Po przemianie minęło sporo czasu nim w pełni się pozbierała. Często chodziła przygnębiona, ze spuszczoną głową i smutnymi karmazynowymi oczyma. Rzadko kiedy magenta opuszczała jej tęczówki na rzecz lśniącego złota. Zdarzało się jednak, że Shiro przywracał jej bardziej ludzką formę. Tym samym wysunięte kły wracały do "normy" (wszakże Lau na stałe nabyła malutkie kiełki zdolne poszarpać skórę), zaś oczy swoim żółtym kolorem na nowo badały świat. No właśnie, wspomniałam o osobie kota, który jako jedyny towarzyszył Kurenai w jej podróży. Odkąd zostali parą Laurie nieustannie przechodziła szereg zmian. Ponure, nieufne nastawienie z kolejnymi miesiącami trochę bardziej otwierało się na inne osoby, lecz jeszcze żadna z nich nie była człowiekiem. Całkowita izolacja na rzecz picia krwi z torebki, a tym samym postanowienie nie bratania się z istotami należącymi do jej rasy było rozsądnym według niej podejściem. Nowa sytuacja stawiała ją pod ścianą, gdyż ciągle nie potrafiła opanować łaknienia. Nawet krew D nie sprowadzała potrzebnego cudu, który pozwoliłby pozbyć jej się dreszczy oraz nagłych, typowo wampirzych zmian.
Mimo to dzisiejszy dzień wydawał się być inny od pozostałych. Leżąca pod drzewem Laurie machała żywo nogami, patrząc na prawie bezchmurne niebo. Słoneczny dzień, pomimo swoich wad, dzisiaj sprowadzał na jej słodką twarzyczkę odrobinę uśmiechu. Od czasu do czasu dużymi, magentowymi oczyma spoglądała w stronę wybranka. Jej dłonie muskały go delikatnie po policzku, tylko po to by choć na chwilę zwrócić jego uwagę. Gdy ten odwracał w jej kierunku głowę, ta szybko zabierała rękę, by zaraz wybuchnąć słowiczym śmiechem.
- Ne, Shiro, jak myślisz czemu ten dzień jest taki wyjątkowy? - pomiędzy palce wzięła stokrotkę, którą kilkukrotnie obróciła. Przeplatające się biało-różowe barwy zlewały się w jedno, tworząc zupełnie inny kolor - Jeśli nie pamiętasz, mogę Ci przypomnieć! - wybuchnęła po dłuższej chwili, gdyż cierpliwość, jak zwykle, była u niej znikoma.
Wtedy jednak jedna z puchatych chmur, przysłoniła na moment słońce, sprawiając, iż króliczka usiadła i wystawiła dłoń poza cień rzucany przez drzewo - Czyż to miejsce.... nie jest idealne? - rzuciła na koniec, na chwilę ucichając.