin. Było do przewidzenie, że nie podzieli się nią z rekinim wampirem. Rozumiał to. W końcu sam by tak postąpił.
Oczywiście nie obeszło się bez ochrzanu, bo szaleniec wbrew zakazowi sprowadzał wszystko do Manueli, a przecież Fergal mu zabronił. Nie skomentował jednak słów Świra, postanowił zrobić coś innego. Ponury mundur kolejny raz został założony przez Rekina przez co wyglądał jeszcze groźniej. Zaciętość dodawała dodatkowej grozy. Nie omieszkał też doprowadzić Devlina do porządku - parę razy nim pomiatając. Szaleniec jednak nie bardzo przejmował się karcącym go kompanem: nie mógł się napatrzeć na Schlechta w nazistowskim stroju, a co gorsza, w podłym nastroju i chętnym do zadawania bólu. Wspomnienia wraz z prowokacją robią swoje. Devlin spisał się na medal.
Rudy towarzysz nie mógł się powstrzymać przed dotknięciem swojego ożywionego idola, acz ten nie przejawiał żadnych przyjaznych skłonności; chwycił Devlina za przeguby nadgarstków i odciągnął od swojej twarzy. Zbliżył zaś swoją, wbijając morderczy wzrok w jego oczy.
- Manuela nigdy nie będzie więźniarką. A ty nie położysz na niej swoich łap!
Wyraził się jasno i wreszcie wypuści Devlina. Ten rozmasował obolałe nadgarstki. Nie stali jednak długo; Devlin zaś pociągnął Rekina za sobą, w celu przedstawienia kolejnego zdobytego dobytku: wnuk brata Jakuba. No proszę bardzo, jaki ten świat jest mały. Fergal zdumiony spojrzał na rudego nazistę.
- Z bólem muszę przyznać: masz cierpliwość oraz spryt.
Warknął szorstko, zerknąwszy na rodzinę zamordowanego w obozie Jakuba. Rudy zapewne obrośnie w piórka na taką pochwałę. Młodzieniec nie mógł wykonywać swojej pracy w spokoju; nie w chwili kiedy obok stały wampiry w czarnych mundurach, bawiące się w obóz zagłady. Nie mogło się też obejść bez krótkiej rozmowy, którą Fergal zamierzał przeprowadzić z niby - Jakubem.
- Trafił i zdechł jak śmieć, którym zresztą był. Powiedz mi chłopcze... Chciałbyś podzielić jego los?
Spytał z czystą nienawiścią. Każda jednostka przypominająca Kubę - dawnego narzeczonego Sojki - doprowadzała Fergala do szału. Przypominała się mu niewierność Manueli oraz miłość do tamtego wypłosza. Ostatecznie z nowym Jakubem nie stało się nic, gdyż Schlecht zapragnął swoich dawnych więźniów. Skoro przeżyli i mieli się dobrze, trzeba było to jak najszybciej zmienić. Devlin zorganizował Spotkanie po katach. Fergal stał z boku, przyglądając się jak marne ludzkie jednostki zmierzają ku wyznaczonemu celu. W końcu i wampiry ruszyły ich śladem, przechadzając się spokojnie. Fergal wciąż podjudzonym rozglądał się ochoczo po okolicy: wszystko było idealnie odwzorowane. Ale... brakowało jednego szczegółu. Zwrócił się do Devlina, nim podjął się makabrycznej zabawy z więźniami.
- Brakuje mi orkiestry obozowej. Byli to więźniowie powołani do koncertowania dla urozmaicenia wszystkim dnia pracy.
Przerwał też na moment, żeby spojrzeć na poszarpane czasem i tragedią twarze starszych ludzi. Wykrzywił się z wściekłości.
- Pobudzała też apetyt.
Obnażył zębiska, wyłapując spojrzenie jednego ze starców. Mężczyzna aż wybałuszył oczy; jak widać staruszek znał niemiecki i zrozumiał o co chodziło. Albowiem każdy tutaj wiedział, jak nieludzkie zapędy miał stwor o rekinich zębach.
W między czasie gdy Devlin prezentował swoje pomysły, Rekin skupił chwilowo uwagę na młodych więźniach. Przerażeni ludzie, chociaż niektórzy starali się utrzymywać zimną krew: zacięte twarze, dumnie wypięte piersi. Już wiedział kto jako pierwszy padnie jego ofiarą. Pierw trzeba było obejrzeć pokaz Devlina. Z uwagą przyglądał się okrucieństwu wymierzonemu młodemu człowiekowi oraz staruszce, która okazała się babcią wytypowanego młodzieńca. Schlecht nawet nie mrugnął, gdy padały strzały, a wrzaski chłopca przecinały powietrze jak noże. Zapach krwi uderzała wampiry, powodując większe nakręcenie...
zwłaszcza w Fergalu. Devlin z całą pewnością będzie miał co wspominać, wszak to on sprowadził niemieckiego stwora do roli dawnego kata.
- Pomysłowe. Spróbuj kiedyś zmusić ich do zatłuczenia się pięściami! Najlepiej rodzice własne dzieci! Wtedy zaczyna się ryk!
Chociaż słowa brzmiały prawie wesoło, to lico Rekina żaden uśmiech nie zdobił. Ruszył się za to z miejsca. Pchnął staruszkę na ziemię, odbierając jej broń. Kilka strzałów padło w jej nogi, coby nie mogła uciec.
Kobieta zaczęła wyć z bólu, łapiąc się za okaleczone nogi. Następnie podszedł do wnuczka. Zapłakana twarz młodego z błaganiem wpatrywała się w zimnego wampira. Czy się ulitował? Nie. Paroma silnymi ciosami w kolana, zdołał je wyłamać i wyrwać ze stawów. Wrzeszczący chłopak pozostał bez nóg: postrzępione kikuty wisiały, krwawiąc. Co gorsza zaczął się też dusić; żaden stołek nie podtrzymywał już ciężaru, a szubienica zrobiła swoje. Co Schlecht uczynił z nogami przybitymi do stołka? Wrócił do staruszki. Zaczął ją tłuc z całych sił. Stołek uderzał w jej głowę, obolałe ciało aż została mięsna koścista miazga. Sporo krwi rozbryzgało się dookoła, również na mundur. Gdy kobieta przestała się ruszać, zwrócił się do Devlina.
- Każ zebrać to truchło, zmielić na papkę i nakarmić tym więźniów.
Rudy zapewne wykonał rozkaz swojego idola w krwawym transie. Fergal natomiast zaczął szukać ofiar dla siebie. Młodych nie atakował na ten moment. Skierował się do starszych; niektórzy upadli na skutek ataku serca. Nie szkodzi, Rekin i tak zamierzał zniszczyć ich ciała. Zaczął od staruszki; wychodzona, pomarszczona twarz zalana łzami nie zdobyła się na odwagę błagania o życie. Chociaż czy zdołałaby przemówić do Rekinich szczęk które rozwarły się i zatopiły głęboko w jej twarzy, którą niedługo straciła? Oderwana skóra została połknięta, a wylewająca się krew spijana łapczywie. Fergalowi nie przeszkadzał chaos, który się zrobił. Starci ludzie odsuwali się, ktoś znowu płakał i... przeklinał. Wtedy Fergal zatrzymał się i wzrokiem wyłapał zgarbionego, ale dość postawnego starca. Ściskał pięści, a wzrok miał pełen wrogości.
- Myślisz, bestio, że znowu wprowadzisz piekło? Razem ze swoimi pomagierami? W końcu ktoś obetnie ci łeb i spali cielsko razem z tym obozem!
Cięty język starucha irytował. Ktoś pochwaliłby za ten akt odwagi, przecież i tak miał zginąć, to chociaż wytknie Rekinowi, że kiedyś nadejdzie i jego koniec. Schlecht oderwał się od swojego starego jadła. Gwałtownie ruszył na starucha, powalając go na łopatki. Zaczął wrzeszczeć niemieckie przekleństwa i tłuc jego głową o ziemię, aż czaszka nie pękła, a mózg nie wypłynął.

Nagranie z łazienki...
Estera pamiętała co nieco, ale szybka interwencja, zatrzymała jej ten widok. Rekin zawsze był przerażający; nieważne gdzie się znajdowali. Manuela nadal chciała z nim być? Młodsza Sojka nie potrafiła tego zrozumieć, jej siostra naprawdę straciła rozum dla ten niby miłości.
- Skoro jest taki zły, to dlaczego tu jedzie i chce się z tobą spotkać? Pan Andre na pewno by zabronił przyjazdu, gdyby faktycznie sprawiał zagrożenie.
Oburzyła się Estera. Potarła palce po tyn, gdy siostra odebrała jej nożyk. I czym miała teraz posmarować kanapkę?
- Może i jest, nie znam go. Znam za to Fergala i wiem jaki on jest. Mówisz, że boisz się jakiegoś zakochanego do szaleństwa Gustawa, a związałaś się z dawnym katem i mordercą... Kocham cię siostro, ale nie mogę zaakceptować twojego związku.
Cisnęły się kolejne raniące słowa. Nie płynęły one ze złości, tylko że smutku i zranienia. To przykre, że Manuela wolała trzymać przy sobie zbrodniarza wojennego odpowiedzialnego za śmierć rodziny. Andre zabronił o tym mówić, ale z drugiej strony... Nie, nie złamie zakazu.
W milczeniu patrzyła jak siostra decyduje o zakończeniu wspólnego pikniku, jak mówi chłodno i nie daje za wygraną. Chciała być z Rekinem. Trzymała się blisko własnego kata. Estera nie mogła tego pojąć, chociaż sama znajdowała się na terenie wroga... To jednak, jednak nie przeżyła tego wszystkiego co siostra. Nie odzywała się, wstała tylko z koca, aby pomóc w sprzątaniu. Dopiero gdy starsza ogarnęła co narobiła, twarzyczka Estery przybrała naprawdę smutny wyraz; taki, jakby miała zaraz się rozpłakać. Jak widać płacz u nich rodzinny.
- Pan Beleth nie zrobił tych wszystkich potworności co Fergal. To nie on pogryzł w lesie mnie i Luisa. Myślałam, że umrę i gdyby nie pan Andre...
- Estera? Manuela?
O wilku mowa. Tak jak Sojka przypuszczała, Andre pojawił się w pobliżu. Podszedł do kobiet, odbierając od nich kosz.
- Musicie wracać do domu.
Oznajmił w miarę pogodnie szlachetny. Estera przytuliła jeszcze siostrę i odsunęła się w stronę pana, posyłając mu szczery uśmiech. Ujęła swoją drobną dłonią jego dłoń.
- Manuela bardzo by chciała mieć ze mną pokój, ale boi się o tym powiedzieć. Mógłby pan coś z tym zrobić?
Duże, maślane oczy wpatrywały się z uwielbieniem w szlachetnego, a ten zaskoczony spojrzał na Manuelę. Wampirzyca na pewno będzie zła i nim cokolwiek powie w ramach sprzeciwu, Estera doda:
- Fergal ostatnio zachowywał się bardzo agresywnie w stosunku do mojej siostry i bardzo martwię się o nią. No i... sama mam straszne koszmary z tego powodu. Śni mi się śmierć mamy i taty.
Przebiegła gra od strony siostry. Spojrzała nawet na Manuelę dość znacząco; powinna wiedzieć, że Estera nie odpuści. Kiedy wrócili do posesji, Estera chwyciła mocno ramię siostry i pociągnęła ją w stronę swojego pokoju. Nie przyjmowała odmowy.
- Naprawdę powinnaś zamieszkać ze mną. Odkąd przybyłaś, spotkałyśmy się, to nie chcesz spędzać ze mną czasu. MAM TYLKO CIEBIE!
Może i wiedziała, że tak nie powinna. To jednak emocje robiły swoje; niegdyś wesoła dziewczynka przed obozem, to teraz obsesyjnie zatroskana siostra. Co się dziwić? Obie przeżyły horror.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyWto Sty 12, 2021 10:16 pm

Manuela nigdy nie będzie więźniarką.
Devlin miał całkiem inne zdanie – w końcu kiedyś nią była i nigdy się tej roli nie pozbędzie. Niektórzy, jak on i Fergal, byli stworzeni do władania i katowania. Inni wręcz przeciwnie: powinni być ulegli i przyjmować cierpienie. Taki już jest świat i zdaniem szaleńca to idealna równowaga.
Nie kłócił się jednak ze swoim idolem, bo skoro ten zgodził się na włożenie munduru, żydówka przestała mieć znaczenie. Najważniejsze było, że teraz wspólnie mogli władać obozem.
Oczywiście, zaczęła rozpierać go duma, gdy tylko usłyszał pochwałę od Fergala. Rekin wreszcie zauważył i docenił w rudzielcu to, czym ten się szczycił: upór i przebiegłość. Devlin wiedział, że Schlecht w głębi ducha był zachwycony nowym obozem, nawet jeśli nie przyznał tego sam przed sobą.
Obserwował w ciszy, jak Fergal strofuje krewnego Jakuba. Chłopak trząsł się ze strachu i kulił pod wzrokiem Rekina. Zaczął też przeklinać dawnego narzeczonego Manueli – nie miał pojęcia, kim był, ale nie chciał dzielić jego losu.
Nie, proszę pana! Obiecuję, że będę posłuszny i będę ciężko pracował! Nie będę taki jak on!
Devlin odnotował sobie w głowie, aby przy najbliższej okazji przedstawić nowego Jakuba Manueli – ale teraz nie mógł zajmować się biedakiem. Na swojego pana czekali w końcu inni więźniowie: starzy i zniedołężniali.
Po propozycji Fergala aż klasnął w dłonie i przywołał jakiegoś więźnia.
Oczywiście! Jak mogłem o tym zapomnieć! Cudownie, że wspomniałeś! – Spojrzał na drżącego, chuderlawego chłopaka: – ZWOŁUJ ORKIESTRĘ! Migiem! Za pięć minut chcę was wszystkich widzieć przy trąbkach, skrzypcach, fletach, bębnach i cholera wie czym jeszcze!
Życzenie Fergala było dla Devlina rozkazem, więc w ciągu paru minut obok najbliższego baraku zaczęła ustawiać się męska orkiestra – więźniowie byli głównie młodzi i wyglądali lepiej niż pozostali, choć w oczach nadal mieli przerażenie.
Na znak Devlina zaczęli wesoło grać. Paru z nich podśpiewywało.
W orkiestrach wolę męskie głosy – mruknął Devlin – ale gdy chodzi o kameralne imprezy esesmanów, to lepiej sprawdzają się kobiece solówki. Chyba wiesz dlaczego?
Puścił nawet do Fergala oczko, licząc, że ten się z nim zgodzi. W końcu teraz świetnie się dogadywali i byli niczym bracia, prawda?
A następnie przeszedł do prezentacji jednej ze swoich krwawych zabaw. Wydał wyrok na jakiegoś młodzieniaszka i zmusił jego babcię, aby spróbowała pozbawić go życia. Kobiecinie się nie udawało, co tylko rozśmieszało Devlina.
Pokazał też Fergalowi, że doskonale znał wszystkich więźniów: wiedział, kto jest czyją rodziną, jakie kto ma choroby, jakiej jest narodowości… Choć uznawał wszystkich za śmieci, to jednocześnie ci ludzie byli jego skarbami – doskonale też pamiętał każdą pojedynczą śmierć, jaką zadał w tym miejscu.
Jego ekscytacja jeszcze bardziej wzrosła, gdy Fergal go pochwalił. Mało brakowało, a doszedłby na oczach wszystkich więźniów.
Robi się – uśmiechnął się szeroko, po czym zwrócił w stronę jakiegoś młodego więźnia i innego, w średnim wieku: – WY DWAJ! Jeden z was ma szczęście, bo dzisiaj przeżyje! Sami zdecydujcie który – zacznijcie się nawzajem tłuc!
Więźniowie wyraźnie nie wiedzieli, co robić. Po ponagleniu Devlina zaczęli sobie dawać lekkie, bezbolesne kuksańce czy uderzenia. Szaleńcowi oczywiście się to nie spodobało. W czasie gdy Fergal zajmował się staruszką, ten podszedł do dwójki bokserów. Postrzelił w kolano młodszego.
Jeśli nie dasz mu z całej siły w mordę, to strzelę raz jeszcze. Czego nie rozumiesz, tępaku? Wolisz, żeby synalek stracił nogę czy miał przez parę dni obitą twarz?
Mężczyzna, ze strachu o syna, w końcu go uderzył, choć nadal nie tak mocno, jak życzyłby dobie tego Devlin. Zniecierpliwiony nazista wyryczał więc, że zwycięzca przez tydzień będzie dostawał podwójne porcje jedzenia. Jeszcze raz postrzelił młodego w nogę i wymownie spojrzał na starszego.
Dopiero teraz zaczęła się walka – ojciec bił syna po to, aby chronić go przed kulami, a syn bił ojca… żeby dostać jedzenie i przeżyć. Devlin widział po nim, że miał maksymalnie wycieńczony organizm i nie myślał już logicznie, zwłaszcza że ból w nogach tym bardziej go otumaniał.
Jeśli jeden z was nie zabije drugiego, zginiecie obaj – wysyczał oschle, obserwując ich walkę.
A orkiestra w tle nadal grała – wesołe śpiewy i rytmiczna melodia faktycznie pobudzały apetyt i inne żądze. Devlin już poddawał się swoim instynktom i postanowił porzucić wszelkie hamulce. Z dziką żądzą obejrzał się na Fergala, który właśnie tłukł stołkiem staruszkę, póki nie została z niej mięsista, rozbryzgana masa.
Nie odpowiedział nic na rozkaz Rekina, jedynie gwizdnął na jakiegoś nazistę z oddali. Szepnął mu parę słów – jakiś tam esesman kazał więc dwóm więźniom zabrać ciało staruszki, a następnie z nimi odszedł.
CIESZCIE SIĘ, ŻAŁOSNE SKURWYSYNY! – ryknął Devlin w stronę pozostałych biedaków. – DOSTANIECIE DZISIAJ ŚWIEŻE MIĘSO!
Zostawił bijącego się ojca i syna oraz podbiegł do Fergala, patrząc na niego jak obłąkaniec. Ciężko oddychał i widać było, że ledwo nad sobą panował. Opanowała go dzika euforia. Mimo że Rekin akurat pożywiał się twarzą jakiejś staruszki, pochylił się nad nim. Wczepił drżące ręce w jego ramiona i wysyczał:
Idę pokazać tamtej żydowskiej kurwie, kto tutaj rządzi. – Zacisnął mocniej palce na mundurze Fergala. – Chodź ze mną, chodź. Zobaczysz, że jestem taki jak ty. Wiem, jak się obchodzić z głupimi więźniarkami. Będziesz ze mnie dumny. – Ukucnął, przez co zrównał twarz z Rekinem. – A jeśli zechcesz… to nawet dołączysz! Weźmiemy ją naraz we dwójkę, żeby bardziej płakała. Nauczymy ją posłuszeństwa!
Oblizywał się przy tym obrzydliwie, już wyraźnie napalony. W głowie miał nawet obraz kopulujących ze sobą Fergala i Manueli, co bardziej pobudzało jego zmysły.
I bez względu na to, czy Rekin się zgodził, czy nie, Devlin ruszył w stronę kwater, aby dopaść do biednej żydówki. Z radością powitałby w swoim pokoju też Schlechta, niemniej nie mógł już dłużej czekać i go przekonywać – czuł w spodniach, że był już twardy.
A na Fergala czekała inna ciekawa alternatywa – w czasie gdy rozłupywał czaszkę bezczelnego staruszka, jakiś tam esesman przyprowadził… kobietę w zaawansowanej cięży. Przyszła mama, ubrana w duży, pozszywany pasiak, prowadziła w dodatku za ręce dwoje kilkuletnich bliźniąt.
Cała trójka z przerażeniem spojrzała na masakrę, jaka się tu rozgrywała: zakrwawione, poszarpane ciała, zapłakani muzycy, którzy mimo widoku śmierci musieli grać i śpiewać, konający, zrozpaczeni staruszkowie, leżący na ziemi i trzymający się za serca…
Matka przytuliła do siebie dwójkę siedzi, zasłaniając jednocześnie ich twarze. Drugą rękę zacisnęła na swoim dużym brzuchu.
Na rozkaz jakiegoś tam esesmana stanęła blisko Fergala – bez względu na to, czy nadal był na placu, czy szedł za Devlinem – i powiedziała po polsku:
Kazano… kazano mi się do pana zgłosić. Podobno mogę się przydać.
Nie miała pojęcia, o co mogło chodzić, choć przez widok miała złe przeczucia. Dotychczas naziści trzymali ją przy życiu, pomimo jej zaawansowanej ciąży i dwójki młodych dzieci, ale… przecież w każdej chwili mogło się to zmienić, prawda?
Żeby przynajmniej pozwolili żyć jej wszystkim szkrabom!

Manuela była coraz bardziej zdenerwowana. Estera zachowywała się, jakby pozjadała wszystkie rozumy: wymądrzała się i próbowała narzucić siostrze swoją wolę. Już nie pamiętała, że ta nie znosiła, gdy ktoś próbował rządzić jej życiem?
Nie zachowuj się, jakbyś cokolwiek o nim wiedziała. Znam Gustawa od wielu lat i DLA MNIE jest zagrożeniem. Przestań mnie pouczać!
Przecież nie wymagała, aby Esti z Fergalem się polubili. Nie czepiała się też siostry o jej sympatie: do Andrego, Beletha czy nawet Unziego i reszty zgrai. Chciała tylko spędzić z nią miłe popołudnie, nie poruszając kontrowersyjnych tematów. Czy młoda nie mogła tego pojąć?
Znam Fergala lepiej niż ty – odparła sucho. – Gdy Andre zabrał cię z obozu w bezpieczne miejsce, ja zostałam tam jeszcze na długo. I wiem o wiele lepiej, do czego był zdolny. A co najważniejsze: w przeciwieństwie do ciebie wiem, jaki jest teraz. – Gromiła Esterę coraz chłodniejszym wzrokiem.
Oczywiście, że widziała wszystkie niedoskonałości Fergala. Pamiętała, co zrobił niedawno w lesie, była o to zła… ale wiedziała, że Rekin był po prostu zaszczuty przez Beletha. Estera za to nie mogła tego pojąć – albo nie chciała.
Nie potrzebuję żadnej twojej pieprzonej akceptacji, bo nie jesteś mną! Sama o sobie decyduję!
I już, miała serdecznie dość. Była zła i rozżalona, że Estera nie potrafiła normalnie z nią posiedzieć i poplotkować o głupotach dnia codziennego. Zostały same i mogły na przykład wspólnie pośpiewać – ale oczywiście nie mogło być tak miło.
Szybko poczuła wstyd za swoje słowa, więc przeprosiła siostrę i spróbowała się z nią pogodzić. Nie chciała jej przecież ranić, nie chciała jej smucić. Pragnęła jej szczęścia… tylko niech Esti przestanie nią rządzić!
On żałuje tego, że was pogryzł. Przepraszam za to. Też byłam na niego wściekła, ale musisz zrozumieć, że nie zrobił tego sam z siebie. Beleth go do tego zmusił. On stoi za wszystkim – to przez niego te wampiry są lub były złe – próbowała jeszcze cicho, bardzo spokojnie wyjaśnić wszystko Esterce, głaszcząc jej włosy.
Niestety, młoda nawet nie zdążyła odpowiedzieć, bo pojawił się Andre. Manuela westchnęła głęboko, ale kiwnęła głową i ruszyła w stronę domu. Nie odzywała się, dopóki Estera nie rzuciła swojego obrzydliwego kłamstwa. Już otworzyła usta, aby zaprotestować, ale młoda nadal nawijała.
A starsza Sojka odczuwała coraz większą złość. Czy do Esti nic nie trafiało?
CHCĘ mieć pokój z Fergalem – warknęła chłodno, jeszcze w obecności Andrego. Spojrzała też na niego: – Muszę z tobą porozmawiać na osobności. Przyjdę za chwilę do twojego pokoju.
I więcej już się do końca drogi nie odezwała. W posesji planowała tylko wejść do swojego pokoju i ewentualnie przywitać się z Fergalem, jeśli tam był – niestety, Esti nie rozumiała, że przesadziła.
I to grubo. Jeszcze nigdy tak nie zdenerwowała siostry.
Manuela wściekle wyrwała jej rękę. Spojrzała na nią z żalem i nienawiścią.
PRZESTAŃ KŁAMAĆ! – krzyknęła wpierw zdecydowanie za głośno. Na szczęście w jidysz, więc nikt wokół nie mógł zrozumieć. Dopiero po chwili zniżyła ton: – Taka się stałaś?! Próbujesz mną manipulować i nie możesz pojąć, że sama sobie wybrałam takie życie?! Nie będę z tobą mieszkać, nie po tym, co dzisiaj zrobiłaś. Chętnie spędzam z tobą każdą wolną chwilę i jeśli tego nie widzisz, to jest mi cholernie przykro. Kiedy tylko mogę, idę z tobą na spacer albo na piknik, albo odwiedzam cię w pokoju. Zawsze się z tego cieszę! I wiesz co?! Fergal sam mnie namawia, żebym się z tobą jak spotkała, mimo że się nie znosicie! Akceptuje cię! ON rozumie moje uczucia, a ty najwyraźniej nie! – Odeszła od niej w stronę swojego pokoju. Zanim otworzyła drzwi, rzuciła jej ostatnie spojrzenie. – Nie masz tylko mnie. Masz Andrego, Petrę, Beletha i całą resztę z tego pieprzonego domu. To ja mam tylko ciebie i Fergala. Różnica między nami jest taka, że doskonale znam i akceptuję wszystkie wady Ferga, nawet jeśli wydaje ci się, że jest inaczej. Ty z kolei jesteś ślepo zapatrzona w swojego pana i nie rozumiesz, że wcale nie jest idealny. A ja… ja… – Złapała oddech i dopiero po tych cicho dokończyła: – Kocham was obojga i chcę uciec z TOBĄ i z NIM. Tylko przestań wtrącać mi się do życia, Esti, błagam cię. Ja nie próbuję rządzić twoimi uczuciami.
Weszła żwawo do pokoju, niemal bliska płaczu. Osunęła się po drzwiach, chowając twarz w dłonie. Była wściekła na wszystkich: na Esti, że próbuje nią rządzić, na siebie, że tak potraktowała siostrę, na Beletha i Petrę, że wyhodowali tyle potworów, a sami grają niewiniątka, na Andrego, że jest dwulicowy, na Gustawa, że jest debilem, na Unziego i Delvina, że są psychopatami, na Claudię i pozostałe suki, że chcą jej zabrać Fergala…
Nawet na samego narzeczonego była zła – że go teraz tu, kurwa, nie ma w ICH pokoju!
Gdzie on się szlajał?! Czemu nie był przy niej?!
Przetarła twarz i na wszelki wypadek zajrzała jeszcze do łazienki, mimo że wyczułaby, gdyby Ferg tam był.
Siedział na siłowni? W basenie?
Wyszedł gdzieś? Gdzie? Do kogo? Z kim się widział?
Czy Claudia go gdzieś zabrała?...
Poddenerwowana, wyszła z pokoju i ruszyła do Andrego. Ze smutkiem spojrzała na drzwi Esterki: nie chciała, żeby to spotkanie tak się skończyło, nie chciała z nią się kłócić. Ale emocje zrobiły swoje.
Zapukała i wemknęła się do pokoju szlachetnego. Jeżeli jej pozwolił, to siadła w jednym z foteli.
Chciałam porozmawiać o Esterce – wymamrotała. – Ona… nie wiem, dlaczego dzisiaj to powiedziała. Nie znosi Fergala i za wszelką cenę stara się nas rozdzielić, choć tłukę jej do głowy, że jestem z nim z własnego wyboru. Nadal chcę z nim mieszkać. To, co powiedziała, to kłamstwo – podkreśliła, aby nie było wątpliwości. – Nie wiem nic o jej koszmarach, ale… przed chwilą się pokłóciłyśmy. Okropnie się z tym czuję. – Spuściła głowę. Nie podobało jej się to, że teraz rozmawiała z Andrem jak dawniej i że prosiła go o pomoc – ale chyba jako jedyny miał wpływ na Esterę. – Proszę, czy mógłbyś z nią porozmawiać? Bardzo mi na niej zależy, chcę, żebyśmy się dogadywały jak dawniej, tylko niech… Niech już przestanie próbować oderwać mnie od Fergala. Wyjaśnij jej to.
Popatrzyła wymęczonym wzrokiem na Andrego. Gdy jej odpowiedział, nieważne co, to ośmieliła się też zapytać – z wyraźnym brakiem entuzjazmu:
Czy to prawda, że Gustaw przyjeżdża? Dlaczego?
Fergal nie będzie zachwycony, gdy się dowie. Tylko gdzie właściwie był teraz jej narzeczony? Nie mogła go wyczuć nigdzie w posiadłości.
Może Andre coś wiedział?
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptySro Sty 13, 2021 12:00 am

Po załatwieniu pseudo Jakuba, poszli dalej. Devlin od razu podjął się wykonania zadania, którym było zorganizowanie orkiestry motywującej i poprawiającej samopoczucie. No, przynajmniej miało takie założenie teoretycznie, tak naprawdę było kolejnym upiornym szczegółem w obozie, mającym zadrwić z wolności ludzi. Devlin z Fergalem o tym doskonale wiedzieli, tak samo jak więźniowie, którzy wcale nie wyglądali na uradowanych, słysząc wesołą muzykę. Plucie im w twarz, ot co.
Kobiece solówki? Znowuż pił do Sojki?
Schlecht obnażył zębiska, kłapnął nimi tuż przed Devlinem, dając mu ostatnie ostrzeżenie. Kolejnego już nie będzie, tylko przejdzie od razu do ataku.
- Najważniejsze, żeby grała muzyka!
Warknął i mogli wrócić do swoich ważnych zajęć. Biedni więźniowie nie mieli jak się wybronić, nawet jeśli było ich więcej, to jednak nie mieli szans z esesmanami - wampirami, a zwłaszcza z tymi dwoma.
Devlin od razu przyjął pomysł dotyczący dręczenia. Wzajemny nakaz okaleczania się rodziców i ich dzieci. Miło było patrzeć jak rodzice musieli atakować własne dzieci, byleby te przeżyły. Ale czy tak naprawdę ta bezsensowna walka i tak nie prowadziła ich na śmierć? Przegrany traci życie, a wygrany i tak zostanie zamordowany. Niemniej ojciec z synem i tak prowadzi walkę, chociażby dla nadziei, która i tak przepadnie. Przykre, lecz kto się tym przejmuje poza nimi samymi? Nikt.
Pobita staruszka przez Rekina miała trafić na stół głodnych. Czy to ważne, że będą świadomi tego, co jedzą? Nie. Liczyło się to, że zniszczą ich trochę na psychice, a przecież o to chodziło, prawda? Fergal oczywiście przyglądał się wyczynom Devlina, lecz nie za długo, wszak sam był wygłodniały i chętny na kolejne pokazy przemocy. Padło wreszcie na kolejną starsza kobietę. W tym samym czasie Devlin zakończył swoją zabawę i zaproponował coś całkiem... nietypowego. Rekin aż podniósł łeb i w zdziwieniu spojrzał na podnieconą twarz wampira.
Patrzeć jak gwałci więźniarkę? Miał się dołączyć? Pomruczał coś pod nosem i pokręcił głową. Devlin musiał iść sam. Fergal nawet w takim stanie nie miał ochoty tego oglądać, no i najważniejsze - miał Manieczkę. A Manieczka byłaby zła, jakby się dowiedziała, że patrzył się na inną!
Lepiej byłoby wybrać... Ciężarną kobietę z dziećmi, która właśnie została dostarczona przez Jakiegoś tam esesmana. Rekin aż wstał z martwego ciała, żeby móc podjeść do przesyłki specjalnej. Dlaczego? Czyżby Devlin zorganizował tak wspaniałe ofiary? Najlepsze młode mięso i krew! Oblizał się szybko, łypiąc złowrogo na słodkie ofiary. Rozłożył szeroko ramiona, jakby chciał uściskać przybyłych.
- Tak, OCZYWIŚCIE, że możecie się przydać! Jak najbardziej...
Wysyczał wrogo wampir. Sięgnął w stronę stojącego jeszcze przez chwilę jakiegoś tam esesmana i pożyczył od niego broń. Matka mocniej przytuliła dzieci, przeczuwając, że może wydarzyć się coś złego? Czy miała szanse je ochronić? Nie, nie przy Fergalu. Odbezpieczył broń i wymierzył w głowę małego chłopca. Ten wtulił się bardziej do mamy, a jego siostrzyczka załkała.
- Nie, proszę. Nie zabijaj go.
Pisnęła matka, chcąc odsunąć dzieciaka. Schlecht owszem, nie nacisnął na spust, cofnął broń i jak i zrobił krok w tył. Nie skończyło się jednak na tym. Broń wciąż była wymierzona w dziecięcą główkę.
- Mam dla was zadanie, wy małe gnojki.
Przerwał, aby spojrzeć na matkę i obserwować jej reakcję.
- Macie wypruć swojego małego brata lub siostrę z brzucha matki. BO inaczej... WAS POSTRZELĘ! Najpierw w plecy, żeby was unieruchomić. A później kawałek po kawałku zedrę z was skórę.
One za bardzo nie rozumiały, bały się bardziej krzyku, no i samego potwornego wampira. Wystarczy, że matka zrozumiała. Błagała, prosiła, płakała. Ale kolejny ryk Rekina wymusił na niej działanie.
- Dzieci, zawsze będę was kochać; ja i wasz braciszek. Zróbcie co mówi ten.... ten pan i... jak... jak niby mają to zrobić?
Załkała, trzęsąc się przy tym jak osika. Dzieci zapłakały głośniej. Nawet ludzie z tyłu wzdychali ze smutku oraz gniewu. Nawet muzyka brzmiała co raz smutniej. Fergal wykrzywił się ze złości przez zniecierpliwienie. Ileż ta kobieta musiała mówić! Oczywiście musiał znaleźć jakieś sensowne wyjście. Udało się! Zamiast noża, dzieci dostały kawałek deski z wystającym gwoździem. Podał je do rączki dziewczynki. Matkę kopnął w kolana, żeby upadła. Dzieci odruchowo do niej doskoczyły.
- SZYBKO! NIE BĘDĘ DŁUGO CZEKAĆ!
Kolejny wrzask. Uderzył nawet małą w ramię, żeby ją pospieszyć. Chłopiec miał jej pomagać... rękoma. Dzieci podjęły się zadania: matka traciła już świadomość, nie kontrolowała pęcherza. Zaczynała się źle czuć. Jej własna córeczka właśnie walczyła z wbiciem zardzewiałego gwoździa w duży brzuch. Z początku szło ciężko, ale z pomocą brata jakoś przebiła się przez warstwę skóry i tkanki. Zaczęli szarpać. Matka wrzeszczała, odruchowo odpychając dzieci. Fergal interweniował; postrzelił kobietę w oba ramiona, przez co nie miała jak odtrącać dzieci. Te na huk wystrzału skuliły się i za karę jedno z nich zostało postrzelone w bok. Teraz mały chłopiec zaczął się wić i pluć krwią. Najwidoczniej jakiś ważny organ został naruszony.
Więźniowie obserwujący makabryczną scenę, przeklinali wampira. Paru z nich zdążyło umrzeć na zawał. Szczęściarze.
- Boże, co to za koszmar.
- Niech się już skończy!
Płacze, lamenty. A Fergal czekał i czekał. W końcu ze złością rzucił się na ciało wykończonej kobiety, zabrał młodej deskę i odrzucił na bok. Pazurami dokończył dzieła, wyszarpując pokaźnych rozmiarów ranę. Wydobył na wierzch łożysko i wcisnął w dłonie dziewczynki. Kolejnym jej zadaniem było dobranie się do wcześniaka. Sam Rekin zatopił zębiska w jeszcze ciepłych trzewiach denatki. Z tyłu ktoś zaczął wymiotować żółcią.
Młodszy chłopak leżał już bez ruchu, a dziewczynka zaczynała tracić zdrowe zmysły. Zaniosła się płaczem, co jeszcze bardziej rozzłościło zdziczałego wampira. Łypnął na nią, dostrzegając w jej dłoniach ruszające się z ledwością ciało dobrze już rozwiniętego płodu. Jak zakończyło żywot? W szczękach rekina oczywiście, tak samo jak drobne rączki dziewczynki. Pożerane żywcem osóbki zaczynały już gasnąć. Nawet Jakiś tam esesman wolał się wycofać, aby czasami niechcący nie wpaść w sidła stwora, który właśnie wyjadał z bliźniaczki.
Z transu przyglądania się, wyrwał go dopiero ochrypły głos Schlechta. To on kontaktował?
- Weź te organy i przygotuj z nich... zmielony posiłek. Chcę go zabrać ze sobą. Do domu.

Rzucił chłodno Niemiec, na co Jakiś tam skinął głową i podjął się posłusznie zadania. Lepiej nie zadzierać z Idolem Devlina. Chociaż zapewne gdyby odmówił, sam Devlin mógłby być niezadowolony. A co się działo z samym zboczeńcem? Zapewne zabawiał się z pseudo Sojką. Tak samo jak Rekin kończył swoje dzieło na reszcie więźniów. Cała ściana i ziemia dookoła niej zostanie pokryta flakami, krwią i wijącymi się w konwulsjach ciałami. Tego chciał Devlin? Odpalić kata? To proszę bardzo. Dostał to, czego chciał.

Niestety Estera i tak nie dała się przekonać. Sojka mogła sobie mówić, a dziewczyna i tak swoje wiedziała. Dla niej Fergal był złoczyńcą najgorszym, nawet gorszym od Unziego. W końcu to nie on zabił mamę, tatę, braci, tylko Fergal. Zapewne gdyby mogła powiedzieć o tym wszystkim Mani, przypomnieć jej... Na pewno zmieniłaby zdanie co do narzeczonego. Na pewno by go porzuciła.
- Manuelo. Chcę dla ciebie jak najlepiej, jesteś moją jedyną siostrą! Dlatego chcę, żebyś mnie posłuchała! Inaczej nie będziesz szczęśliwa!
Nadal nie przemawiały do niej sensowne argumenty starszej siostry. Oburzona młodsza nie mogła nadal pojąć miłości do dawnego nazisty.
- Nie przekonasz mnie do niego w żaden sposób. Nie... Nie po tym co zrobił.
Dodała smutno, nim Andre po nich przyszedł. Manuela mogła się jedynie domyślać o czym mówiła i nie mogło to być odnośnie jej rodziny, tylko jej samej; gwałty, bicie, zmuszanie do przemocy. Samą Esterę też zmuszał. I to też się nie liczyło?
Dlatego też postanowiła kłamać! Całą nadzieję poukładała w Andre, który bądź co bądź, sprawował zastępczą władze w domu, więc miał prawo rozkazać Fergalowi, żeby wypuścił Manieczkę do jej pokoju. Ale jak na złość starsza Sojka nie zgodziła się. Andre jedynie w zdezorientowaniu przyglądał się siostrą i postanowił, że sprawę załatwi później. Było widać po siostrach, że musiały się pokłócić.
Znowu.
- Oczywiście. Będę czekać.
Powiedział do Maneli, nim wrócili do domu.
Wymiana zdań między siostrami nie miała jednak końca. Starsza nie zgodziła się na pójście z siostrą, na co ta aż wycofała się. Dużymi, pełnymi łez oczami wpatrywała się w ukochaną siostrę.
- Ale doskonale cię rozumiem i chcę... Chcę żebyś tylko...
Nie mogła dalej mówić. Młodsza wiekiem wampirzyca zaczęła płakać. Już nie wytrzymała napięcia i tego, że siostra jest na nią zła. Naprawdę zależało jej na szczęściu, lecz nie w towarzystwie mordercy ich szczęśliwej rodziny. Była tak bardzo zła, że nie mogła powiedzieć. Dlatego nie zamierzała się już kłócić z Manuelą. Zrezygnowana wróciła do swojego pokoju, aby w samotności zapłakać do poduszki.

Jak na złość Fergala nie było w pokoju. Manuela nie miała bladego pojęcia, że jej narzeczony właśnie pożera kolejnego staruszka ze wszystkimi chorobami dotykające starszych ludzi. Nie mogła wyładować złości przy nim, poradzić się albo wysłuchać jego przekleństw pod adresem Estery. Może powinna się z tego cieszyć? Że obecnie go nie ma? Na pewno ruszyłby do młodszej Sojki, w celu opierdolenia jej.
Na szczęście Andre był w swoim pokoju, tak jak obiecał. Gdy wampirzyca weszła do pokoju, ten skinął jej głową i wskazał fotel. Niech spocznie.
Czyli tak jak przypuszczał - Sojki pokłóciły się ze sobą i to dość poważnie. Westchnął ciężko, przeczesując dłonią włosy.
- Jasne, porozmawiam z nią. Ale postaraj się ją też zrozumieć. Wiem, że my wszyscy nosimy ze sobą piętno obozu, lecz to jednak najbardziej Fergal wam dokuczał i Estera nie jest w stanie mu tego wybaczyć.
Nie chciał narzucać wrogości do Fergala. Przedstawił tylko suche fakty.
- Chociaż faktycznie, nie powinna mieszać się w twoje życie. Obie jesteście już dorosłe i decydujecie o sobie.
Dorzucił by w razie czego nie oberwać słownie. Nie chciał kłócić się ze starszą Sojką, zwłaszcza gdy przeszli na kolejny temat.
Gustaw?
Skąd wiedziała?
Cóż, pewnie jakiś mały ptaszek musiał jej wygadać. Ach te Sojki...
- Nie zamierzam cię okłamywać, więc... Gustaw postanowił przyjechać do ciebie i spróbować wynegocjować twój powrót do Japonii. Oczywiście bez Fergala.
Chyba już o tym wiedziała, prawda? Gustaw ich sprzedał tylko po to, żeby Fergala zabrał Beleth, a on odzyskał ukochaną Manieczkę.
- Wydał wasze położenie we Włoszech.
Dodał, ot dla ciekawości. Właściwie był ciekawy czy Manuela się zgodzi. W końcu miała szansę na powrót do domu. I kto wie? Może również z Esterą?
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyCzw Sty 14, 2021 10:18 pm

Devlin nawet nie sprawdził, jaki był rezultat walki. Gdy wchodził w krwiożerczo-sadystyczny stan, szybko zaczynał potrzebować nowych bodźców. Nie miał zresztą zamiaru pozwalać żyć zwycięzcy: zginą i ojciec, i syn. Jeden przez pobicie na śmierć, a drugi albo z głodu, albo się wykrwawi.
Na razie potrzebował zaspokoić się pod innym kątem. Chciał poczuć się jak dawny Fergal, który po sowitej kolacji dopadał do więzionej żydówki. Zaprosił go nawet, aby i dzisiaj się przyłączył – w końcu Manuela nic by nie wiedziała.
Nie chciał? Trudno, Devlin nie miał cierpliwości, aby go przekonywać. Najważniejsze, że Rekin ujawnił swoje krwiożercze ja i wspólnie rządzili obozem. Ruszył więc sam do żydówki, a Fergal w zamian dostał całkiem smakowity kąsek – ciężarną wraz z dwójką soczystych dzieciaków.
Szaleniec doskonale wiedział, co ofiarować swojemu idolowi. W końcu czcił go niczym bóstwo.
Tymczasem biedna kobiecina nie miała pojęcia, jak marnie i boleśnie umrze, a co najgorsze – że wraz z nią życie stracą jej najukochańsze dzieci. Wycierpiałaby wszystko, byleby tylko naziści oszczędzili bliźniaki i nienarodzonego malucha. Dlatego gdy Fergal wycelował w synka, zaczęła błagać i korzyć się ze wszystkich sił, byleby tylko nic mu nie robił.
Nie mogła uwierzyć w jego krwawe zamiary. Owszem, pozostali esesmani też byli stuknięci, ale… nie aż tak…
Jak można oskórować dziecko i nie czuć przy tym żadnych wyrzutów sumienia?
Błagam pana, nie – płakała, tuląc do siebie szkraby. – Zrobię wszystko. Poświęcę swoje życie. Tylko niech ich pan nie krzywdzi.
Nic to nie dało, więc musiała poprosić dzieci o najpotworniejszą rzecz w ich krótkim życiu. Nie wyobrażała sobie, jak bliźniaki mogłyby przeżyć taką traumę, ale…
Ale może dadzą radę… Może gdy dorosną, zaakceptują to i…
Niech ich pan zostawi przy życiu, kiedy ja już umrę. Błagam. Błagam na wszystko – szeptała jeszcze przez łzy, patrząc na bezlitosną twarz Fergala.
Uklęknęła, starając się nie myśleć o bólu, jaki ją czeka. Gdy dojrzała kawałek deski, zamknęła kurczowo oczy i po raz ostatni powtórzyła bliźniakom, jak bardzo je kocha.
Jej dzieci, same płacząc i odchodząc od zmysłów, zaczęły wykonywać rozkaz potwora. Próbowała wytrzymać ten ból jak najdłużej, ale poległa– jej organizm bronił się przed krzywdą, jaką ktoś trzeci chciał wyrządzić nienarodzonemu dziecku.
Gdy została postrzelona w ramiona, zwymiotowała i straciła przytomność. Całe szczęście: nie musiała widzieć, co Fergal zrobi jej dzieciom. I nie czuła już bólu. Rekin wyszarpnął ślepego wcześniaka, a ona w tym samym momencie poniosła śmierć: na ziemi leżało już tylko rozbebeszone truchło.
Wielu z więźniów nie wytrzymało tego widoku. Starcy drżeli w agonii, młodsi wymiotowali albo mdleli. Wyjątkowo esesman ich nie poganiał – sam był wpatrzony w horror, jaki zgotował tym biedakom Fergal.
Dopiero gdy Rekin się odezwał, nazista podszedł. Wlepił dzikie oczy w nieludzkiego kata.
Tak jest – odparł, natychmiast zabierając się do roboty.
Sam był wampirem i cholernie kusiła go wszechobecna krew, ale był pod tak wielkim wrażeniem, że nie śmiałby odebrać posiłku Fergalowi.
Wszystko, co Devlin opowiadał o Rekinie, to prawda – mieli do czynienia z najgorszą i najpotworniejszą bestią na świecie.

Jeśli Fergal wrócił po tej masakrze do swojego pokoju, mógł tam zastać poprzedniego staruszka – tego, który połknął klucz. Devlin kazał mu tu w końcu czekać.
Na widok nazisty więzień spuścił oczy. Rekin był cały w krwi, a spomiędzy szczęk nadal wystawały mu jakieś postrzępione mięśnie, które pożarł. Biedak domyślał się, co musiało dziać się na zewnątrz – pamiętał Fergala z prawdziwego obozu.
Nie poruszał się ani nie odzywał bez pytania, choć pewnie i tak czekała go śmierć – przez klucz, który ciążył mu na żołądku.
Cokolwiek z więźniem zrobił Schlecht, mógł na chwilę odpocząć w pokoju i się zrelaksować. Niestety, nie w całkowitej ciszy. Tuż obok swoją sypialnię miał bowiem Devlin – i Fergal mógł doskonale słyszeć głośny płacz i przepełnione bólem krzyki żydówki, a także warkot i władczy głos szaleńca. Rudzielec gwałcił więźniarkę kilka razy z rzędu, nie przejmując się otoczeniem.
Chciał mieć nad nią całkowitą kontrolę – w końcu Fergal też taki był.
W międzyczasie do pokoju Rekina zdążył zapukać Jakiś Tam Esesman. Z szerokim uśmiechem i wyraźną fascynacją w oczach podał dwa duże termosy, po brzegi wypełnione zmieloną ludzką papką.
Zawsze znajdzie się więcej, jeśli sobie życzysz – powiedział też, nim wyszedł. Każdy z nazistów zgromadzonych przez Devlina miał fioła na punkcie zabijania i krwi.
Sam szaleniec skończył z – niemal nieprzytomną – żydówką po kilkunastu minutach. Zaspokojony, choć nadal podekscytowany, odwiedził Fergala w pokoju. Całe ciało miał we krwi biedaczki.
Nie wiem, czy ona to przeżyje – zaśmiał się na dzień dobry. – Ale w sumie kogo to obchodzi. Najwyżej wezmę sobie nową, co nie?
Nie przywiązał się do kobiety, w końcu nic o niej nie wiedział. Nie znał nawet jej imienia. W razie potrzeby wyruszy na łowy po kolejną.
Podszedł do Rekina, gdziekolwiek ten teraz nie siedział, i przycupnął obok. Patrzył na niego z jawnym podziwem.
To, co dzisiaj zrobiłeś… – aż musiał zrobić przerwę na oddech – kurwa, Fergal! Tak długo chciałem to zobaczyć na własne oczy! Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo marzyłem o tym dniu!
Był przekonany, że nawiązał nierozerwalną więź ze Schlechtem. Zostali braćmi. Na pewno tak było.
Mieli wspólny sekret, który sprawił, że od teraz już zawsze będą trzymać się razem.

Podczas gdy Fergal katował matkę i dzieci, Manuela cierpiała przez słowa i postawę Esterki. Siostry nie mogły dojść do porozumienia – młoda ciągle uważała, że wiedziała lepiej, co sprawi Mani szczęście.
Szkoda tylko, że była w błędzie. Starsza Sojka przecież próbowała już przez wiele lat życia bez Fergala – i to z pełną świadomością tego, co zrobił.
Nie wyszło. Instynktownie go potrzebowała i szukała, nawet jeśli wiedziała, że to było złe.
Skoro Estera nie mogła pojąć jej spaczonej psychiki, niech się nie wtrąca. Zwłaszcza że Manuela obecnie w głowie miała tylko tę przemoc, której ona doznała od Fergala, nie jej rodzina. Uważała więc, że to wyłącznie jej sprawa, czy mu wybaczyła, czy nie.
Cały piknik skończył się wyjątkowo paskudnie – obie powiedziały zbyt wiele gorzkich słów. Zwłaszcza starsza Sojka zdawała się ociekać wściekłością. Ale czy można jej się dziwić?
Odkąd przybyła do Beletha, non stop działo się coś, co wyprowadzało ją z równowagi. Niemal każda chwila szargała jej nerwy – wyjątkiem był jedynie czas spędzany sam na sam z Fergalem albo z Esterką. Nic więc dziwnego, że nie chciała, aby takie spotkania toczyły się inaczej, niż sobie to zaplanowała.
Szybko poczuła się okropnie po tym, co powiedziała Esterce. Nie miała jednak odwagi do niej pójść i przepraszać, zwłaszcza że… uważała się za winną tylko wybuchu złości.
Nadal sądziła, że siostra źle postąpiła i że nie powinna się wtrącać w jej życie uczuciowe.
Poszła więc do Andrego. Mimo że na niego też w ostatnich dniach wylała mnóstwo żółci, teraz stał się jej oparciem i pociechą.
Jak dawniej, gdy uważała go za swojego pana.
Przycupnęła na fotelu, od razu wyjaśniając, w czym rzec.
Rozumiem, że Esterka też przeżyła piekło, ale to głównie ja byłam ofiarą Fergala. Zresztą nie każę im się spotykać, widzieć czy rozmawiać. Wiem, że się nie znoszą. Chyba mam prawo wybrać swojego narzeczonego, prawda, Andre? – Nie odpuszczała. – Zresztą… zresztą ty sam mi kiedyś powiedziałeś, że nigdy się nie uwolnię od Fergala i że możliwe, że sama do niego wrócę. Wtedy się o to wściekłam, ale teraz już rozumiem, o co ci chodziło.
Andre jako pierwszy dostrzegł jej przywiązanie do własnego kata, które nie malało pomimo upływu lat. Sam Gustaw, pomimo że też z nimi mieszkał, nie mógł tego pojąć.
A skoro mowa o tym debilu…
Manuela przeciągle westchnęła, łapiąc się za głowę. Ostatnie, czego potrzebowała, to Gustawa.
Jaki mój powrót? O czym ty mówisz? Z kim ma niby zamiar negocjować? Przecież to moja decyzja, a bez Fergala i Esterki nie wrócę – powiedziała chłodno, od razu dając też Andremu do zrozumienia, co miała w planach. – Nie wiesz, czy przyjedzie sam, czy… ze służbą?
Chodziło jej, oczywiście, o Sophię, ale nie wiedziała, czy Andre ją znał.
Syknęła pod nosem na kolejne słowa szlachetnego.
Wiem, że to zrobił. Byłam głupia, że mu zaufałam. Więcej nie popełnię tego błędu. – Spojrzała przenikliwie na Andrego. – Wydał nas tobie, a ty wydałeś nas Belethowi, czy tak?
Dla niej to było oczywiste, ale potrzebowała potwierdzenia. Nie chciała jednak pastwić się dzisiaj nad Andrem, skoro prosiła go o przysługę. Dlatego dłużej nie ciągnęła tego tematu, a jedynie dopytała cicho:
Fergala nie ma w pokoju. Nie wiesz, gdzie jest? Może ćwiczy albo pływa? Martwię się, bo go nie czuję, a… Claudia pewnie zrobi wszystko, aby się do niego dobrać – wyżaliła się, najwyraźniej licząc na pocieszenie ze strony Andrego.
Położyła się nawet głową na podłokietniku fotela i wtuliła twarz w materiał. To nie fair, że Fergal gdzieś zniknął, nie zostawiając za sobą nawet karteczki!
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyPią Sty 15, 2021 2:36 pm

Tego dnia miało umrzeć wielu ludzi. Starcy, dorośli, dzieci. Tylko dlatego, że jeden z wampirów miał chorą obsesję na punkcie przerażających obozów zagłady i wielkie marzenie zrekonstruować miejsce masowej zagłady.
Osiągnął to, czego chciał.
Wraz ze swoimi wampirzymi kompanami zbudował potworny mini - obóz, porwał biednych ludzi i zmusił do niewolniczej pracy, czyniąc z nich również prowiant oraz zabawki do dręczenia. W chorą grę wciągnął też dawnego nazistę, który przez pragnienie zmiany życia, odsunął się od bycia okrutnym katem.
Tylko czy aby na pewno przemiana przeszła dobrze?
Nie.
Gdyż oto dawny kat właśnie zamordował w brutalny sposób ciężarną oraz jej ukochane dzieci. Nie mieli najmniejszej szansy uciec z pod szczęk potwora. Czekała ich zatem tylko śmierć.
Tak samo jak kilkoro innych więźniów: starzy i młodzi. Nic nie miało znaczenia. Niektórzy odruchowo uciekali, lecz obrywali kulami z pistoletów od innych esesmanów. Niektórzy kulili się, widząc przed sobą rosłe ciało dawnego nazisty, z wyszczerzonymi rekinimi szczękami i pazurami skitowanymi ku nim. Ginęli w krzyku, płaczu. Nikt nie słyszał ich błagań.
Dopiero po ogromnej konsumpcji Rekin przestał. Leniwie wytarł i tak brudnymi od krwi rękoma usta, ruszając w stronę kwater. Nic nie robił sobie z tego, że dotykał podeszwami spore plami krwi, jak i resztki ciał.
Tak samo jak w lesie na polowaniu.
Ile razy Schlecht będzie kończyć w takim stanie?
- To było naprawdę... Zjawiskowe.
Pochwalił Jakiś tam esesman przechodzącego obok Fergala. Ten tylko łypnął na niego i machnął ręką. Nic nie powiedział. Zmierzał w kierunku kwater.
Czekał tam na niego jeszcze starzec z kluczami w brzuchu. Wampir rzucił mu wrogie spojrzenie i podszedł, człowiek odsunął się ostrożnie, nie odrywając wzroku od zakrwawionej twarzy kata. Więc przyszła i jego pora? Cóż, chyba lepiej umrzeć, niż tkwić i czekać na nie wiadomo co.
Lokator pokoju jeszcze nie dopuszczał do uszu odgłosów, dochodzących zza ściany. Skupił się na pochwyceniu starucha, rozszarpaniu gardła i wypruciem flaków, żeby wyciągnąć klucz. Truchło rzucił byle jak na dywan. Devlin znowu będzie musiał prać.
Przyjrzał się wydobytym kluczykom, ignorując ich zabrudzenie. Odrzucił je na biurko, bo przecież wiedział, że Devlin nie odważy się ich zabrać.
Położył się na kanapie, chcąc odpocząć po posiłku, który dawał się już we znaki. Kiedy ostatni raz spożył aż tak wielką ilość krwi i flaków? W lesie to było nic z porównaniu z tym, co zrobił teraz.
- Ach, proszę nie! Zabijesz mnie!
- Zamknij się, głupia! Zamknij! Jestem tu panem!

Krzyki zza ściany były tak głośne, że aż irytujące. Pomijając jeszcze inne odgłosy, chociażby zwierzęce warkoty Devlina.
- Kurwa...
Warknął Rekin pod nosem, zasłoniwszy uszy dłońmi. Najchętniej by wstał, poszedł do Devlina i nakazał się ucieszyć. Ale no... no tak. Ciężko było mu wstać. Nie pozostało mu nic innego niż próba snu na miękkiej kanapie.
Kto przerwał pierwszy? Jakiś tam esesman, który podrzucił termosy z mięsna papką. Więcej?
- Jasne. Niech będzie.
Warto było skorzystać, tyle dobrego jadła nie mogło się zmarnować. Spojrzał niemrawo na dwa postawione na biurku termosy i znowuż pozwolił sobie na chwilę odprężenia.
Nic z tego.
Devlin wpadł szczęśliwy do pokoju, tym samym przerywając odpoczynek. Fergal rzucił mu mordercze spojrzenie, lecz czubek się ani na chwilę tym nie przejmował.
Zlustrował zakrwawioną sylwetkę świra; czyli wykończył tamtą młodą żydówkę? Było pewne, że nie przeżyła. Nie po czymś takim.
- Rób co chcesz.
Burknął obojętnie. Jeśli miał ochotę, mógł zgwałcić cały barak więźniarek. Fergal nie ingerował. Bardziej liczył na to, iż Devlin za chwilę sobie pójdzie, żeby dokończyć dzieła. Niestety tak się nie stało; ba, było gorzej. Podszedł bliżej i przysiadł przy kanapie, żeby pokazać jak bardzo szczęśliwy jest z powodu powrotu starego kata. Rekin nie wykazał się podobnym entuzjazmem, przeciwnie; warknął, obnażając zębiska i ramieniem zasłonił sobie oczy. Był zmęczony, przejedzony i nie czuł się najlepiej. Prawdopodobnie stara krew zaczęła działać na ciało. Jak mógł o tym zapomnieć?
- Możemy co weekend wyjeżdżać i wspólnie mordować! Załatwię nam...
Nie dokończył. Fergal chwycił go w swoje szpony, a wielkie szczęki miały się wgryźć w szyję Devlina. Miały, gdyby nie to, że złapały go mdłości i prawie nie zwrócił posiłku. Odsunął od siebie szaleńca, wskazując dłonią na kluczki.
- Wracamy na posesję.
Rzucił stanowczo, jeśli Devlin zaprotestował, Fergal zdecyduje się wstać i po prostu kolejny raz mu przywalić. Chociaż wolno się poruszał, wciąż jednak mógł zmusić fana do działania.

Andre siedział w swoim fotelu, słuchając cierpliwie słów Manueli. Mimo iż ich relacja ostatnio nieco podupadła, to jednak przyszła do niego, żeby się wyżalić, a on nie zamierzał jej wyrzucać. Skoro kiedyś jej pomógł, teraz też tak zrobi. Mimo wszystko Sojka była poszkodowana.
- Ależ naturalnie. Sama kierujesz swoim życiem.
Również się zgodził. Nikt nie miał prawa mówić Manueli z kim ma być, albo nie. Jej życie, jej los. I nikomu nic do tego. Skoro chciała Schlechta, niech i tak będzie. Niemniej troski Estery też były wyjaśnione oraz sensowne.
Przytaknął na wspomnienie jego słów. Faktycznie, kiedyś jej mówił o trzymaniu się Fergala i jak widać, miał rację. Nie dało się od tak, porzucić dawnego potwora, gdyż to on jednak os stanowił nadzieję na przetrwanie.
Przerażające wspomnienia.
- Estera na pewno prędzej czy później zacznie akceptować, lecz nie liczyłbym wtedy na pełne zaufanie.
Dodał jeszcze swoje zdanie, z którym zapewne starsza Sojka się zgodzi. Albo i nie. Niemniej Andre znał swoją przemienioną wampirzycę, wszak był dla niej jak zastępczy ojciec.
Co do Gustawa...
Szlachetny aż przetarł nerwowo kark. Sama myśl iż będzie musiał rozmawiać z tym pełnym miłości do Manueli wampirem, denerwowała go. Lubił Gustawa, ale nie w chwili, kiedy przemawiała przez niego żądza. Był jak Devlin tylko w lżejszej wersji.
- Nie za darmo sprzedawał wasze położenie - zażądał twojego powrotu do Japonii.
Odpowiedział szczerze. Wspomnienie o służbie... Jakie to miało znaczenie?
- Nie, nic nie wspominał.
Spojrzał podejrzliwie na Manuelę. Czego się obawiała? Nie dopytywał jeszcze, w końcu Sojka chciała wiedzieć jeszcze inną rzecz. Westchnął ciężko. Minęła chwila nim odpowiedział.
- Tak. Musiałem powiedzieć panu Belethowi, że Gustaw zna położenie twoje i Fergala. Pan Beleth obiecał, że cię odda, co oczywiście prawdą nie jest. Dlatego Gustaw postanowił przyjechać i odebrać cię osobiście.
Kolejna informacja. Sojka chyba odetchnie, bo przecież doskonale wiedziała, jak wielkie ma znaczenie dla Fergala, co równało się, że Beleth dla zdrowia psychicznego swojego podopiecznego, nie odda Manueli.
A Fergal?
Słyszał, że Devlin zabrał go na przejażdżkę i wątpił też, żeby Manuela chciała o tym wiedzieć. Fergal sam powinien się do tego przyznać, więc zamiast informacji, dostała pogodny uśmiech i miłe słowa.
- Myślę, że kręci się gdzieś po okolicy. Raczej bez ciebie nigdzie by się nie ruszył.
Szkoda, że słowa nie pokrywały się z prawdą, niemniej Polka potrzebowała takich słów. Nie powinna się aż tak martwić, chociaż... Czy Devlin nie knuł naprawdę czegoś okrutnego, co dotyczyło zachowania dawnego kata? Aż samego Andre zmroziło.

Niestety.
Devlin spełnił swoje marzenia, wypuszczając raz jeszcze na wolność dawnego obozowego brutala. Jatka urządzona w mini obozie będzie wspominana nie raz. Aż będzie musiał zabrać wszystkie materiały nagrane z monitoringu. Strach pomyśleć, co będzie z nimi robić.
Nie spodziewał się jednak, że tak szybko wrócą do domu. Ale jak na pierwszy raz po tak długim czasie... Devlin się nie wykłócał. Fergal i tak nie był w stanie już nic zrobić, zresztą pokazał klasę. Jadąc samochodem, co jakiś czas przyglądał się swojemu idolowi, który dogorywał na tylnym siedzeniu. Z przodu jechać nie chciał. No i oczywiście w bagażniku znajdowały się brudne od krwi mundury oraz torba termiczna z pojemnikami wypełnionymi mięsnymi papkami. Ciekawe czy Fergal zechce się podzielić.
Kiedy wjechał na posesję, od razu skierował się do garażu, żeby tam zaparkować. Nie spodziewał się jednak osoby trzeciej.
Beleth stał w garażu i czegoś szukał na drewnianych, ściennych półkach. Starszy mężczyzna z uwagą przyglądał się, jak Devlin ostrożnie wysiada z samochodu, wyraźnie zaskoczony obecnością łowcy.
- No proszę. Już wróciliście?
Zapytał łowca, porzuciwszy swoją czynność i podszedł do podopiecznych. Schlechtowi trochę minęło nim wydostał się na zewnątrz. Belethowi na dzień dobry rzucił się w oczy marny wygląd Rekina. Nie powiedział jednak nic, zmierzył jedynie Devlina, na co świrus nerwowo się uśmiechnął. Chciał pomóc idolowi dotrzeć do pokoju, lecz Beleth mu zabronił. Fergal jakoś sam musiał doczłapać się do domu. Oczywiście dał rade, ale z długimi przerwami.
Nim wszedł na górę, zaczął węszyć za... Sojką. Nie wyczuwał jej na piętrze. Więc skąd? Parter? Korytarz?
Ach... Już wiedział. Pokój Andre. To czyli tam przesiadywała cały wolny dzień, zamiast spędzać go z siostrą? Czy bezpodstawnie zaczął czuć zazdrość? Pewnie tak, wszak nie wiedział po co Manuela przesiadywała u Andre, do którego właśnie się skierował. Nie zapukał, tylko złapał za klamkę i pchnął ramieniem drzwi... Niechcący.
Przesiadujący zapewne spojrzeli w stronę drzwi oraz na gościa z niezadowoloną, lecz cierpiącą miną.
- Mańka, a co ty tu
I tym razem Fergal mdłości nie powstrzymał. Czerwona breja z kawałkami niestrawionego mięsa wydostała się na zewnątrz, brudząc ładny, czysty dywan.
Szlachetny skrzywił się z obrzydzenia oraz zdenerwowania, acz nie rzucił się do ataku. Wstał jedynie, żeby wyminąć prezent powitalny i wywlec Fergala na zewnątrz.
- Do jasnej cholery, czegoś ty się nażarł?!
Fuknął wampir po Niemiecku. Co z Sojką? Lepiej żeby wyszła.
- Manuelo, poproś gosposię o posprzątanie.
- Nie, Devlin posprząta.
To był głos Beletha, który podszedł i trzymał wskazanego do sprzątania podopiecznego za kołnierz koszuli. Devlin nie wyglądał na pocieszonego. Cóż... Skoro tak pan Beleth chciał. Nie pozostało nic innego, niż pomóc Schlechtowi dotrzeć do jego pokoju. Tam już Andre zostawił go Sojce, a sam wrócił do łowcy. Wypadałoby się dowiedzieć co się stało.
- Chcę się tylko położyć. Żadnych rozmów.
Zażądał Rekin, nie mając ochoty się tłumaczyć. Ciało ewidentnie wskazywało, że coś jest nie tak i już dawno nie było tak przeciążone. Nie pozostało nic innego, niż pozwolić sobie na odpoczynek. Jak tylko przedrze się przez pokój - z pomocą Manueli lub nie - uwali się na materacu łóżka. Odetchnie ciężko, zamykając ślepia. Nie spał, zbierał siły, które jednak przyjść nie chciały.
Stanowczo przeholował.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyPią Sty 15, 2021 6:32 pm

Fergal przedobrzył w swojej chciwości i żarłoczności, choć dopiero potem tego pożałuje. Na razie jeszcze zajmował się zabijaniem i pożeraniem, jakby ciągle mu było mało. Nawet Devlin, zapatrzony w swojego idola, nie dałby rady sprostać takiej ilości mięsa i krwi. On w gruncie rzeczy zjadł niewiele – przede wszystkim pogryzł żydówkę.
Wystarczał mu sam widok makabry, jaką wyrządził Fergal. To go karmiło.
W którymś momencie wyczuł, że Rekin wrócił do swojego pokoju, usłyszał nawet agonalne krzyki rozszarpywanego starca. Nie przeszkodziło mu to jednak w gwałceniu kobiety. Wręcz przeciwnie – stał się jeszcze brutalniejszy i wymuszał na niej jeszcze głośniejszy płacz. Byleby Fergal słyszał i mógł być dumny. Byleby wiedział, że Devlin był taki on.
Gdy szaleniec już się zaspokoił i przyszedł do Rekina, ledwo zerknął na truchło więźnia. Zauważył zakrwawiony klucz, ale na razie go nie brał. Nie miał zamiaru już nic chować przed Fergalem.
Skoro dzisiaj poszło tak cudownie, miał nadzieję, że te wypady staną się ich wspólnym męskim rytuałem. Że od teraz regularnie będą tu jeździć… bez niczyjej wiedzy.
To było największe marzenie Devlina – i teraz w końcu miało się spełnić.
Nie przejmował się nawet tym, że Fergal chciał już wracać. Widział po nim, że zdecydowanie przesadził z jedzeniem. Mimo tego nie zaprotestował, gdy Rekin podjął próbę ugryzienia.
Pij, jeśli chcesz – rzucił wesoło, nie wyrywając się. – Zawsze mogę cię też nakarmić w aucie.
Był gotów oddać swojemu idolowi tyle krwi, ile ten tylko zechce.
Sięgnął po kluczyki i pomógł się Fergalowi dźwignąć, a następnie zaprowadzić go do samochodu. Z dumą spoglądał na zakrwawiony, pełen trupów obóz.
I pomyśleć, że tego wszystkiego dokonał tylko jeden wampir!

A biedna, nieświadoma niczego Manuela zamartwiała się, gdzie jest jej ukochany. Gdyby znała prawdę, pewnie serce by jej pękło.
Co jeśli historia by się powtórzyła i Fergal poznałby nową żydówkę? Ludzką, smaczniejszą, młodszą?
Na razie jednak miała inne zmartwienia, o których opowiadała Andremu. Przez chwilę czuła się nawet zrelaksowana i uspokojona – szlachetny potrafił ukoić jej nerwy i podnieść ją na duchu.
Szkoda tylko, że zdradził ją wspólnie z Gustawem, przez co teraz wisiała nad nią wizja spotkania z tym debilem.
On nie miał prawa niczego żądać bez mojej zgody – mruknęła chłodno, wściekła, że kolejna osoba próbowała kierować jej życiem. – I jak to Beleth mu obiecał?! – wyraźnie się przeraziła. – Andre! Jak mogliście! Jaką masz pewność, że nie spróbuje oddać mnie siłą?! – Poderwała się z fotela i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju. – Przecież… przecież on jest zdolny do wszystkiego… Jeśli uzna, że lepiej rozdzielić mnie i Fergala, to się nie zawaha. Uśpi mnie i odda Gustawowi. A ty będziesz na to patrzył!
Nie, wcale nie odetchnęła. Wręcz przeciwnie: była potwornie roztrzęsiona. Ani trochę nie ufała Belethowi. Gustawowi powiedział jedno, Andremu drugie – ale skąd miała wiedzieć, co naprawdę planuje?
Zresztą gdyby nie chciał jej oddawać, czy zapraszałby tu Gusa?!
Obawiała się, że Gustaw będzie dla Beletha opcją zapasową. Jeśli łowca uzna, że Fergal może już żyć sam, że przywiązał się do domu wystarczająco, że ona już nie będzie potrzebna…
Kto wie, czy naprawdę nie zostanie siłą oddana Gusowi?
Jej stresu wcale nie zmniejszyły kolejne słowa Andrego. Manuela bardzo potrzebowała teraz Fergala: musiała mu powiedzieć o przyjeździe Gustawa, o rzekomej obietnicy Beletha.
Czy jej narzeczony coś wiedział? Chyba… chyba nie przyzwolił na to, aby ją stąd zabrać?...
Nie mógłby, prawda?
Nigdzie go nie czuję – odpowiedziała tylko rozpaczliwie, nie przestając snuć się po pokoju Andrego.
Podejrzewała, że to Claudia mogła go gdzieś schować: zmusić do spaceru, zamknąć się z nim na basenie czy w piwnicy. Cokolwiek. Ona byłaby do tego zdolna.
Po niedługim czasie usłyszała jednak warkot samochodu. Z bijącym sercem podeszła do okna.
To on! – zakrzyknęła, chociaż szybko zrzedła jej mina. – Z… Devlinem…
Nie widziała, co działo się w garażu, dostrzegła jedynie, że z przodu auta siedział Devlin, a z tyłu Fergal. Na razie nie wychodziła z pokoju Andrego, bo ta sytuacja wydawała jej się zbyt podejrzana.
Wiedziałeś, że gdzieś pojechali? Gdzie byli? – spytała gorzko, odwracając się do szlachetnego.
Zapach Fergala poczuła dopiero po paru minutach. Długo mu zajęło dojście do pokoju. Zresztą w ogóle ta woń była… dziwna. Jakby jej narzeczony przebywał niedawno w jakimś tłumie.
Z wyczekiwaniem patrzyła na drzwi. W końcu ukazał się w nich Rekin – miał czyste ubranie, ale wyglądał na ociężałego i… chorego?
Szybko zresztą potwierdził swój stan: zwymiotował mięsem na dywan.
Ludzkim mięsem.
Manuela ze zgrozą obserwowała upadek narzeczonego. Nie ośmieliła się ruszyć. Dopiero gdy Andre do niego doskoczył, sama również podeszła.
Fergal, co się stało? – spytała na razie z wyraźną troską.
Dotknęła ostrożnie jego ramienia, spoglądając na jego cierpiącą twarz. I teraz wyczuła to o wiele lepiej: zapach mnóstwa, mnóstwa ludzi. Kobiet i mężczyzn.
Zerknęła na wyrzyganą breję, a potem znowu na oczy Fergala.
Nie wydawał się pijany, naćpany ani pod wpływem leku.
Poszedł gdzieś z Devlinem z własnej woli?
Gdzie oni byli? – spytała łamiącym się głosem Beletha, gdy ten nadszedł z Devlinem.
Samego szaleńca miała ochotę rozszarpać.
Jak Fergal mógł z nim gdziekolwiek pojechać?! Po tym, co rudzielec im zrobił?! Mało ich skrzywdził?!
Nie wyszła z pokoju Andrego, nie pomogła szlachetnemu zanieść Fergala. Była coraz bardziej rozgoryczona.
Została sama w pokoju z Devlinem. Gdy tylko Beleth i Andre zniknęli, dopadła do szaleńca. Szarpnęła nim za kołnierz i przygwoździła go do ściany.
Miała gdzieś, że był od niej silniejszy i że mógł jej coś zrobić. Wywiózł Fergala nie wiadomo gdzie i doprowadził go do takiego stanu. Pieprzony skurwiel.
Gdzie go zabrałeś, ty sukinsynu?! – zaczęła krzyczeć, potrząsając jego ciałem. – Wepchnąłeś to w niego na siłę?! – Ręką wskazała na wymiociny. – Czego ty nadal od niego chcesz?! Przecież wyraźnie ci powiedział, że nie chcemy mieć z tobą do czynienia!
Przestała na chwilę się rzucać, bo wyczuła dość charakterystyczny zapach: kobieca krew.
Ale nie tylko krew.
Devlin był przesiąknięty damskim zapachem: potu, skóry, łez. Więc tu nie chodziło wyłącznie o jedzenie – robili coś więcej.
Z niedowierzaniem odsunęła dłonie od jego kołnierza, choć nadal stała w tym samym miejscu. Devlin mógł zobaczyć rosnący ból w jej oczach.
Fergal też…? – wymamrotała, bojąc się dokończyć.
Nie wąchała aż tak narzeczonego, ale przecież miał na sobie mnóstwo woni – w tym kobiecych. A Manuela doskonale wiedziała, do czego był zdolny, jeśli miał przed sobą kobietę i był tuż po pożarciu dużych ilości mięsa.
Czekała na słowa Devlina, po których zapewne ucieknie do lasu.
Sama.
I będzie śpiewać nad jeziorkiem smutne piosenki.

Andre zostawił na chwilę Fergala samego, jednak rozmowa z Belethem niewiele dała. Łowca nie wiedział, co dokładnie odwalił Devlin – zapewne się tego dowie, choć na razie szaleniec musiał posprzątać szkody… i uporać się ze wściekłą Manuelą.
Szlachetny wiedział, że nie powinien zostawiać Polki sam na sam z tym psychopatą, ale nie chciał przepuścić okazji do rozmowy z Fergalem. Chciał wbić mu coś do tego tępego łba. Dlatego postanowił zaryzykować – może Polce nic nie będzie. W końcu znajdowali się w domu. Devlin by się nie odważył.
Ona się boi, że oddasz ją Gustawowi – mruknął jeszcze tylko do Beletha, nim znowu poszedł do Fergala.
Nie pukał do pokoju. Miał nawet ochotę wyrzygać się prosto na twarz Fergala w ramach zemsty… ale nie miał czym.
Był eleganckim i poważnym wampirem z klasą. Nigdy tyle nie żarł.
Sięgnął po krzesło i głośno przejechał nim po podłodze, aby następnie postawić je tuż obok Fergala. Nie miał litości. Przysiadł, patrząc z góry na zmarnowanego Rekina.
Wiesz, kogo mi przypominasz? Siebie samego z czasów, gdy pochłaniałeś w ciągu jednej godziny kilku starych, chorych więźniów. Zawsze potem chorowałeś – mruknął, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że Fergal zrobił to ponownie.
Sądził po prostu, że Devlin zabrał ich do jakiegoś klubu. Może dopadli naćpanych nastolatków i stąd te wymioty?
Posłuchaj. I nie waż się wrzeszczeć ani mnie wyganiać. Nie po tym, jak obrzygałeś mi dywan – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. Najeżył się wręcz niczym zwierzę, aby przytłoczyć cierpiącego Rekina swoją szlachetną aurą. – Nie wiem, gdzieście byli, ale jeśli nie chcesz się znowu… stoczyć i pogrążyć, to radzę ci nie trzymać się z Devlinem. Beleth z pewnością zauważy, że się zezwierzęcasz. I wcale nie jestem taki pewny, czy będzie niepocieszony. Wręcz przeciwnie – może się mu spodobać i… – Wziął głęboki wdech, urywając.
Jak by mu to powiedzieć? Nie mógł zdradzić dokładnego planu łowcy. Wiedział o specyfiku od Schulza, wiedział o tym, że planowali to użyć na Fergalu, jeśli temu odbije. Był w to wtajemniczony, ale Beleth zabronił mu cokolwiek mówić.
Po prostu spróbuj się trzymać w ryzach. Dobrze ci radzę. Bądź oddany Belethowi, ale jednocześnie rozsądny. Z pewnością dowie się od Devlina, gdzie dzisiaj byliście, więc jeśli to nieciekawe miejsce, lepiej miej dobrą wymówkę.
Ciągle sądził, że wybyli bez wiedzy Beletha do jakiegoś klubu, więc możliwe, że im się oberwie.
Chociaż czy łowcy faktycznie nie przypadłby do gustu ponowny obóz?
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyPią Sty 15, 2021 9:45 pm

Devlin nie oddał swojej krwi Rekinowi. Ale nic nie szkodzi, w zamian za to uzyskał naprawdę godne zapamiętania wspomnienia. Jednak nie wszyscy będą patrzeć na pomysł z obozem przychylnie, oczywiście jeśli się dowiedzą. Rudy był pełen nadziei, że nikt poza nim i Fergalem się nie dowie.
Lecz tak się nie stanie.
Czemu?
Beleth zdążył już wywęszyć, że coś jest nie tak, a dokładniej zdradził ich stan Fergala. Łowca znał już na tyle swoich podopiecznych, żeby wiedzieć iż coś się kroi, albo wydarzyło. I teraz się nie pomylił.
Wracając do Manueli oraz Andre: mogli jedynie się zastanawiać nad tym, gdzie poniosło Schlechta, no i oczywiście przejść przez rozmowę o Gustawie. Szlachetny nie miał pewności co do Beletha, lecz nie mógł mu nie zaufać. Wierzył, że pan nie ma w planach oddania Sojki Gustawowi. To nie było w jego stylu, żeby przejmować się byle jakimś wampirem.
- Wątpię, żeby Gustaw postawił na swoim. Pan Beleth... Nie odpuszcza tak łatwo, zwłaszcza wampirom. Nie zdziwię się, jak sam ma wobec niego jakiś plan.
Chociaż trochę uspokoi Manuelę? Sam też zaczął rozmyślać o tej sytuacji, nie chciał się też z nią wykłócać.
A ty będziesz się na to patrzył?
Manuela wciąż nie rozumiała położenia szlachetnego. No cóż. Wychodzi na to, że już nie pojmie.
- Postaram się dowiedzieć co planuje pan Beleth.
Tyle mógł jej obiecać. Czy taka obietnica coś da? Wątpił. Ucięli temat. Zeszli na rozmowę o narzeczonym Manueli, po którym ślad zaginął. Co gorsza wampirzyca nie chciała wierzyć w wersję spaceru Rekina dookoła domu. Wyglądała na zbyt smutną. Pewne było też, iż zaczęła już sobie coś wkręcać.
- Naprawdę nie powinnaś się aż tak zamartwiać.
Znowuż wysilił się na pocieszający uśmiech. Tylko czy coś pomógł? Nie. Gdyż na horyzoncie za oknem pojawił się samochód z Devlinem i Fergalem. Szlachetny nie wyglądał na zachwyconego. Na tyle czasu Rekin znikł z tym czubkiem? Na sto procent coś nawywijali. Andre na pewno się o tym dowie, wraz z Belethem, który również zawitał w okolicy wampirów.
Kiedy Manuela zapytała, Andre pokręcił głową.
- Nie, nie mam bladego pojęcia gdzie mogli się udać.
Nie mówił o swoich obawach, patrząc na minę Polki - sama się domyśliła. I jeszcze Fergal swoim przybyciem potwierdził. Nie dość, że przybył z negatywnym nastawieniem, to jeszcze zwymiotował prosto na dywan. Gorzej być nie mogło.
Narzeczony Sojki nie odpowiedział na troskę Polki. Nawet na nią nie spojrzał. Głos Beletha również nie sprowadził go na ziemię. Pragnął jedynie się położyć i dać odpocząć ciału. Nic więcej.
- Sam chciałbym to wiedzieć.
Odpowiedział Beleth surowym tonem. Potrząsnął lekko Devlinem, na co ten skruszył się jeszcze bardziej; w końcu w drodze do pokoju Andre, dostał sowity ochrzan.
W pewnym momencie Manuela została sam na sam z Devlinem. Beleth udał się załatwić jedną sprawę, a Andre odprowadzić Fergala.
Kobieta miała szansę na rozmowę z szalejącym czubkiem, który z niechęcią spojrzał na krwawe wymiociny. Co się stało z Fergalem? Aż tak przesadził? Z zamyślenia wyrwała go agresywna Polka: przyszpilony do ściany, wyszczerzył się od razu. Chwycił ją za przeguby dłoni, odciągając od siebie. Podobnie uczynił z nim Fergal w mini obozie! Znowu mógł poczuć się jak on!
- Przestań się rzucać! Nic na siłę mu nie zrobiłem... Ferg sam zaczął działać! Och, Manuelo. Żebyś ty go widziała! Do końca świata będę wspominać TEN dzień. Następnym razem wybierzesz się z nami!
Zamarzył się niemalże, ale szybko powrócił. Ścisnął bardziej Polkę. Ależ ona była słabiutka.
- Co, czy coś się stało? Coś wyczułaś?
Kolejny podły śmiech. Nie dało się nie zauważyć jak węszyła. Czyli węch kobietę nie zmylił. Nie odpowiedział jej jednak na to pytanie, uśmiech szaleńca mógł sam wiele powiedzieć. Odsunie od siebie wampirzycę, a ta ucieknie z pokoju.
No i dobrze... Przynajmniej nie będzie przerywała w pracy. Chociaż sprzątać po Rekinie, to też swego rodzaju uczczenie go. Może odrobinę zwrotu zachowa w probówce?

Rekin leżał w łóżku, kiedy Andre poszedł rozmawiać z Belethem. Łowca akurat przebywał w swoim gabinecie z Petrą oraz Schulzem - ten ostatni wpakował się na siłę. Doktorek przyjrzał się z uwagą szlachetnemu, acz ten nic mu nie powiedział. Poprosił jedynie Beletha o krótką rozmowę.
- Czy wiadomo gdzie udał się Devlin z Fergalem? Skąd Fergal jest w takim stanie?
Spytał szlachetny. Łowca zaprzeczył ruchem głowy, rozkładając ramiona.
- Za chwilę pójdę porozmawiać z Devlinem.
Oznajmił, na co Andre jedynie skinął. Zapewne szaleńcowi, jak i rekinowi się oberwie. Chociaż z drugiej strony... Patrząc na Schlechta. Doskonale obydwaj wiedzieli, co mogło doprowadzić go do takiego stanu.
Nie obeszło się też bez wspomnienia o Manueli. Beleth obejrzał się za odchodzącym podopiecznym.
- Możesz powiedzieć naszej drogiej Manueli, że nigdzie się nie wybiera. Nie zamierzam nawet dyskutować z tym niezrównoważonym psychicznie arystokratą Gustawem. Sam się wprosił do naszego domu.
Zapewnił mężczyzna, dzięki czemu szlachetny poczuł się znacznie lepiej. Manuela na pewno się ucieszy...
Tylko czy na pewno zdoła zaufać łowcy?

Nadszedł czas spotkania.
Andre z Fergalem. Schlecht powoli odpływał w odrętwienie, chociaż żołądek co chwila się buntował i powodował mdłości. Dopiero teraz zaczął żałować nadmiaru, który pochłonął. No i zaczął też żałować, że nie zamknął drzwi na klucz.
Widok szlachetnego wcale go nie pocieszył.
I jeszcze hałasy, które powodował. Do tego kazanie! Rekin najchętniej odwróciłby się do niego plecami, gdyby nie niewygodne ciało. Każdy ruch był trudny do wykonania.
Pomruczał coś jedynie pod nosem, wciąż mając zamknięte oczy, ale brwi zmarszczone.
Był zły.
Zły na Andre, że zakłócił mu spokój oraz o przypomnieniu.
- Daj sobie spokój.
Warknął ostro, chociaż pożałował - znowu brało go na wymioty, aż zasłonił dłonią usta.
Intruz mówił dalej.
Chętnie by go przeprosił za napaskudzenie w pokoju, jak i również odpyskował. A tak? Skazany na słuchanie pouczenia od starszego wiekiem wampira, który dodatkowo miał rację! Beleth przecież tylko czeka, aż Fergalowi podwinie się moralna noga. I stało się to, aż DWA razy, odkąd znalazł się na posesji.
Manuela nie będzie zachwycona.
- Jasne. Przyjmuję to, co powiedziałeś. A teraz wyjdź!
Wysilił się na odrobinę pokory. I los kolejny raz go ukarał; tym razem nie oberwał żaden mebel, bo Rekin opuścił łóżko, przedostając się od razu do łazienki. Tym razem oberwał zlew.
Andre się produkował, a Fergal grzecznie rzygał w odpowiedzi.
Szlachetny pokręcił głową z zażenowania. Jak dawny kat mógł się tak stoczyć? A przecież miał się zmienić dla Manueli. Wystarczył JEDEN Devlin, żeby wszystko podupadło nad czym ciężko tak pracował.
Chociaż czy tak naprawdę należy całkowicie winić szaleńca? Fergal ma swój rozum, czemu więc nie odmówił?
- Aż tak pochłonęło cię łakomstwo, Fergal, że zapomniałeś o umiarze?
Znowuż Beleth. Mężczyzna pojawił się w pokoju Schlechta, wchodząc do środka. Spojrzał na Andre.
- Znajdź jeśli możesz Manuelę. Powinna zająć się swoim narzeczonym.
Polecił wampirowi, a ten niechętnie się zgodził. Pytanie. Gdzie była Sojka, skoro po wyjściu od Fergala i minięciu swojego pokoju, nigdzie jej nie zauważył? Devlin wciąż zajmował się dywanem. Trochę mu zajmie wypranie śladów krwi.
Zatem nie pozostało mu nic innego niż udanie się za zapachem Polki, a prowadził on na zewnątrz.
Do lasu.

Beleth jednak nie zajmował dużo czasu Niemcowi. Odprowadził go jedynie do łóżka i nakazał leżenie. Póki nie wydobrzeje, miał nie opuszczać pokoju. Oczywiście obiecał, że niebawem zajrzy jeszcze. Wszak w jego głowie był plan rozmowy z Devliem: bądź co bądź, to on okazywał się przytomny. Fergal do rozmowy się nie nadawał.
Wrócił więc do rudego świra, wciąż pracującego nad plamą.
- Devlin. Opowiesz mi teraz grzecznie: Gdzie byliście? Co robiliście?
Odpowie? Czy będzie musiał mu zaserwować ojcowską metodę? Nie chciał stosować siły, ale jeśli nie będzie mieć innego wyjścia...
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyPią Sty 15, 2021 11:29 pm

Andremu nie udało się uspokoić Manueli – nadal była przerażona, że Beleth planował oddać ją Gusowi. A jeśli naprawdę tego chciał, to nikt go nie powstrzyma. Przecież obecnie… nawet Fergal by się na to zgodził. Tak uważała.
W końcu zdążył już na nowo przyzwyczaić się do łowcy. Słuchał go.
Kiwnęła jedynie do Andrego, aby ten wypytał Beletha, choć nie uważała, że to cokolwiek da. Ten człowiek był zdolny do wszystkiego. Pozwolił przecież Devlinowi zabrać Fergala na przejażdżkę, choć o tym Manuela na razie nie wiedziała – była świadkiem dopiero powrotu narzeczonego.
I ani trochę jej się to nie podobało.
Zwymiotował, ledwo ją zauważał, nie był w stanie mówić, wyglądał na strutego. Gdzie. On. Się. Szlajał?
Całe jej zmartwienie szybko przerodziło się w nienawiść – którą skierowała oczywiście na Devlina.
Mimo że odciągnął jej dłonie, i tak się piekliła. Szarpała rękami, patrząc wściekle na rudego szaleńca. W którymś momencie nawet zaczęła go z całej siły kopać w piszczel.
O CZYM TY MÓWISZ! Jaki dzień?! GDZIE go zabrałeś?! Odpowiadaj natychmiast! Mam prawo wiedzieć! – krzyczała i warczała. Miała ochotę rozpaćkać Devlina na tej ścianie.
Dopiero gdy wyczuła kobiecy zapach, zamarła. Zadała pytanie, choć bała się odpowiedzi.
Byliście z kobietą… Albo kilkoma?... – dodała jeszcze, widząc szyderczy uśmieszek Devlina. – Czy… czy Fergal…?
Szaleniec nic nie odpowiedział, ale za to kiwnął lekko głową, nie przestając szczerzyć zębów. Dla niego kłamstwo na nędznej żydówce to czysta zabawa, sama przyjemność. Uważał zresztą, że kobieta powinna zostać sprowadzona do parteru i że musi znać swoje miejsce – nie miała prawa myśleć, że była dla Fergala najważniejsza i że traktował ją niczym skarb.
Devlin miał inne zdanie. Według niego Schlecht powinien móc szaleć, ile wlezie, a Manuela powinna mu dziękować, że od czasu do czasu pozwoli jej położyć się obok siebie. On z pewnością chciał tak żyć, tylko ta głupia wierna Polka go powstrzymywała.
Tego Manuela już nie wytrzymała – cofnęła się, spuszczając wzrok z Devlina, aż w końcu wyszła z pokoju. Zrobiła krok w stronę schodów, ale się zawahała.
Nie, nie może. Nie da teraz rady. Serce jej pękało.
Wybiegła więc z domu, na szczęście nie spotykając po drodze nikogo znajomego. Szybkim krokiem podążyła w stronę najbliższego lasu – nie znała tej okolicy, bo ostatnio polowali gdzie indziej, ale to jej nie przeszkadzało. Potrzebowała w samotności zebrać myśli.
Robiło się już ciemno i Księżyc w pełni zaczynał oświetlać drzewa. Zraniona Polka biegła coraz głębiej, nie mogąc uwierzyć, że Fergal naprawdę TO zrobił.
Przecież podobno byli sobie wierni. Tak jej mówił.
A teraz nagle co? Wystarczy jeden głupi Devlin i wszystko się zmienia?
Jeszcze zanim przyjechali do Beletha, nie uwierzyłaby w coś takiego. Sądziłaby, że rudzielec kłamie. Ale… Fergal się zmienił, odkąd tu przybyli. Nie mogła tego nie zauważyć, choć bardzo ją to bolało.
Nie miała pojęcia, gdzie zabrał go Devlin, ale domyślała się, że krwią i mięsem mógł go namówić do wszystkiego.
Przeklinała samą siebie, że tak sądziła, ale nie mogła pozbyć się czarnych myśli. Jak sobie coś wkręciła, to nie potrafiła tego wyrzucić z głowy.
W końcu przysiadła przy pięknym, oświetlonym jeziorku niczym z legend. Smutno spojrzała na swoje odbicie. Jak zawsze, płakała. Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęły jej lecieć łzy.
Położyła brodę na kolanach i zaczęła cicho nucić jakąś żydowską pieśń. To było jedyne, co mogło jej teraz poprawić humor. Chciała przecież śpiewać wcześniej, przy Esti, ale… z nią też dzisiaj nic nie wyszło.
Siedziała tak paręnaście minut, śpiewając sama do siebie i próbując zebrać w sobie odwagę na powrót.
Nie udawało jej się. Na razie nie chciała wracać.
Ale pewnie kogoś po nią wyślą. Raczej tak. Beleth nie pozwoli, aby szlajała się sama, bo… mogła uciec.
A ona mu była potrzebna do tego, żeby dobić targu z Gustawem, prawda? Musiał nią zapłacić za informację, dlatego ją tu trzymał.
Była głupia, gdy sądziła, że zabrał ją ze względu na Fergala. Nigdy nie chodziło o niego. Chodziło o Gusa.
Rekin by sobie bez niej poradził, bo… Devlin wiedziałby, jak poprawić mu humor.
Z takimi czarnymi myślami zsunęła powoli ciało do zimnej, przejrzystej wody. Zanurzyła się całkiem.
Pewnie odnajdą ją po zapachu… a jezioro jako jedyne mogło ich od tego powstrzymać – tylko tutaj inny wampir mógł zgubić trop.
Zaczęła więc płynąć w stronę drugiego brzegu. Nie chciała uciec. Po prostu potrzebowała więcej czasu dla siebie.

Niewiele wcześniej Andre rozmawiał jeszcze z Fergalem – a raczej próbował.
Był wściekły na Rekina. Ba, to mało powiedziane. Mimo wszystko szlachetnemu rodzina Sojek była całkiem bliska i wbrew temu, co sądziła Manuela, zależało mu na ich szczęściu. Szkoda tylko, że Fergal robił wszystko, aby je tego szczęścia pozbawić.
Przecież już było dobrze. Był zmieniony, umiał się powstrzymać, zachować. Stał się całkiem innym wampirem niż w obozie.
Co poszło nie tak?
Andre zignorował bełkot Fergala. Biedak i tak z każdym słowem był bliski kolejnych wymiocin, więc lepiej, żeby się nie odzywał.
Przyjąłeś, tak? Nie wydaje mi się, ale niech ci będzie. Tylko potem nie płacz, że Gustawowi udało się odebrać Manuelę – mruknął lodowato, podrywając się z krzesła.
Specjalnie skłamał i zastraszył Rekina, ot, w ramach zemsty za dywan. Niech teraz leży i cierpi podwójnie: przez żołądek i przez arystokratę.
Bez słowa odprowadził wzrokiem Fergala do łazienki. Nawet nie podszedł, gdy ten zaczął rzygać do umywalki. Nie było mu żal kolegi – skoro Devlin okazał się dla niego ważniejszy od Manueli, nie czuł żadnej litości.
Planował wręcz wyjść i zostawić Fergala pływającego we własnych wymiocinach, ale akurat Beleth wszedł do środka. Andre wysłuchał w spokoju łowcy i zasugerował tylko spokojnie:
A może należy jej się chwila wytchnienia? Sama wróci, gdy poczuje, że tego chce.
Rzecz jasna, nie protestował, jeśli jego pan nadal upierał się przy znalezieniu Manueli. W końcu wyszedł, aby poszukać biedaczki – raczej nie będzie zachwycona, że musi zajmować się rzygającym na lewo i prawo narzeczonym.

Fergal rzygał, a Devlin te rzygi sprzątał… choć wcale nie narzekał. Skoro był sam w pokoju Andrego, nabrał wręcz ochoty, aby spróbować zawartości żołądka swojego idola.
I kto wie? Może się do tego posunął?
Beleth na szczęście wszedł w momencie, gdy pozostało już niewiele wymiocin. Devlin zerknął na niego kątem oka. Niezbyt przejął się zdenerwowaniem łowcy.
Szaleniec nie był w końcu takim mieszkańcem posesji jak inni. Dołączył do zgrai jako dorosły. Nie został wychowany przez człowieka, więc nie uważał się za jego podwładnego. Tę relację traktował bardziej jako… biznesową. Beleth potrzebował silnego wampira w swoich szrankach, a Devlin chciał być jak najbliżej Fergala i jego życia.
Same plusy.
Rudzielec nie był jednak na wszystkie rozkazy Beletha – i łowca chyba o tym zapominał.
Och, takie tam jedno tajemnicze miejsce. – Machnął ręką, rzucając gdzieś w bok zarzyganą szmatę. – To była niespodzianka dla Fergala. Chciałem wzbudzić w nim dawne wspomnienia. Porządnie go nakarmiłem, zjadł niemal z tuzin ludzi… Tylko niestety w większości starców. – Wzruszył ramionami, powracając do czyszczenia. – Wiesz, jak to jest z mięsem starych ludzi. Bywa zdradliwe.
I więcej na razie mówić nie chciał. Powiedział wystarczająco.
Beleth chciał go zmusić? Proszę bardzo – tylko niech pamięta, że Devlin, w przeciwieństwie do pozostałych wampirów, nie boi się używać siły przy swoim panu.

A czy Fergal mógł mieć w międzyczasie spokój? Oczywiście, że nie.
Claudia dowiedziała się bowiem, że biedaczek leżał schorowany w swoim pokoju, a jego tępa żydówka gdzieś wybiegła. Jak mogła zostawić Rekina samego, bez opieki? Nie miała serca? Przecież on cierpiał!
Głupia kurwa.
Niemka nie wiedziała, co dokładnie było Fergalowi, ale założyła, że pomoże mu… świeża, ludzka krew. Cóż, w życiu by nie pomyślała, że to właśnie krwi i mięsa miał serdecznie dość. W końcu wampira zazwyczaj leczy się jednym sposobem: podając mu ciepłą posokę.
Weszła cichcem do pokoju, z triumfem spostrzegając, że Sojki faktycznie nie było. Światło Księżyca padało na bladą, wymęczoną twarz Fergala, który spał w łóżku.
Claudia podeszła więc i usiadła na materacu tuż obok jego twarzy. Zaczęła delikatnie gładzić go jedną dłonią po włosach.
Mam dla ciebie prezent, mój drogi. Zajmę się tobą, nie martw się. Wydobrzejesz.
I podstawiła mu pod nos szklankę z ciepłą, niezwykle aromatyczną krwią.
Fergal zawsze lubił ten zapach!
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptySob Sty 16, 2021 3:02 pm

Wielka przykrość spotka Fergala, kiedy Manuela opowie o swoich obawach. Chciał ją chronić, trzymał się blisko niej (obecnie niestety nie, heh) i obdarzył ją uczuciem! A Sojka wbiła sobie do swojej słowiańskiej główki, że przez Devlina doszło do zdrady.
Jak mogła?
Z drugiej strony jednak nie ma co się dziwić pannie Sojce. Kobieta przeszła wiele w ostatnich dniach, dostrzegając również niechcianą zmianę w zachowaniu narzeczonego, a to wszystko za sprawą jednej osoby - Beletha. Fergal mógł sobie nie zdawać sprawy, jak człowiek zaczynał na niego wpływać i wymuszać pewne zachowania, chociażby nakręcanie morderczych żądz. Nadejdzie kiedyś chwila podczas której, narzeczeństwo będzie mogło sobie wyjaśnić oraz rozwijać wątpliwości - O ile się uda. Ostatnie godziny mogą nie ułatwić.
W każdym razie Manuela oberwała jako pierwsza, jeśli chodzi o naruszenie zasad wierności. Devlin zaczął kłamać na temat wypadu oraz wcisnąć kobiecie kit o domniemanej zdradzie przez Fergala.
Łyknęła to. Czyli tak bardzo jest lojalna do swojego Rekina? Łatwo ulega kłamstwie i zaprzestaje wierzyć swojemu narzeczonemu? Punkt dla Devlina.
- Nie, nie masz prawa wiedzieć, gdzie zabrałem Fergala. Nie musi słuchać się durnej polskiej żydówki.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że przez jadowite słowa, Manuela zostanie mocno zraniona. Nie chciała być znowu wytykana za swoje pochodzenie; tak jak czyniono to w obozach zagłady.
Śmiał się szaleńczo, gdy próbowała się wyszarpać i cisnęła w niego gromami. Nie odpowiedział na żadne pytanie, skinął jedynie głową, pozostawiając kobietę w małej rozpaczy. Nie dość, że zraniona, to jeszcze taka samotna. Nie zamierzał jej gonić, kiedy opuściła pokój. Był zajęty ważnym obowiązkiem.

Rozmowa z Rekinem okazała się niezbyt wyczerpująca. Leżący nie był w stanie wykrzesać z siebie więcej siły na poważną rozmowę o swoim stanie oraz wysłuchania i przyjęcia do głowy kazania Andre. Szlachetny uznał więc, że nie powinien w obecnej chwili męczyć siebie oraz Rekina, nie omieszkał jednak sprzedać mu wiadomość, która z całą pewnością nie zadowolili Rekina.
I tak też się stało.
Fergal rzucił ostre spojrzenie wampirowi. Nie zdołał jednak wypowiedzieć żadnego słowa, skoro przerwały mu nagle silne skurcze żołądka. Zmuszony udać się do łazienki, przerwał w ten sposób rozmowę. Nie tylko więc wymiotował z powodu zatrucia i przepełnienia, lecz też na myśl o mordzie Gustawa. Jeśli Andre nie kłamał, może być naprawdę nieciekawie i z całą pewnością Fergal zechce raz na zawsze powstrzymać zboczeńca przed wciskaniem nosa w obcy związek.
Pomysł zamordowania pokazał się nagle i na tym terenie był wykonalny.
Andre nadal miał narzucone polecenie odnalezienia Manueli. Beletha nie interesowało, że Sojka potrzebuje spokoju. Niby z jakiego powodu? Dlatego też nacisnął swojego podopiecznego, żeby ruszył na poszukiwania. Andre nie miał więc innego wyboru; poszedł przeszukać okolice domu. Właściwie zaczął się już martwić o Manuelę. Kobieta dowiedziała się kolejny raz za dużo, co mogłoby negatywnie wpłynąć i na tak już podniszczoną psychikę. Wielka szkoda, że Fergal wciąż nie pojmował jej kruchego bytu. Kiedy się nauczy porządnie traktować swoją narzeczoną? Zapewnienia i obietnice nie mogą budować trwałego związku. Powinien się jeszcze do nich dostosowywać.

Przyszła kolej na Devlina. Beleth zamierzał wyciągnąć od wampira informacje o miejscu, do którego udał się razem z Fergalem. Powinien wiedzieć Beleth, gdzie jego podopieczni spędzają czas i mieć nad nimi kontrolę. A zaczynało się mu nie podobać, kiedy bez jego wiedzy wampiry knuły coś, co naruszało prawo społeczne. Stąd też jego obecność w pokoju Andre.
Zmarszczył brwi na odpowiedź wampira. Tajemnicze miejsce? Skąd do licha mieli aż tyle osób i to ludzkich? Czy Devlin zaczął sobie kpić z łowcy? Schował ręce za plecy, przyglądając się w ciszy pracy Devlina. Ten pieprzony krwiopijca nie pierwszy raz się zapomniał i odważył się zataić kolejne fakty. Owszem, na plus, że Fergal przestał udawać porządnego obywatela, ale wielki minus, że tego dokonał Devlin. Że Fergal posłuchał szaleńca, a nie swojego pana.
- Podważenie autorytetu jest poważnym naruszeniem zasad, Devlin. I ty właśnie tego dokonałeś. Co gorsza nie chcesz ze mną współpracować.
Zaznaczył wolno, obserwując jak wampir kończy swoją pracę. Pozwolił mu na wysprzątanie dywanu. Teraz pokój wypełniał zapach detergentów. Nieco drażniący, ale do zniesienia.
- Staram się zapewnić tobie i innym należytą ochronę. Nie chcę żeby cokolwiek wychodziło z tego domu, bez mojej wiedzy. Możecie wpaść w kłopoty. Macie już tak zszarganą opinię, że inni wrogo nastawieni łowcy tylko czekają, żeby was dopaść, a mnie doprowadzić do upadku.
Wciąż mówił tym samym powolnym, nieco smutnym tonem. Devlin przyglądał się łowcy, wiedząc do czego zmierza.
Czyli człowiek zechce ukarać wampira nad którym teoretycznie miał władzę? Odważy się?
Na pewno, w końcu Beleth uważał się za ostateczną, najważniejszą władzę i żaden inny wampir nie próbował tego zmienić. Nawet szlachetnej krwi Andre.
Gestem wyprowadził Devlina z pokoju, kiedy już uporał się ze wszystkim. Właściwie wampir zastanawiał się, co mógłby mu zrobić ten lekko kulejący staruszek, żyjący jeszcze tylko i wyłącznie piciu wampirzej krwi. Pewnie gdyby wszystko stracił, straciłby również życie. On i jego małżonka Petra.
Chciał się odwrócić do Beletha z zamiarem zapytania o jego długi żywot, ot, żeby jeszcze bardziej rozdrażnić starego człowieka.
Nie zdążył.
Do jego pleców został przyłożony paralizator o dużej sile. Dokuczliwy ból przeszedł po całym kręgosłupie, powodując paraliż i upadek. Beleth założył mu też na nadgarstek bransoletę blokującą moce. Błyskotka wbiła się boleśnie w skórę i mięso, dzięki czemu była nie do ściągnięcia.
- Karcenie podopiecznych też jest ważną rolą dla opiekuna. Każdy z was powinien znać swoje miejsce i mieć wpojone na pamięć zasady domu. Nie toleruję łamania praw. Ty, Devlin. Pokazałeś jak bardzo jesteś zepsutym wampirem. Ale bez obaw, wyplewię to z ciebie raz na zawsze.
Uśmiechnął się pogodnie łowca i chwycił za kołnierz przy karku rudzielca. Pociągnął go w stronę piwnic, a tam już otrzymał porządny łomot. No i zamknięcie w pokoju robiącego za celę.
Dwa dni głodówki.
I na rozmowę lub wyjaśnienia przyjdzie jeszcze czas, obecnie Beleth nie miał ochoty niczego wyciągać, bo i tak mogłoby okazać się to bezowocne. Rudzielec współpracować nie chciał. Zresztą niby jak miał, skoro jego usta podczas kary, były zakneblowane?

W czasie gdy Andre szukał Manueli - a znalazł ją dzięki jej cudownemu głosowi - Fergal musiał borykać się z kolejną przeszkodą. Claudia postanowiła zainteresować się wampirem i zatroszczyć się, nie wiedząc zupełnie co dolega biedakowi. Nie miała więc pojęcia, że na tą chwilę Fergal nie chciał patrzeć, ani tym bardziej wąchać czy smakować krwi. Wciąż ciążyło mu na żołądku i czuł się beznadziejnie. Sen był najlepszym lekarstwem, gdyby jednak nie przerywano go co chwila.
Zapadł już w przyjemne odrętwienie; gdzieś na pograniczu snu, a jawy, zaczynał odpoczywać. Pewnie byłoby o wiele lepiej, gdyby nie intruz. Claudia siedziała tuż obok niego, głaszcząc po głowie. Fergal wykrzywił się, lecz z początku nie reagował. Był zbyt ospały.
Dopiero jak podstawiła pod sam jego nos szklankę z krwią, odruchowo się odsunął i usiadł, czując zawroty głowy.
- Zabierz ode mnie krew! Nie chcę na nią patrzeć!
Warknął w złości. Claudia z początku nie wiedziała jak reagować. Rekin odmawiający krwi? To było tak niemożliwe... A co jeśli to z winy tej głupiej suki żydówki? Może przez nią Fergal cierpiał?
Nie było jej tutaj! Więc tym bardziej była winna stanu zdrowia Schlechta.
Rekin oczywiście zerknął na ciecz, która w obecnym nijakim świetle przypominała czarną breję, od której aż zrobiło się mu niedobrze.
- Dlaczego tutaj siedzisz? Nie powinno cię tu być! Wiesz, że wolę gdy znajdujesz się poza moim terenem!
Raniące słowa. Ale ile można było znosić natrętną Claudię? Trochę okrutne, gdyż kobieta faktycznie mogła pokochać obiecanego jej wampira.
- Gdzie jest Manuela?
Burknął bardziej do siebie, niż do wampirzycy. Schował twarz w dłoniach, odczuwając nawracające się objawy zatrucia starą krwią. Chociaż kto wie. Może to ciężarna matka mu zaszkodziła oraz jej złość?

Gdy Rekin tęsknił, Sojka bawiła się w leśną rusałkę: śpiewała smutne pieśni, pływała w jeziorku, chcąc dotrzeć na drugą stronę. Nie wiedziała jednak, że jej trop został już złapany; Andre właśnie znajdował się w okolicy i gdy usłyszał głos, od razu skierował się w stronę źródła. Dostrzegł w blasku księżyca smutną Manuelę.
- Manuelo!
Zawołał za nią. Nieważne gdzie obecnie się znajdowała, szlachetny podszedł do brzegu jeziora.
- Dlaczego uciekłaś z domu? Devlin coś ci powiedział?
Zapytał z wyraźną troską. Trochę się obawiał stanu Sojki, skoro uciekła, musiało się wydarzyć coś naprawdę złego. Tylko co? Co ten psychopata jej nagadał? I dlaczego mu uwierzyła? Przetarł dłonią włosy, czując się podle wobec siebie, Beletha i całej reszty. Starsza siostra Estery powinna odpocząć w ciszy, samotności, a nie być ścigana jak jakiś przestępca.
Czemu łowca, aż tak bardzo gnębił swoich?
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptySob Sty 16, 2021 11:49 pm

Manuela sama będzie na siebie wściekła, gdy już wszystko się wyjaśni, ale na razie miała taką sieczkę w mózgu, że nie myślała racjonalnie. Fergal powinien wziąć poprawkę na jej psychikę: przecież narzeczona nie była zdrowa. Często mogło jej coś odwalić, łatwo było ją zmanipulować i wmówić jej różne świństwa. A już zwłaszcza w sytuacji, gdy traciła poczucie bezpieczeństwa, jakie zwykle dawał jej Niemiec.
Była mu lojalna, naprawdę! Tylko… jej głowa nie działała poprawnie.
Żeby dojść do jako takiego ładu i składu, musieliby wreszcie uciec Belethowi i odetchnąć kilka dni w bezpiecznym miejscu. Niestety, na razie się na to nie zapowiadało.
Całe szczęście, że przynajmniej Andre rozumiał jej stan umysłu i że to on poszedł jej szukać. Unziego czy Beletha by nie zniosła. Szlachetnego z początku też nie chciała widzieć, ale… może go jakoś przeżyje.
Nurkowała akurat w jeziorze, robiąc na żydowską nimfę, kiedy wampir podbiegł do brzegu. Wynurzyła się w momencie, gdy ją zawołał. Nie zdążyła odpłynąć na tyle, aby zniknął zapach i aby nie było jej widać.
Czego chcesz? Nie mogę tu być? Mam siedzieć pod kluczem jak… więzień? – spytała wpierw z wyrzutem na przywitanie.
Dopiero gdy Andre zaczął łagodnie wypytywać o jej stan, wzięła się w garść. Zimna woda trochę ją otrzeźwiła, więc jej myślenie powoli wracało na właściwe tory.
Zaczęła płynąć w stronę szlachetnego, patrząc na niego smutno.
Oni pojechali gdzieś, gdzie było mnóstwo ludzi, w tym kobiet, i… i Devlin pachniał jedną z nich. Wiesz, w wiadomy sposób – pociągnęła nosem. Dopłynęła akurat do brzegu, więc oparła się o ziemię rękami i patrzyła z dołu na szlachetnego. – Podobno Fergal też był z jakąś kobietą. Devlin przytaknął, gdy o to spytałam, a ja… ja poczułam, że dłużej tam nie wytrzymam i tu przybiegłam. – Zaczęła wygrzebywać się z wody. Całe szczęście, że była wampirem, bo noc robiła się coraz chłodniejsza. – Czy on by mnie zdradził, Andre? Mieliśmy sobie być wierni, ale… Beleth ma na niego taki wpływ, że już sama nie wiem.
Wyżaliła się szlachetnemu ze swoich smutków i wątpliwości. Dopiero gdy powiedziała o tym na głos, zrozumiała, jak dziwnie się zachowała.
Fergal przecież tyle razy na jej oczach odrzucał piękne wampirzyce: Claudię, Chiarę, inne Niemki. Nigdy nie widziała ani nie czuła, że interesował się kimś innym. A teraz głupio uwierzyła Devlinowi, zamiast wpierw spytać narzeczonego.
Tylko że nie mogła zaprzeczyć temu, co wcześniej wyczuła od Rekina – mnóstwo obcych zapachów. Z pewnością miał do bliskiego czynienia z wieloma ludźmi. A co dokładnie z nimi robił, oprócz jedzenia, rzecz jasna? Tego nie wiedziała.
Jeśli Andre chciał ją przekonać do powrotu, to trochę jeszcze się opierała, ale w końcu ruszyła w stronę posesji. Mokre ubranie przylgnęło nieprzyjemnie do jej ciała, więc czuła się coraz mniej komfortowo. Nie była Rekinem, nie kochała kąpieli w zimnej wodzie. Lubiła ciepło.
Boję się, że Devlin i Beleth odciągną ode mnie Fergala i że gdy przyjedzie Gustaw, aby mnie zabrać, to Ferg nie będzie nawet protestował – rzuciła żałośnie w którymś momencie, znowu robiąc z Andrego swojego psychoterapeutę.
Naprawdę trochę wierzyła w tę pokręconą teorię, którą sama sobie wmówiła.

A Claudia już wykorzystała nieobecność Polki i wdarła się do pokoju Fergala bez zaproszenia. Rekin musi się w końcu nauczyć zamykać drzwi na klucz!
Niemka planowała pokazać swoją troskę i czule zająć się Rekinem. Ona go nie opuści, w przeciwieństwie do nędznej żydówki.
Nie odsunął się od jej dotyku, co uznała za swój triumf. Postanowiła więc pójść o krok dalej: zniżyła się ciałem tak, że niemal leżała obok Fergala. Była tuż, tuż, więc mógł wyczuć jej zapach i z bliska widzieć jej szyję czy dekolt.
Zdziwiła się na odmowę krwi, ale szybko zabrała szklankę.
Może chcesz bezpośrednio z ciała? – spytała troskliwie, przybliżając twarz. – Ta w szklance nie jest świeża? Dziwne, bo pachnie dobrze.
Tak, Fergal zranił ją swoimi kolejnymi słowami, ale jakoś je przełknęła. Zapytała z wyraźnym żalem:
Dlaczego? Dlaczego tak mnie traktujesz? Jestem gotowa tyle dla ciebie zrobić! Czemu tego nie widzisz? Już od dziecka miałeś mnie gdzieś.
Poderwała się nawet lekko, choć nadal siedziała niebezpiecznie blisko Niemca. Zagryzła zęby, patrząc na jego umęczoną sylwetkę.
Gdzie jest Manuela?
To zabolało jeszcze bardziej. Parsknęła z dezaprobatą i złapała Fergala mocno za twarz. Przycisnęła go do łóżka, pochylając się nad nim.
Dlaczego ona?! Czy ona cokolwiek dla ciebie poświęciła?! Nawet jej tu teraz nie ma! Czemu nie chcesz jej zostawić i być z kimś… lepszym? Czemu przynajmniej nie spróbujesz? Czy ona może ci w ogóle coś zaoferować?
Mówiła i mówiła, coraz bardziej rozżalona. Sama z siebie nie puściła Fergala, tylko patrzyła na niego z rosnącą złością i bólem w oczach.
Jak mógł tak znieważać ją, czystą Aryjkę? Piękną, dobrą, płodną Niemkę o wysokiej krwi? Przecież Beleth zawsze mówił, że była idealną partią! Podobno każdy chciał ją mieć – a ona ciągle miała nadzieję, że to Fergal w końcu się nią zainteresuje.
Jeśli chciał jej coś na to odpowiedzieć albo ją z siebie zrzucić, to jeszcze zdążył to zrobić – ale tuż po tym drzwi się otworzyły i do środka weszła obgadywana Manuela: przemoczona, zziębnięta i wyraźnie zasmucona. Stał za nią Andre, który na wszelki wypadek odprowadził ją tuż pod pokój. Obawiał się, że po drodze spotka Devlina czy Unziego, którzy wmówią jej kolejną szaleńczą teorię.
Manuela była już nieco podbudowana na duchu, choć gdy zobaczyła Claudię obok Fergala, aż musiała złapać się mocniej klamki. Szybko jednak upomniała się w duchu, że miała przestać sobie wmawiać niestworzone rzeczy – Fergal był chory i wcale nie wyglądał na zachwyconego wizytą Niemki.
Nie, nic nie robili. Musi w to uwierzyć.
Claudia znowu go nękała.
Wynoś się stąd – zwróciła się do niej chłodno, wchodząc do pokoju.
Niemka chciała zaprotestować, bo przecież nie mogła pozwolić, aby żydówka jej rozkazywała, ale upomniał ją sam Andre: stanowczo poprosił, aby wyszła i dała narzeczeństwu spokój. Biedny szlachetny – musiał pomagać niemal każdemu mieszkańcowi w jego uczuciach. A coś z tego miał?
Oczywiście, że nie. Całe szczęście, że Manuela przynajmniej mu teraz podziękowała, zanim stąd wyszedł. Rzadko słyszał takie słowa.
Gdy została sama z Fergalem, podeszła do niego i stanęła nad łóżkiem. Obejrzała go troskliwie, choć w oczach nadal tlił się lekki żal.
Lepiej ci? Co dokładnie się stało? – spytała, gładząc delikatnie jego dłoń.
Nie zdobyła się jednak na większą bliskość. Stanęła obok i nerwowo splotła ręce. Nie chciała nigdzie siadać, bo nadal skapywała z niej woda.
Przez kilkanaście sekund wyraźnie biła się z myślami, ale ostatecznie wydusiła to z siebie – o ile tylko stan Fergala pozwalał na jakąkolwiek rozmowę:
Devlin mi zasugerował, że mnie zdradziłeś. – Ledwo przeszło jej to przez gardło, wiec ponownie umilkła. – Kłamał, prawda? Nic się nie zmieniło w kwestii wierności, o której kiedyś rozmawialiśmy? – dopytała niemalże oficjalnym tonem, jakby mieli jakąś spisaną umowę określającą ich związek.
Może i Fergalowi nie spodobało się, że przez moment zwątpiła, ale mógł też po niej widzieć, że się sypała. A przez kąpiel w jeziorze w ogóle wyglądała jak siedem nieszczęść.
Przepraszam, ale dzisiaj po prostu siadła mi psychika – dodała dla usprawiedliwienia się, zanim Fergal zdążył jej coś odpowiedzieć.
I dla jeszcze lepszego zobrazowania swojego złego stanu schwyciła skrawek sukienki i zaczęła wyrzynać z niego wodę na podłogę – ot, tak zamiast łez.
Dzisiaj płakało nawet jezioro.

A czy Devlin przejął się złością Beletha? Gdzie tam! Łowca nadal nie pojął, że nie był dla szaleńca autorytetem. Rudzielec był zapatrzony wyłącznie w Fergala – trzymał z Belethem dlatego, że ten umożliwił mu dostęp do dawnego nazisty.
W zamian, rzecz jasna, oferował swoje umiejętności i siłę, ale uważał, że obaj są równi w tej relacji. Nie ma pana i sługi.
Cóż, najwyraźniej się mylił.
Spokojnie. To miejsce jest zabezpieczone. Żaden łowca tam nie zajrzy – odparł lekko, gdy Beleth wyraził swoje obawy.
Niestety, czuł już, do czego ta rozmowa zmierzała – i nie podobało mu się to. Zlekceważył jednak Beletha i zapomniał, że nie był tylko łowcą. Przecież to człowiek, który wychował mnóstwo wampirów i doskonale wiedział, jak sobie radzić z niereformowalnymi jednostkami.
Devlinowi się dostało, i to dość mocno – ale wizja głodówki go wystraszyła?
Nie. Na razie sponiewierany wampir śmiał się szaleńczo, gdy Beleth zamykał go samego w ciasnej i wilgotnej celi. Chciał nawet zakrzyknąć, aby łowca przyprowadził tu Fergala jako kata, ale nie zdążył, bo dostał knebel na usta.
Tak się Beleth chciał bawić?
Devlin nic nie powie w ciągu tych dwóch dni – a może i wytrzyma nawet kolejną dobę? Zaparł się w sobie i tyle. Dopiero gdy poczuje potworny głód, ugnie się i wyśpiewa wszystko Belethowi.
Kiedy tylko łowca wyszedł z piwnicy, mógł spotkać na swojej drodze Unziego. Drugi z szaleńców czekał na swojego pana z ważną wieścią. Łowca mógł dojrzeć, że wampir odrobinę kulał i krzywił się przy każdym ruchu (krocze zalane gorącą herbatą to nic miłego!), ale Unzi sam z siebie się nie żalił. Powiedział za to:
Radziłbym przeszukać bagażnik jego auta, hehehe! Kto wie, co pan tam znajdzie!
Owszem, psychopata zdążył już wyczuć zmielone mięso i wszystko sprawdzić. Co więcej, doskonale znał tę woń.
Podobnie pachniały przecież ciała więźniów z prawdziwego obozu.


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Nie Sty 17, 2021 9:36 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Fergal
Admin
Fergal

https://family-friendly.forumotion.com/t30-fergal#62

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyNie Sty 17, 2021 10:20 am

Nie było lepszej osoby od ściągnięcia Manueli do domu niż Andre. Biedny szlachetny musiał rozwiązać kolejną sprawę. Bycie mediatorem w gnieździe wampirów jest czymś okropnym, zwłaszcza gdy gniazdo prowadzi człowiek.
Wracając jednak do Manueli. Spotkał ją przy jeziorze, kiedy ona zanurzyła się aż po głowę, żeby za chwilę z powrotem się pokazać. Przewidział zachowanie wampirzycy: z początku nie będzie chciała nawet z nim rozmawiać ani tym bardziej wracać. Dopiero gdy zadał pytania, postanowiła wypłynąć. Andre przyglądał się jej w krótkiej ciszy; pozwolił żeby ogarnęła, że nie jest nastawiony do niej wrogo.
Czyli zachowanie Manueli wynikło z gadaniny Devlina? W środku szlachetnego aż się zagotowało, sam miał ochotę wrócić na posesję i ochrzanić szaleńca z góry na dół.
- Po pierwsze - ostrożnie wychodź z wody.
Po tych słowach podszedł do niej od razu, żeby pomóc wstać. Wyglądała na zziębniętą. Smutny widok.
- Po drugie - Devlin jest szalony i zrobi wszystko, żeby namieszać w głowie tobie i Fergalowi. Zakładam, że to co powiedział, ma się nijak z prawdą.
Nie chciał bronić Fergala - nie po tym, po czym go nakrył - ale też nie chciał robić mu brudów, bo on sam nie uwierzyłby w rekinią zdradę.
Co jak co, Fergal takim draniem nie był. Wierny i lojalny.
- Powinnaś najpierw porozmawiać z Fergalem, dopiero później wyciągnąć wnioski.
Dodał z lekkim uśmiechem. Ściągnął nawet swoją koszulę, żeby okryć przemoczone ciało Polki. Mimo iż przeziębienie nie groziło, to dyskomfort od zimnego powietrza mógł zrobić swoje.
Oczywiście Manuela od razu nie poszła, ale Andre nie dawał za wygraną: grzecznie poprosił żeby wróciła i dorzucił też, że błąkanie się samotnie w nocy po tym lesie, nie należy do najbezpieczniejszych czynności. Dopiero wtedy Sojka się ruszyła.
Położył jej obie dłonie na ramionach, aby w razie czego wesprzeć ją przy powrocie.
- Nie, na pewno do tego nie dojdzie. Może i twój narzeczony jest nieokrzesanym jaskiniowcem, to jednak nie pozwoli, żeby Gustaw cokolwiek ci zrobił.
Tutaj już kłamać nie musiał. Fergal nie jest z tych, którzy poddają się łatwo i oddają swoje zdobycze, prędzej zagryzie Gustawa, niż cokolwiek on zrobi w kierunki Manueli. Tego Andre był pewny. Chociaż wcześniej sam nastraszył Schlechta, że Manuela zostanie mu odebrana, jeśli się nie poprawi. To powinno jeszcze bardziej podsycić jego upartość.

Gdyby Fergal zamknął teraz drzwi na klucz, Manuela nie byłaby zachwycona, jakby chciała wrócić. Poza tym nie pomyślał i tym, gdyż w jego głowie nie było nic poza zdenerwowaniem na Gustawa oraz boleści żołądkowe - straszna para problemów.
A na dokładkę otrzymał jeszcze zdeterminowaną Claudię. Wampirzyca nie odpuszczała; wykorzystała nawet moment w którym Manuela się zmyła z domu, kiedy jej narzeczony dogorywał chory w łóżku. Uznała, iż to idealna chwila na udowodnienie beznadziejności Sojki.
Schlecht jednak pozostawał nieubłagalny. Odmówił krwi, przez co Claudia się zdziwiła. Krwiożerczy, chory wampir odmawia najlepszego lekarstwa? Może złe podanie?
- Nie, w ogóle nie chcę krwi! Ani ze szklani, ani z ciała!
Zaprotestował, odsuwając się od wampirzycy. Nawet nie mógł patrzeć na jej ciało; ani tym wąchać.
- Twoje perfumy podrażniają mnie bardziej.
Fuknął zły, odwracając od niej głowę. Nie, nie śmierdziała, po prostu przy zatruciu każdy słodki, tym bardziej sztuczny zapach przyprawiał o gorsze mdłości.
I się zaczęło...
Claudia zaczęła wylewać swoje żale pełne pretensji. Naprawdę myślała, że takich zachowaniem przekona do siebie i tak już niechętnego Rekina? Jak miał wbić do jej głowy myśl, że nic z tego? Łopatą? Krzesłem?
Nie zamierzał się też tłumaczyć. Mdłości robiły swoje, a im dłużej słuchaj wampirzycy, tym robiło się gorzej. Naprawdę zaczął odczuwać tęsknotę za Sojką. Przynajmniej nie była tak nachalna i irytująca, jak ta tutaj.
Co gorsza wampirzyca w końcu się zezłościła i chwyciła umęczonego wampira za twarzy, docisnąwszy do łóżka. Schlecht oczywiście chwycił ją za nadgarstek i z odczuwalną siłą, wyrwał się z uścisku. Nie pozwoli sobie na takie podchody. W momencie choroby odczuwał nawet siłę, żeby ją wyrzucić.
- Z kimś lepszym? Przyszłaś do mojego pokoju pod pretekstem troski, a wciskam mi się wielkimi cyckami do łóżka! Ile razy mam ci
Chwila przerwy, bo skurcz żołądka przerwał, więc musiał wziąć oddech, aby się uspokoić. Kontynuował.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie byłem, nie jestem i nie będę tobą zainteresowany!
Głos podniósł! Claudia co raz bardziej odczuwała złość, jak i smutek. Zraniona blondynka wpatrywała się w twarz nieugiętego Niemca. Jak on mógł?! Jak śmiał?! Jeszcze... Jeszcze się przekona jak to jest, gdy zadrze się z idealną wampirzycą. Zapewne kłótnia trwałaby dalej, gdyby nie powrót Manueli. Był z nią również Andre. Wampiry spojrzały w ich kierunku; zdenerwowana Claudia, którą ogarniał co raz bardziej smutek i Fergal również bliski wybuchu złości.
Całe szczęście, że wampirzyca została przegoniona. Inaczej mogłoby być nieciekawie.
Po krótkim czasie narzeczeństwo zostało same. Andre uznał, że lepiej im nie przeszkadzać. Powinni uporać się z własnymi problemami.
Rekin przyjrzał się Manueli, starając się wywnioskować: co takiego robiła, gdy jej nie było. Dlaczego była cała przemoczona? Czemu miała minę, jakby była bliska płaczu? Gdy dotknęła jego dłoń, nie cofnął jej nawet. Starał się zebrać myśli, zwłaszcza gdy padło pytanie o stan.
- Nie najgorzej. Po prostu... przesadziłem.
Burknął pod nosem. Nie specjalnie przepadał mówić o swoim stanie, nie w momencie kiedy Polka wyglądała jak siedem nieszczęść.
I gorzej już być nie mogło.
Zdrada?
Devlin powiedział o zdradzie? Niby jakiej? Przez głowę Rekina przeszła czarna myśl o tym, że wygadał się o obozie i zdradził swoje postanowienia. Ale nie... Inaczej wtedy zaczęłaby się zachowywać. Chodziło tutaj o?
Wierność
Czyli ten czubek miał na myśli, że zdradził ją z inną kobietą. Aż się za głowę złapał.
Co miał zrobić?
Prawdy jej nie powie; złamałoby ją to całkowicie.
- Manuela.
Powiedział, wstając powoli z łóżka. Pokój trochę zaczął wirować, ale nie szkodzi, trzeba było pierw rozwiać wątpliwości Polki. Takie kłamstwo nie powinno mieć miejsca.
- Dlaczego uważasz, że naruszyłem wierność? Wierzysz komuś, kto nagrywa nasze bliskie chwile i proponuje mi trójkąt?
Prawie by się zaśmiał, gdyby nie to, że nie jest mu do śmiechu, no i totalny z niego sztywniak. Położył dłonie na ramionach Sojki, patrząc na smutną, brudną buźkę.
- Nie ośmieliłbym się złamać własnych obietnic i przede wszystkim nie położyłbym łap na żadnej innej. Jesteś no... Moją narzeczoną. Tylko tobie jestem wierny i... Wiesz. Obdarzam cię specjalnym uczuciem.
Układanie słów na temat miłości, było dla Fergala istnym labiryntem oraz niezwykłą sztuką. Starał się jednak! Starał dla tej biednej Manieczki, razem z którą płakało i jezioro!
- Nie zdradziłem cię. Masz moje słowo.
Mówiąc ostatnie słowa patrzył w szare oczy kobiety. Nie kłamał, mówił szczerze. Co zrobi Manuela, to już jej interes. Fergal chwycił jedynie jej dłoń i usadowił na krześle. Z łazienki przyniósł suchy ręcznik, a z szafki jakieś jej ubranie - koszula nocna czy coś. Mimo iż w jego żołądku zaczął się prawdziwy huragan, to postanowił zająć się Sojeczką. Bo kto inny, jak nie on?
- Odpocznij, skoro nie czujesz się na siłach.
Doda prawie z troską. No i żeby podsumować całe wylanie uczuć, okazanie wierności i innych takich, Rekin wreszcie udał się do łazienki. Kolejny raz zaczął rzygać krwią, ale tym razem do sedesu, nie do umywalki.
I to się nazywa prawdziwa zdrada.
Oczywiście Fergal wyjdzie z łazienki, maszerując od razu do łóżka. Nie tylko Manuela musiała odpocząć, on również potrzebował zresetowania systemu.

Beleth również miał swoje sprawy z Devlinem. Nieposłuszny wampir trafił do celi w piwnicy za karę. Na pewno dwie doby o głodzie powinny zmusić go do większej uległości. Chyba, że wciąż zechce pozostać tajemniczy, to wtedy Beleth wydłuży głodówkę o kolejny dzień, aż wreszcie ta mała, ruda menda się złamie. Po załatwieniu spraw, wrócił na górę. Nie miał jednak za dużo wolnej chwili, gdyż łowcę zaczepił Unzi. Kolejny świr, tylko bardziej użyteczny - no i najważniejsze - posłuszny.
- Bagażnik?
Zdziwił się człowiek. Od razu z Unzim udali się do samochodu, którym przemieszczał się Devlin. Sam łowca był w małym szoku, widząc termiczną torbę z pojemnikami w których była mięsna i krwawa papka.
-Skąd Devlin to wytrzasnął?
Zastanowił się głośno, biorąc w dłonie jeden z termosów. Obrzydliwa, mięsna papka. Co jeśli znajdował się tam narkotyk? I to przez niego Fergal rzygał jak kot?
Unzi zaśmiał się głośno.
- Czuję zapach starych ludzi, taki... taki chory i beznadziejnie bezradny!
Cóż, osoba nie znająca Unziego, uznałaby, że bredzi. Ale Beleth swojego wampira znał, więc wiedział, że z tych bredni należy wyciągnąć ważną informację. Devlin i jego obsesja na punkcie kata Fergala, zainteresowanie obozami, przemocą którą dam dokonywano.
Łowca zaczynał powoli układać rozsypankę w całość. Niech tylko Devlin się złamie. Nie pominie też i Fergala, tylko on musiał dość do siebie.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 EmptyNie Sty 17, 2021 10:05 pm

Andre potraktował Manuelę trochę jak niezrównoważoną psychicznie samobójczynię – ale może i słusznie? W końcu nigdy nie wiadomo, co jej strzeli do łba.
Wyszła przy jego pomocy, przy okazji się żaląc. Tak jak się spodziewała, szlachetny robił wszystko, aby podnieść ją na duchu i pocieszyć. Chociaż czy na pewno faktycznie w to wierzył? Może po prostu mówił to dla świętego spokoju?
Porozmawiam z nim – obiecała cichutko. – Nie wiem, dlaczego w ogóle zgodził się pójść z Devlinem. Przecież on nam sprawiał same problemy.
Pociągając nosem, opatuliła się w koszulę Andrego. Szlachetny znowu się dla niej poświęcał – i chwilowo to doceniała, chociaż nie wiadomo, co będzie za parę dni. Może znowu mu wyrzuci, że jest zdrajcą?
A co jest w tym lesie, że lepiej nie błąkać się tu samemu? – dopytała jeszcze, gdy zaczął ją przekonywać do powrotu.
Uległa i ruszyła w stronę posesji, zwłaszcza że zaczynała odczuwać coraz większą potrzebę bliskości Fergala. Tak, musiała z nim porozmawiać, wyjaśnić na spokojnie ten wypad, opowiedzieć o słowach Devlina…
No i powinna też przegadać temat Gustawa, jeśli się nie pokłócą – domyślała się, że narzeczony absolutnie nie będzie zadowolony z przyjazdu arystokraty. Ona sama zresztą też nie była.

Do Claudii chyba niewiele dotrze, więc nawet łopata i krzesło by nie wystarczyły. Być może Beleth umiałby przemówić jej do rozsądku… ale czy w ogóle się tym interesował?
Jeśli to on obiecał Fergala jako ojca jej dzieci, Niemka była gotowa posunąć się do wszystkiego, byleby tak się stało. Nie słuchała nawet opinii Rekina. Nadal nie mogła pojąć, dlaczego nie wykazywał zainteresowania jej cudowną osóbką.
Wychodząc, spiorunowała wzrokiem tę nędzną żydówkę, porównując ją do siebie w myślach. Polka wyglądała teraz niczym zmokła kura – jak Fergal mógł ją wybrać?
Na odchodne trzasnęła drzwiami, ot, aby Rekin wiedział, że ją wkurzył.
Sama Manuela miała na razie gdzieś Claudię. Nie musiała nawet pytać, o co chodziło. Dostrzegła szklankę krwi, widziała jego wkurw, wcześniej Niemka była tuż obok łóżka – znowu go maltretowała.
A Sojka miała o wiele ważniejszą sprawę, którą powinni obgadać.
Pytanie o wypad z Devlinem zostawiła na później. Na razie musiała się upewnić, że Fergal nie złamał jej serca.
Uważnie obserwowała reakcję narzeczonego. Liczyła na to, że kamień zaraz spadnie jej z serca i że wszystko się wyjaśni, ale też bała się potencjalnego zdenerwowania. Co jeśli Ferg będzie wściekły, że zwątpiła i uwierzyła temu szaleńcowi? Co jeśli przestanie jej ufać?
Nakrzyczy na nią?
Nie, nie wierzę mu… albo przynajmniej nie powinnam. Ale ty sam pojechałeś z nim nie wiadomo gdzie, czego też nie rozumiem – odparła z lekką goryczą.
Nie odepchnęła jednak jego rąk. Wręcz przeciwnie. Objęła jedno ramię i wtuliła w nie twarz. Zapach narzeczonego ją uspokajał. Najchętniej przytuliłaby się cała, jednak nie chciała go zmoczyć ubraniami – w końcu nadal była przemokniętą świtezianką!
Ja tobie też jestem wierna – odparła łamiącym się głosem. Nie ze smutku, bo słowa Fergala wyraźnie ją podbudowały – po prostu była rozemocjonowana. – I przepraszam, że mu uwierzyłam, ale byłeś w takim stanie, że nie wiedziałam, co myśleć.
Patrzyła na niego dużymi, ale coraz mniej smutnymi oczami, wyraźnie wdzięczna, że się nie zdenerwował. Co więcej – zrobiło jej się cieplej na sercu, że małymi kroczkami uczył się wyrażać swoje uczucia wobec niej.
Obozowy Fergal w życiu nie powiedziałby jej takich słów. A przynajmniej nie szczerze.
Przyjęła z wdzięcznością ręcznik i zaczęła się nim przecierać. Gdy Fergal szukał jej koszulki nocnej, oznajmiła:
Pływałam w jeziorze.
Ot, aby wiedział, dlaczego w ogóle była przemoczona od stóp do głów.
Chciała dodać coś jeszcze, ale Fergal w tym momencie pognał do łazienki. Spojrzała za nim zdziwiona, choć gdy usłyszała, że wymiotuje, natychmiast przyszła z pomocą.
Ferg! Spokojnie. No, już. Zaraz się uspokoi – zaczęła mówić kojącym głosem, klękając obok niego.
Czule objęła jedną ręką jego plecy, a drugą nawet przytrzymała mu włosy. Taką była wspaniałą narzeczoną!
Martwiła się o jego stan, ale nic nie mówiła i odczekała, aż wyrzucił z siebie całą zepsutą krew. Czego się najadł, do cholery? Sama ledwo mogła patrzeć na zawartość, która wylądowała w sedesie.
Devlin to w niego wmuszał czy co?
Już lepiej? – spytała, pomagając mu wstać.
Podprowadziła go do umywalki, aby mógł przemyć usta czy wyczyścić zęby. Dostrzegła w zlewie pozostałości po innych wymiocinach, więc wcześniej musiała spłukać je wodą.
Dopiero gdy się przemył, wzięła go pod ramię i zaprowadziła do łóżka. Ostrożnie pomogła mu się położyć.
Posprzątam to i pójdę do pani Petry po krople, a ty odpoczywaj. Chcesz jakąś miskę obok łóżka?
I jeśli sobie tego zażyczył, przyniosła swojemu kochanemu, rzygającemu narzeczonemu miskę z łazienki. Potem poszła szybko ogarnąć sedes i dopiero wtedy przebrała się w koszulę nocną. Zarzuciła na siebie delikatny sweter i wybyła do Petry.
Żona Beletha już słyszała o dolegliwościach Fergala i nawet szykowała leki, aby pomóc biedakowi, ale mąż kazał jej czekać – i nie bez przyczyny. Czekał, aż to Manuela wreszcie zajmie się narzeczonym, tak jak tego chciał.
Wzięła od Petry krople żołądkowe, jakiś syropek na wymioty, pastylki oraz dzbanek z wodą i tak uzbrojona wróciła do Fergala.
Spał już? Jeśli tak, doktor Manuela była bezlitosna i go obudziła. Postawiła tackę obok łóżka, po czym pochyliła się nad Fergalem. Delikatnie nim potrząsnęła i pomogła mu się podnieść do siadu.
Najpierw krople i tabletki, a potem syropek. Masz, możesz przepić wodą – instruowała, podając mu wszystko po kolei. Pilnowała, aby niczego nie pominął. – Tylko nie wypluwaj! Wiem, że niedobry, ale musisz przełknąć całość – upomniała, gdy został mu gorzki syrop do wypicia.
Kiedy pacjent był już w pełni zaopiekowany, zasłoniła okna, zdjęła sweter i w końcu sama położyła się obok Fergala. Też czuła się wymęczona (bycie śpiewającą nimfą wodną jest wyczerpujące), ale jeszcze nie szła spać.
Ułożyła się bokiem do Rekina i zaczęła powoli gładzić jego wrażliwe uszy.
Powiesz mi teraz, gdzie byliście? Co się działo, że wróciłeś w takim stanie? – spytała na spokojnie, bez wyrzutów.
Nie chciała się kłócić i denerwować, że wybył na cały dzień z popieprzonym Devlinem, mimo że doskonale wiedział, do czego ten idiota był zdolny. Skoro już mieli chwilę dla siebie, liczyła na szczerą odpowiedź. Przecież – pomijając przeszłe lata, zanim się spotkali w Japonii – nie mieli przed sobą żadnych tajemnic, prawda?
Kiedy wyjaśnił jej swoją wycieczkę (oby w jakiś wiarygodny sposób), przysunęła się jeszcze odrobinę do niego, ale nie tak, aby ściskać jego cierpiący żołądek, i powiedziała:
Gustaw mu tu przyjechać. Beleth podobno mu obiecał, że może mnie wziąć do Japonii w zamian za to, że wydał naszą lokalizację. – Umilkła na chwilę, aby Fergal to przetrawił. Oby tylko nie rzygał na samo wspomnienie o arystokracie. – Andre twierdzi, że Beleth nie ma zamiaru dotrzymać tej obietnicy i że tu zostanę, ale… nie wiem, czy można w to wierzyć. W każdym razie ja się bez ciebie nigdzie nie wybieram.
Powinna mu jeszcze opowiedzieć o kłótni z Esterką, ale na to nie miała ochoty – samo myślenie o zranionej siostrze ją zasmucało. Miała nadzieję, że Andre przemówi młodej do rozumu, tak jak obiecał.
W końcu Manuela chciała uciec i z narzeczonym, i z siostrą. Zdania nadal nie zmieniła.

A tymczasem Claudia już planowała zemstę na Fergalu – razem z Doris, Marthą i Anną. Każda z czterech wampirzyc miała obiecany od Beletha związek z Rekinem: nawet jeśli tylko taki na jedną noc. A skoro sam wampir nie poczuwał się do spełnienia swojego obowiązku…
Claudia podwędziła z zapasów Schulza kilka specjalnych zastrzyków wywołujących częściowy paraliż u krwiopijców. Fergal nie chciał po dobroci?
Trudno.
Zdobędą go sposobem – nawet jeśli mało przyjemnym.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Monachium i jego okolice (Niemcy)   Monachium i jego okolice (Niemcy) - Page 4 Empty

Powrót do góry Go down
 
Monachium i jego okolice (Niemcy)
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 5Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
FamilyFriendly :: Poza Japonią-
Skocz do: