Czy uwierzyliście, że Arek wyszedł o własnych siłach z Golgoty i bez żadnych przeszkód przejechał kilka kilometrów samochodem bez uprzedniej jazdy próbnej?
Jeśli nie, to macie łeb na karku. Vitali miał sporo rzeczy na głowie, a jeszcze przesłuchiwany kandydat stracił przytomność tuż po usłyszeniu, że otrzymał pracę. Młody Szlachetny nie dał się ocucić ani wodą ani zapachem krwi z woreczka, a drgawki nie mogły ustąpić. Dopiero pani ochroniarz, która zabrała przedtem rzeczy osobiste będące małym dorobkiem Arka, sprawdziła zawartość jednej z walizek i znalazła nietypowe leki. Natychmiast zostały one podane nieprzytomnemu, lecz i tak zdecydowano zabrać go do jego nowego domu. Ile mógł znaczyć taki kmiotek dla Ivano, żeby aż tak wysilać się na udogodnieniach młokosa?
W międzyczasie skontaktowano się z dotychczasowym lekarzem Otiego i dowiedzieli się, że w ostatnich tygodniach stan wampira uległ znacznemu pogorszeniu. I że od niedawna Kodoku stał się Szlachetnym. Te informacje mieli tylko Vitali i Ivano. I tak o dwie osoby za dużo.
Obudził się dwa dni po otrzymaniu posady, z podpiętą kroplówką, na miękkim, podwójnym łóżku. Zimny okład na czole moczył skronie i szyję, po której spływał nadmiar wody. Mętny wzrok zdradzał zdezorientowanie, a nerwowy kaszel - poddenerwowanie. Wnet we drzwiach zjawiła się obca, kobieca sylwetka z nowym okładem.
- Wszystko w porządku? -zapytała przejęta pielęgniarka, która ścierała nadmiar potu ze skroni chudzielca.
Wąskie usta zaciśnięte w linię skrzywiły się odrobinę. Napięte mięśnie wokół szyi zdradzały, że nie mógł nic w tej chwili mówić, poskręcane palce próbowały przyjąć na siebie kolejny atak nerwobóli. Dłonie kobiety z okładem zniżyły się w kierunku spiętego karku chłopaka. Starała się uspokoić milczącego pacjenta.
- Proszę się nie martwić, jest Pan pod najlepszą opieką.
Mętny wzrok nie patrzył się bezpośrednio na kobietę, bo myślami był przy braciach, zwłaszcza przy Fergalu. Ile by dał, żeby być zdrowym i móc go odszukać. Teraz mógł jedynie błądzić myślami za Schlechtami.
Teraz był bezużyteczny. Jak zawsze.
Krępowała go obecność kogoś obcego. Fatalnie to znosił, przecież tak mocno przywyknął do samotności. Nikt nie powinien mu przeszkadzać w dochodzeniu do siebie. Nie potrafił docenić na tę chwilę, że pielęgniarka troszczyła się o stan pacjenta przez dwie doby z rzędu. Lecz inny fakt nie uszedł jego uwadze. Obok siebie, na nocnym stoliku dostrzegł komórkę i podpięty kabel do niego. Jego wzrok ożył na ten widok, a dziewczyna widząc to pospieszyła z wyjaśnieniami.
- Pozwoliłam sobie kupić Panu ładowarkę do komórki, bo rozładowała się na amen, a nie miał Pan swojej. Może chciałby Pan z kimś porozmawiać, zanim... e-ej! Proszę się nie ruszać!
Kodoku w połowie wykładu podniósł się do pozycji siedzącej, przy tym mocno sapiąc. Za chwilę był oblany ponownie potem, ale przynajmniej mógł sięgnąć po telefon i spoglądać na niego jak w magiczny przedmiot. Kciukiem głaskał obudowę cząstki Fergala, jaka po nim została. Pielęgniarka postanowiła zostawić dziwaka sam na sam w sypialni dając mu odrobinę prywatności. Arashi wykorzystał ten moment, aby spróbować odblokować komórkę. Cztery cyfry, dziesięć tysięcy kombinacji, blokowanie się telefonu co dwadzieścia minut po trzech błędnych wprowadzeniach... gdyby nie znał klucza znalezienie hasła mogłoby mu zająć sto trzydzieści osiem dni. Prawie pół roku, to stanowczo za długo. Dlatego podszedł inaczej do zagadnienia. Palcami próbował zdjąć tylną pokrywkę telefonu, aby sięgnąć baterii i chipu odpowiedzialnego za SIMlock. Całe szczęście, że miał smykałkę do elektroniki, bo nie obyłoby się bez kłopotów. Akurat tutaj kość odpowiedzialna za blokowanie hasła znajdowała się tuż pod baterią, więc nie musiał korzystać ze specjalistycznych narzędzi. Wystarczyło paznokciem zamazać ścieżkę do chipu i voile. Udało się. Przeszperał książkę z kontaktami, aby odszukać numeru do Eliasa. Tylko tak dowie się, co się dzieje z braćmi. Nie czekając na cokolwiek wybrał połączenie, ale niestety załączyła się poczta głosowa. Zmrużył lekko oczy i zdecydował się mimo wszystko nagrać się.
- Hej... tu Arashi... -mówił szeptem, bo i tak miał lichy głos- wiem, że to trudno udowodnić, ale... znalazłem ten telefon... chciałem dowiedzieć się, czy jesteście... bezpieczni... i... i czy moglibyście... przyjść do mnie... oddałbym telefon... naprawdę martwię się o Was... nie wiem co u Was... chciałbym Was zobaczyć... oddzwońcie, jak tylko będziecie mogli...
Opadł ciężko na poduszkę chowając telefon pod kołdrą. Nie mógł narazić jedyną łączność ze swoim rodzeństwem na kradzież. Nie znał tamtej pielęgniarki, nie umiał zaufać komukolwiek. Może poza braćmi, Ivano i Vitali, ale tylko im, choć nawet Włochom nie w stu procentach. Może popadał w histerię, ale uważał, że nie powinni wiedzieć, że próbował nawiązać kontakt ze Schlechtami.