FamilyFriendly
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


Tylko dla zaprzyjaźnionych.
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  FAQFAQ  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Ayato Reiji Hana

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Reiji

Reiji


Ayato Reiji Hana Empty
PisanieTemat: Ayato Reiji Hana   Ayato Reiji Hana EmptyNie Kwi 12, 2020 9:48 am

Imię i Nazwisko:
Jego prawdziwe imię brzmi Tsuyoshi, jednakże ani nazwiska, ani nazwy rodu nie posiada.

Przykrywka:
Trudno powiedzieć, że to przykrywka, skoro tak wielu znają to imię, ale ów przydomek przywiązują do wielu rzeczy. A brzmi ono – Ayato Hana. Jednakże od czasu zawieszenia zmienił swoje imię na Reiji, więc dokumentach tkwi dokładnie - Reiji Hana. Może mało oryginalne, ale jednak zawsze coś.

Wiek:
Pomimo swojego wyglądu, posiada na swoim karku wiele lat. Urodził się około dwieście pięćdziesiąt lat temu, jednak nie potrafi dokładnie podać kiedy. Mimo wszystko wiek fizyczny, jaki posiada wynosi w okolicach 20 lat.

Wygląd:
Pierwsze co rzuca się w wyglądzie tego osobnika to jego jasne włosy, niemalże białe, jeśli chodzi o sam ich odcień. Podobno odziedziczył je po swojej matce, lecz sam nie potrafi tego potwierdzić przez fakt, że jej kompletnie nie pamiętał. Nie są jakoś specjalnie krótkie, ale do długich również się nie zaliczają. Sięgają mu aż do ramion, chociaż jako dziecko posiadał o wiele dłuższe je.
Inną rzeczą, która przykuwa uwagę są jego złote oczy. Często one były uważane za nieludzkie, jak również "potwierdzały jego skażoną krew", jak to często słyszał. Mimo wszystko niektórym wydają się być intrygujące i zaciekawiają swoją barwą, dość niecodzienną jak na czasy jego dzieciństwa. Jednakże niekiedy widać, że lewe oko bywa nieco zamglone. Jest to spowodowane wadą wzroku, ale o niej nieco później. Również to sprawia, że w niektórych chwilach nosi okulary, nadające mu bardziej starszego wyglądu. Jego twarz sprawia mylne wrażenie wieku, przez co starsi fizycznie od niego, często biorą go za nic nieznaczącego młokosa. Do pewnej chwili...
Same ciało zatrzymało się na wieku około 20. Wysokie, na 182 centymetry, szczupłe, lecz posiadające ów zarys mięśni, które zdobył dzięki treningowi. Przyjmowana co jakiś czas krew wampirza, sprawiała, że nie utracił na swojej fizycznej sprawności, jak również i swoich umiejętności. Nie licząc niekiedy blizn, czy też aktualnych sińców, jego ciało niewiele wyróżniało się.
Jeśli chodzi o strój, nie jest wybierany przypadkowo. Specjalnie przygotowane elementy, tak, by mieć swobodny dostęp do swojej broni w razie potrzeby. Niekiedy również nakłada lekki pancerz własnej roboty, który jednak nie krępował jego ruchów. Coś jeszcze? Stara się ubierać odpowiedni do dzisiejszych czasów, ale nie zawsze mu to wychodzi, bo lubi również postawić na wygodę. Dotyczy to nie tylko ubrań, co również i ewentualnej biżuterii.


Znaki szczególne:
Złote tęczówki oczu, jasne włosy, wyglądające niemalże na białe w jasnym świetle, długa, poszarpana, lecz słabo widoczna blizna po cięciu mieczem na plecach,

Zawód:
Były łowca czarownic jak również i wampirów. Jedna z osób tworząca również broń antywampirzą i artefakty. Oprócz tego zajmuje się dodatkową nauką dotyczącą chemii, ale również o najnowszych technologiach, jak również pracami w różnych miejscach.

Stopień:
Gdyby się go spytać samego, nie potrafiłby określić, jednakże wielu przypisywało do niego rangę legendy. Jednakże trudno też nazywać kogoś w ten sposób, kto aktualnie nie jest łowcą.

Wykształcenie:
Posiada umiejętności w tworzeniu antywampirzej broni oraz artefaktów. Oprócz tego posiada dużą wiedzę dotyczącą dziedziny ze strony chemii, jak również o technologiach nowoczesnych. Posiada również papierek ukończenia studiów wyższych na wydziale matematyczno-chemicznym. Również ma ukończone kilka kursów, między innymi językowych. Posiada również niemałą wiedzę na temat samej alchemii, lecz na tyle, by ją zastosować w tworzeniu broni.

Charakter:
Mogłoby się kompletnie wydawać, że jego przeszłość nie wpływała na jego spojrzenie na świat. W sumie... Byłoby to prawdziwe. Pomimo ciężkiej przeszłości i losu, który prześladował go od dnia narodzin, aktualny charakter tego łowcy niewiele się różni od tego, który miał sto czy dwieście lat temu.
Jednakże to nie jest aktualnie istotne. Ważniejsze jest skupienie się na samej jego osobowości, która mogłaby kogoś zainteresować...
Ayato to... Cóż, można by śmiało stwierdzić, że ten łowca to nieodpowiedzialna osoba, uszczypliwa, leniwa i zupełnie brakuje mu poczucia obowiązku. Zupełnie nie nadaje się do swojego zawodu, jak również do rzeczy, za które powinien się brać, jak każdy inny z jego profesją. Cud, że tyle lat przetrwał... Przynajmniej wielu się nad tym zastanawia, jak mu się udało.
Jednak... Wystarczy odpowiednia motywacja, by zaczął działać. Jest wiele czynników, które mogą pomóc w zachęceniu go do pracy. I wtedy jak się weźmie... Sporo może zdziałać. Naprawdę.
Hm... Można by też uznać, że kompletnie nie przejmuje się faktem, czy ma obok siebie człowieka, czy wampira. Nie przeszkadza mu pochodzenie danej osoby. Zabicie kogoś? Cóż... Jeśli musi... Ale nie zawsze. Nawet wtedy potrafi powiedzieć - "nie chce mi się" i całkowicie olać rozkazy.
Mimo wszystko jednak jest to osoba pomocna i opiekuńcza. Gdy postanowi kogoś wziąć pod swoje skrzydła, stara się, by owa istota miała się dobrze przy nim. Nie licząc jego charakteru i marudzenia... To potrafi być swoim przeciwieństwem! Taki bezpośredni i takie tam...
Można by zauważyć, że trudno go wytrącić z równowagi. Może przez to, że za często się uśmiecha? Jemu wydaje się, że tak nie jest. Na jego twarzy jest widoczna powaga, a zależnie od sytuacji chłodna obojętność. Nie znosi, gdy ktoś krzywdzi kogoś, kogo on uważa za przyjaciela. A podejście do miłości? Proponuję zapytać go - szybko zrobi się czerwony i zemdleje w odpowiedzi.
Ale największym tematem tabu jest jego przeszłość... A dokładniej niektóre wydarzenia z niej. Lepiej do tego nie nawiązywać, bo nawet sam nie umie powiedzieć, co by wtedy zrobił.

Rodzina:
Nieznana

Artefakt + opis działania i zdobycia:
Kryształ - niewielki błękitny kryształ. Często robi za wisior, lub inny dodatek. Przy aktywacji artefakt nagrzewa się i wtapia się w ciało użytkownika, dając mu tym samym swoją moc manipulacji grawitacją. Połączenie ukazuje się w pełni na jego plecach sprawiając, że widać kryształowe skrzydła o długości poziomo - 0,5 metra. Są błękitnego koloru i również kryształowe, jednakże praktycznie nie posiadają wagi, więc nie przeszkadzają w czasie walki. Wadą tego jest ból wiążący się z połączeniem i odłączenie z ciałem (często przez to pojawiają się rany), oraz to, że następuje zmęczenie przez używanie, ból. Jednakże, cofając się, artefakt zasklepia rany, które spowodował przy swoim pojawieniu (miejsca, gdzie wyrastały skrzydła).
Czas działania: max 4 postów (poważne uszkodzenie skrzydeł zamiast niszczyć artefakt, cofa go do pierwotnej postaci i zaczyna czas regeneracji),
Regeneracja: 5 posty,
Obszar działania: 30 metrów,
Aktualnie odebrany.

Broń anty-wampirza + opis działania i zdobycia:
Broń tego osobnika można zaliczyć do bardzo nietypowych. A mianowicie zamiast klasycznego ostrza, miecza, łuku i innych tego typów, postawił na oryginalność. Przez wiele lat, korzystając z pomocy nauczyciela, wytworzył cztery bransolety do których były przyczepione łańcuchy. Sam wytwór był z poświęconego srebrna, wzmocniony również runami i innymi substancjami już na przestrzeni lat, by przy korzystaniu broń nie zniszczyła się i nie uszkodziła po stoczonych walkach, ani też nie została zerwana przez siłę wampirów.
Same bransolety używa się, zakładając je na nadgarstki i na kostki, a owe łańcuchy sięgają na maksymalnie metr długości. Ostatnie ogniwa łańcuchów zawierają w sobie maleńkie ostrza, które z łatwością przecinają skórę przeciwnika, zadając mu spory ból. Oprócz tego, najdalsze ostrze, już większe nieco od innych, zawiera w sobie truciznę, która paraliżuje po pewnym czasie, ale również opuszcza samodzielnie ciało zranionego.
Zaletą takiej broni jest to, że może ją znosić niezauważalnie. Najczęściej chowa ją pod ubraniem, by nie zwracać uwagi, również stosując często szerokie rękawy i nogawki strojów, by mieć łatwy do nich dostęp. W stanie "uśpienia" łańcuchy oplatają jego przedramiona i łydki. Na wszelki wypadek również, by samemu nie ucierpieć, nosi na tych częściach ciała grube bandaże lub innego rodzaju zamienniki. Samym mechanizmem zwalniającym te łańcuchy są dwie linki zamontowane przy samych bransoletach noszonych na nadgarstkach. U prawej dłoni ma te, które zwalniają u góry, a u lewej te na łydkach. Same linki są niewidoczne dla ludzkiego oka i przecięte mogą zostać również łatwo, więc co właśnie jest jedną z wad. Drugą zaś jest, że za każdym razem jest zmuszony, by nakładać z powrotem je, co jest procesem trudnym i wymaga delikatności.
Sama idea takiej broni powstała, ponieważ styl walki tej osoby bazuje po części na stylu walki tancerzy łowców. Jednak również tutaj ujawnia się pewna zależność, że ową broń może wykorzystać jedynie bardzo skutecznie w samej bezpośredniej walce.
(Czas potrzebny do aktywacji paraliżującej trucizny - 1 post, Czas działania paraliżującej trucizny – 1 post)

Aktualnie ta broń przebywa gdzieś w Oświacie. Ayato posiada własnoręcznie zrobioną kopię tej broni, jednakże jest gorszą jakością oryginału. Różnica polega w rodzaju zastosowanego materiału do zrobienia tej broni, gdzie kopia często się niszczy, co wymaga ciągłej naprawy. Na dodatek jest wykonana w połowie, ponieważ to, co aktualnie posiada, nosi jedynie na nadgarstkach.

Magia:
Runy - magia średniozaawansowana - umiejętność jedynie stosowana przy tworzeniu artefaktów. Przy wyryciu odpowiednich słów, potrafi nadać danemu przedmiotowi odpowiednie im cechy. Im dłużej czasu spędzi nad pracą i im więcej dodaje run, tym silniejszy artefakt (siła i moc artefaktu ustalana z adminami).

Telekineza - magia podstawowa - jakoś szału nie ma, ta magia (po aktywacji) pozwala mu na unoszenie i przemieszczanie przedmiotów lub osób ważących do 100 kg. Wtedy również jego oczy zmieniają barwę na zieloną, co wskazuje na czas działania tej magii. Jednakże działa ona w obszarze około 10 metrów wokół niego, dlatego też ową zdolność często wykorzystuje w połączeniu ze swoją bronią.
Czas możliwości korzystania z magii: 4 posty, czas odpoczynku - 3 posty

Słabości:
Słabiej widzi na lewe oko, udaje mu się tą wadę naprawić okularami, lecz rzadko je nosi, ponieważ przeszkadzają mu w walce, a do soczewek ma niemałą awersję.
Ma uczulenie na jad osy. Wtedy dostaje wyższej gorączki i pojawia sie wysypka na całym ciele.
Nie przepada za ciemnością. Pomimo że czas, który spędził w niej sprawił, że teraz jego oczy o wiele szybciej przyzwyczajają się do mroku, spędzanie tam czasu nie działa za dobrze na jego psychikę.
Czuje się niekomfortowo w tłumie, co jest mu bardzo trudno ukryć.

Pozostałe ważne informacje:
- Oprócz wykorzystania bransolet, często dzierży w dłoniach miecz i sztylet w walce,
- Zna również sztuki walki, chociaż nigdy nie pamięta nazw ich. Jednakże jego styl bez wykorzystania broni białej opiera się na połączeniu tych umiejętności, jak również niekiedy z użytkiem magii i artefaktu,
- Jednakże nie tylko ze swojego stylu walki jest znany wśród innych. Jest to również osoba, która zajmuje się wytwarzaniem broni antywampirzej i najgorszy to nie jest. A i oczywiście tworzy również artefakty. Niekiedy jego "podpis" znajduje się na pracach tych pierwszych, używając imienia Ayato napisane runami,
- To też jest powód, dla którego nieco zmodyfikował swoją przykrywkę na Reiji Hana. Nikt nie powiedział, że tylko łowcy o nim słyszeli, wampiry aż tak głupie nie są, by nie chcieć kiedyś dorwać taką osobę,
- Jego kara skończyła się niecałe pięć lat temu, jednakże jego niechęć i duma nie pozwoliły mu na powrót do Oświaty. Jedynie co żałuje, to fakt, że nie ma swojej oryginalnej broni,
- Lubi zwinąć się niekiedy gdzieś na kanapie, z gorącym napojem i dobrą książką,
- Ma dużą wytrzymałość na ból,
- Potrafi przysnąć podczas pracy,
- Również był na studiach (3 razy), jak również wędrował po świecie, czy miał po prostu swoje życie. Nie, że tylko siedział w Oświacie i pracował, tworząc broń czy też artefakty,
- Zdarza mu się przysnąć z przytulanką i przy włączonej lampce. Ale... Cii...
- Imię Ayato nadał sobie po tym, gdy na nowo zyskał wolność,
- Poznał Pandorę 3 lata temu i właśnie w tym czasie wziął ją pod swoje skrzydła,
- Przed wydarzeniami związanymi z zawieszeniem współpracował jeszcze z wampirem o imieniu Lyuu. Podsumowując – wampir był jego informatorem,
- Lubi kolor niebieski, ale nie znosi jaskrawych za to,

Inne wasze konta:
Shiro.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Ayato Reiji Hana Empty
PisanieTemat: Re: Ayato Reiji Hana   Ayato Reiji Hana EmptyNie Kwi 12, 2020 9:49 am

Akceptuję!
Powrót do góry Go down
Reiji

Reiji


Ayato Reiji Hana Empty
PisanieTemat: Re: Ayato Reiji Hana   Ayato Reiji Hana EmptyNie Kwi 12, 2020 9:53 am

Historia:
- Jesteś kolejna... - cichy szept zmącił panującą ciszę, sprawiając, że przez ciało kobiety przeszedł dreszcz. Pisnęła cicho, tuląc do siebie małe zawiniątko. Owinęła się mocniej płaszczem i przemierzając kolejne ulice pospiesznym krokiem, jednocześnie rozglądając się wokół. Miała ograniczoną widoczność. Dla człowieka noc była często obcym zjawiskiem, niedostępnym dla niego samego. Jednakże ta dzisiejsza pora była wyjątkowo pechowa dla niej. Pomimo starań, jej los został przesądzony z góry. Bez względu na wszystko, jakiekolwiek by nie podjęła działania.
- Nie uciekniesz mi... - wymruczał tajemniczy głos tuż koło jej ucha. Kobieta wrzasnęła ze strachu i szybko machnęła ręką, w której dzierżyła prowizoryczną lampę. Płomień świecy zamigotał w niej, grożąc tym samym, że niechybnie zgaśnie, przestając również odganiać najbliższą ciemność. Jednakże sam przedmiot jedynie przeszył powietrze, nie dosięgając zamierzonego celu. Właściciela owego głosu.
- Gdzie jesteś?! - z trudem przyszło jej wypowiedzenie tych słów. Czuła jak skradał się ku niej lęk. Leniwie wwiercając się w jej nogi. Miała wrażenie, że jeszcze trochę i upadnie na kolana, bezradnie łkając nad własnym losem. Poddać się. Nie walczyć. Nie uciekać. To nie jest zły pomysł. Mogłaby wreszcie odetchnąć. I strach by minął. Cichy głosik w jej umyśle proponował jej to. Oddanie się...
- Oddaj mi się... Oddaj się cała... - mruczał łagodnie głos, tym bardziej zachęcając ją do działania swoją melodyjnością i tajemniczością.
Już miała to zrobić. Już upaść na kolana i ulec. Pogodzić się z tym. Wtedy właśnie usłyszała cichutki płacz z zawiniątka. I właśnie to sprawiło, że otrząsnęła się, wyrwana z tej pokusy. Warknęła cicho, zła na siebie, że dała się tak omamić. Poczuła się, jakby nagle siły jej powróciły z zdwojoną mocą, a chęć poddania się zniknęła całkowicie. Przyłożyła swój policzek do zawiniątka, lekko miziając istotkę tam. Chciała w ten sposób przekazać swoje uczucie wobec niej, jak również zyskać tą "moc" i pewność, że działała dobrze. Tak, tego właśnie chciała. Pragnęła, jednego i miała do tego doprowadzić...
- Zapomnij, paskudo! - krzyknęła. - Nie przegram z tobą!
Napędzana nową energią pomknęła dalej. Nawet deszcz nie był jej straszny, mimo że nasilał się coraz bardziej z każdą chwilą. Ciemność robiła się coraz to straszniejsza i lęk skradał się w jej serce. W którymś momencie wypuściła z rąk lampę, która potoczyła się kawałek dalej i rozbiła, a świeca w niej momentalnie zgasła. Straciła ostatnią rzecz, która zapewniała jej nikłe bezpieczeństwo i światło, sprawiając, że świat wokół niej stał się mrokiem. Ale właśnie to nie zniechęciło jej do dalszego działania, jedynie przytulając do siebie zawiniątko, by nadać mu własne ciepło i uchronić chociażby w tak nikły sposób. Na jej twarzy zagościł lekki uśmiech, gdy usłyszała, że płacz ustąpił, zastąpiony spokojnym oddechem zwiastującym, że istotka zasnęła.
- Nie przegrasz...? - w tej samej chwili dobiegł do niej głos prześladowcy. Drgnęła, przy okazji zatrzymując się w miejscu. Rozejrzała się wokół, przyciskając do piersi zawiniątko, które przez gwałtowny ruch obudziło się i zaczęło płakać. - Żałosna, słaba kobieta uważa, że wygra...? - niebo przeszyła błyskawica, a deszcz się wzmocnił. Jednak przez ten ułamek sekundy, gdy i ziemia została rozświetlona, ujrzała wysokiego mężczyznę. Jej wzrok nie zaobserwował twarzy, ale jednak widziała, że był odziany w czarny strój. Długie włosy... I palec skierowany ku niej.
- Jesteś całkiem zabawna - odezwał się do niej, a w jego słowach czaiła się jawna drwina z uciekinierki. - Myślisz, że mi uciekniesz? MI?! - jego śmiech rozległ się w po ulicy. - Mówiłem ci. Jesteś kolejna... Ale zapewniłaś mi zabawę... Tą swoją uroczą naiwnością... Że akurat przede mną uciekniesz...
Zaczął się do niej zbliżać. Kolejny błysk i piorun uderzył w pobliskie drzewo, sprawiając, że zapaliło się, a zarazem oświetlając całą tą ponurą scenę. Ulewa. Kobieta z dzieckiem. I nieznajomy, który ewidentnie pragnął dopaść ją. Gdy zbliżył się, widziała w blasku jego oczów tą żądzę i czającą się nieludzkość.
- Potwór - wyszeptała z trwogą. - Zostaw mnie! - pisnęła, robiąc ostatnie, do czego byłaby zdolna w tej chwili. Odwróciła się na pięcie i pobiegła dalej, tyłem do swojego prześladowcy. Było jej coraz to trudniej. Zmęczenie skradało się w jej ruchy, które stawały się coraz to wolniejsze. Oddech zdradzał, że była coraz bliżej limitu własnych sił. Nie widziała już nic. Deszcz pozbawiał ją możliwości ujrzenia najbliższej drogi, zagłuszał również wszystko inne. Nie słyszała już innych dźwięków. Nie wiedziała, gdzie jest. Ani ona, ani on. Mogła się jedynie łudzić, że dał jej spokój. Próżna nadzieja, ale... Zawsze jakaś. Mógł się znudzić zabawą w gonienie jej i byłaby wolna. Bezpieczna. Ona i najbliższa istotka jej sercu, ta, którą teraz tak kurczowo trzymała w zmęczonych ramionach i tuliła do siebie, by dać mu swoje ciepło i uspokoić.
Rozejrzała się ponownie, ogarniając jedną dłonią mokre kosmyki włosów z pola widzenia. Odetchnęła cicho. Brak obecności przyniósł jej ulgę. Poczuła nadzieję i pozwoliła sobie na uśmiech. Adrenalina schodziła z niej, lecz siła woli i chęć zapewnienia bezpieczeństwa nie tyle co sobie, a dziecku sprawiła, że zmusiła swoje ciało do dalszego działania. Tak, to był jej jedyny powód by próbowała walczyć, zrobić kolejny krok naprzód, cokolwiek... By zwiększyć możliwość ratunku, by... By czuć chociaż przez sekundę dłużej, że coś może. Cokolwiek.
Kolejna błyskawica rozdarła niebo. W tej samej chwili poczuła jak na jej gardle zaciskają się palce i traci grunt. Zaczęła machać nogami, trzymając przy piersi dziecko, by nie spadło na ziemię. Zaczęła się dusić.
- Jesteś strasznie naiwna - wymruczał. Rozpoznała głos. Prześladowca. Musiała spuścić wzrok, by ujrzeć jego twarz. Szło jej to z prawdziwym trudem. Jednak jej ludzki wzrok nie mógł zarejestrować rysów twarzy tamtego. Mogła ujrzeć tylko czerwone, lśniące oczy, które nie dało nie spostrzec. Jednak nie mogła się dłużej na nich skupić, zaczynało jej brakować powietrza. - Nie wierzę, że jeszcze są tak głupie stworzenia jak ty... Ale... Ludzie są zawsze tacy sami, prawda?
Uśmiechnął się do niej, lecz ten gest krył w sobie złośliwość i jawną kpinę z niej samej, jak również próby jakiegokolwiek działania.
- Za każdym razem bawi mnie ta naiwność - wyszeptał cicho, przybliżając jej twarz do swojej. Patrzył jej prosto w oczy, napawając się tym samym jej strachem, którego nie potrafiła ukryć. - Ludzie za każdym razem starają się sprzeciwić... Uciekać... W pewnym rodzaju to urocze. Ale z drugiej obrzydliwe - wyszczerzył zęby, ukazując przerażonej kobiecie pełne uzębienie. Mogła śmiało zauważyć, że dwa z nich zupełnie różnią się od tych, które posiadają zwykli ludzie.
- Kły... - wyszeptała z trudem, gdy uświadomiła sobie, czym są. Syknęła cicho i tym bardziej zaczęła machać nogami, by dosięgnąć przeciwnika. Dziecko w jej ramionach znów zaczęło dawać po sobie znać, zaczynając cicho łkać, lecz jeszcze nikt z tej dwójki nie skupił się na tym. - Jesteś... Demonem... - wycharczała jeszcze.
- Demonem? - zaśmiał się drwiąco. - Nazywają mnie tak. Ale wydaje mi się, że lepszą nazwą jest... Wampir... Nie uważasz, moja droga?
Nie odpowiedziała już. W płucach czuła jedynie ból przez brak cennego tlenu do przeżycia. Jej twarz zaczęła zmieniać kolor, a ona po prostu się dusiła. Obraz w jej oczach zanikał zastąpiony przez czarne plamki, powoli zapełniające pole widzenia. Jej ciało nie chciało się jej słuchać. Otworzyła usta, by przez ściśnięte gardło nałapać chociaż trochę powietrza, by wydłużyć na chwilkę swoje życie. Nie chciała umierać.
Dziecko w jej ramionach zaczęło płakać, zwracając tym samym swoją uwagę wampira. Tamten warknął głośno, wypuszczając z swojego uścisku kobietę. Ona zaś upadła na kolana i nie zważając na sam ból, tuliła do siebie małego, by go uspokoić.
- Ciii, ciii, kochanie, nie płacz - szeptała mu do ucha. Uśmiechnęła się niemrawo, jak gdyby tutaj nic złego się nie działo. Jednak... Nie mogła zapomnieć o swoim prześladowcy. Który aktualnie był mocno wkurzony na całą tą sytuację. Warknął ponownie.
- Dawaj tego bachora! - wyciągnął dłoń, by zabrać zawiniątko. Tamta przytuliła do siebie dziecko.
- Nie oddam ci go - w jej głosie, pomimo czającego się lęku, była również stanowczość. Przygryzła dolną wargę i starała się odsunąć od mężczyzny, w tym samym czasie biorąc głębsze wdechy, by uzupełnić braki tlenu.
- Tak? - prychnął cicho. - Żałosne. Wszyscy ludzie są tacy sami! Uważają, że jak czegoś zabronią, to ktoś się ich posłucha? - właśnie wtedy na jego twarzy zagościł złośliwy uśmiech, nie zwiastujący nic dobrego, a ulewa tylko potęgowała to, nadając jego twarzy bardziej przerażający wygląd. - Skoro tak...
Błyskawiczny ruch. Kobieta poczuła jedynie ból, a potem szok, gdy mężczyzna podsunął jej pod nos mokrą rzecz. Parujące, jeszcze bijące... Serce. Na ten widok zamrugała oczami, po czym spojrzenie skierowała ku wampirowi... Zanim osunęła się na ziemię. Z dziury w klatce zaczęła cieknąć gęsta krew, barwiąc ulicę swoim kolorem, jak również i zawiniątko, gdzie płakało coraz to głośniej dziecko. Jednak oprawca stracił zainteresowanie maluchem. Wpatrywał się w coraz to wolniej bijące serce, które trzymał w dłoniach jak cenny skarb.
- Piękne... - wyszeptał niemalże ze wzruszeniem. - To jest naprawdę piękne... - przytulił do siebie organ, chcąc wyrazić tym samym swoje uczucia. Na jego twarzy zagościł po raz pierwszy od dłuższego czasu ciepły uśmiech.
Cichy dźwięk przeszył powietrze. Nie zareagował. Jedynie ze zdziwieniem wpatrywał się w koniec strzały wystający z jego piersi.
- Huh? - wydobył z siebie jedynie tyle, zanim zmienił się w proch, który został rozwiany niemalże od razu. Ulica wydawała się być samotna, nie licząc trupa martwej kobiety i płaczącego dziecka, którego głos przebijał się nawet przez odgłosy deszczu, chcąc wezwać kogokolwiek do siebie.
W tej samej chwili z mroku wyłoniła się dwójka postaci. Jedna z nich trzymała w dłoniach osłoniętą świecę. Drugi dzierżył łuk. Oboje byli w długich pelerynach i powoli zbliżali się do malucha.
- Nie wierzę - warknął ten, który dzierżył broń. - Tyle go ścigaliśmy, a wystarczyła taka bzdura, by się zatrzymał - zaklął cicho, zakładając łuk na ramię. Nie przejął się nawet spojrzeniem drugiego osobnika, które wcale nie było miłe.
- Ta jest piąta - mruknął tamten, już darując sobie komentarze na temat zachowania towarzysza. Podszedł bliżej do trupa i nogą potraktował ciało tak, by je obrócić na plecy. - Ej. To ta mała czarownica, którą szukaliśmy - zawołał nagle, trochę zaskoczony tą osobą. Jednak to uczucie zniknęło, zastąpione parsknięciem. - Trochę szkoda... Już miałem dla niej przygotowany ładny stos.
Uniósł głowę, by spojrzeć na swojego kolegę i wyszczerzył do niego zęby w radosnym uśmiechu. Jednak on nie widział tego. A mianowicie pochylił się i wziął do rąk zawiniątko z płaczącym dzieckiem. Zamrugał oczami, wpatrując się w nie lekko skołowany. Co również nie umknęło uwadze.
- Gapisz się na niego, jakbyś się w nim zakochał - zakpił sobie. - A może zrobiło ci się go żal? - dodał jeszcze. - Żal dzieciaka czarownicy. To śmieszne - prychnął cicho. - Tego bachora czeka jedynie śmierć.
Na jego twarzy pojawił się wredny uśmieszek.
- A może boisz się pozbawić go życia? - wyszeptał. Podszedł do niego, nie przejmując się ani trupem, ani to, że nadepnął na serce tej kobiety. - Mam zrobić to za ciebie? - nachylił się tak, żeby mu patrzeć prosto w oczy. Jego tęczówki były zimne, nie zdradzając żadnego pozytywnego uczucia. Było widać po nim, że nienawidził tego dziecka i chętnie by się pozbył je.
- Nie... Chcę coś sprawdzić - mruknął tamten.
- Co niby? - był lekko zaskoczony decyzją tamtego. Odsunął się krok od niego, obserwując go uważnie.
- To czy przeklęta krew przejdzie na tego dzieciaka, czy może jemu uda się odpracować winę matki - powiedział do niego, otulając lepiej dziecko, by ochronić je jakoś przed deszczem. - Chcę sprawić, by został jednym z nas. Łowcą czarownic.

***
Dzieciństwo o dziwo miał spokojne. Mężczyzna wraz z małym dzieckiem zamieszał na odludziu, by nie niepokoić mieszkańców. Jednakże czas sprawił, że coraz częściej tego żałował, a emocje, które się w nim kumulowały, wybuchły zaledwie kilka lat później...
***
- Bachorze czarownicy! - rozległ się głośny wrzask, przeszywający gwałtownie powietrze. - Gdzie jesteś ty przeklęty dzieciaku? - w głosie czaiła się jedynie złość i niechęć, gdy owe słowa zostały wypowiedziane, skierowane ku owej osobie, którą właśnie poszukiwał. Mężczyzna rozejrzał się, wychodząc z pomieszczenia, gdzie aktualnie był. Niewielki budynek stojący na wzgórzu, znajdujący się na obrzeżach miasta. Wyglądał na nieco zaniedbany, ale kto by się tam przejmował? Ważne, że nadawał się jako schronienie dla tych kilku osób w nocy.
Zaklął głośno. Nie widział nigdzie tego dzieciaka. Co jedynie podrażniało go i pogarszało humor. Pogoda nie nadawała się do wychodzenia na zewnątrz, wyczuwał to już w samym powietrzu. Zbliżała się burza. Gdy uniósł wzrok, widział w oddali granatowe chmury, leniwie sunące w kierunku ich domostwa. Skrzywił się niechętnie. Nie przepadał za tą porą, miał z nią jedynie złe skojarzenia. Często kojarzyło mu się to z klątwami zesłanymi na niewinną ludność, by zniszczyć ich życie. A może tak naprawdę tak było? W tym czasie o wszystkie nieszczęścia oskarżano wiedźmy...
- Cholera jasna z nim - warknął głośno, gdy nie usłyszał nawet słowa odpowiedzi. Nie miał pojęcia, gdzie tym razem błąkał się tamten i w teorii nie powinno go to obchodzić. Umysł mu to podpowiadał, podsuwają wątpliwości trawiące go od wielu lat. Czy na pewno powinien przyjmować tego młodego pod swoje skrzydła? Mógł spełnić obowiązek, jaki nałożono na niego i sprawić, że tamtego spotkałby ten sam los, co jego matkę, gdyby tylko przeżyła... Uśmiechnął się drwiąco na wspomnienie owej nocy.
- Czy wtedy nie było takiej samej pory? - mruknął sam do siebie, idąc dalej. Pomimo negatywnych odczuć, jakie żywił wobec poszukiwanego, wolał to zrobić... Zanim zrobi to ktoś nie powołany. Ludzie z tego miasta byli bardzo przesądni i często u nich rozpalał się stos... Nie miał zamiaru pozwolić, by i tego dzieciaka to spotkało...
Pokręcił nieco głową, wyzbywając się tych myśli.
- To nie jest tak, że się przywiązałem do niego - powiedział szeptem sam do siebie. - To jedynie mój eksperyment... - jego głos robił się coraz ciższy, aż zamilkł całkowicie. Nie był teraz nawet pewien, dlaczego jego myśli krążyły wokół tych tematów. Ja się martwię? - pomyślał, po czym parsknął śmiechem na samą taką myśl. Nie, na pewno nie o to chodziło. Nie wierzył w to. Nie widział już na trochę go i zaczął się martwić? Dobry żart!
W końcu rozbawienie zniknęło będąc zastąpione przez złość. Burza zbliżała się coraz bardziej, a on... Nie miał zamiaru bawić się w wielkiego poszukiwacza. Miał już zawrócić, gdy przy pobliskim drzewie zauważył znajomą mu sylwetkę. Przez jego twarz przemknął grymas niezadowolenia.
- Chodź tutaj ty przeklęty bachorze! - zawołał, wkładając w te słowa jak najwięcej mocy zawierającej negatywne emocje. Zadziałało. Usłyszał stłumiony okrzyk i zobaczył, jak się zbliżał do niego. Otasował go spojrzeniem, gdy tylko zdyszany stanął przy nim. Niski, drobny, jasnowłosy chłopiec. Widział, że białe kosmyki sięgają mu do ramion, przez co znów pomyślał, że trzeba by się tym zająć. Jednakże najbardziej niepokojące i niezwykłe były oczy dziecka - złote tęczówki, wydające się wręcz nieludzkie. Budziły w nim nieznany lęk. I właśnie to mu przypominało, że nie miał do czynienia z kimś zwykłym. Żadne z normalnych osób nie powinno posiadać takiego odcienia... Jedynie skażona krew. Tak...
Uniósł dłoń i chwycił go za włosy, unosząc go do góry. Towarzyszył temu okrzyk bólu i widział, jak bezradnie tamten zaciskał dłonie na jego ręce, machając przy tym nogami w powietrzu.
- Puść, puść, puść - białowłosy zaczął płakać, czując narastający ból. - Proszę... - pisnął jeszcze.
- Gdzieś był, dzieciaku? - mężczyzna jakby nic nie robił sobie z tego, że sprawiał małemu ból. Potrząsnął jego ciałem, chcąc zmusić do odpowiedzi.
- Z-za l-lasem - wydukał z siebie. Głos zaczął mu się załamywać, a łzy płynąć po policzkach. Strach pojawił się błyskawicznie, wymieszany z cichym, niezrozumiałym szeptem. Tamten warknął cicho i go puścił, gdy po chwili dotarło do niego, że to litania składająca się z próśb. Z pogardy aż splunął na ziemię.
- Jesteś żałosny - warknął tamten. Nie znosił tego typu zachowania, od którego go wręcz mdliło. Ofiara błagająca o litość. Czy może być coś gorszego? - I ty nazywasz siebie facetem? Jesteś gorszy niż baba, skoro ośmielasz się wypowiadać takie słowa. Na polu bitwy nikt nie dałby ci nawet szansy na wypowiedzenie słowa, a do dopiero, by łaskawie wysłuchać twojego skomlenia.
Uśmiechnął się drwiąco, widząc, jak młodszy rozcierał obolałe gardło. Pomimo swojego wieku, był naprawdę niski, a długie, jasne włosy podkreślały to dosadnie. Już nie raz, pod wpływem alkoholu myliła się mu jego płeć, co doprowadzało do większej wściekłości.
- Co tam robiłeś? - zadał mu kolejne pytanie, starając się opanować. Coraz częściej żałował, że wziął ze sobą go. Nie potrafił pohamować tego uczucia, jak również faktu, że za często się nad tym zastanawiał. Na niego również działały złociste oczy, w tych rejonach będące kompletną nowością. A to co nowe, wzbudzało strach. Nieodłączna zasada istniejąca na tym świecie.
- B-bawiłem się... - wymamrotał cicho, spuszczając wzrok. Opuścił dłonie na ziemię, rysując jedynie wskazującym palcem prawej ręki kółka. Nie chciał się przyznawać, co dokładnie robił. Bardzo obawiał się reakcji swojego opiekuna. Wiedział, jakie emocje wobec niego żywił on... Jak również i inni. Nie chcieli go tutaj. Czekali na chociażby jedno jego potknięcie, by móc zyskać pretekst do rozpalenia stosu. Przesądy i lęki przejmowały kontrolę nad umysłem, nie pozwalając na racjonalne myślenie. Pomimo że epoka sądzenia czarownic dobiegała już końca, to miejsce nadal praktykowało te zajęcie. Trudno było to wyplenić z tak małej wioski.
- Bawiłeś się? - rozmyślania chłopaka przerwał surowy głos. - Bawiłeś się?! - powtórzył. - Ty nie masz co ze sobą zrobić, że musisz brać się za zabawę? - nie interesowało go to, że miał przed sobą dziecko. Potomek czarownicy nie zasługiwał na normalne dzieciństwo.
- Idziemy do domu - złapał go mocno za ramię i pociągnął ze sobą. Dziecko musiał szybko wstać, by nie zrobić sobie jeszcze przez tak gwałtowny czyn krzywdy. Po czym został pociągnięty już w stronę ich niewielkiego domu. Międzyczasie rozpadało się mocno, co sprawiło, że gdy znaleźli się w budynku, byli przemoknięci, co jedynie zepsuło jeszcze bardziej humor dorosłego. Jego wzrok powędrował ku młodszemu, a na jego twarzy zagościł chłodny uśmieszek, zwiastujący zarazem nieszczęście. Nim Tsuyoshi zdążył zareagować, mężczyzna złapał za pobliski nóż, a drugą dłonią za włosy chłopaka. Wyrwał mu się z płuc okrzyk przerażenia.
- Proszę nie! - krzyknął. - Nie zabijaj mnie! - serce waliło jak oszalałe, a on sam nie potrafił powstrzymać napływających ponownie łez, jak również emocji, które wpływały na niego samego. Nie chciał umierać. Ta perspektywa coraz bardziej go przerażała. - Proszę...
Jednak tamten nie miał takich planów. Jedno cięcie powietrza i poczuł dziwną lekkość w okolicy głowy. Ruszył nią i w tej samej chwili jego wzrok spoczął na podłodze, gdzie... Było mnóstwo białych kosmyków włosów. Jęknął cicho, dotykając miejsc, wyczuwając braki. Utracił długą fryzurę przez jeden kaprys opiekuna...
- Wreszcie nie będziesz mylony z dziewczyną - zakpił sobie cicho. - "Nie zabijaj mnie!" - powtórzył piskliwym głosikiem. - Żałosne - splunął na podłogę. - Posprzątaj te śmieci, dzieciaku. I przestań się mazać - warknął, widząc łzy płynące po policzkach. - Weź się w garść, bachorze.
Po tych słowach odwrócił się na pięcie z zamiarem odejścia.
- A, i od jutra będziesz uczyć się. Postanowiłem, że nauczysz się tworzyć broń. Może to sprawi, że mieszkańcy wioski cię zaakceptują. I nie, nie mam zamiaru słuchać twoich sprzeciwów.
Po tych słowach go pozostawił, by posprzątał bałagan...
***
Nastał ten dzień. Gorąc, hałas, krzyki... To wszystko mieszało mu się w głowie, powodując tym samym niemałe skołowanie. Nie był przyzwyczajony do tego typu rzeczy, jako, że został wychowany przez kilka pierwszych lat życia w ciszy i spokoju... Nie licząc wybuchów awantur ze strony mężczyzny, który zadeklarował się nim zaopiekować. Aż przełknął nerwowo ślinę, nie wiedząc, dlaczego taka właśnie była decyzja tamtego.
- Hejho! - krzyknął głośno opiekun, zwracając tym samym na siebie uwagę innych. - Zaopiekujcie się tym dzieciakiem.
- Hę? - rozległ się donośny głos. Wysoki, barczysty kowal podszedł bliżej tej dwójki, kierując swoje ciemne spojrzenie na drobnego chłopaka. - To jest ten maluch, którego chcesz przyuczyć?
- Tak - padła szybka odpowiedź.
- Jak się nazywa?
- Tsuyoshi - jasnowłosy drgnął, słysząc swoje imię. Już dawno nikt nie wypowiadał go, więc odczuł jednocześnie zaskoczenie, jak i ulgę. Nie był bezimienną istotą. Ktoś jeszcze pamiętał jak się nazywał. Mała drobnostka, a uradowała serduszko chłopaka.
- Hm... Sher - zawołał kowal, przyglądając się ostrożnie złotookiemu. Międzyczasie podszedł do nich rudowłosy, wysoki chłopak z wymalowanym uśmiechem na twarzy.
- Tak? - nawet jego głos wyrażał istną radość, co wyczuł chłopak. Lekko się wycofał, nieprzyzwyczajony do takiego zachowania. Wystraszyło go to trochę, ale otaczający go zdawali się tego nie zauważać, skupiając się na zupełnie innej kwestii.
- Weź tego dzieciaka i pokaż mu podstawy. Od dziś robi tutaj z nami - urwał, po czym dodał: - Zacznijcie od branzolet. To podstawa.
Po tych słowach, Sher skinął głową i złapał chłopaka za dłoń, ciągnąc za sobą. Tym samym również został zmuszony by udać się za nim. Obejrzał się ostatni raz za opiekunem, po czym ruszył za nim aż do kąta samego pomieszczenia. Wydawało mu się, że jest tutaj coraz to cieplej. Dziwnie się przez to czuł.
- Słuchaj, mały - odezwał się Sher, po czym zaczął tłumaczyć mu ideę początkowego tworzenia ozdób, o których wcześniej było wspomniane. Jednocześnie w głowie Tsuyoshiego zaczął malować się pewien pomysł. A mianowicie... Wykorzystanie tego do własnej zabawy! Tak, zaledwie ośmiolatek pragnął to spróbować zrobić. Dlatego też kiwał głową i przysłuchiwał się uważnie.
Od tego momentu zaczął uczyć się tworzenia różnych rzeczy, jak również i sam projekt własnej broni. Nie chciał stawiać na miecze, a coś, co mogłoby być nietypowe - taniec. Z tego wzięły się początki jego antywampirzej broni, tworzonej przez długi okres czasu... Również ten okres był początkiem szkolenia Tsu do roli łowcy czarownic.
***
Te kilka lat minęły mu bardzo szybko. Czas zajął mu nie tylko trening, który przygotowywał go na łowcę czarownic i nauka tworzenia broni, ale również trenowanie magii. Tak, pomimo tego, że nie powinien się za to brać, ośmielił się sięgnąć jako dziecko, będąc zaintrygowany tym. Nietypowe słowa, które po wypowiedzeniu pozwalały mu na unoszenie i przesuwanie niektórych przedmiotów. Dziwne, ale zabawne, przynajmniej według niego! Więc tak to było aż do szesnastego roku życia…
***
- Więc, co to tak właściwie jest? - spytał się jeszcze raz chłopak, niepewnie przyglądając się szkatułce stojącej na stole. Wyglądała dla niego na bardzo drogą, wyszukaną i ciężką. Nawet ośmielił się lekko ją dotknąć, by poczuć twardość materiału, z jakiej była zrobiona. Drewno... Mahoń. Tak mu się wydawało. Nie był wielkim znawcą w tym temacie, ale wydawało mu się być zbyt wyszukane jak na teraźniejsze standardy. No i typowo nie pasowała do skromnego pomieszczenia, gdzie znajdowali się. On i jego opiekun, który miał niezadowolony wyraz twarzy.
- Nie wiem - warknął w odpowiedzi. - Przysłali to z Klasztoru Ner. Wiesz, tego, gdzie chodziłeś się uczyć. Nie podoba mi się to.
Jasnowłosy wyciągnął swoją dłoń, by móc dotknąć tego niecodziennego daru. Wyglądało to zbyt bogato, zupełnie nierealnie. Jakby z innego świata.
- Czy to jest dzieło ludzkie? - wyszeptał cicho pytanie. Wnet mężczyzna zauważył zachowanie młodszego, co skończyło się na mocnym uderzeniu go po dłoniach. Cofnął je szybko, rozcierając obolałe miejsca, by pozbyć się szybciej piekącego uczucia.
- Nie dotykaj. Nie wiemy co to - sam po to sięgnął, otwierając bogatą szkatułkę. W jego wnętrzu, na mięciutkiej poduszce znajdował się błękitny kryształ. Starszy z nich, wyjął go ostrożnie i zaczął obracać go w palcach, jednocześnie marszcząc brwi, nieco zaniepokojony.
- Nie wygląda podejrzanie... Chyba to jakaś zapłata, albo coś - stwierdził po prostu, wzruszając ramionami. - Łapaj - rzucił mu to. Chłopak to złapał szybko, również oglądając. Nie zauważył w nim nic szczególnego.
- Weź zobacz, czy to jest coś warte - nakazał mu. - Może trochę kasy zarobisz na tym.
Szesnastolatek skinął lekko głową. Skoro tak... Nie wiedział, czemu to mu wysłali. Może zapłata za ostatnie zlecenie? Będąc w tym wieku, szło mu już całkiem nieźle tworzenie broni. Zwykle tym starał się nadrobić braki w pieniądzach, by kontynuować naukę. Nie mając ani przyjaciół, ani rodziny, postanowił się skupić na trzech rzeczach jednocześnie. Tworzenie broni, nauka czytania i pisania, jak również i szkolenie na łowców czarownic. Już jako czternastolatek był zmuszony, by spalić miłą staruszkę, oskarżoną o trucie innych. To prawda? Nie wiedział. Ale mieli podobno przeciwko niej jakieś dowody, które umożliwiły te działanie. No i również nasiliło się samo polowanie, przez co naukę dziwnej umiejętności, jak nazywał w myślach ową magię, pozostawił na boku.
Ale wracając do danego tematu, pomiędzy tymi przemyśleniami, zdążył udać się do znawcy i dowiedzieć się, że to nie jest dużo warte. Zaskoczyło go to, zwłaszcza, gdy przypomniał sobie, jak wyglądało samo opakowanie kryształu.
Jednak nie mógł wiele poradzić na to, więc po prostu kupił zwyczajny sznurek i zrobił sobie z tego wisior. Pomimo bez wartości, jakoś w duchu czuł, że nie potrafiłby się pozbyć tego. Po prostu szybko się przywiązał do zwykłego przedmiotu... Pozornie.
O jego właściwościach było mu dane dowiedzieć się w bardzo bolesny sposób. Wystarczył miesiąc i samotne miejsce, w którym się skrył, płacząc. Nawet on nie potrafiłby wytrzymać tak długo faktu, że oceniali go, przez pryzmat jego zmarłej matki i niewiadomego pochodzenia ojca. Dlatego też siedział i ściskając mocno kryształ, próbował się wypłakać.
To sprawiło, że przegapił moment połączenia się z nim. W jednej chwili zauważył, że już go nie dotykał, przez co wystraszył się, że go zgubił. Ale czas nie dał mu możliwości rozejrzenia się za nim. Ból, który go przeszył, był tak ogromny, że momentalnie stracił przytomność. Gdy wreszcie się ocknął, był obolały, ale błękitny kamień nadal tkwił w jego dłoni. Wymęczony wrócił do domu, nie myśląc za bardzo nad tym, co się stało. Ale... Jednak nie mógł tego przeoczyć. Krew na plecach i ubiorze, przedziurawionym w dwóch miejscach. Był zaskoczony, przerażony... I zarazem zaintrygowany. Nie zwierzając się nikomu z tego, próbował przywołać sam efekt, codziennie próbując aktywować nieznajomy mu przedmiot. Tak, w tamtym momencie zrozumiał, że nie miał do czynienia ze zwyczajną rzeczą, z którą zarazem nie powinien się deklarować. Ale ciekawość z ryzykiem wygrała. Więc ćwiczył. Kolejne aktywacje nie były miłe. Musiał się przyzwyczajać wystarczająco do bólu, by móc wykorzystywać możliwości tego przedmiotu. Dopiero po trzech latach prób, udało mu się po raz pierwszy wykorzystać moc otrzymanego kryształu.
Jednakże, jego życie nie ułożyło się tak, jakby chciał. Albowiem w wieku dwudziestu lat, został pochwycony i oskarżony o używanie magii, jak i współpracę z demonami. Ktoś widział jeden z jego treningów i doniósł. Jego kariera łowcy czarownic została zgaszona kilkoma słowami, a życie zmieniło sie o sto osiemdziesiąt stopni...
***
- Przestań! - krzyk przesycony bólem i strachem wypełnił błyskawicznie powietrze. - Puszczaj mnie! Zostaw! - zaczął nawijać coraz więcej słów, by tylko trafić na to jedno, które zmusi nieznajomego do puszczenia go. Z trudem przeniósł swoje złote oczy na owego osobnika. Wysoki, sięgający jakiś dwóch metrów mężczyzna. Jego twarz zasłaniała szara szmata, która również tłumiła głos, z pewnością mając za cel ukrywanie prawdziwej tożsamości. Widział również jego posturę, którą potrafił aktualnie opisać tylko jednym słowem - wielka. Na więcej nie potrafił się zmusić, gdyż był zajęty walką o każdy oddech, który miał przedłużyć jego aktualnie zagrożone życie. Tak, grube paluchy tamtego zaciskały się coraz to mocniej na szyi białowłosego, grożąc, że może się to skończyć jak najgorzej dla niego.
Sekundy zmieniały się w minuty napiętego oczekiwania i cichej walki o ocalenie własnego życia. Nie odzywał się, jednak wbijał własne palce w rękę tamtego i machał nogami, próbując dosięgnąć tamtego. Jednakże to na nic się nie zdało. Wystarczyło zaledwie półtorej minuty, by zawisł bezwładnie, pozbawiony wszelakich sił do działania. Jego twarz robiła się coraz bardziej fioletowa, zdradzając tym samym, że dopływ krwi i tlenu jest już na skraju wyczerpania.
Jednakże w tej samej chwili został puszczony. Upadł na kolana i zaczął pocierać obolałe gardło, biorąc głębsze wdechy, by zniwelować rwanie w płucach. Mimo wszystko, mógł zaledwie przez chwilkę cieszyć się owym spokojem, albowiem jego niedoszły oprawca wymierzył mu kopniaka skierowanego w żebra.
- Nie odzywaj się do mnie - warknął, widząc, jak tamten zgina się z bólu, dotykając dłonią obolałego miejsca. Brał szybsze wdechy, lecz starał się opanować, co również męczycielowi dało do zrozumienia, że białowłosy był przyzwyczajony do bólu. Skrzywił się mocno.
- Utrudniasz sprawę, bachorze - mruknął sam do siebie. - Będzie... Ciężej. Ale ja już sobie dam radę.
Chwycił go za jasne włosy i zaczął ciągnąć, idąc przed siebie. Oczywiście, nie zważając na ból, który powodował tamtemu. Nawet nie odwrócił się, by zobaczyć w jakim jest stanie...
Po kilku minutach takiej wędrówki, zatrzymał się przed wejściem do piwnicy. Westchnął cicho i puścił na chwilkę tamtego, by móc otworzyć drzwi. To dało czas ofierze, by unieść wzrok. Jego złote oczy zarejestrowały jedynie nogi mężczyzny, jak również drzwi o czarnej barwie. Wydawały mu się bardzo solidne... Ale nie skupiał się już więcej na nich. Zaczął się rozglądać, biorąc głębszy wdech. Próbował się podciągnął na łokciach, by potem mieć możliwość wstania. Działał odruchowo, zupełnie zapominając o sytuacji, w jakiej się znajdował. Błąd. Uderzenie, jakie zarobił w plecy z kopniaka ostudziło jego zamiary i sprawiło, że opadł na ziemię plackiem. Czym ja sobie na to zasłużyłem? - spytał się sam siebie w myślach. - Ittaj... Boli... - oddychał powoli, ale równomiernie, by chociaż tak zniwelować jakieś odczucia bólu. Ale w tej samej chwili został złapany za strój i usłyszał jak drzwi zostały otworzone. Z trudem uniósł głowę, jedynie po to, by jego oczy ujrzały nieprzenikniony mrok.
- Posiedzisz sobie tutaj, to zmiękniesz... O ile przeżyjesz - zaśmiał się paskudnie, wrzucając go do środka. Po tych słowach zamknął z trzaskiem drzwi i zasunął je, po czym odszedł.
Białowłosy podciągnął się z trudem, mrugając. Ludzkie oczy miały problem z przystosowaniem się do mroku, gdzie nie wpadało ani jeden promyk słońca czy nawet księżyca. Na dodatek ból głowy, pleców i żebra nie pomagał w całej tej sprawie. Niepewnie pomacał te miejsce i odetchnął z ulgą. Nie były złamane. Szczęście w nieszczęściu. Obstawiał, że nawet nie raczyliby się nim zainteresować, a wręcz przeciwnie.
Wziął głębszy wdech. Cholera... Ciemno tutaj - pomyślał z niechęcią. Rozejrzał się, ale to nic mu nie dało. Wydawało mu się, że panowała tutaj głucha cicha cisza. Jego słuch nie potrafił wychwycić nawet szmeru. Nic. Z lekka go to przerażało, wydawało mu się to nienaturalne.
W tej samej sekundzie poczuł jak czyjaś ręka oplotła go w pasie i podniosła. Wywołało to w nim zaskoczenie, pomieszane z przerażeniem. Odruchowo zaczął się wiercić, chcąc uwolnić się z tego stanu. Skończyło się to mocnymi syknięciami bólu, które i tak zostały zagłuszone przez drugą dłoń, która zasłoniła jego usta. Nie mógł nawet krzyknąć.
- Przestań się ruszać - usłyszał ciche warknięcie przy uchu. Kto to? Co to? Gdzie? - gorączkowe myśli chodziły mu po głowie, sprawiając, że jego oddech przyspieszył. Chłodny dotyk nieznajomego tym bardziej go niepokoił. A potem tylko poczuł odchylenie głowy i oddech nad szyją... A potem ukąszenie i przelewający się ból w dane miejsce. Momentalnie zachwiały się pod nim nogi, powodując odczucie utraty sił. Gdyby nie mocny uchwyt tamtego, upadłby na ziemię. C-co się dzieje...? - pomyślał nieprzytomnie.
- P-przestań... - wykrztusił z siebie. Tylko tyle było go stać. Bał się. Jego lęk jedynie się podsycał, sprawiając, że zaczął dopuszczać do siebie ewentualną perspektywę śmierci. W tym mrocznym miejscu, zabity przez zupełnego obcego... Z taką łatwością... To bardziej bolało, niż ból związany z stworzeniem dziwnej dla niego rany... Słabo mu było...
- Zakończ to - donośny rozkaz przebił się przez te warstwy bólu i lęków, które ogarniały jego umysł. Wtedy poczuł, jak nieznana siła obejmuje jego ciało. Nie potrafił opisać tego słowami, ale... Wydawało mu się, że wokół jego kończyn owijają się macki... Wraz z zetknięciem się z jego ciałem, przejęły kontrolę nad kończynami jasnowłosego. Fala bólu zalała go, gdy został zmuszony do uderzenia napastnika pomimo własnego stanu pod takim kątem, że o mały włos nie zadał sobie większych obrażeń, powiększając swoje obrażenia. Mimo wszystko zadany cios odniósł skutek - nieznajomy oderwał się z sykiem, patrząc na niego... Lśniącymi, czerwonymi oczami.
Nie mógł się nadziwić. Nie dano mu tego czasu, ponieważ nieznana siła znów pokierowała nim wbrew jego woli, wymuszając tym samym, by przeprowadził kolejny atak - tym razem kopniak z prawej nogi, wycelowany w brzuch tamtego. Cel trafiony, tamten uderzył o ziemię, sycząc z niezadowoleniem.
- Dlaczego? - jedno słowo. I to nie skierowane do Tsu, tylko do istoty za nim, którą nie mógł dostrzec. Zrozumiał to w tej samej chwili, gdy odezwał się. W duchu czuł, że nie był uważany za zagrożenie... Więc co nim było?
Odpowiedź nadeszła szybciej niż sądził.
- Ponieważ pozwalasz sobie na samowolkę - chłód zawarty w głosie sprawiał, że chłopakowi wydawało się, że jego krew zaczęła zamarzać w żyłach. Takie odniósł wrażenie. Nie widział twarzy żadnego z nich, ale... Wystarczyła ta krótka chwila, by wiedział, że miał przerąbane do reszty.
Również działanie mocy jakby z niego opadło. Macki cofnęły się, sprawiając tym samym, że złotooki upadł na ziemię jak worek ziemniaków. Ból powrócił z zdwojoną siłą, przypominając, że już wcześniej został wymęczony przez ludzi. Do tego doszły te po zadawaniu ciosów i pulsujący w szyi... Anemia i migrena jednak tutaj górowały, zmuszając go tym samym do wytężenia wszystkich zmysłów, by cokolwiek zrozumieć z tej dziwnej rozmowy. Nie udawało mu się. Efekt jego starań sprawił, że pozostała energia w nim zniknęła w mgnieniu oka. Utracił przytomność.
Gdy się ocknął, pierwsze co odczuwał, to pulsujący ból w karku. Syknął cicho, unosząc dłoń do tego miejsca. Wyczuł jeszcze krwawiące zranienie... Przeraziło go to. Jak również dotarł do niego, że był o wiele bardziej osłabiony niż wcześniej. Wystraszył się, że oślepł, zanim wspomnienia z wczoraj wróciły do niego, co nie zdołało uspokoić bicia jego serca.
- Nasza księżniczka się obudziła - usłyszał ciche mruknięcie przy uchu i poczuł, jak ono zostało polizane. Wzdrygnął, próbując się odsunąć, pomimo wątpliwych sił, ale nawet tego nie mógł. Został błyskawicznie otoczony ramionami i przyciągnięty do chłodnego ciała. Mimowolnie zaczął drżeć, nieprzyzwyczajony do takiej temperatury.
- Gdzie się księżniczka chciała wybrać? Czyżby na spacerek? - cichy śmiech jeszcze bardziej go przestraszył. Nie mógł go ujrzeć. - A może gdzieś indziej? Jednak... Nie mogę cię puścić... - miał wrażenie, jakby został wąchany. To jest straszne i zarazem obrzydliwe - pomyślał jeszcze. Złe myśli. Powinien zastanowić się, jak uciec. Ale czy mógł?
- Nie wypuszczę - powtórzył tamten, jakby usłyszał jego myśli. - Tak dawno nie mogłem posmakować ludzkiej krwi... Wiesz, zagłodzą nas tutaj - dodał, a w jego głosie było słychać wyrzut. - Są okropni. I nawet nie mogłem skosztować cię pierwszego, bo jakiś pies dorwał się - tutaj było słychać jedynie pogardę skierowaną do osoby, o której ledwo co wspomniał.
- Byłem głodny... - padło w odpowiedzi. - A on tak słodko pachniał...
- Nie obchodzi mnie to - wtrącił się od razu, nie chcąc wysłuchiwać dalszych słów wyjaśnień, które osobiście uważał za zwykły bełkot i żałosne tłumaczenie się. Za to bardzo chętnie trzymał w ramionach jasnowłosego, nie przejmując się zupełnie jego stanem.
- Zapomniałeś, kiedy tutaj był ostatnio człowiek - do nietypowej wymiany słów dołączył się trzeci, bardziej kobieco brzmiący głos. - Nie dziw się, że piesek się od razu rzucił na świeżą krew. Sama bym tak zrobiła, ale... Nie mam zamiaru zniżyć się do takiego poziomu - zaśmiała się drwiąco.
- Nie porównuj mnie do psa - warknął tamten.
- Czemu? Skoro nim jesteś? - padła odpowiedź kobiety.
Złotooki drgnął lekko, co wyczuł trzymający go osobnik. Usłyszał zirytowane westchnięcie tamtego.
- Oboje jesteście niewychowani, więc przymknijcie się wreszcie - warknął głośno. - Słuchajcie. Jeśli któryś z was go zabije, osobiście się go pozbędę, idioci. Nie mam zamiaru rezygnować z świerzej krwi przez wasze wydziwianie. Zrozumieliście?
Tamci nagle ucichli, mrukając coś w odpowiedzi, czego Tsuyoshi nie dosłyszał, lecz wywołało satysfakcję i sprawiło, że został jeszcze bardziej przytulony. Niefajnie... Nie rozumiem tego. Ale... To mnie przeraża... Cokolwiek się tutaj dzieje, sprawia, że coraz bardziej się boję... Pomacał ranę na szyi, wyczuwając pomiędzy krwią ślady po dwóch dziurkach. Syknął cicho, gdy je dotknął, powoli coś sobie uświadamiając... Nie pamiętał, kiedy je zdobył. Ze strachu rozszerzyły mu się powieki, a puls jedynie przyspieszył. Miał świadomość o pierwszym ugryzieniu... Ale skąd drugie? Pustka w głowie...
Nie mógł się zdołać nawet zastanowić, ponieważ poczuł mocniejszy uścisk w ramach reakcji na przyspieszenie pulsu.
- Spokojnie, nie dam ci umrzeć - mruknął nieznajomy mu do ucha. - W końcu jesteś... Naszą szansą. Już dawno nie mieliśmy tutaj czystej, ludzkiej krwi... To takie cudne, że istoty, które nas uwięziły i się nas obawiają, tak chętnie nas dokarmiają... - po tych słowach odchylił głowę jasnowłosego i ugryzł go.
Nowa fala bólu zalała chłopaka, sprawiając, że jego ciało wygięło się, a w oczach pojawiły się łzy. Przed oczami zaczęły latać mu wspomnienia z jego życia. Czekała go tu śmierć? Czy może coś nawet gorszego od niej.
- J-jesteście... Czarownikami... - wykrztusił z trudem, gdy wreszcie wspomnienia dopasowały mu się do wiedzy. Jednakże na te słowa w odpowiedzi usłyszał parsknięcie śmiechem tej trójki. Wtedy poczuł, jak trzymający go się oderwał od niego i przysunął swoje usta do jego ucha, trącając je lekko językiem.
- Mylisz się dzieciaku. Jesteśmy wampirami. A teraz... Pokażę ci, jak bardzo jest błędnie nas przyrównywać do takich miernot - po tych słowach po całym pomieszczeniu rozległy się krzyki Reiji'ego pełne przerażenia i bólu pomieszane z śmiechem pozostałych.
Powrót do góry Go down
Reiji

Reiji


Ayato Reiji Hana Empty
PisanieTemat: Re: Ayato Reiji Hana   Ayato Reiji Hana EmptyNie Kwi 12, 2020 9:55 am

***
Stawało się to rutyną, że ból zaczął mu towarzyszyć wszędzie. Ból w piwnicy, przy trójce nieznajomych wampirów. W myślach nazywał ich odpowiednio Pies, Kobieta, Przywódca, by móc ich rozróżnić. Nie widział ich twarzy, mógł jedynie skupić się na głosach tej trójki, by wiedzieć, kto się odzywa.
Jego sytuacja była jedna - zabawka w rękach wampirów. Pili z niego krew, mimowolnie również poznając wspomnienia chłopaka. Niektóre ugryzienia pamiętał. Inne nie.
Oprócz tego "zabawiali się" nim w różnoraki sposób, co często kończyło się krzykami złotookiego. Jednakże i tak byli łagodni w porównaniu z tymi, z góry. Uwięzienie pokazało, jakie są z ludzi... Prawdziwe bestie.
Liczne przesłuchania, mające na celu, by przyznał się do winy. Gdy milczał, bito go, kłuto, nadpalano mu skórę, krojono żywcem, wyrywano paznokcie, podtapiano w wodzie wymieszanej z różnorakimi lekami... To tylko nieliczne rzeczy, przez które przechodził, by wymusić na nim przyznawanie się do winy. Również to miało inny cel... Powolne wyniszczanie osobowości... W celach znanych jedynie sobie.
Coraz częściej trafiał do piwnicy z narastającą anemią i coraz większymi ranami. Utrata krwi przez różne tortury, jak również i bycie pożywieniem dla trójki wampirów, odbiła się na nim bardzo widocznie. Do tego dochodziło niewłaściwe odżywianie się. Podrzucali mu i pozostałym resztki jedzenia wymieszane z różnymi substancjami niewiadomego pochodzenia. Raz nawet truciznę... Ale została ona wykryta wystarczająco wcześniej, by nie zrobić mu krzywdy.
Mimo wszystko to był proces powolnego umierania. Widzieli to wszyscy, jak z czasem Tsuyoshi stawał się wrakiem człowieka, cieniem dawnego siebie. Wydawała się to być już perspektywa czasu, gdy jego życie się zakończyłoby, a iskierka w nim tkwiąca zgasła na wieki.
Ale los chciał dla niego inaczej. Wampirom nie spodobało się, że mieli stracić swoje źródło świeżej krwi, tak innej od wampirzej, którą mieli do tej pory. Zwłaszcza, że nie "wrzucano" do mrocznego pomieszczenia innych ofiar. Dlatego też, najbardziej ironiczne w tym w wszystkim, że to właśnie oni chcieli zachować go przy życiu. Oddawali mu swoje porcje jedzenia, by odzyskał chociaż trochę sił. Starali się bandażować rany, które się dało. Lecz i to nie mogło poradzić na fakt, że ciągle cierpiał na anemię. Wody coraz bardziej brakowało, więc przerzucili się na dawanie mu własnej krwi. Nikt z nich jeszcze nie wiedział, jak to mogło w późniejszym czasie poskutkować.
Powoli jednak pojawiały się zmiany w nim. Picie krwi samych krwiopijców odbiło się na jego ciele. Dla towarzyszów nie było to zauważalne, te z powolna drobne zmiany były odczuwalne dla samego poszkodowanego. Odzyskiwał siły, a jego regeneracja wzrosła... Lecz to nieliczne zmiany, które zaistniały.
Z dnia, na dzień, pomimo odnoszonych obrażeń, udawało mu się odzyskiwać ową energię, a ta skrajna egzystencja przeradzała się powoli w jego myślach na chęć do powrotu. Mała iskierka buntu, która w nim się naradzała, sprawiała jednocześnie, że wszystkie życzenia i marzenia zmieniały się w jedno - pragnienie odzyskania wolności. Nieważne jak. Jakimi sposobami. Ale, by dotrzeć do tego celu, czul w sercu, że był gotów poświęcić wszystko i wszystkich.
Szansa się otworzyła dla niego zaledwie miesiąc później, wraz z pojawieniem się pewnego kamienia w mrocznej piwnicy. Przypadek? A może, ktoś specjalnie to podrzucił? Był dostarczony wraz z porcją jedzenia... I dobrze, że nie miał wtedy za dużo sił, bo jeszcze by sobie połamał zęby, sądząc, że to część pożywienia. Jednak chwilka zastanawiania się... Dotykania... Ba, polizał to nawet, by mieć pewność i zarazem pokonać szok narastający w jego umyśle. Tego nie dało się pomylić z czymś innym. Nawet nie widząc go, był prawie pewien, że to ten sam kryształ, który otrzymał jako nastolatek. Niezwykłej mocy przedmiot, który... Po aktywacji pozwalał mu na manipulowanie grawitacją.
Jednakże nie wykorzystał go jeszcze teraz. Czekał na pewną chwilę, która byłaby zarazem jego jedyną szansą. Takie było jego odczucie w duchu. Nie powinien zwlekać za długo. Zachowanie ludzi, jego oprawców... Stawało się coraz to gorsze, jakby się z czymś spieszyli. Dlatego też przystąpił do działania w chwili kolejnego "przesłuchania". Kamień ukrył w lewej dłoni zawiniętej warstwą materiału... Chwila... Jedna chwila, gdy znów wyjdzie na rażące go słońce...
***
Blask promieni słonecznych ponownie go oślepił. Chodzenie pomiędzy kompletnym mrokiem, a jaskrawym otoczeniem było dla niego normą w tym czasie, jednakże zarazem oszałamiało jego umysł i wzrok na chwilę. Tak było i tym razem, przez co był zdolny myśleć dopiero, gdy był ciągnięty w stronę pokoju przesłuchań. Syknął cicho, zaciskając mocniej dłoń na kamieniu. Da radę? Nie da? Obawiał się, że jego plan nie wypali, co skończy się jedynie porażką i utraceniem nadziei na wolność. Przełknął ślinę.
- Co się tak guzdrzesz? - usłyszał warknięcie przy swoim uchu i poczuł uderzenie w głowę, tak, że go zamroczyło. Musiał wziąć głębszy wdech, by się opanować. - Cholerny czarownik - warknął jeszcze tamten i ponowił cios, tym razem pięścią w żebra. Jęknął cicho jasnowłosy, chcąc opanować narastający ból i delikatnie wolną dłonią pomacał owe miejsce. Nie wyczuł, by było złamane, ale jednak coś zostało naruszone. Nie znał się na tym... I nie było czasu, by się skupić na obrażeniach, o których nie miał pojęcia. Postanowił w duchu, że potem się tym pomartwi.
- Co jest? Masz problem jeszcze? - kolejne słowa i skierowane ku niemu ciosy, które musiał przyjąć na swoje słabe ciało. Nie doszli jeszcze na miejsce, a już było mu dane bycie maltretowanym.
- Nienawidzę takich jak ty. Ale spokojnie... Twoja śmierć złagodzi moją nienawiść - powiedział do niego chłodno, puszczając go i kopiąc mocno w brzuch. Poczuł ból, a potem wypluł krew. Kaszlnął raz, po czym spojrzał na swojego dręczyciela. Złote oczy były skupione całkowicie na nim. Ich intensywność i barwa jeszcze bardziej rozwścieczyły napastnika.
- Zaraza na ciebie - syknął, przymierzając się do kolejnego ciosu. W tej samej chwili, Reiji zareagował, zaciskając mocniej dłoń na krysztale i skupiając się na nim mocno. Zareagował, nagrzewając się lekko, a potem wtapiając się w ciało. Jęknął głośno, czując, jak całe ciało przeszywa ból, a potem kolejny, gdy z pleców zaczęło mu COŚ wyrastać. Powoli, błękitny kryształ, rozrywał materiał nędznego ubioru na plecach, wyłaniając się w postaci skrzydeł.
Mężczyzna przy nim zamarł, obserwując z boku zmiany w więźniu. To co widział, wydawało mu się nieznane i zarazem wzbudzało w nim dotąd niespotykany lęk. Przełknął ślinę, przygryzając dolną wargę.
- D-demon - wyjąkał, gdy wreszcie i jemu, z pośród krwi, było dane ujrzeć skrzydła tamtego. Przeżegnał się. - P-prawdziwy demon... - wycharczał z trudem, gdy dotarło do niego, że jasnowłosy próbował podnieść się o własnych siłach. Nie zaatakował. Strach zawładnął nim, sprawiając, że cofnął się o krok.
- Przeklęty... Te oczy... To na pewno one... - mamrotał sam do siebie. Jego odwaga i chęć zabicia zniknęła błyskawicznie, przez napotkanie się na coś niecodziennego. Przełknął ślinę. - Cholera jasna... Nie mogę bać się podmiotu diabła - zebrał się w sobie w końcu, zamierzając zadziałać. Ruszył krok, a żądza krwi narastała. Błąd.
Usłyszał śmiech z ust swojej ofiary. Cichy, ledwo słyszalny wręcz... śmiech szaleńca. Powoli podnosząca się osoba... Jednak, czy to wyglądało, jakby wykorzystywał własne siły? Nie wiedział. Strach opanowywał jego pole widzenia, omamił zmysły, zawładnął ciałem. Przegrał, nim walka się zaczęła.
- Oh... Boli... To tak boli... Już dawno tego nie czułem... - usłyszał ciche mruczenie. - Taki odmienny od tego... - zachichotał cicho. Szaleniec. Jeden czynnik wystarczył, by tak wpłynąć na niego i skomulować dotychczasowe wydarzenia w całość...
- Ale mam dość - odezwał się po chwili milczenia. - Nie chcę już tak cierpieć. Rozumiesz? Budzić się codziennie z bólem, zasypiać... Mieć go za towarzysza... Zawsze i wszędzie... Ciekawe, ile człowiek mógłby znieść... - zachwiał się na nogach, przez co przymknął powieki, by złapać jeszcze trochę sił i oddechu. Wampirza krew działała lepiej, niż ktokolwiek by się spodziewał, ale obrażenia odniesione do tej pory działały swoje.
- Czas to piekło zniszczyć - mruknął sam do siebie.
- Co, co ty chcesz zrobić? - nagle tamtemu powrócił głos. Wyciągał ku złotookiemu rękę, chcąc go pochwycić za ciuchy.
- Za późno - po tych słowach mężczyzna upadł na ziemię. Nie wiedział co się dzieje, ale nie mógł się podnieść. Na dodatek... Czy mu się wydawało, czy z pomieszczeniem też coś się działo? Nie zdążył się zastanowić. Poczuł uderzenie i utracił przytomność.
Białowłosy nie zaprzestał używania mocy. Jednak nie widział efektów. Jego powieki były całkowicie zamknięte, jedynie skupiając się na wykorzystywaniu mocy artefaktu na całym polu działania. Zwiększał coraz bardziej i bardziej grawitację... Zanim sam nie odczuł, że utracił przytomność. Zarejestrował jedynie głuchy dźwięk i ból, przy którym zdawało mu się, że jego ciało płonęło. Potem już jedynie przyjemna ciemność...
Gdy się ocknął, znajdował się na pustej i otwartej przestrzeni. W dłoni trzymał kryształ, który wykorzystał wcześniej... A gdy się podniósł, ujrzał jedynie stosik jakiś przypadkowych ubrań, trochę jedzenia i wody, jak również karteczkę. Sam odczuł, że jego obrażeniami ktoś się zajął.
Potarł czoło, próbując zrozumieć co się dzieje. Dlatego też sięgnął dłonią po karteczkę i przeczytał ją szybko. Na jego twarzy zagościł krzywy uśmieszek, a wolna ręka mimowolnie powędrowała do szyi, gdzie wyczuł dwie małe ranki.
- Trzymaj się, młody. Dzięki za wyciągnięcie nas. Obyśmy się już nie spotkali. Ps. Masz trochę rzeczy, które przydadzą ci się - przeczytał po cichu. List nie był podpisany, a sam charakter pisma był... Niezwyczajny. Nie napotkał się na coś takiego. Ale rozumiał, do kogo to należało. Dlatego też podarł wiadomość i zaśmiał się głośno, rozkładając ramiona i kładąc się z powrotem na ziemię. Był wolny. Wreszcie, po całym tym koszmarze mógł zaznać znów świeże powietrze. To było cudne uczucie, ale zarazem... Smutne. Tsuyoshi stracił całkowicie sens własnego istnienia. Nie potrafił go odnaleźć na teraz. Gdy do niego to dotarło, automatycznie radość zniknęła, a w złocistych oczach pojawiła się pustka. Zmusił się ledwo co do ubrania i zjedzenia, po czym, trzymając mocno ukochany kryształ, udał się przed siebie... To jedno wydarzenie pozwoliło mu również zrozumieć, że krew, którą mu podawano, nie była zwyczajna. Cokolwiek to było – dawało siłę. Dlatego też, pierwszy rok od odzyskania wolności, starał się zdobyć więcej informacji na ten temat. Chwilowe zajęcie, lecz nie zdołało ono zgasić w nim tej pustki, która powstała przez wcześniejsze wydarzenia.
***
Drugiej magii nauczył się pewien czas po tym jak odzyskał wolność. Sama chęć nauki była spowodowana tym, że pragnął zapomnieć o wydarzeniach, które wyryły się w jego pamięci w wręcz idealny sposób, wpływając tym samym po części na jego psychikę. Istny wrak człowieka, splugawiony, poharatany, bez celu i sensu własnego istnienia... Życie już go nie obchodziło. Co mu ono da, jak powrócić po tym wszystkim do normalności? Nie dało się... Uważał, że dla niego to już koniec.
Wędrując przez opustoszałą uliczkę, natrafił na małą księgarnię. Nie wyróżniała się niczym od pozostałych sklepów wokół, jednakże to właśnie ona przyciągnęła uwagę jego pustego spojrzenia, co również sprawiło, że tam zawitał. Powolne, ostrożne kroki, popchnięcie drzwi i nagle znalazł się w krainie książek. Zapach kartek przypomniał mu o dzieciństwie, a w panującej szarości zaczął dostrzegać znajome elementy, co wywoływało chwilowy uśmiech na jego twarzy. Po raz pierwszy od tak dawna... Już zapomniał, jak się to robi. Zdrętwiałe mięśnie z trudem odtwarzały tak znaną mimikę, która wcześniej nie sprawiała problemów, by się pojawiła.
Gdy odwrócił wzrok, by skupić się na szybie, prawie załkał. Odbicie samego siebie, jakie ujrzał, idealnie odzwierciedlało jego uczucia. Istny obraz nędzy. Pogrążone oczy, puste spojrzenie, zgarbiona postawa. Kosmyki włosów błąkające się bez celu po jego twarzy, nadając mu tym samym upiornego wyglądu, dopasowując się do jego bladości... To nie był ten sam radosny chłopiec, który uczył się z zapałem. Wiedział to. A widok tylko utwierdził w fakcie, że był cieniem dawnego siebie.
Jego spojrzenie powędrowało ku innemu miejscu. Chciał się oderwać od rzeczywistości, a będąc tutaj... Czy była mu dana ta szansa? Szansa na powrót do świata prawdziwego, by móc na powrót stać się sobą?
Wziął głębszy wdech. Skierował swoje kroki dalej, ku głębszej części sklepu. Jego wzrok wodził po najróżniejszych tomidłach, od zbiorów przepisów, bo książkach o takich tytułach, których nie potrafiłby powiedzieć, nie łamiąc przy tym sobie języka. Wokół nich wędrował, póki... Nie zatrzymał się przy tej jednej, jak na komendę. Zaskoczony własnym zachowaniem, rozejrzał się nieufnie... Nikogo nie widział. Nie potrafił dostrzec przynajmniej. Dlatego też wziął kilka głębszych wdechów i czekał na jakąkolwiek podejrzaną reakcję. Mimo wszystko... Nic. Kompletnie nic. Nie stało się to, co oczekiwał... Właściwie na co? Nie potrafił zrozumieć, czego się obawiał.
- To już nie są czasy... - wymamrotał do siebie, w połowie zdania urywając. Pokręcił lekko głową, chcąc jakby pozbyć się frustrujących go myśli. - To już nie są te czasy... - wypowiedziane słowa wydawały się mieć dla niego istotne znaczenie. Tsuyoshi przygryzł dolną wargę, mając ciągle wlepione oczy w jedną z książek. Gdyby ktoś go obserwował z boku, zdawałoby się, że bał się sięgnąć po księgę, jakby po tym jednym ruchu miało stać się coś strasznego. Mimo wszystko przełamał się.
Chwilka później i trzymał w dłoniach tomidło. Było ciężkie, a na dodatek nie posiadało tytułu, czy autora. Wpatrywał się w nie niepewnie, zastanawiając się, co go skusiło, by sięgnąć po nie. Mimo wszystko to zrobił. I obracał ją, chcąc zobaczyć czy z boku lub z tyłu o czymś nie ma.
- Naprawdę dziwna... - nie rozumiał, po co ją wziął. Dlatego też zrobił jedyną rzecz, jaką mógł teraz. Otworzył ją.
Przywitał go rząd różnorakich liter, znaków, symboli czy rysunków od których zakręciło mu się w głowie. Po prostu... Nie zrozumiał znaczenia tego.
- To jakiś język? - dziwnie było rozmawiać z samym sobą. Ale... Był swoim jedynym towarzyszem. Jeśli nie zaufałby sobie... To nie miałby komu. Wzięły go teraz takie refleksje... Nie wiedział nawet skąd mu się to wzięło. Co ma ufanie i książka do siebie? - Chyba tak... - odpowiedział cicho sam sobie.
Wziąć? Nie wziąć? Dręczyły go teraz dylematy. Nie potrafił się nawet zdecydować na taki wybór... Który powinien być z pozorów łatwy. Lecz... Z drugiej strony, czy gdyby był, to by się zastanawiał? Myśli kompletnie nie dawały mu spokoju, sprawiając, że krążył po różnorakich tematach, kompletnie nie związanych z zagadnieniem, nad którym powinien się teraz skupić. Zarazem one zbliżały się ku niebezpiecznemu tematowi, jakim były jeszcze nie tak dawne wydarzenia...
W tej samej chwili rozległ się huk. Tsuyoshi podskoczył w miejscu, wystraszony. Rozejrzał się wokół, tuląc do siebie książkę i szukając wzrokiem źródła tego hałasu.
- Przepraszam, przepraszam - usłyszał nagle cichy głos, za którym powędrował jego wzrok. Jego złote oczy ujrzały niską, przygarbioną staruszkę o rozpuszczonych, falistych włosach do pasa w odcieniu szarości. Zauważył, że miała na sobie niebieskie kimono, nie wyróżniające się specjalnie niczym. Chodziła boso.
- Naprawdę przepraszam - dodała ponownie. - Ale niestety, robię się coraz bardziej niezdarna... - wymamrotała, zbierając z ziemi zawartość pudełka, które najwyraźniej niosła, a wypadło jej... Cóż, tak zrozumiał z tej krótkiej obserwacji nieznajomej kobiety. Patrzył na nią nieco skołowany. Przez własne rozmyślania nie widział wcześniej jej obecności... Trochę go to zaniepokoiło.
- O, widzę, że panu spodobała się ta książka - powiedziała do niego, gdy już pozbierała swoje rzeczy do pudła i wzięła go do rąk.
- Nie, nie... Po prostu ją wziąłem...
- Naprawdę? Niech pan przejrzy, może panu przypadnie akurat do gustu. Jest dość... Niezwykła... Ciekawy wybór... Przypadek? A może nie... - mruczała do siebie, nie przejmując się faktem, że nie była sama.
Po tej wymianie słów udała się dalej, zostawiając go samego. Złotooki zamrugał parę razy oczami, zastanawiając się, co tak właściwie się stało. Nie zrozumiał kompletnie, co miała tamta na myśli.
Mimo wszystko postanowił zaryzykować i skupił swoją uwagę na wybranym dziele. Miał teraz wrażenie, jakby jej słowa miały ukryte znaczenie, którego jednak nie umiał dostrzec. Minuta namysłu... Która skończyła się na tym, że nie wpadł na nic szczególnego, co by pomogło mu zrozumieć jakieś ukryte znaczenie... A może go po prostu nie ma? - pomyślał nagle. Dziwne odkrycie... Ale może właściwe?
Westchnął cicho. Przełożył ciężar na jedną rękę, drugą pomagając sobie, by przewracać dalej. Nie zamknął jej wcześniej, o czym dopiero teraz sobie przypomniał. I po trochu zrozumiał, słowa tamtej.
Jego wzrok powędrował ku dalszym treściom... Nadal to samo. Niezrozumiałość dla jego umysłu budziła w nim chęć, by się zająć zrozumieniem zawartości. Nietypowe obrazki powoli, lecz skutecznie przyciągały jego uwagę. Przełknął ślinę. Nie rozumiał. Ale nie potrafił się zarazem oderwać od tego, by odłożyć na miejsce i pójść we własną stronę. Toczył w sobie wewnętrzną walkę i...
Skończyło się na tym, że lekko zawstydzony stał przy kasie, tuląc do siebie księgę. Przygryzał dolną wargę, czekając na kogokolwiek, kto mógłby go obsłużyć...
- Rany, rany - usłyszał cichy, miły głos. Odwrócił głowę w tamtą stronę, patrząc na zbliżającą się staruszkę. Nie trzymała już w dłoniach wcześniejszego pudełka. Zostało ono zastąpione małym koszykiem z ciastkami własnej roboty. Sam koszyk postawiła na pustej półce za sobą, zanim skierowała łagodne spojrzenie ku Tsu.
- Więc się zdecydowałeś? Dobrze, dobrze - pokiwała lekko głową, wyrażając tym samym swoje zadowolenie wyborem młodzieńca. - Myślę, że ci się bardzo spodoba - wymruczała jeszcze kilka słów, których już niestety, ale nie dosłyszał. Zamrugał parę razy oczami, ale nie spytał się o nie.
- Tak... - odparł, chcąc oddać jej tą księgę. - Ale nie stać mnie na nią - dodał jeszcze z ukrywanym mocno żalem. . I tutaj spotkało go niemałe zaskoczenie. Widział, jak wyraźnie tamta kręciła przecząco głową, odmawiając brania jej.
- Huh? - przekrzywił głowę. Sam nie zrozumiał.
- Weź sobie ją - powiedziała staruszka. - Nie musisz płacić.
- Dlaczego? - ścisnął mocniej książkę, tuląc ją do siebie. Decyzja tamtej była... Nietypowa. Przynajmniej dla niego. Mimowolnie ucieszył się w duchu z tej decyzji. Ale czy na pewno? Mogła się zaraz rozmyślić i tego się obawiał.
- Uważam, że powinieneś ją mieć. To mi tak podpowiada - uniosła dłoń i przyłożyła do piersi, gdzie znajdowało się jej serce. - Myślę, że pasuje do ciebie - uśmiechnęła się do niego łagodnie.
- N-naprawdę? D-dziękuję pani... - wymamrotał, wyraźnie skołowany jej zachowaniem. Nietypowe wydarzenie. Mało kiedy się przecież zdarza, gdy ktoś daje coś za darmo zupełnie obcej osobie. Ma w tym ukryty cel? - pomyślał, zerkając na sprzedawczynię. Jednakże nie wyglądała mu na taką, by myślała o jakich złych zamiarach. - Może po prostu chciała być miła... Chociaż nie rozumiem dlaczego.
- Nie ma sprawy - machnęła lekceważąco dłonią.
- Dziękuję... - powtórzył. - Do widzenia - dodał jeszcze, żegnając się z nią i szybko opuszczając księgarnię. Przemierzając przez ulice, tulił do siebie księgę i pierwszy raz od dawna uśmiechał się radośnie.
Staruszka, po tym, gdy jasnowłosy opuścił jej lokal, wydobyła z siebie przeciągłe westchnienie i potarła dłonią czoło.
- Dziwny dzieciak... - mruknęła sama do siebie. - Przylgnęło go akurat do tej książki... Nie sądziłam nawet, że ją jeszcze mam - podeszła do półki, sięgając po koszyk, który tam wcześniej położyła. Uśmiechnęła się lekko. - Ciekawe, czy on wybrał ją... Czy ona jego - dodała jeszcze, zerkając na półkę, gdzie leżał wcześniej przedmiot, który teraz trzymała w dłoniach.
- Jest wyblakły, ale ciągle tutaj - dotknęła palcami półkę, wyczuwając żłobienie, tylko jej dobrze znane. - Runa... - urwała nagle i wzięła głębszy wdech, udając się wgłąb sklepu, by zająć się inną pracą.
***
Czas Tsuyoshi'ego zapełniła całkowicie księga. Rano, popołudnie, wieczorem - każdą wolną chwilkę, jaką znajdował, przeznaczał na wertowanie jej i uczenie się znaków i symboli na pamięć, jak również, i na rozszyfrowanie znaczeń, dopasowując je do tego, co już znał. Nie wiedział wtedy, że miał do czynienia z runami, a co dopiero magią, traktował to jako obcy język z innego kraju.
Sama nauka na pamięć całego dzieła zajęła mu dwa lata. Po tym czasie, potrafił wyrecytować wszystkie znaki stamtąd z pamięci, jak również nazwać je, czy narysować. Jedno zajęcie, a sprawiło, że z chęcią powrócił ponownie do rzeczywistości, zajmując się również wcześniejszymi zajęciami, zapewniając tym samym rozwój jego umiejętności i coraz większy rozgłos...
Wracając. Przez przypadek odkrył, że nie miał do czynienia ze zwyczajnym językiem.
Było to zwykłe, letnie popołudnie. Ptaszki śpiewały, wiatr wywoływał szum liści, słonko świeciło, a Tsuyoshi... Siedział w swoim małym mieszkanku. Właśnie skończył tworzenie nowej broni i był niezwykle zadowolony z tego. Dlatego też postanowił sprawdzić własną wiedzę na temat nieznanego języka, którego się tak pilnie uczył. Jego wybór zakończył się na próbie zapisywania słów o takim samym znaczeniu, co i w piśmie, w którym normalnie się porozumiewał z innymi.
- Spłoń... - wymruczał do siebie, by nie zapomnieć tego, co chciał zapisać. Udało mu się zebrać pióro, atrament, kartki... I zaczął ostrożnie, jak również powoli skrobać odpowiednie znaki w całkowitej ciszy.
Gdy oderwał się przy ostatnim machnięciu, stało się coś niebywałego dla niego - kartka, zaczęła nagle płonąć! Krzyknął, wystraszony, lecz nim zdążył zareagować, ogień zgasnął, a zamiast papieru - był tylko popiół.
- Co jest... - wymruczał cicho, patrząc skołowany raz na pióro, raz na resztki. Aż przetarł powieki, chcąc się upewnić, że się nie przewidział. Mimo wszystko obraz nie wydawał się być mu iluzją.
- Dziwne...
Wziął pustą kartkę, postanawiając powtórzyć poprzednią czynność. To samo słowo. Z tym samym efektem, co wprowadziło go w coraz większe skołowanie... Ale i podsyciło ciekawość. Nie spotkał się z czymś takim jeszcze, a nie potrafił się powstrzymać pokusie, by posprawdzać więcej możliwości...
Wiele niewypałów. Mało sukcesów. Lecz powoli i skutecznie, poświęcając się nauce, udawało mu się. Na początku kartki. Potem wpadł pomysł, by próbować wplątywać to w przedmioty, próbując stworzyć coś podobnego, co posiadał i sam. Niebieski kryształ, z którym się nie rozstawał.
Samą książkę spalił, gdy wykuł na pamięć. Obawiał się, że mogłaby wpaść w złe ręce, odkąd zrozumiał, że ma z czymś niecodziennym do czynienia. Ale wracając... Również poszukiwał książek o podobnej tematyce, chcąc uczyć się więcej o runach. Tworzyć przedmioty, gdzie potem dowiedział się, że noszą nazwę "artefaktów". I oczywiście, jego pierwsze zajęcie - tworzenie broni.
Międzyczasie został przyjęty do łowców wampirów i tam dowiedział się o tych wszystkich nazwach. Zgodził się dołączyć, ciesząc się, że jego umiejętności nie są określane jako "czarna magia", a zostały docenione. Ta nauka również trwała przez większość życia i nadal by trwała... Gdyby nie pewne wydarzenie.
***
Biel. Czerń. Dużo spojrzeń rzucanych z góry. Pogarda. Chłód. Niechęć. Tak dużo emocji w tak małym pomieszczeniu. Był przez nich wszystkich otoczony. Siedzieli na wysokich krzesłach, przyglądając mu się uważnie, rejestrując również jego zachowanie, chcąc zauważyć chociaż najmniejszą chwilkę załamania, zwątpienia lub też strachu, by móc potem to wykorzystać przeciw niemu. Każdy szczegół dotyczący jego osoby.
Mimo wszystko, zamiast panikować, rozejrzał się z zaintrygowaniem po pomieszczeniu, jak gdyby nic. Rozpoznał je - bywał tutaj niekiedy, by przesłuchiwać wampiry, które zostały przechwycone i nie zabite od razu. I oczywiście to przypomniało mu, że nie za bardzo przepadał za braniem udziału w takich wydarzeniach. Nie kręciło go torturowanie i słuchanie wrzasków pełnych bólu ofiar, które już po wielu godzinach męki godziło się z własnym losem, często gorszym niż sama śmierć. Skrzywił się mimowolnie na te myśli i niemalże w tym samym momencie naszło go wspomnienie. Kto tutaj był ostatnio? Chyba ta wampirzyca, która wyglądała jak dwunastoletnie dziecko. Przetrwała zaledwie godzinę, pełną bólu, krzyków... Był jednym z "asystentów", a bardziej osobą, która być musiała, by spisać raport. Przed oczami stanął mu obraz krwiopijczyni, zanim zmieniła się w pył. Nie przypominała siebie w ogóle. Krew, siniaki, zanieczyszczone rany, złamane kości... To tylko nieliczne z rzeczy, które przeżyła.
Pokręcił lekko głową, po czym przyłożył dłoń do czoła, pocierając je lekko. Był zmęczony już samymi myślami, a co dopiero będzie, gdy nadejdzie odpowiednia chwila? Nie potrafił sobie odpowiedzieć. Ale sam fakt, że akurat tutaj przyprowadzili nie świadczył o niczym dobry.
- Czy z łowcy stałem się nagle przestępcą? - mruknął sam do siebie, po czym skierował swoje złote oczy na lewo i na prawo. Widział ludzi, którzy go tutaj przyprowadzili. Oboje nosili na sobie maski zakrywające ich tożsamość. Właściwie... Zastanowiło go to lekko. Uniósł głowę, patrząc na tych wszystkich ludzi, patrzących na niego z wysokości... Bez wyjątku. Każdy z nich miał ubraną maskę. Na ten widok przygryzł nieco dolną wargę, mając złe przeczucia. - Głupie pytanie - odpowiedział cicho sam sobie. Po tym co zrobił, trudno byłoby, by go inaczej traktowano. Jego złote oczy spoczęły na srebrnych kajdanach, które mu założyli. Nie wyglądały tego typu na pieczętujące moc wampirów, ale... Chyba miało to zablokować aktualnie jego magię. Wolał jednak nie sprawdzać tego, lepiej nie pogarszać dotychczasowej sytuacji, która i tak kiepsko się malowała.
Planują mnie zabić? I wcześniej najpierw torturować na oczach tak wielu? - pomyślał Tsuyoshi, kręcąc lekko głową na samą myśl. Co by im to dało? Nie potrafił sobie odpowiedzieć na to. Ale zniżenie go do rangi takiej, jakiej tutaj były wampiry to nie był dobry znak.
- Wydajesz się być zaskakująco spokojny - usłyszał nagle. Zamrugał oczami i odwrócił się w stronę, z której padły owe słowa. Jego złote oczy spoczęły na człowieku w masce przedstawiającej sowę. Był właśnie to ten, który go prowadził. - Zaskakujące...
- Czemu tak uważasz? - spytał się go natomiast. Nie czuł się tak, jak to określił tamten. Myśli nie dawały mu spokoju, a w duchu przyszły wyrok go przerażał. Właściwie mogło to być wszystko. Nawet to... Że go zabiją.
- Stoisz sobie jak gdyby nic - odpowiedział rozmówca, nie mając pojęcia, co naprawdę kłębiło się w głowie Tsuyoshi'ego. - Słyszałem, ze poddali cię wcześniej przesłuchaniu. A to zwykle miło się nie kończy.
- Dziwne jest to, że nie masz na sobie praktycznie ran - nagle do tej małej rozmowy włączył się drugi z strażników. - Obstawiałem, że zmaltretują cię do reszty. A tutaj jedynie kilka.
- Huh? - nie bardzo rozumiał, chociaż na ich słowa wzdrygnął. Przypomniał sobie, jak wyglądało przesłuchanie. Akurat takie rzeczy to wolałby pozapominać. Szkoda, ze się nie dało od tak, by wymazać tę część pamięci. Dzięki temu w najbliższej przyszłości by mu to tak nie ciążyło jak teraz.
Jego aktualny stan był taki tylko i wyłącznie dzięki magii leczenia. Początkowe "przesłuchania" nie wyglądały na miłe, jednakże niewielu o tym wiedziało. Kto przy tym był? Pamiętał na pewno dowódcę. Ale resztę kojarzył już przez mgłę. I nawet nie chciał sobie przypominać jak to wyglądało, jedynie ugryzł się lekko w język, powstrzymując się siłą woli. No właśnie, wola. Gdyby nie ona, mógłby być tutaj wrakiem człowieka. "Przesłuchiwanie" tego typu wymagało dużo jej. Mimo wszystko... Nie udało mu się wyjść z tego bez uszczerbku. Jego lewe oko było opatrzone dość dobrze i poddane bardziej szczegółowemu leczeniu. Mimo wszystko, tylko tyle zrobili. Odmówili dalszej pomocy, odkąd okazało się, że nie straci go.
- No tak... - ciągnął pierwszy z nich. - Ale sam się wkopałeś - mruknął tamten. W końcu dotarli. Na sam środek tego pomieszczenia, gdzie pozostawili samego białowłosego. I ku jego zaskoczeniu, ściągnęli mu kajdanki. Zdziwiony nieco tym postępowaniem, potarł obolałe nadgarstki. Czy coś sprawdzali? Może nie byli pewni tego, że jest godny zaufania? Chcieli wiedzieć, czy będąc wolnym i usłyszawszy wyrok, nie zaprotestowałby? Bali się go zabić, by nie mieć potem brudnego sumienia? Za dużo pytań... A tak mało odpowiedzi. Bądź co bądź wziął głębszy wdech i uśmiechnął się, podnosząc swój wzrok. Zdrowym okiem obserwował tą jedną osobę przed nim, która wstała. Dowódca. Nawet pomimo zakrytej twarzy rozpoznałby go wszędzie. Głos, sposób poruszania się, gesty... Tego i tak nie dało się wyrzec.
- Ayato - cichy głos rozległ się po całym pomieszczeniu. Na dźwięk również tego imienia zmrużył nieco oczy. Nie spodziewał się, że wypowie akurat te... I już powstały szepty na sali. Te lata życia sprawiły, że stał się znany wśród innych łowców pod tym właśnie imieniem... Jedno słowo, które ich tak poruszyło. Z ponurą satysfakcją obserwował to wszystko. Czyżby Pan Dowódca zapomniał się? Kogo miał przed sobą?
- SPOKÓJ - warknął głośno i trzasnął dłonią w blat przed nim. - POWIEDZIAŁEM: SPOKÓJ! - zdenerwował się. Wszyscy nagle zamilkli, jakby rzucono na nich czar. Cisza, która zapadła, sprawiła, że Tsuyoshi słyszał bicie własnego serca, nie mówiąc już o oddechu. Atmosfera zrobiła się o wiele cięższa niż wcześniej, a przynajmniej takie odniósł wrażenie. Uśmiech zniknął z jego twarzy, zastąpiony obojętnym wyrazem twarzy.
- Dziękuję - mruknął mężczyzna, gdy już sobie uświadomił, że nikt więcej się nie ośmielił odezwać. Zakaszlał. - A więc... Wracając... - jego spojrzenie spoczęło na oskarżonym. Jasnowłosy miał wrażenie, że ono przeszywa go na wylot i aż wzdrygnął w duchu. Wolał porzucić świadomość, w której wyobrażał sobie, że tamten widział jego duszę i wszelakie myśli.
- Ayato - zaczął ponownie i tutaj się zawahał, chcąc jakby dodać coś więcej. - Ayato - powtórzył, a białowłosy zrozumiał, że postanowił zrezygnować z wymieniania pozostałych "imion", pod którymi był znany, nawet to powszechne. Pozostawił jedynie te, które każdy z nich miał okazję poznać dobrze. Dlaczego? Chciał mu oszczędzić resztę? A może bardziej ośmieszyć i dobić, wiedząc, że to jedno słowo wystarczy, by każdy wiedział, kim jest skazany?
- Na podstawie zebranych dowodów, jak również i... - dowódca zaczął swoją przemowę, co sprawiło, że Tsuyoshi automatycznie zaczął się nudzić. Dziwne, ale pomimo tego, że sytuacja była naprawdę poważna nie potrafił inaczej, a jego myśli automatycznie powędrowały ku wydarzeniu, przez które stał właśnie tutaj...
Była to ciemna, pochmurna i zimna noc, jedna z wielu w danym czasie. Śnieg leżał na ziemi w niewielkich ilościach, jednakże ta ilość wystarczała, by zasłaniać lód na ulicach, który w swej złośliwości zaskakiwał nieostrożnych, fundując im tym samym nieprzyjemny wypadek. Czyli po prostu jeden z zimowych dni, a raczej nocy. Ludzie wygodnie sobie spali w domach, a on? On... Cóż, stał przed opuszczonym budynkiem... Nie, nie stał. Walczył z dwójką wampirów krwi D. Od może... Kilku minut? Jednakże wlokły się one tak, że wydawało się całej tej trójce, iż minęło o wiele więcej czasu.
- Cholera, czy on się nie męczy? - warknął jeden z nich po dłuższej chwili milczenia i wymiany ciosów, wściekły na daną sytuację. Żaden z nich nie potrafił dosięgnąć tego osobnika, a co gorsza dla nich, tylko oni byli ranni z dość niecodziennej broni łowcy, jakby nie dało się uniknąć ostrzy łańcuchów. Dla nich to nie było już możliwe.
- Mam go dość - mruknął drugi, sycząc z bólu. Chwycił się za krwawiące ramię. Rana nie chciała się zagoić. Piękno antywampirzej broni. Na dodatek zawarta w nich paraliżująca trucizna... Trochę czasu i oboje padli, a potem zostali wykończeni, zmieniając się już w sam proch. Nic ciekawego. I tak właśnie uważał łowca, gdy przeciągając się, ułożył swoją broń tak, by nie zawadzała mu podczas biegania.
- A ja mam was dość, a jakoś z tym muszę żyć - rzucił niechętnie. Nuda. Nic ciekawego się nie działo. Zabicie takich płotków nie wymagało większej filozofii, a mając możliwość korzystania z wszystkiego, co posiadał sprawiało, że... Było zbyt prosto. Nawet za bardzo. Dlatego też przeciągnął się lekko.
- Ja się robię za stary chyba - powiedział do siebie, kończąc już zawijanie broni. - Za łatwo było pokonać tą dwójkę. Eh... - pokręcił lekko głową i odgarnął niesforny kosmyk włosów. Uśmiechnął się drwiąco. Pomimo że to właśnie on teraz dowodził, postawili go na "straży" tego miejsca, mając dopilnować, by nikt tam nie wszedł i nie wyszedł z celów. Najwyraźniej to było najtrudniejszym zadaniem i wymagające jego osoby. Wyglądało mu to na zwykłą misję, by pozbyć się kłopotliwych krwiopijców, którzy ostatnio robili za dużo szumu wokół siebie. Z tego co pamiętał jasnowłosy, ostatnim ich celem był niepubliczna szkoła podstawowa. A efekty tego...
Pokręcił głową, nie chcąc zaprzątać tym sobie głowy. Widok ofiar nie robił na nim aż takiego wrażenia. Ważniejsze było to, że ledwo co udało się tym na górze zatuszować to tak, by nie wyszło na jaw, że to robota wampirów. I właśnie wtedy padła decyzja dotycząca pozbycia się tego "gniazda".
Kończąc już poprawiać swoją broń postanowił poczekać na pozostałych członków. Oparł się o ścianę budynku, wzdychając cicho. Miał wrażenie, że trochę poczeka sobie na innych. A potem pozostanie zdanie raportu i wolne na kilka dni, zanim zaś ktoś sobie o nim nie przypomni. Wiedział, że teraz... Cóż, taki los. Długowieczność robiła swoje, a aktualnie nikt nie potrzebował specjalisty w jego dziedzinie. Nie tutaj. Trochę dziwne, ale również i prawdziwe. Przekonał się na sobie.
Nagle powietrze przeszył głośny wrzask, co sprawiło, że drgnął i wyprostował się nagle.
- Melanie?! - zawołał, a w jego głosie zawarło się zdziwienie. Uniósł swoje oczy, by skierować je ku budynkowi, a wyraz jego twarzy ukazywał zdezorientowanie, jak również i rodzący się niepokój przez zaistnienie niespodziewanego czynnika. Nie powinno do tego czegoś dojść. Przynajmniej nie w jego rozumowaniu.
Niewiele zastanawiając się nad skutkami decyzji, wbiegł do środka. Budynek od środka wyglądał niewiele lepiej niż na zewnątrz. Ściany przedstawiały liczne znaki zużycia, jak również i obecności innych osób tutaj. Pomalowane ściany farbami, przedstawiające nie tylko różne malowidła, lecz również i napisy, często skierowane ku rządzącym lub też łowcom, o wulgarnym przekazie. Sufit, który w przeszłości był biały, zszarzał, a liczne pęknięcia na nim groziły zawaleniem się w każdej chwili. Na podłodze walały się różne śmieci zmieszane z krwią. Ludzką? Zwierzęcą? Można było tylko zgadywać. Jakakolwiek by nie była, zapach był obrzydliwy. I przez właśnie takie miejsce łowca szedł coraz dalej...
- Melanie! - wiedział, że to głupota, wołając kogoś na głos. Zdradzał tym samym swoją pozycję. Jednakże nie teraz było mu to w głowie. Wampiry i tak wyczuwały bardzo szybko zapachy ludzi, a czas nie pozwalał na spokojne przemyślenie sprawy. Krzyk się powtórzył, co sprawiło, że przyspieszył kroku. Jego oddech stał się szybszy niż wcześniej, w myślach czaiły się rosnące obawy. Co się dzieje? - pomyślał wtedy, zatrzymując się. Było cicho... Stanowczo za cicho. Niepokój jedynie narastał przez wystąpienie czegoś, co nie powinno mieć miejsca.
Ruszył się ponownie. Kilka kroków dalej postawionych. Nie rozumiał co się stało. Nie usłyszał już więcej głosów. Jednakże to milczenie było właśnie najgorsze w jego rozumowaniu. Zdradzało każdy jego oddech, bicie serca... Już dawno tego nie odczuwał. Ta niepewność. Ten lęk. Do dziś to potrafił przywołać. Te emocje. Uczucia. Ale wracając...
Intuicja kazała mu się zatrzymać przed pewnymi drzwiami. Nie wiedział, czemu akurat nimi, lecz tak właśnie się stało. Oczywistość i tyle. Bądź co bądź, rozwinął ostrożnie łańcuchy na rękach. Mechanizm "zwalniający" został już zużyty. Wiedział, że po powrocie będzie musiał nałożyć linki. Teraz pozostawało mu uważać, by przez przypadek nie zostać zranionym przez własną broń. Zaśmiał się ponuro w myślach. Nie czas na takie głupoty!
Przygotowany do tego, po raz ostatni jeszcze dotknął miejsca, gdzie powinien być wisior z błękitnym kamieniem. Ostatnim czasem rzadko kiedy sięgał po pomoc tego przedmiotu. Powodem było to, że nie potrzebował tego w swoich zadaniach. Ale teraz sznurki były puste. Artefakt był aktywny od pewnego czasu. Możliwe, że wtedy kierowała nim przezorność, ale teraz... Cieszył się, że go miał. Uśmiechnął się niemrawo, sam do siebie. Nie skupiał się już na innych doznaniach. Ciężar skrzydeł był wyczuwalny. Jak również i chłód spowodowany przez rozerwanie materiału. Wzdrygnął. Piękno zimy w postaci niskiej temperatury dawało po sobie znać.
W takim stanie też, udało mu się wbić do pomieszczenia. Nie dbał już o dyskrecję, chcąc skupić się jedynie na tym, co sprawiło, że zrezygnował ze swojego stanowiska. Widok, który zastał... Spowodował w nim chwilowy szok, który mógł kosztować utratę życia.
- Melanie... - wyszeptał w końcu.
Dziewczyna z trudem skierowała swój wzrok na przybyłego. Jej oddech był płytki. Ubrania zakrwawione i potargane. W jej kąciku ust znajdowała się krew. Ciepła ciecz spływała jeszcze na szyję tamtej, tworząc efekt jeszcze bardziej mroczniejszy niż wcześniej. Najgorsze były oczy. Czaiły się w nich jednocześnie strach, szaleństwo, zrezygnowanie... Które zabłysły na widok jasnowłosego, widząc w nich swoją szansę. Przełknęła ślinę i powoli, na czworaka zbliżyła się do mężczyzny. Uchwyciła się jego nogawki, po czym podciągnęła się wyżej, chcąc zwrócić jego uwagę. Uśmiechnęła się mrocznie, widząc wreszcie, jak złote tęczówki skupiają się na niej. Wyrażające nadal szok.
- Prze... Przegraliśmy - wycharczała z trudem. - Oni... Mają tutaj... Szlachetnego... - puściła jego nogawkę, upadając na ziemię. - Nie... Nie... Nie wiedzieliśmy - dodała jeszcze. Wypowiadania coraz więcej słów wyraźnie ją męczyło. Brała coraz głębsze wdechy, zdradzając tym samym, że jej stan pogarszał się.
- Pro... Proszę... Zabij... Zabij... Skończ to! - po tych słowach padła całkowicie na ziemię. Odgłos uderzenia wreszcie go obudził, przez to podskoczył. Skrzywił się, po czym klepnął się mocno w oba policzki, by rozbudzić się całkowicie i pozbyć tego szoku. Nie było to proste. Jednakże tutaj pomogły już lata doświadczenia... Dzięki czemu odwrócił się na pięcie i wybiegł z pomieszczenia, zostawiając kobietę samą.
Miał wrażenie, że biegł na szaleńca. Przemierzając korytarze, nie zatrzymywał się nigdzie. Jak również i nie spotykał tutaj innych przeciwników. Nie rozumiał tego. Gdzie są? Co robią? Nie potrafił ich znaleźć. Intuicja wariowała mu w tym miejscu. Niezliczone pomieszczenia, które sprawdził nie zawierały tego, co szukał. W jego umyśle już narastało się pytanie... Co potrzebował? Czego? Dlaczego to robił? Stracił panowanie nad sobą i własnymi reakcjami, a nawet nie potrafił wpaść na powód, dlaczego też to tak się stało... Widok dziewczyny? Jej słowa? Lęk zakorzenił się w jego duszy niczym chwast, rozrastając się coraz to bardziej wraz z upływem czasu. Miał wrażenie, że krążył w kółko... Labirynt? Wszystko wydawało się być monotonne... I to właśnie sprawiło, że zatrzymał się. Zmusił swoje ciało do tej jednej rzeczy. Było to trudne, napędzane przez pierwotne instynkty, nie chciało słuchać rozkazów płynące z mózgu. Po chwili mu się udało, zatrzymać... Przygryzł dolną wargę. Bicie serca było najgorsze... Oddech przyspieszył. Miał już spróbować zrozumieć, co się dzieje... Gdy wtedy poczuł mocne uderzenie w potylicę.
Ostatnie, co widział były oczy Melanie. Krwistoczerwone oczy... Nowego wampira, błagającego o przebaczenie... Po tym zemdlał.

- Ayato Hana - ostry głos wyrwał go z wspomnień, przywracając do rzeczywistości. Zdrowe oko skupiło się jednakże na ziemi, nie na mężczyźnie, który aktualnie bardzo nad nim dominował. Zacisnął lekko dłonie. Po tych wydarzeniu został znaleziony przez innych łowców. A potem... Było już tylko gorzej.
- Zostajesz oskarżony o zdradzenie łowców na rzecz wampirów, współpracę z nimi, jak również wymordowanie swoich towarzyszy - ogłosił, wypowiadając te słowa niebywale chłodnym tonem. Jedno zdanie, a wywołało cichy szum. Szepty. Wrogie spojrzenia. Oskarżycielskie spojrzenia. Westchnął cicho. W jednej chwili z bohatera zmieniłem się w wroga... - pomyślał jeszcze. - Czy masz coś do powiedzenia, na swoją obronę?
- Mówiłem - odezwał się, unosząc głowę. - Mówiłem, że nie wiem co się stało. Opisałem wszystko... - dotknął miejsca, gdzie był bandaż. Torturowali go po tym wszystkim. Jego rodacy. Osoby, które uważał za towarzyszy...
- Karą za takie przewinienia jest jedynie śmierć - kontynuował tamten, jakby nie usłyszał słów -Jeśli chcieli go zabić, czemu wyleczyli? No, prawie. Ale zawsze coś. - Jednakże... Ze względu na to kim jesteś... Nawet jeśli zdrajcą - To nie jest prawda - pomyślał spanikowany. Nie mógł tego zrobić. Nie wierzył w to. Ale... Do czego mogło dojść, gdy stracił przytomność? I co się wtedy stało? Mógł jedynie spekulować sam ze sobą. Melanie... Czerwone oczy... - twój wyrok będzie zmieniony. Nie zostaniesz zabity. Ale zostaniesz zawieszony na trzydzieści lat w działalności łowców. Twój artefakt i broń zostaną odebrane, a ty zostaniesz wywieziony. Jeśli nas zdradzisz jeszcze raz wampirom, zginiesz. Będziesz obserwowany - ogłosił. Białowłosy poczuł, jak serce mu zamiera. Ukochana broń. Jego artefakt. Dwa przedmioty, które cenił sobie, zostaną wydarte z jego długiego życia. Złote oko rozszerzyło się w szoku, a w usta otworzyły się, chcąc wypowiedzieć słowa sprzeciwu. Wypuszczali go? Zabierając mu dwie rzeczy istotne do obrony... I jeszcze liczyli, że zdoła przetrwać ten czas, by móc wrócić?
Ale nie powiedział nic. Nie zdążył. Dwójka jego "strażników", przygotowanych do działania, zabrali go pod ręce i wyprowadzili z miejsca...
***
Od tamtego czasu minęło trzydzieści pięć lat. Zawieszenie minęło już czas temu, jednak nie zdecydował się na powrót, zajmując się własnym życiem. Również powodem tego jest… Jego sam charakter. A jak to będzie teraz? To się już zobaczy.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Ayato Reiji Hana Empty
PisanieTemat: Re: Ayato Reiji Hana   Ayato Reiji Hana EmptyNie Kwi 12, 2020 10:03 am

Akceptuję!
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Ayato Reiji Hana Empty
PisanieTemat: Re: Ayato Reiji Hana   Ayato Reiji Hana Empty

Powrót do góry Go down
 
Ayato Reiji Hana
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Pracownia - niedostępna bez obecności Reiji'ego!

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
FamilyFriendly :: Karta Postaci - Gracze-
Skocz do: