FamilyFriendly
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


Tylko dla zaprzyjaźnionych.
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  FAQFAQ  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Park osiedlowy

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Park osiedlowy   Park osiedlowy EmptyNie Kwi 26, 2020 8:09 pm

Park niedaleko niewielkiego i raczej mało zadbanego osiedla, w którym obecnie mieszka m.in. Manuela. Jakieś fontanny i ławeczki się znajdą, ktoś nawet przystrzyże trawę, ale szału nie ma.
[You must be registered and logged in to see this image.]
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Re: Park osiedlowy   Park osiedlowy EmptyNie Kwi 26, 2020 9:27 pm

W ciągu ostatnich dni życie przewróciło jej się do góry nogami i właściwie nie miała czasu na odpoczynek. Prawie nie spała, była wycieńczona, zwłaszcza psychicznie, i rozdarta pomiędzy wolą swojego stwórcy a niedającymi spokoju głosami zmarłej rodziny w głowie. W dodatku dowiedziała się, że gdzieś w Yokohamie czyha na nią realne niebezpieczeństwo, pochodzące jeszcze z czasów obozu.
A wszystko przez jedno piekielne narzeczeństwo, na razie niedające jej szczęścia.
Dzisiejszy dzień jak mało który należał jednak do w miarę spokojnych – odważyli się z Fergalem wyjść gdzieś osobno i pozałatwiać swoje sprawy. Oboje z pewnością potrzebowali wytchnienia, choć Manuela wcale nie mogła się odprężyć, bo na każdym kroku miała wrażenie, że widzi kogoś od Beletha. Popadała w paranoję, jak zawsze zresztą.
Wyskoczyła na popołudnie do Jyuu (choć na razie ani jemu, ani Reijiemu nie powiedziała o jej niespodziewanych zaręczynach), a teraz – późnym wieczorem, nieco rozluźniona – wracała do mieszkania. Naskrobała Fergalowi szybkiego esemesa, że zaraz będzie, i nawet – niczym dobra narzeczona – spytała, czy już śpi (bo w sumie nie miała pojęcia, czy w ogóle wrócił), po czym wrzuciła telefon głęboko do torebki.
Chciała szybko przemierzyć park i w końcu znaleźć się w bezpiecznym miejscu, ale oczywiście musiała w myślach wykrakać niechciane spotkanie… jednego z najgorszych wrogów.
A gdzie to tak lecisz sama o tej porze, ptaszku! – Najpierw usłyszała Unziego, a dopiero później, gdy wyszedł zza jednego z drzew, go zobaczyła. Jak zwykle uśmiechał się niczym psychopata. – Jak tam ci się wiedzie, co, rybeńko? A raczej… wam? – Zacmokał z przekąsem, podchodząc bliżej. Zlustrował Manuelę z góry na dół, a w końcu zatrzymał wzrok na jej dłoniach. – No i gdzie ty właściwie masz obrączkę! Ładnie to tak jej nie nosić bez wiedzy męża?!
Zaczął rechotać, wyraźnie uradowany, że mógł dopiec żydówce. Sojka wpierw rozejrzała się w poszukiwaniu pozostałych sługusów Beletha, a gdy upewniła się, że był tylko Unzi (chociaż właściwie cholera wie; w każdym razie żaden się nie pojawił), zawarczała do niego i zaczęła się cofać.
Że też wtedy, w banku krwi, musiała wyjść ta sprawa z narzeczeństwem jej i Fergala! Czy Unzi już wiedział, gdzie mieszkają? A może teraz śledził ją, aby móc to sprawdzić?
Czego chcesz? – spytała dość agresywnie, po polsku. – Aż tak się stęskniłeś? Bo akurat ja za tobą wcale, Unzi. Jeżeli chcesz się dowiedzieć czegoś o Fergalu, to daruj sobie. Nie marzy mu się powrót do waszej wesołej ferajny.
Powrót do góry Go down
Zgon

Zgon


Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Re: Park osiedlowy   Park osiedlowy EmptyPon Kwi 27, 2020 6:27 pm

Patrol jak każdy inny, tak mogłoby zdawać się. Mijał ludzi i wampiry, którzy zupełnie nie zwracali na niego uwagę. I bardzo dobrze, taką miał rolę. Wtopić się we społeczeństwo, którego nie rozumie, aby w razie potrzeby zainterweniować znienacka. Inaczej było w porach nocnych, kiedy rozpraszała się sztuczna zasłona dymna i trzeba było po prostu wtapiać się w otoczenie. Ewentualnie stosować inne techniki.
Tak akurat wyszło, że zrobił sobie przerwę w patrolowaniu siedząc w bezruchu wysoko w koronie drzewa, choć i stąd były całkiem dobre widoki. Nie wiedzieć czemu ciągnęło go bardziej do dziczy niż do betonowych blokowisk, a ten tutaj rosły egzemplarz i przedstawiciel flory jednocześnie aż prosił się, aby sprawdzić jego wytrzymałe gałęzie. Było podobnie mocne jak to rosnące przy jego chatce. Poczuł namiastkę swojskości.
Udomowiony Zgon prawie że przysnął na ostoi spokoju, kiedy usłyszał pierwsze słowa. I tego typka... już tu kręcił się wcześniej, ale równie dobrze zlewał się z tłem. Najwyraźniej czyhał na kobietę, która wracała do domu. Z tej wysokości nie mógł rozpoznać dokładnie osobników, zwłaszcza że kobieta rozmawiała z natrętem w obcym języku. Wytężył wszystkie zmysły, aby nie przeoczyć niczego, i najlepiej dalej nie zdradzać swojej kryjówki. Bordowo krwiste oczy, puste jak u lalki, skupiały się na mężczyźnie z nieprzyjemnym grymasem uśmiechu. Wyczuwał, że był silniejszy od Brązowowłosej, lecz mogły mylić pozory. Nie zapowiadało się, aby tamten zechciał prędko odpuścić. Nacierał na nieznajomą jakby albo ona dała mu w kość, albo był jej stalkerem. Albo to przewrażliwienie? Za mało siedział w tych wszystkich relacjach międzyludzkich czy między wampirzych, toteż mógł błędnie to wszystko interpretować. Niektóre gesty były definitywnie wykonywane ze złej woli. Ale czy warto cokolwiek zdziałać w ich prywatniej sprawie? Póki co udawał, że go nie ma, lecz był czujniejszy niż na samej służbie. Być może to będzie pierwsza okazja do wykazania się i pierwszy krok do pokuty.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Re: Park osiedlowy   Park osiedlowy EmptyPon Kwi 27, 2020 9:40 pm

Unzi wcale nie zamierzał dać Manueli spokoju – i wbrew jej myślom nie chciał też żadnych informacji o Fergalu. Gdyby tylko zapragnął, wziąłby je sobie sam, mieszając kobiecie w głowie i zmuszając ją do zeznań. Nie chodziło mu też o wyśledzenie jej miejsca zamieszkania: przecież wtedy nawet by się nie ujawnił, deptałby jej po piętach, póki by nie odkrył, za którymi drzwiami śpi. O nie, umysł szaleńca działał całkiem inaczej: i choć faktycznie dostał od Beletha misję wytropienia zamieszkania żydówki i Fergala, nie chciało mu się dzisiaj tego robić.
Na razie wolał się tylko pobawić. Zastraszyć. Przypomnieć o swojej obecności, o swoich możliwościach.
Andre zdradził, że Manuela podobno mieszkała gdzieś tu, w okolicy, więc dokładne poznanie jej mieszkania to będzie moment, jeszcze przyjdzie na to czas.
Podszedł do Manueli bliżej, świdrując ją psychopatycznym wzrokiem.
Co by jej dzisiaj zrobić?
Zabicie odpada, nigdy nie chciał pozbawiać jej życia, była zbyt zajmująca. Coś brutalniejszego raczej też nie wchodziło w grę, byli w końcu w parku w wampirzej dzielnicy, gdyby dobrał się do niej albo odgryzł jej spory kawałek ciała, ktoś by to wyczuł.
Ale drobne ugryzienia czy mały miszmasz w głowie będą w sam raz, nie?
Och, kwiatuszku, chciałem się tylko przywitać! Co ty taka agresywna, jak cię rodzice wychowali, że nawet wobec starego przyjaciela jesteś oschła! – zarechotał po polsku Unzi, wybitnie zadowolony faktem, że tak szybko mógł odwołać się do jej trupiego rodu. – Twoja słodka siostrzyczka byłaby ZAŁAMANA, gdyby zobaczyła, że tak się do kochanego Unziego zwracasz!
Robił się coraz głośniejszy i nachalniejszy. Manuela nawet w pełni sił nie miałaby z nim szans, a skoro jeszcze została przez Hira chwilowo pozbawiona mocy zamiany, trudno jej było zwiać. Nie zdążyła odbiegnąć na bezpieczną odległość – Unzi był szybszy. Dopadł do niej, złapał ją jedną ręką za szyję, a drugą za prawą rękę, po czym przycisnął jej całe ciało do drzewa.
PUSZCZAJ MNIE, GNOJKU! Nie masz prawa nic mówić o mojej rodzinie! – wycharczała wściekle wampirzyca, wolną ręką atakując twarz Unziego, a zębami próbując dosięgnąć do jego dłoni, którą trzymał jej na gardle.
Przeorała pazurami jego policzek, ale szaleniec nawet nie zwrócił na to uwagi. Zaśmiał się ponownie, jakby cieszył go zapach własnej krwi, i mocno odgiął jej głowę do góry, tak żeby obnażyć jej obojczyk. Rękę zacisnął teraz na jej policzkach, dzięki czemu nie mogła mówić i dzięki czemu miał dostęp do szyi… do której zaraz dopadł zębiskami.
Mam propozycję, gołąbku, dasz mi trochę swojej krwi, a w zamian za to stworzę ci w głowie twoją małą siostrzyczkę, tę… och, nie pamiętam imienia! Już raz się tak bawiliśmy, nie mów, że nie było fajnie!
I mając gdzieś wierzganie się oraz gryzienie kobiety po jego dłoni, wbił kły w jej szyję. Boleśnie, ale nie głęboko, w końcu wcale nie chciał jej zagryźć – nadal się po prostu droczył, jak to on!
Manuela z kolei szarpała ciałem z całych sił. Miała gdzieś, jak wielką ranę jej zrobi na szyi: chciała jedynie zdążyć wyrwać się przed tym, jak jej znowu namiesza w głowie i stworzy fałszywe obrazy dawno zmarłej rodziny.
Powrót do góry Go down
Zgon

Zgon


Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Re: Park osiedlowy   Park osiedlowy EmptyWto Kwi 28, 2020 5:07 pm

Napięcie rosło. Nic nie wskazywało, aby wampir o mimice psychopaty dał spokój dziewczynie. Był coraz bardziej nachalniejszy, gwałtowniejszy, pewniejszy siebie. Cokolwiek mówił do Sojki, nie było zrozumiane przez hycla. Mieszały się w nim sprzeczne myśli. Nie będzie wtrącać się, to tamten mógłby nawet uśmiercić bezbronną bez żadnych skrupułów. Z kolei choć Unzi złamał kilka zasad panujących w Mieście, to dalej mógł ten czyn mieć inne powody. Musiał podjąć decyzję, najlepiej jak najszybciej. Gdyby Zgon miał skórę na twarzy, pewnie w tej chwili czoło zdobiłyby zmarszczki od ściśniętych brwi. Długowłosy naprawdę miał dość popełniania błędów, w tym zaniechania. Przecież podczas pierwszej misji był zbyt powściągliwy i przez to jego kumpla porwali łowcy. Nie zamierzał popełniać drugi raz tego samego błędu.
Czy słusznie?
Impuls zjawił się wraz z momentem ugryzienia w szyję Manueli. Szybkie zdjęcie ustami protezy i jeszcze szybszy zeskok połączony z zamachem broni zrobił swoje. Był tuż nad i za oprawcą, z dawnych i teraźniejszych lat dziewczyny. Ostrze miecza tkwiącego w prawym kikucie ręki Zgona zaznaczyło głęboką trasę od potylicy do lewego pośladka tego, który ośmielił się ujawniać swoje pochodzenie w przestrzeni publicznej. Nie było mowy, aby Unzi zignorował takie obrażenie i musiał odruchowo odessać się od Manueli, żeby chociaż poznać źródło bólu. Hycel wątpił też, aby w milczeniu zniósł zadane obrażenie, a to mogło ściągnąć na niego kłopoty. Prędko odgrodził sobą dostęp do rannej kobiety, której aromat świeżej krwi uderzył w nozdrza hycla z dużą mocą. Mając i tak już zabarwioną bordową cieczą broń Zgon nie zawahałby się jej użyć w momencie postawienia chociaż kroku w ich stronę przez Unziego. A co dopiero, kiedy tamten rzuciłby się wściekle na Długowłosego. Nie odstępował o krok od Żydówki, choć przeciwnik próbował pozbawić kobiety protekcji z niewiadomego źródła. Cokolwiek by powiedział, Zgon podjął już decyzję, a jej konsekwencje pozna zapewne niebawem.
Stary wyjadacz miał wielką przewagę nad Czerwonookim - wyższy poziom krwi, potężniejsze moce i nieprzewidywalność działania. Gdyby Manuela zechciała uciekać, to niestety Unzi również zmierzałby w jej stronę, ponieważ miał cholerną ochotę złamać ją od środka. Na nieszczęście Niemca Zgon poszedł w zaparte i skutecznie, kolejnymi cięciami odpychał od ofiary i zniechęcał do dalszego pościgu. Manuela mogła nie ufać hyclowi, przecież już raz widziała, jak milczący wampir wiedział, jak posługiwać się katanami przytwierdzonymi do kalekiego ciała. Z drugiej zaś strony nie uszło jej uwadze, że jednak ten sam typek w łachmanach stanął w jej obronie. W tym samym momencie stało się to, co miało dosięgnąć Manuelę. Unzi traktował Zgona bardziej jak natrętną muchę niż prawdziwego przeciwnika, lecz złość wzięła górą i to hycla obarczył dotykiem mieszającym w głowie. Jak już pojawiły się pierwsze sceny przed oczami, Długowłosy zareagował jak najszybciej mógł. Nie, nie zaatakował po raz kolejny psychopatę, tylko podbiegł do kobiety i lewą ręką, która miała skrytą brzytwę w protezie, pochwycił ją. Za ułamek sekundy zniknęli oboje z zasięgu wzroku wściekłego Unziego, który musiał pogodzić się z przegraną potyczką, ale zapewne już szykował w głowie zemstę za przeszkodzenie w spotkaniu z przyjaciółką z przeszłości.

***
Przez mocne zamieszanie w głowie Zgona, nie przenieśli się tak daleko, jak powinni. Byli dalej w obrębie parku, po jego drugiej stronie. Wystarczająco daleko, aby rozeszli się w miarę spokojnie każdy w swoim kierunku. Hycel zdołał jedynie nałożyć protezę na brudne od krwi ostrze, gdy moc spowodowana dotykiem Unziego wprowadziła prawdziwy chaos we łbie.
Spoiler:
Zjechał całym ciałem na kolana. Przywarł dłonie do skroni i z zaciśniętymi zębami próbował odegnać prawdziwie żywą wizję. Był tak pochłonięty w to, co działo się z umysłem, że wnet padł prawą stroną na ziemię i dawał się pożerać przeraźliwej przeszłości. Rozrywane kończyny, wypalane mięso i kości, zerwanie skóry z twarzy... na nowo, i jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz... nie mógł uwolnić się od koszmaru, który miał sięgnąć Manuelę, a przydarzał się teraz jemu. Był jak sparaliżowany, porażony piorunem. Ksa, czyżby znów podjął złą decyzję?
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Re: Park osiedlowy   Park osiedlowy EmptyWto Kwi 28, 2020 8:40 pm

Unzi nie upił zbyt wiele krwi i na szczęście nie zdążył wytworzyć w głowie Manueli żadnej potwornej wizji. Był też zbyt skupiony na jej smaku oraz na własnej satysfakcji, że udało mu się dopaść Sojkę, przez co nie wyczuł przeciwnika. Zorientował się dopiero w momencie, gdy wampir był tuż za nim. I choć Niemiec oderwał się od szyi żydówki i zrobił unik, ostrze i tak dosięgło jego ciała – przez to, że Unzi nieco odsunął się w bok, rana nie była głęboka, ale faktycznie przebiegała przez całe plecy.
Szaleniec warknął wściekle, nieprzyzwyczajony do tak bolesnego uczucia. Jeżeli jednak Zgon sądził, że coś takiego powstrzyma Unziego bądź powali go na ziemię… Cóż, widocznie nie miał zbyt często w życiu do czynienia z psychopatami.
Już po paru sekundach Niemiec zanosił się bowiem śmiechem, który przerywał tylko co jakiś czas kwileniem z bólu. Na jego twarzy widniał morderczy, szeroki uśmiech, a czerwone oczy były wlepione w Manuelę, teraz odgrodzoną od niego przez dziwnego nieznajomego.
No proszę, czy nasz zły wilk wie, że masz kochanka? – zakpił po polsku, choć kolejne słowa wypowiedział już do Zgona po japońsku: – Ej, książę, nie wtryniaj się w nieswoje sprawy! Nieładnie tak przerywać spotkanie starym znajomym, nie wiesz tego?
Manuela za to z niemałym zdziwieniem przywitała tę pomoc – nie spodziewała się, że ktoś będzie aż tak bezmyślny i zaatakuje Unziego od tyłu, znienacka. Przecież Niemiec nigdy mu tego nie daruje. Był dawnym obozowym katem, a oni czegoś takiego nie wybaczają.
Chociaż w sumie skąd Zgon mógł wiedzieć, z kim zadziera?
Początkowo kobieta nie rozpoznała w swoim wybawcy wampira, którego niegdyś, chyba dobrych kilkanaście tygodni temu, spotkała na mostku… i który wcale tak porządnie się wtedy nie zachowywał. Wtedy, razem z kumplem, zaatakował biedną ludzką kobietę!
Na razie jednak postanowiła puścić to w niepamięć: Unzi był o wiele gorszym zagrożeniem.
Kiedy udało jej się odskoczyć od Niemca i stanąć za Zgonem, szarpnęła nim za ubranie w swoją stronę, zmuszając go jednocześnie do wycofania się. Unzi na razie tylko odpierał ataki, ale Sojka wiedziała, że po prostu jeszcze się bawił. Lada moment użyje swojej mocy i wtedy Zgon będzie w bardzo nieciekawej sytuacji.
Musieli uciekać. Nie walczyć.
Zostaw go, on jest zbyt silny, nie chcesz wiedzieć, co potrafi zrobić! Lepiej wykorzystaj siły, aby zwiać! – sapnęła cicho, jedną dłoń wczepiając w jego łachmany, a drugą uciskając ranę na swojej szyi.
Nie próbowała biec sama, nie chciała zostawiać wampira na pastwę losu, kimkolwiek był. To nie w jej stylu. Zresztą Unzi i tak pobiegłby za nią, wiedziała o tym, więc samodzielna ucieczka nawet nie miała sensu.
Zgon na szczęście posłuchał tej rozpaczliwej porady: pochwycił Manuelę i wspólnie z nią przeniósł się w inne miejsce.
Szkoda tylko, że Unzi i tak zdążył go dotknąć oraz pomieszać mu w głowie…

Manuela po raz pierwszy w życiu się teleportowała, więc tuż po pojawieniu się w nowym miejscu zakołysała się i wpadła na ławkę. Jej ciało szybko jednak powróciło do równowagi, a sama kobieta wytężyła wszystkie zmysły, aby się upewnić, że Unzi za nimi nie podążył.
Nic nie czuła, nic nie słyszała, nikogo nie widziała. Znała okolicę, to nadal był ten sam park. Unzi pewnie nawet nie pomyślał, że teleportowali się tak blisko niego.
Był mocno ranny, więc Manuela miała nadzieję, że postanowił wrócić do Beletha, aby się uleczyć, a nie szukać wiatru w polu. Tak zrobiłby każdy wampir myślący racjonalnie… chociaż z drugiej strony – Unziemu daleko było do racjonalizmu.
Na razie jednak Manuela miała kolejny problem.
Spojrzała na tajemniczego nieznajomego i od razu się domyśliła, co go spotkało. Ze współczuciem położyła mu dłoń na plecach, chociaż najpewniej albo tego nie poczuł, albo w jego głowie ten dotyk jawił się jako coś bolesnego. O ile więc nie widziała, że jej bliskość działała kojąco, odsunęła się na parę kroków i tylko ukucnęła obok. Wyjęła z torebki chusteczkę, przycisnęła ją do rany na własnej szyi… i czekała.
Już kiedyś przeżyła to co Zgon. Wiedziała, że nie było żadnego lekarstwa, aby ukrócić cierpienie, a przynajmniej ona go nie znała. Musieli wytrzymać, Zgon musiał wytrzymać. Tylko Unzi mógł przerwać te wizje, a skoro nie było go w pobliżu, znikną same dopiero po jakichś dziesięciu minutach, gdy moc całkiem zblednie.
Jedyne, co Manuela mogła robić, to pilnować, aby Zgon nie skaleczył się w rzeczywistym świecie: obrazy, które wytwarzał w głowie Unzi, sprawiały bowiem, że cierpiętnik działał, choć nie był tego świadomy. Sojka więc starała się utrzymać jego ciało w miarę nieruchomej pozycji, blisko ziemi, tak aby wampir przypadkiem nie próbował wgryźć się w żaden kamień, sądząc, że to świeże ciało, czy nie próbował podciąć sobie własną bronią żył.
Kiedy w końcu zauważyła, że wzrok Zgona był coraz mniej zamglony, i kiedy nie rzucał już naokoło niezrozumiałych dla niej zdań oraz nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów, usiadła na ziemi tuż przed nim. Złapała go za ramiona – na wypadek gdyby w szoku spróbował ją zaatakować – i spojrzała mu w twarz.
Już dobrze, to się nie działo naprawdę. To tylko obrzydliwa wizja. On tak lubi mieszać w głowie. Wszystko minęło? Jesteś tutaj ze mną? – dopytywała, uważnie obserwując jego reakcję… choć z zaskoczeniem stwierdziła, że twarz nadal była tak samo nieruchoma jak wcześniej.
Co jest, czemu nie było na niej żadnych emocji?
Ja cię znam – wydusiła też po kilku sekundach. – Kiedyś cię widziałam, jak wspólnie z innym wampirem atakowaliście bezbronną kobietę. Człowieka. Pamiętasz mnie?
Podczas tamtego spotkania działo się naraz tyle rzeczy, że Manuela wątpiła, aby Zgon zwrócił na nią jakąś szczególną uwagę… Ale sama wampirzyca dość dobrze go zapamiętała. Choćby przez rój wściekłych owadów, które nie dawały jej spokoju.
Zaczęła powoli się podnosić, pomagając też wstać wampirowi, o ile tego chciał.
Nie wiem, dlaczego mi pomogłeś, ale dziękuję. Niemniej to nie jest bezpieczne miejsce. On może nas wyniuchać i znowu zaatakować. Lepiej idźmy gdzieś, gdzie będą inne wampiry. Na pewno przeszły ci już te wizje? Możesz się ruszać?


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Sro Kwi 29, 2020 9:05 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Zgon

Zgon


Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Re: Park osiedlowy   Park osiedlowy EmptySro Kwi 29, 2020 6:26 pm

To prawda, nie przypuszczał, że po takim cięciu nachalny wampir nie tylko podejmie krótką rozmowę, ale i zechce pokazać Muszce, gdzie jej miejsce. Powinien był posłuchać dziewczyny i od razu wziąć ją z dala od psychopaty za pomocą teleportacji. A nie, wróć, nie dało się. Wszak był do niej przyssany Unzi. W każdym razie powinien był wcześniej zwiać, tylko najwyraźniej poniosło go uważając, że zdzielając mieczem ciało nieznajomego naprawi świat. Nic bardziej mylnego, co poczuł aż za dobrze w swoim i tak zwichrowanym umyśle. Może nie umywało się do pokręconej schizy Niemca, lecz było dotkliwe w odkopywaniu wspomnień. Manuela aż za dobrze wiedziała, o co chodziło w tej umiejętności natręta łaknącego jej posoki - zniszczenia jej życia też. Gdy tylko Zgon padł na ziemię trzymając się za głowę i póki co niemo starając się walczyć z majakami, zbliżyła się i starała się go uspokoić. Tak jak podejrzewała jej dotyk sam w sobie nie został potraktowany jako ulga, ale tymi sami rękami zdołała ochronić hycla od zranienia się.
Miał przed oczami łowcę, który czterysta lat temu pozbawił prawdziwych kończyn Długowłosego. Ogromna chęć wyrównania rachunków i gniew rozpalał do czerwoności ślepia Zgona, a z ust wyrwał się długo tłumiony ryk. Zdążył kłami zdjąć z jednej ręki protezę i o mały włos, a ów ostrze przebiłoby wampirzycę, którą chciał przedtem uratować. Gdyby nie skrępowanie jego ruchów poprzez przyciśnięcie go do ziemi prawie że całym ciałem, to być może poważnie skaleczyłby dziewczynę. Dalsza część wizji była już o tyle spokojniejsza, że drżący hycel nie celował ostrza w kierunku Manueli, lecz dalej chciał nią zrobić krzywdę. Tylko tym razem sobie. Próbował odwrócić koniec w stronę swego brzucha, jednak i od tego skutecznie wybroniła go Żydówka. Mogła jedynie domyślać się, że w pewnym etapie życia Zgon zechciał sobie odebrać życie o wiele za łatwo niż powinien trzeźwo myślący osobnik. Teraz zły urok Unziego przywołał tamten okres samobójstwa. Co jakiś czas wampir wypowiadał coraz cichsze:
- Nie jestem godny...Nie jestem godny... Nie jestem godny... Nie jestem godny...
Słowa nie miały w sobie ani krzty emocji, tak samo jak jego twarz będącą prawdziwą maską. Horror sięgał do dzisiejszych czasów, ale zdolność Niemca uwidoczniła tylko fakt, że dalej nie mógł uporać się z przeszłością, która odbijała piętno do dnia dzisiejszego.
To było coś równie znajomego dla Manueli.

Jakie więc było zdziwienie, kiedy powoli wracając do rzeczywistości dalej nie miał w swoich trzewiach wbitej katany. W dodatku przed sobą widział kobietę, która sprawdzała, czy hycel wrócił do życia. Wyjaśniała, skąd te żywe obrazy, odczucia. Dalej asekurowała jego ramiona, które jeszcze wskazywały na to, iż korciło go wysunięcie ostrza w kierunku własnego ciała. Dopiero bezpośrednie pytanie orzeźwiło na tyle Długowłosego, że uniósł odrobinę nieobecny wzrok na Sojkę i nieznacznie skinął głową.
- Trzy sprostowania... -odezwał się tym samym głosem, którym zwyzywał się od niegodnych, jednocześnie patrząc się coraz dokładniej w rysy twarzy kobiety- Po pierwsze - nikogo nie zaatakowałem wtedy. Po drugie - tamten człowiek był łowcą. Po trzecie - pamiętam cię.
Ostatnie zdanie powiedział tak cicho, jakby bardziej mówił do siebie niż do towarzyszki. Nałożył bezwiednie nakładkę protezy na ostrze jeszcze brudne od krwi Unziego, lecz nim to zrobił to przejechał palcami po płaskiej stronie brzytwy i posmakował skrzepłej posoki. Nieznacznie skrzywiły się jego wargi, miał ograniczone możliwości mimiczne przez maskę. Niestety z samego smaku zorientował się, że zadarł z kimś zdecydowanie silniejszym od nim. Szlag. Będzie musiał później spisać porządny raport o konieczności zastosowania bezwzględnego środka przemocy.
Mimo wyciągniętej ręki ku niesienia dalszej pomocy przez Manuelę, Zgon nie skorzystał z usługi. Nie dlatego, że nie potrzebował lekkiego podparcia, ale dlatego, żeby nie obarczać sobą pokrzywdzonej. Jej rana na szyi jeszcze nie zaskrzepła na tyle, aby nie kusić do czegoś nieodpowiedniego.
- Twoja rana może skusić kolejnych narwańców. Nie możesz wrócić do domu?
Mówił lakonicznie, a później zapytał ignorując pytanie o swój stan zdrowia. Ewidentnie na każde stwierdzenie wymagające odpowiedzenia czegoś o sobie albo mówił cicho albo wcale. Nie przywykł do pogaduszek. Właściwie to nic dziwnego, mieszkał w dziczy, a w pracy skupiał się na robocie. Manuela nie mogła jednak o tym wiedzieć, choć mogła coś przypuszczać patrząc już chociażby na ubranie jegomościa.
- Kim był tamten mężczyzna?
Uważniej przyjrzał się rozmówczyni, której twarz przez kilka sekund jeszcze nie przypominała jej prawdziwej. Moc Unziego jeszcze gnębiła hycla, który musiał znów przytrzymać się puchnącej skroni i zmrużyć powieki. Skoro jeszcze do teraz jego moc działała, to co byłoby, gdyby potraktował Zgona jako bardziej równego sobie? Aż wzdrygnął się.
Ale czy żałował ratunku? Chyba nie, ale Manuela powinna przyjąć wersję Zgona i nie przypisywać mu rzeczy z przeszłości, których nie uczynił. Isemay czy jak się zwała była poturbowana przez Chunky'ego, ale nadal łowca to łowca. Brrr, chyba nigdy nie zapomni o tej porażce, która będzie mu wyżerać coraz większe dziury w resztce honoru.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Re: Park osiedlowy   Park osiedlowy EmptySro Kwi 29, 2020 10:48 pm

Zgon miał szczęście, że Unzi go nie ugryzł i nie poznał żadnego fragmentu jego wspomnień. Dzięki temu nie miał jak go wytropić. Aby się zemścić, pewnie będzie próbował zdobyć wszystkie kontakty Manueli, sądząc, że ta zna się ze swoim wybawcą, ale cóż – napotka przykrą niespodziankę.
Lepiej więc, żeby Zgon nie spoufalał się z żydówką. A przynajmniej lepiej dla niego.
Manuela nie miała pojęcia, co działo się właśnie w głowie Zgona. Mogła się najwyżej domyślać, że jakieś dawne wspomnienia nawiedzały go ponownie, pewnie odrobinę wzbogacone szaleńczymi wymysłami Unziego – ale Niemiec nie miał aż tyle czasu, aby poznać pamięć Zgona i porządnie w niej namieszać, więc ten najpewniej przeżywał po raz drugi coś, co już go spotkało w przeszłości.
Słyszała ten beznamiętny szept o głodzie, ale nie rozmyślała, co biedak mógł właśnie wspominać w swojej głowie, bo gorączkowo starała się utrzymać jego ciało w takiej pozycji, aby nie zrobił krzywdy ani sobie, ani jej. Przychodziło jej to z trudem: protezy były ostre i raz po raz musiała unikać zabójczych cięć. Mało brakowało, a porządnie zraniłby ją w brzuch, ale szczęśliwie uratował ją jej niezły refleks.
Swoją drogą, wcześniej nie zauważyła, że ciało Zgona było aż tak dziwaczne i pokręcone – to w ogóle człowiek? Może humanoidalna istota, robot na czyichś usługach?
Twój kolega wtedy nieźle poturbował tę kobietę. Wszyscy łowcy tak kończą po spotkaniu z wami? – drążyła jeszcze temat, nadal trzymając Zgona za ramiona.
Puściła go dopiero wtedy, kiedy uniósł ręce: powoli, spokojnie, po to, aby poprawić położenie protez. Odsunęła się odrobinę, uważnie przyglądając się całemu ciału swojego wybawcy. Nie skomentowała, gdy spróbował krwi Unziego, choć mimowolnie się skrzywiła. Niemiec zapewne nie smakował źle, niemniej dla Manueli był obrzydliwy sam w sobie.
Następnym razem radzę ci wiać, gdy tylko go zobaczysz. Nie należy do tych, którzy zapominają i wybaczają. A także do tych, którzy przestrzegają prawa. Nie masz więc co liczyć na uczciwy pojedynek – doradziła, chowając do torebki swoją zakrwawioną chusteczkę.
Wyjęła drugą, tym razem nawilżaną, aby zetrzeć przynajmniej część pozostałej posoki. Niestety, rana nadal pozostawała otwarta i choć nie krwawiła mocno, nie było co liczyć na to, że w najbliższych minutach zapach się zmniejszy.
Powrót do domu w obecnym stanie może być dla mniej miły niż przebywanie na środku parku, uwierz – burknęła, ostrożnie przecierając skórę na szyi. Sama myśl o tym, że Fergal najpewniej wkurzy się o tę sytuację, mimo że nie było w niej winy Manueli, skutecznie powstrzymywała kobietę od szybkiego powrotu.
Zapomniała nawet o tym, że miała sprawdzić, czy narzeczony odpisał na esemesy. Komórka leżała głęboko w torebce i jeśli przyszła na nią jakakolwiek wiadomość, Manuela nie wyczuła wibracji.
Zresztą jestem poziomem D, nie mam kuszącej krwi, nie dla wampirów zamieszkujących te okolice. On… ten mężczyzna, który mnie zaatakował, po prostu mnie zna. I jak możesz się domyślić, raczej nie jesteśmy w dobrych stosunkach.
Nie chciała wyjaśniać nic więcej. Żeby Zgon mógł pojąć pełnię sytuacji, pewnie musieliby przegadać parę godzin – jeszcze wcześniej musieliby nawzajem zdobyć swoje zaufanie. A z tym drugim w przypadku Manueli jest raczej trudno. Fakt, Zgon uratował ją przed Unzim i była mu za to wdzięczna, ale przecież kompletnie gościa nie znała.
Nie miała zamiaru wdawać się w pogawędki na temat swojego życia prywatnego.
Dlatego na pytanie wampira odpowiedziała dość lakonicznie i szybko zmieniła temat:
Niemiec. Nikt przyjemny. Na pewno wszystko w porządku? Twoje ciało zawsze tak wygląda… jakkolwiek się nazywasz?
Teraz to ona próbował zdobyć chociaż miałkie informacje na temat swojego wybawiciela. Usiadła na najbliższej ławce, ponownie się rozglądając. Nic nie wskazywało na to, że Unzi szukał ich w okolicy. Raczej już wyczułby krew Manueli.
Czyli zaatakowałeś go, nie mając pojęcia, o co chodzi? Naprawdę sporo zaryzykowałeś. Masz szczęście, że umiesz się teleportować. – Kiedy już uznała, że w miarę doczyściła skórę, znowu rzuciła chusteczkę do torebki. Spojrzała przed siebie, bijąc się przez chwilę w myślach. – Nie mogę wrócić do domu, póki rana całkiem się nie zagoi. Chyba pójdę do jakiegoś miejsca, gdzie będzie sporo wampirów, tam nikły zapach krwi D nie zrobi na nikim wrażenia. A ty? Masz jakieś bezpieczne miejsce, gdzie możesz pójść? – Przeniosła wzrok na Zgona, starając się wizualnie ocenić, czy uporał się już ze swoimi protezami. Z westchnieniem sięgnęła też do małej kieszonki w torebce, po czym wyjęła tabletki ze sztuczną krwią. – Proszę. To jedyny sposób, w jaki mogę się na razie odwdzięczyć. Nie mam nic innego, a przynajmniej nic cennego. Spróbuj zjeść chociaż jedną, nawet jeśli po tych wizjach jest ci niedobrze. Wbrew pozorom odbierają sporo sił.


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Pią Maj 01, 2020 12:08 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Zgon

Zgon


Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Re: Park osiedlowy   Park osiedlowy EmptyPią Maj 01, 2020 11:20 am

Gdy Unzi uprze się, to na pewno i bez ingerencji we wspomnienia Zgona będzie zdolny go wytropić. Im szybciej, tym lepiej, za krótko nacieszył się jego aurą. Psychopaci mają to do siebie, że co dla innych może nie mieć znaczenia, oni traktują to poważnie. A co dla innych jest poważne - mogą nawet dać się zabić, żeby osiągnąć cel. Nie mają żadnych hamulców, o czym później i tak wspomnie sama poszkodowana.
Hyclowi zależało na przestrzeganiu Kodeksu, nic nie miał do zarzucenia Sojce. Nie będzie zwalać na nią winy, że sam wmieszał się w konflikt. Powinien przewidzieć, że agresor zechce odciągnąć Zgona od mieszania się w nie swoje sprawy. Na całe szczęście Manuela zareagowała więcej niż prawidłowo, bo z narażeniem własnego życia. Przy tym wydawała się odważniejsza, kiedy bez cyndolenia się trzymała wciąż Długowłosego za ramiona, aby ustabilizować jego jeszcze wtedy niepewną sylwetkę.
- Póki nie jesteś po stronie łowców, nie powinnaś się o to martwić.
Tą krótką docinką dał przynajmniej znać, że już jest na ziemi. Swoją drogą gdyby nie to, że Brązowooka ślicznotka nie jest poszukiwana przez Radę, powinien ją zawinąć do aresztu. Dobroduszny Ivano oszczędził podopiecznej problemów kasując ją z listy poszukiwanych. Jej szczęście.
Sojka zdecydowała się jednak coś powiedzieć o Niemcu, który był jej znajomym. Dziwne, Niemiec mówiący w innym języku. W każdym razie zdziwiło go bardziej to, że ostrzegała Zgona przed nim. Że nie popuści. W pierwszej chwili miał puścić tą uwagę mimouszu, lecz w jakimś stopniu zaskoczyła go troska o zemstę. To tak jakby ocalony człowiek ostrzegał policjanta przed mordercą, którego postrzelił, że może szykować na niego zasadzkę. Praktycznie nikt nie okazywał wdzięczności takim mundurowym, a tym bardziej ostrzegał.
- W takim razie trzeba będzie wezwać posiłki.
Zdołał tylko tyle powiedzieć. Nie przesłuchiwał pod przymusem wampirzycy, ale może powinna być bardziej wylewna, aby łatwiej było ją ochronić? Z drugiej strony Czerwonooki nie kwapił się z wyjawieniem swego zawodu, nie mniej Żydówka nie była głupia. Musiała coś podejrzewać, że ktoś zupełnie obcy musiał mieć powód do ratunku niż tylko dziwny podryw na rycerza. Bez żadnego wahania. Eh, ale skoro dom odpadał, to czy nie powinna lepiej zamaskować tej rany na ciele? Wbrew pozorom są wampiry, które nie są wybredne.
Rozmyślanie Milczka z migawkowymi nawrotami majaków przerwała sama Manuela, której twarz wreszcie nie przypominała łowcy z dawnych lat, a tą, którą uratował. O wiele bardziej przypadła mu do gustu niż tego bydlaka. Miała nietypowe rysy, nie japońskie. Koloryt także różnił się od znakomitej większości mieszkańców miasta. Chyba tylko dzięki swojej miłej aparycji wreszcie otworzył się na cokolwiek związanego z sobą.
- Zgon.
Rzucił niedbałe swoje miano masując sobie palcami skroń od nieopuszczającej migreny. Mimo, że Manuela postanowiła skorzystać z okolicznej ławki, on tego nie uczynił. Nie dlatego, by pokazać, jaki to niby jest twardy, lecz w pewnym sensie karał siebie za niemożność zniesienia napływających i odpływających przebłysków z dawnych czasów. Do tego stopnia, że wypalił zupełnie nieprofesjonalnie, lecz szczerze:
- Nie zawsze. Ten dupek właśnie przypomniał mi moment pozbawiania kończyn przez łowcę.
Teraz już Manuela wiedziała, czemu wybawiciel w łachmanach nie przepadał za pogromcami wampirów bardziej niż inni. Pewnie jedynie nie rozumiała, czemu tak mocno dystansował się od niej. Nie była temu winna, a charakter bohatera dnia. Nawet teraz, kiedy oznajmiła swój (z punktu widzenia Zgona trochę nielogiczny) powód oddalenia planu powrotu do domu na rzecz pójścia do centrum miasta, wolała odsunąć od ust tabletkę i nie przyspieszyć swojej regeneracji, aby dać Długowłosemu formę zapłaty za pomoc. Utkwił wzrok w niepozornym przedmiocie, który na bank postawiłby go na nogi, dość długo. Walczył z myślami, czy powinien przyjąć podarek.
Wreszcie zdecydował.
Podszedł o krok bliżej, nawet sięgnął protezową ręką po dłoń dziewczyny z lekiem, lecz jedyne co zrobił, to ostrożnie zwinął jej palce tak, aby skryła tabletkę wewnątrz dłoni. Pokręcił głową negując chęć przyjęcia nagrody. Już w pewnym sensie dziewczyna odwdzięczyła się, nie tylko powstrzymaniem hycla od posiekania ich obojga, ale... rozmową. Nie przywykł do zwykłych pogawędek niezwiązanych stricte z zawodem, stąd wydawał się być oschły. Być może poczuł ulgę, że wspomniał też komuś o swojej przeszłości, nawet jak ta osoba będzie mieć to gdzieś. Ile można trzymać w sobie tyle zła? Przecież tak łatwo mu szło wojowanie mieczem, jakby w ten sposób do tej pory wyżywał się za porażki.
Przydałoby się coś jednak rzec, skoro zetknął się z ręką dziewczyny (oczywiście zaraz pospiesznie wycofał rękę) bez jej zezwolenia. Cofnął się w ogóle krok w tył i popatrzył się z nieugięcie niezmienną mimiką twarzy na towarzyszkę.
- Zachowaj dla siebie. Jak odpoczniesz, odprowadzę cię do wyjścia z parku.
Jaki łaskawy, pozwalał Żydówce odpocząć! Nie tak to miało zabrzmieć, choć wydźwięk wskazywał na coś podobnego. Chciał mieć pewność, że Brązowowłosej uda się dostać do przestrzeni publicznej, gdzie będzie mogła wtopić się w tłum krwiopijców. Czy tam ludzi. Nie, zdecydowanie to nie było dla niego. A może jak odprowadzi Sojkę, to spróbuje pośledzić jeszcze tego psychopatę, żeby nie rzucił się na kogoś jeszcze? Eh, zabrakło mu doświadczenia, teraz nie miał pewności, co Niemiec mógłby uczynić.
Nie podobało mu się, że krew na szyi kobiety nie chciała przestać tak pachnieć kusząco. Dla niego nawet krew wampira przemienionego z człowieka była atrakcyjna. Chusteczki to tylko środek zastępczy, trzeba byłoby to jakoś całkiem zakryć. Nie czekając na fanfary zanurzył rękę w kieszeni, z której wydobył motek bandaża, lecz nie zdążył go przekazać potrzebującej.
- Ughh...
Nagle sapnął cicho chwytając się za ubranie na wysokości żołądka. Sojka doskonale znała efekty uboczne tamtej umiejętności, więc mogła podejrzewać, co zaraz stanie się z hyclem. Oddalił się nerwowo na kilka metrów wgłąb zieleńca, później musiał przykucnąć tuż przy ziemi. Upewnił się, że był zwrócony plecami do dziewczyny, po czym drżącą ręką zdjął z twarzy porcelanowo-ceramiczną maskę i pochylił się jeszcze bardziej, aby zwymiotować. Nie była to tylko częściowo przetrawiona treść żołądka, ale i owady. Powinien być dla siebie mniej surowy, lecz nie potrafił. Nawet odbicie Manueli spod kłów Unziego nie usatysfakcjonowała go na tyle, aby wrzucić cokolwiek na luz. Chyba nie potrafił.
Po drodze, w połowie teraźniejszej drogi między nim a Sojką, puścił bandaż, który miał dać. Nie z powodu bycia hyclem, a bardziej z tych humanitarnych.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Re: Park osiedlowy   Park osiedlowy EmptySob Maj 02, 2020 5:08 pm

Manuela w zasadzie była na liście podejrzanych krótko i z jednego powodu – aby jakiś tam hycel ją złapał i oficjalnie przyprowadził przed oblicze Przewodniczego, dzięki czemu ten mógł wreszcie wyjawić, kto tak naprawdę jest jej stwórcą. Kobieta nic nie nabroiła, po prostu sama z siebie by do Hira nie przybyła, musiał ją zmusić.
Chociaż Zgon faktycznie mógł mieć co do niej podejrzenia, w końcu kiedyś stanęła w obronie łowczyni, sama nawet o tym nie wiedząc. Aby więc się usprawiedliwić, odparła:
Nie jestem, nie miałam pojęcia, że to łowczyni. Ja po prostu chciałam pomóc komuś, kto wyglądał na niewinnego. Sądziłam, że twój znajomy zaatakował ją bez powodu, dla krwi albo jej ciała.
Chyba lepiej, żeby Zgon pozwolił Manueli uwierzyć w wersję ze złą łowczynią, niż uświadamiał jej, że Isemay faktycznie nic wtedy nie zrobiła – przynajmniej dzięki temu miała teraz do niego szacunek. No i już więcej nie chciała rozmawiać o biednej, zaatakowanej kobiecie na mostku.
O wiele bardziej martwił ją Unzi oraz fakt, że do Zgona najwyraźniej nie docierało, z kim zadarł. W sumie skąd miał wiedzieć, że za szaleńcem stał ktoś inny, wyjątkowo wpływowy?
W żadnym wypadku! Nie narażaj siebie i innych! On nie działa sam i uwierz mi – naprawdę jest ponad prawem. Nie goń go, nie próbuj go łapać ani wymierzać mu sprawiedliwości. Tacy jak on prędzej rozniosą całą Radę, niż wylądują w więzieniu.
Zabrzmiało dramatycznie, ale Manuela naprawdę wątpiła w to, że Unzi czy ktokolwiek od Beletha może zostać złapany i ukarany. Minęło w końcu osiemdziesiąt lat, a nikt z nich nie poniósł odpowiedzialności za to, co działo się w obozie – z pewnością więc także teraz mogli robić, co chcieli, nie martwiąc się o konsekwencje. Manuela nawet by się nie zdziwiła, gdyby Beleth miał układy w Radzie, ale przez wzgląd na Hira nie chciała brać pod uwagę takiej opcji.
Na razie wcale się nie domyślała, że Zgon dla niego pracował. Nigdy nie interesowała się dokładną strukturą Rady, więc nie rozpoznawała hyclów.
Zgon? – powtórzyła za nim, upewniając się, czy to na pewno było jego imię. Dziwny przydomek, ale nie drążyła. – Ja jestem Manuela.
Też nie miała zamiaru podawać o sobie więcej informacji i wyjaśniać swojego pochodzenia. Na razie zajęła się przecieraniem rany, nawet się nie domyślając, że zapach jej krwi mógł być dla Zgona zbyt kuszący.
Naprawdę mi przykro. Tym bardziej mogę zrozumieć twoją niechęć do łowców. – Zerknęła na jego nogi i ręce, po czym dodała: – Mnie z kolei Unzi – bo tak się nazywa – pokazał kiedyś wizję, w której moja młodsza siostra wydłubała sobie oczy. Czasami nadal mi się to śni, mimo że nie było prawdziwe.
Również zaczęła się otwierać i nawet wyjawiła Zgonowi imię Niemca, choć po prawdzie nie powinna tego robić – dzięki temu hycel będzie mógł wytropić byłego nazistę. Chyba że posłucha ostrzeżenia żydówki i nie ruszy w pogoń.
Natychmiast cofnęła dłoń, gdy Zgon jej dotknął. Nie była dobra w spontanicznych interakcjach z innymi.
Mam kilka tabletek, naprawdę możesz jedną wziąć. Ja też wezmę. Oboje zjemy, dobrze? – zaproponowała i faktycznie wyjęła z listka tabletkę, aby po chwili wziąć ją do buzi.
Zaczęła ssać pigułkę. Bez wody smakowała jeszcze gorzej, jednak Manuela nie narzekała.
Dziękuję, ale nie musisz się kłopotać. Skoro Unzi jeszcze nas nie dopadł, najpewniej na ten moment sobie odpuścił.
Sztuczna krew powoli zaczynała działać i rana na szyi Manueli już stawała się coraz mniejsza. Nadal oczywiście mogła wabić krwią, niemniej za kilkanaście minut powinna zrosnąć się całkowicie.
Może więc jednak żydówka nie będzie musiała iść do centrum, aby to przeczekać? Może wystarczy jej chwila – tutaj, na ławce? Stąd przynajmniej miała blisko do mieszkania.
Nagłe pogorszenie się stanu Zgona ją zdezorientowało, choć faktycznie mogła się tego spodziewać. Gorzej jednak, kiedy podeszła do mężczyzny, aby mu ewentualnie pomóc, i wreszcie odkryła, dlaczego miał taką dziwną, niewyrażającą emocji twarz.
Mimo że kucał do niej tyłem, i tak dojrzała zdjętą maskę oraz fragmenty mięśni. Pisnęła cicho, zakrywając własne usta, i wycofała się kilka kroków.
Szlag, a co jeśli nie mogła tego widzieć? Co jeśli Zgon będzie chciał ją teraz zabić? W końcu skąd miała wiedzieć, jak zareaguje? Równie dobrze mogła spaść z deszczu pod rynnę i zamiast ofiarą Unziego stać się ofiarą nieznajomego wampira.
Nawet nie zauważyła, że Zgon zwymiotował owadami, nie dopóki kilka z nich nie zaczęło latać w okolicy. Teraz Manuela przestraszyła się nie na żarty – wróciła do ławki tylko po to, aby złapać torebkę.
Powinna uciekać? Wołać o pomoc?
Nie spuszczała z niego wzroku, kiedy zaczął iść w jej stronę. Na każdy jego krok do przodu ona robiła jeden do tyłu.
Zgon, teraz musisz wziąć przynajmniej jedną tabletkę. Zrób to, błagam, zanim głód odbierze ci myślenie – poprosiła, próbując go jeszcze udobruchać sztuczną krwią. Wyciągnęła w jego stronę cały listek, chociaż najchętniej rzuciłaby go na ziemię, żeby Zgon sam się uraczył.
I właściwie… faktycznie zrobiła coś podobnego – położyła tabletki na ławce, ciągle zachowując duży dystans od Zgona.
Wszystko dobrze? Mam wezwać jakąś pomoc? Kogoś, kogo znasz? Mogę gdzieś zadzwonić, jeśli chcesz. Tylko powiedz gdzie.
I sięgnęła nawet do torebki po telefon – chociaż w rzeczywistości głównie po to, aby móc wykonać szybkie połączenie do Fergala albo Hira, gdyby jednak Zgon okazał się groźny.


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Sob Maj 02, 2020 9:49 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Zgon

Zgon


Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Re: Park osiedlowy   Park osiedlowy EmptySob Maj 02, 2020 7:28 pm

Właśnie, niech zostanie już taka wersja. Nie zamierzał mówić prawdy, która mogłaby skompromitować Chunky'ego w oczach Manueli. Wolał przemilczeć niż kłamać, nie mniej i tak do tej pory nie poznał prawdziwego powodu ataku kolegi na łowczynię. Bynajmniej z samej przynależności do pogromców wampirów. Dla obojga lepiej uciąć ów wątek w tym momencie, a resztę zostawić wyobraźni i domniemaniom.
Nie drążył więc przeszłych zatargów, poszli na swoisty, milczący kompromis.
Z drugiej zaś strony niedopowiedzenia mogły sprowadzić na obie strony kłopoty. Na Zgona w postaci zemsty Unziego, na Manuelę - że znów mogłaby pojawić się w rejestrze poszukiwanej. Wolałby nie wspominać o kobiecie w raporcie, aby nie doszło do dokładniejszego przesłuchania, lecz nie mógł sprawy zamieść pod dywan. Nie, jak wariat chodzi po świecie i z coraz dokładniejszych relacji wampirzycy wynikało, aby zostawić tą sprawę tak jak teraz.
- Ostateczna decyzja należeć będzie do Szefa.
Nie za bardzo mógł tymi słowami pocieszyć Manuelę, przynajmniej dał znać, że raczej nie podejmie samodzielnie zbyt pochopnej decyzji. Chociaż z drugiej strony hycel bez żadnych wytycznych ruszył na pomoc dziewczynie, i to w dość wojowniczy sposób. Inna sprawa, że faktycznie nie miał do czynienia z byle kim, z opisu wywnioskował, że być może powiązania ściśle przylegają z interesami innych, w tym może i samych Szlachetnych. To za wysokie progi jak dla zwykłego pionka.
W tym momencie i tak próbował znaleźć sposób na ucieczkę od pogorszającego się stanu psychicznego. Raz rozdłubane, niezagojone rany mogą znów być uleczane tygodniami. Tu żadna krew nie pomoże, tylko podbudowany umysł. Wsparcie kogoś bliskiego. Silna wola życia. Niezłomny charakter. Jeśli nie ma się żadnego wymienionego czynnika na przetrwanie, trudno wyjść cało z opresji. Dlatego bardzo zdziwił się, kiedy kobieta przedstawiła się w zamian za zdradzenie dziwnego miana. Powinien powiedzieć coś w stylu "miło mi cię poznać", albo "dobrze wiedzieć, jak ma na imię moja rozmówczyni", czy "bardzo ładne imię", a on tylko skinął głową przyjmując to do wiadomości.
Jeszcze bardziej zaskoczyła go wiadomość, że ten Niemiec o imieniu Unzi w taki a nie w inny sposób dręczył Manuelę. Gdyby mógł to jego twarz zrosiłoby mnóstwo zmarszczek od ściśniętych brwi i wykrzywionej miny.
- To skurwysyn.
Nie powinien używać takich sformułowań przy płci pięknej, lecz to cisnęło mu się na usta po usłyszeniu paskudnej wizji. Tym bardziej nie żałował, że odseparował ów dwójkę od siebie i tamtego potraktował ostrzem miecza. Takich to trzeba tępić szybko, żeby nie wyrządzili już żadnej krzywdy. Tym bardziej postara się dopiąć swego i po ustaleniach z Hiro ruszyć po niego z nakazem. O ile nie był zamieszany w inne sprawy. Polityczne lub nie.
Kobieta poszła w zaparte i on też. Dalej nie czuł się godny przyjęcia podarku, skoro nie wykończył Unziego, tym samym nie uwolnił Sojki od tarapatów. Być może tylko bardziej zaognił konflikt.
Szlag by to.
- Zachowaj dla siebie.
Powtórzył jak mantrę, gdy Manuela dalej próbowała mu ofiarować tabletkę. I karma wróciła szybciej niż się spodziewał, nie zdążył nawet odpowiedzieć na to, że Żydówka nie chciała odprowadzenia do wyjścia z parku. Musiał oddalić się, aby w miarę spokojnie przejść zwracanie zawartości żołądka, bez naruszania jego prywatności. Skąd mogła Brązowooka piękność wiedzieć, że właśnie po to Zgon oddalił się od niej? Żeby nie musiała być świadkiem jego kalectwa skrywanego pod maską.
Usłyszał pisk, poczuł jej obecność (chociażby poprzez krew, która jeszcze była wyczuwalna pod gojącą się raną) i kątem oka dostrzegł, że Manuela zobaczyła stanowczo za dużo. Szlag by to. Dlaczego poszła za nim? Nie miała dość kłopotów? Ledwo uporał się z odruchami wymiotnymi, żeby pochwycić maskę w prawą rękę, będąc wziąć tyłem do nieznajomej wstać i nałożyć sztuczne oblicze na to wypalone przez łowcę setki lat temu. Gdy tylko odwrócił się i utkwił zamglony wzrok w dziewczynie... uderzyła go zmiana postawy wampirzycy. Sojka ewidentnie bała się go. Nerwowe spojrzenie, utrzymywanie dystansu, trochę chaotycznie wypowiadane słowa mające uśpić jego czujność. Już nawet złapała za telefon pod pretekstem wezwania pomocy dla niego. Miałby kupić taką bajeczkę?
Wtedy też nadepnął protezą na motek bandaży, który chciał wcześniej dać dziewczynie. Właściwie... dalej chciał jej to dać, ale kiedy czuł jej lęk, który mógł być tak naprawdę obrzydzeniem wobec hycla. Nic dziwnego, że utrzymywała taki dystans. Żeby nie wzbudzać jeszcze większych niepotrzebnych emocji czy podejrzeń bardzo powoli kucnął i zgarnął bawełniany materiał z trawy. Niestety ponownie naciskał sobie na brzuch, co spowodowało kolejny wyciek roju owadów z otworu maski, tam gdzie zlokalizowane były usta. Najgorsze w tym wszystkim było to, że bał się cokolwiek więcej powiedzieć Sojce. Mogłaby każde jego słowo uznać za kłamstwo, za ułudę. Dlaczego miałaby mu wierzyć? Poznała jego mroczną stronę aż za dobrze. Przecież był potworem bez twarzy, prawda?
Wykonał jeszcze tylko parę kroków, aby przystanąć przy ławce z przygotowanymi tabletkami. Tym bardziej nie miał zamiaru skorzystać z leku, który nie należy się takiej osobie jak on. Nie mniej dla lepszego, fizycznego samopoczucia zmuszony był wziąć choć tą jedną tabletkę. Ostrożnie sięgnął po listek i wycisnął z niego jedną sztukę. Wszystko na oczach kobiety. Wetknął z trudem kapsułkę do warg, z których wyfruwały pojedyncze insekty. Niespostrzeżenie wraz z odkładanym listkiem z lekami dołożył motek bandaży, po czym wyprostował się i utkwił mętne ślepia w Brązowookiej ślicznotce. Ostatni raz przyjrzał się jej ze smutkiem stwierdzając, że z jego powodu widniał na jej obliczu strach. Nie dążył do tego, aby ją przerazić swą osobą, lecz najwyraźniej tak zechciał los. Przynajmniej... trochę... przez chwilę... poczuł się jak ktoś normalny. Podjęła z nim dialog - bez przymusu opowiedziała o rodzinie w koszmarach, jakie wyrządził tamten Niemiec. Nawet przedstawiła mu się swoim imieniem. Ta ostatnia pozytywna myśl wystarczyła, aby wycisnąć ze swojej marnej egzystencji coś więcej. Coś na wzór niedokończonej rozmowy.
Dziękuję, Manuelo.
Chciałby tak rzec, lecz żeby jeszcze bardziej nie stresować ofiary Unziego, cofnął się o krok, a potem odwrócił się na pięcie tak, że zakołysały jego bujne, czarne włosy spięte w kucyk. Bez słowa, z drobnym towarzystwem insektów dookoła siebie, zostawił dziewczynę przy ławce. Nie odwrócił się w jej stronę, nawet kiedy zaczęłaby go wołać. Nie wiedział, co z sobą zrobić. Musiał przewietrzyć powoli uspokajającą się głowę, ale i uspokoić smętną duszę gryzącą żywot.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Re: Park osiedlowy   Park osiedlowy EmptyNie Maj 03, 2020 12:15 pm

Manuela prawie złapała się za głowę, gdy Zgon uparcie nie chciał odpuścić Unziemu i wyskoczył z tajemniczym szefem. Kim on był, do cholery?
Szefa? Jakiego znowu szefa? Zresztą czemu niby? Przecież to spotkanie to przypadek, więc dlaczego chcesz o tym komuś opowiadać? Chyba że w rzeczywistości śledziłeś Unziego na czyjeś zlecenie i tylko udajesz, że to zbieg okoliczności?
Obdarzyła go dość krytycznym spojrzeniem. Mogła zabrzmieć nieprzyjemnie, ale jej zamiarem wcale nie był personalny atak na Zgona: po prostu chciała wybić mu z głowy pomysł polowania na Unziego. Nie rozumiała, czemu w ogóle próbował obstawiać przy swoim i po prostu nie odpuścił. Przecież nie zna Niemca, nie wie nic o jego przeszłości. Z jakiej racji w ogóle chciał się wtryniać w tę sprawę?
Życie mu niemiłe? Manuela miała już serdecznie dość śmierci spowodowanej przez nazistów. I choć nie znała Zgona, wolała, aby nie dołączał do tego pokaźnego stosu trupów.
Tak, to skurwysyn, i uwierz mi – nie chcesz mieć z nim więcej do czynienia. Dlatego po prostu o nim zapomnij – dodała już łagodniej i nawet spróbowała się uśmiechnąć, ale średnio jej to wyszło.
Była zbyt poirytowana całą tą sytuacją. Powoli też docierał do niej fakt, że Beleth na dniach wytropi jej mieszkanie i razem z Fergalem nie będą już w nim bezpieczni. Gdzie niby mogliby się wynieść, gdzie się schować? I czy ucieczka w ogóle by coś dała?
Dla Manueli tabletka sztucznej krwi wcale nie była wielkim podarunkiem: miała ich spory zapas, więc mogłaby nakarmić nimi Zgona do woli. Zresztą uważała, że przyjęcie przynajmniej jednej przez mężczyznę byłoby zdecydowanie bardziej racjonalne od okazywania tej cholernej męskiej dumy. Przecież był wymęczony przez wizję i krótką walkę, powinien dostarczyć organizmowi jakiś posiłek, aby potem przypadkowo nie rzucić się na ludzkiego przechodnia – nie wiedział o tym?
Uparciuch z ciebie – skwitowała krótko, przełykając swoją tabletkę.
Nim zdążyła wymyślić jakiś argument na to, aby Zgon łaskawie przyjął jej prezent, wampirem wstrząsnęły torsje i oddalił się w przeciwną stronę. Gdyby Manuela wiedziała, że chodziło o coś więcej niż tylko zwykły wstyd wymiocinami, może by nie podeszła. Wcale nie chciała upokarzać Zgona swoją obecnością, pragnęła mu jedynie pomóc, chociażby pocieszyć dobrym słowem czy po prostu wcisnąć tę tabletkę z krwią, aby zregenerował siły.
A tak? Ujrzała coś, czego zdecydowanie nie powinna była widzieć. A przynajmniej tak sądziła.
To nie tak, że Zgon wzbudził w niej obrzydzenie – Manuela widziała w życiu za dużo, aby odczuwać wstręt wobec pokaleczonego biedaka. Najzwyczajniej w świecie się po prostu wystraszyła, zareagowała instynktownie, odsuwając się do tyłu. Fakt, że zaczęła utrzymywać dystans, wynikał z tego, że sądziła, że Zgon będzie chciał uciszyć niewygodnego świadka. W końcu wcześniej wspomniał coś o jakimś szefie, pojawił się znikąd w parku i zaatakował Unziego – był wobec niej miły, owszem, ale skąd miała wiedzieć, czy w rzeczywistości nie miał jakichś szemranych powiązań?
Przystanęła za ławką i czujnie obserwowała, jak sięgał po bandaż. Wzdrygnęła się przez owady, ale nie chciała tego komentować. Wolała nie dopytywać o organizm mężczyzny, aby go nie zirytować.
Kiedy podszedł do ławki, cofnęła się jeszcze o krok, ale nie uciekła. Ściskała tylko w ręce komórkę, czekając na ruch Zgona. Odetchnęła z ulgą, gdy jednak zdecydował się wziąć tabletkę.
W milczeniu patrzyli na siebie przez kilka sekund. Manuela chciała coś powiedzieć, cokolwiek, byleby rozładować stres, ale ponieważ mężczyzna nie odezwał się jej na propozycję z telefonem, nadal stała w ciszy. Lekko drżała, choć Zgon mógł wyczuć, że powoli się uspokajała. Docierało do niej, jak głupio się zachowała.
Szlag by to. Przecież uratował ją przez Unzim, a ona tak się odwdzięczała!
Kiedy się odwrócił, z początku nie zrobiła żadnego kroku. Kątem oka spojrzała na telefon i odkryła, że Fergal jednak odpisał na esemesa. W rozdrażnieniu odczytała (jakże miłą) wiadomość i szybko odpisała mu coś równie przyjemnego.
Cholera, czemu musiał dolewać oliwy do ognia i dodatkowo ją stresować?
Sięgnęła po tabletki i bandaż, który zostawił Zgon. Poczuła, że telefon zawibrował. Oho, czyli jednak narzeczony czekał na jej odpowiedź.
[…] SOJKA! WKURWIASZ MNIE! […]
Prychnęła coś urażona pod nosem. Serio? Nadal do niej mówił po nazwisku?
Cholerny dupek.
W złości sama skrobnęła podobną wiadomość, a potem schowała telefon do torebki. Nie miała zamiaru już patrzeć, czy coś jeszcze pisał.
I nie miała też zamiaru teraz wracać.
Zgon już się oddalał. Znajdował się dobrych kilkadziesiąt metrów od niej, ale Manuela w końcu się przemogła. Szybkim krokiem zaczęła iść za wampirem.
Zgon! Poczekaj, proszę! – zawołała, przyspieszając. Gdy była już niedaleko niego, spojrzała mu w twarz ze szczerym współczuciem. – Przepraszam, ja… Bardzo źle się zachowałam. Nie powinnam była tak reagować. Wybacz mi, po prostu się przestraszyłam. – Wysunęła w jego stronę trzymany bandaż. – Nie przyjmę go, chyba że weźmiesz ode mnie więcej tabletek. Jako podziękowanie za to, że uratowałeś mnie przed Unzim. Powinieneś zjeść jeszcze kilka, aby się lepiej poczuć.
Biła się przez chwilę z czymś w myślach, aż w końcu wysunęła jeszcze propozycję:
Naprawdę martwię się, że będzie cię chciał dopaść za to, co mu zrobiłeś. Czy mógłbyś w jakiś sposób dać mi znać, gdybyś go jeszcze spotkał? Masz telefon?


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Nie Maj 03, 2020 9:16 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Zgon

Zgon


Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Re: Park osiedlowy   Park osiedlowy EmptyNie Maj 03, 2020 4:13 pm

No ładnie, kto tu kogo przesłuchiwał? Dziewczyna naprawdę robiła się coraz pewniejsza siebie. Nie mniej z takiego powodu nie zdradzi swojej przynależności do hycli. Nie widział potrzeby, aby uświadamiać Manueli w tej kwestii, wszak ta organizacja powinna pracować incognito.
- Nie było żadnego śledzenia -zanegował, gdy wyobrażenia Sojki pobiegły za daleko- To, do czego dopuścił się, nie powinno ujść mu płazem.
Gorzej jak z osłem, przynajmniej tyle, że pohamowała jego chęci do natychmiastowej interwencji. Skoro doprecyzowała, z kim mieli do czynienia, walka w pojedynkę byłaby rzeczywiście głupotą.
Teraz to i tak nie miało większego znaczenia. Z czasem coś przedsięweźmie z Unzi, lecz na obecną chwilę w głowie miał pustkę. Idąc już od pięknej kobiety o europejskich rysach w nieznanym kierunku starał się odciąć od tego, co miało przed momentem miejsce. Tłumił w sobie wstręt do siebie, że przeraził niewinną wampirzycę. Już miała sporo stresu, dzisiaj i kiedyś, a teraz jeszcze on. Łatwiej byłoby mu iść właśnie po zemstę i dorwać raz na zawsze bydlaka z Niemiec, lecz rozsądek kazał mu się wstrzymać i wrócić do domu.
Zignorował słowa rzucane w jego stronę, szedł dalej w tym samym tempie, dopiero kiedy Brązowowłosa dogoniła go i stanęła naprzeciwko niego, przystanął nie patrząc się wpierw na wampirzycę - spuścił wzrok na dół. Nie chciał znów widzieć jej przerażenia w oczach ze swojego powodu. Tylko z chwili na chwilę odnosił wrażenie, że jej brązowe oczy nie chcą przewiercać go będąc nasączone lękiem, a czymś innym. Ostrożnie uniósł ślepia na jej twarz i zdziwił się. Nie widać było tego obrzydzenia, które wcisnęła mu przedtem wyobraźnia i przygnębienie. Ba, przepraszała go. Jego? Marnego wampira? Nie wiedząc jak zareagować, odpowiedział jedynie:
- Nie musisz przepraszać.
Dostała już karę za podglądanie, to jest krótkie, nieprzyjemne wspomnienie związane z jego twarzą pozbawioną skóry. Nie widział potrzeby nałożenia dodatkowej kary, choć faktycznie czuł się źle z jej strachem. Przynajmniej prosiła o wybaczenie, ale nie był w stanie jej go dać, skoro samemu sobie nie potrafił wybaczyć. Powinien był być ostrożniejszy, żeby nigdy więcej nie dopuścić do takiej sytuacji.
Jeszcze bardziej zmieszał się, kiedy kobieta uparcie chciała dać mu syntetyczną krew. Uciekł wzrokiem na bok nie mogąc przez chwilę pozbierać myśli. Nie gardził jej wyrazem wdzięczności, lecz w tej formie na nic się zda. Musiał jej to uświadomić, aby mogła zrozumieć, czemu nalegał, aby zostawiła medykamenty dla siebie.
- Manuela... Mój organizm nie reaguje na tabletki. Zjadłem jedną, żebyś poczuła się bezpieczniej. Wbrew pozorom twoja krew potrafi być kusząca, dlatego załóż bandaż.
Cóż, szczery do bólu. Czemu najdłuższe wypowiedziane jak dotąd zdanie musiało zabrzmieć jak groźba? I jeszcze to spojrzenie pozbawione mrugnięcia powiek, bo ich nie miał... brr. Przynajmniej nie wykonywał żadnych ruchów, więc powinna Sojka wziąć tą radę do serca i całkiem przykryć sobie szyję, na czas pełnej regeneracji.
To też by wyjaśniało, dlaczego owady dookoła niego nie chciały zniknąć. Żywiły się prawdziwą posoką, a skoro wyczuły krew, a nie mogły jej zjeść - żerowały na osłabionym właścicielu. Czasami można urodzić się lub nabyć bezużyteczne moce, ale nie warto mieć takie, które mogą być obusieczne. Gdyby dało się to jakoś zmienić, Zgon pozbyłby się wszelkiego robactwa, które zalęgło się nieodwracalnie w jego organach.
- Sześć-osiem-osiem-sześć zer-dwa-dwa -wyrecytował nagle ciąg liczb, jakby przed chwilą nie wspomniał, że mógłby dobrać się do szyi rozmówczyni- Też odezwij się, kiedy pozwolisz mi zająć się tym Niemcem, tylko...
Wydobył wreszcie nielubianą przez siebie technologię w starym wydaniu - komórkę. Odpalił z trudem palcem ekran, żeby nie był wygaszony. Podszedłby bliżej do towarzyszki, ale przed chwilą wspomniał coś o możliwości wgryzienia się w jej szyję. Został na miejscu, nie mniej Manuela chyba nie spodziewała się usłyszeć takiego pytania:
- ...jak dodaje się nowy numer?
Zapytał wyciągając przed siebie zabytek z nadzieją, że Sojka jakoś wprowadzi swój numer. Albo pokaże Zgonowi, jak to ma zrobić, choć nie miał tak dobrej pamięci do technologii. W praktycznie żadnym wydaniu.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Re: Park osiedlowy   Park osiedlowy EmptyNie Maj 03, 2020 9:55 pm

Westchnęła przeciągle, gdy Zgon próbował udawać rycerza na białym koniu i zaczął odwoływać się do sprawiedliwości. Manuela naprawdę z chęcią zobaczyłaby Beletha i jego świtę za kratami, ale dobrze znała świat i wiedziała, że to nie nastąpi. Podjęła więc jeszcze jedną próbę wybicia tego głupiego pomysłu z głowy Zgona:
Skoro go nie śledziłeś i nie masz na niego żadnego rozkazu, zastosuj się do moich błagań: proszę, zostaw go w spokoju. Dopuścił się w przeszłości o wiele, wiele gorszych rzeczy i nikt go nigdy z nich nie rozliczył. To nie twoja walka, Zgon. Nie wiesz, w co się pakujesz. Jeśli chcesz łapać dziwaków napadających wieczorami na kobiety, znajdź sobie inny cel. Jestem pewna, że takich gnojków w Yokohamie nie brakuje.
Zresztą Manuela i tak widziała, że Zgon zdecydowanie miał zbyt dużo własnych problemów. Lepiej, żeby nie dokładał sobie kolejnego. Domyślała się, że codzienna walka z organizmem pozbawionym prawdziwych kończyn była wyczerpująca, że te cholerne owady pewnie nie dawały mu spokoju i że niemożność ukazania światu prawdziwej twarzy dobijała mentalnie.
Jeżeli więc chciał sobie zrekompensować to wszystko poprawą świata na lepsze, to nie Unzi powinien stanowić jego cel. Z nim Zgon przegra i poczuje się jeszcze gorzej – a przynajmniej tak sądziła Manuela.
Po całej tej szopce, jaką odwaliła, gdy ujrzała jego prawdziwą twarz, dopadły ją wyrzuty sumienia. Kłótnia przez esemesy z Fergalem dodatkowo spotęgowała jej złe samopoczucie, więc tym bardziej chciała przeprosić Zgona i jakoś wynagrodzić mu swoje karygodne zachowanie. Chociaż nawet nie miała pojęcia jak.
Dogoniła go i wyrzuciła, co jej leżało na duszy. Całe szczęście, że nie był dogłębnie obrażony i że jej wysłuchał.
Muszę, zachowałam się okropnie. Chciałam tylko dać znać, że… to nie było obrzydzenie. Nie jesteś odrzucający. Po prostu się zdziwiłam i przestraszyłam. Jeszcze raz przepraszam – miewam dość nerwowe reakcje w stresujących momentach, nie zawsze nad nimi panuję.
Na jego kolejne słowa cofnęła dłonie, choć nadal pozostała w tym samym miejscu. W końcu z niechęcią schowała tabletki do torebki i uniosła bandaż ku szyi. Zaczęła ostrożnie owijać nim ranę, która była już całkiem mała. Manuela nawet by nie pomyślała, że jej krew mogłaby w tym momencie kogoś zwabić, ale nie chciała kłócić się ze Zgonem. Lepiej znał swój organizm.
Rozumiem. Chciałabym ci pomóc, ale niestety, nie mogę dać ci prawdziwej krwi. Mam w domu niewielki zapas i… muszę ją trzymać dla kogoś innego. Jest dla mnie zbyt cenna – usprawiedliwiła się, chociaż Zgon wcale nie poprosił o prawdziwą posokę.
Własnych żył niestety nie miała zamiaru oferować. Nawet wolała sobie nie wyobrażać reakcji narzeczonego, gdyby wyczuł na niej jeszcze jakiegoś innego wampira oprócz Unziego. Oraz gdyby się dowiedział, że Manuela sama dała temu komuś rękę czy szyję.
Ale tak czy siak powinieneś szybko znaleźć coś do jedzenia. Może bank krwi? Jeżeli chcesz, mogę tam z tobą iść, będę pilnować, abyś po drodze nie odpłynął. Masz przy sobie pieniądze chociaż na jeden worek? Jeżeli nie, mogę ci go kupić. W ramach podziękowania.
Manuela nie pamiętała, ile dokładnie kosztowała krew w banku – sama, z racji bycia marnym poziomem D, miała prawo do darmowych piętnastu worków na dwa tygodnie. Nie była na tyle majętna, żeby dokupywać więcej.
Mimo tego i tak chciała się odwdzięczyć Zgonowi, dlatego zaoferowała niewielką ilość gotówki. Jeden worek by mogła kupić, przynajmniej tak sądziła.
Nie okazywała teraz strachu wobec Zgona, milcząco też przyjęła tę groźbę, wedle której miałaby stać się pożywieniem dla mężczyzny. Zamiast tego zaproponowała wymianę numerami – i po zgodzie Zgona natychmiast wyjęła komórkę, aby zapisać dyktowane przez niego cyfry.
Nie pozwolę ci się nim zająć – skwitowała niemal ozięble, nawet nie patrząc na Zgona, gdy znowu rzucił głupią propozycję. – Ale pocieszę cię: nie jestem w tym sama. Mam kogoś, kto… mnie ochroni. Jeszcze raz nalegam, abyś zapomniał o tej sytuacji.
Podniosła wzrok znad ekranu dopiero przez dość rozbrajające pytanie Zgona. Wampir zabrzmiał nawet uroczo i Manuela przez sekundę miała na twarzy niezły karpik – ale szybko się ocknęła.
Sama przecież też lata temu uczyła się wszystkich nowych technologii. Wychowywała się bez nich, na wsi, niemal w głuszy. Całkowicie rozumiała, że ktoś nie nadążał za postępem.
Podeszła do Zgona i stanęła przy nim. Nie zabrała mu komórki, ale sięgnęła do niej palcami i powoli, tak aby widział wszystkie jej kroki, zaczęła zapisywać swój numer. Jednocześnie wyjaśniała, który klawisz do czego służy. Stała blisko niego, jednak ranę miała całą zakrytą – nie powinna więc kusić krwią, a przynajmniej taką miała nadzieję.
Już. Chyba jestem jedyną Manuelą w twoich kontaktach, to nie powinieneś mnie pomylić z żadną inną – zażartowała nawet lekko.
Na moment jeszcze wróciła wzrokiem do telefonu, aby tylko sprawdzić, czy jej numer się dobrze zapisał. Nacisnęła klawisz z górną strzałką… i przez przypadek przeskoczyła do powyższych kontaktów – wśród których widniał Hiro.
Odjęło jej mowę, ale żeby niczego po sobie nie pokazać, zablokowała po prostu telefon i odeszła dwa kroki od Zgona. Popatrzyła na jego twa… maskę.
Był związany z jej stwórcą? Tylko w jaki sposób?
Może hycel? Czyli to Hiro był jego szefem?
Chyba nie kazał Zgonowi jej śledzić, prawda?...
Ja już się czuję naprawdę dobrze, szyja też mnie nie boli. Jeśli więc chcesz, mogę ci pomóc dostać się do banku krwi albo do kogoś, kto da ci posokę – zaproponowała ponownie, starając się przybrać przyjemny ton.


Ostatnio zmieniony przez Manuela dnia Wto Maj 12, 2020 9:13 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Zgon

Zgon


Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Re: Park osiedlowy   Park osiedlowy EmptyNie Maj 10, 2020 4:38 pm

Ugryzł się wewnątrz policzka, żeby już nie komentować słowa Sojki, która zdecydowanie poirytowała się wtykaniem nosa w nie swoje sprawy. Za wszelką cenę próbowała odciągnąć Długowłosego od Unziego, jakby albo chroniła przy okazji własny tyłek, albo kogoś jeszcze. Taaak, zdecydowanie mogło być to drugie. Jakoś nie chciało mu się wierzyć, że nie szukałaby dodatkowego wsparcia ratującego ją przed intruzem. Dziwna sprawa. To tak jakby chciała zadziałać samodzielnie. Tym bardziej powinien śledzić Niemca. Z uwagi na swój stan zdrowia i resztę informacji przełoży akcję na później. Ponadto poprosi Chunky'ego o dołączenie. Lubił z nim pracować.
Zaraz odpadną mu ręce z wrażenia. Albo protezy. W każdym razie dziewczyna zdumiewała go coraz bardziej. Naprawdę zaczęła tłumaczyć mu powód swej konsternacji. Na swój sposób schlebiała go uczciwość i szczerość Manueli, tylko nie takim kosztem. Jej i swoim, bo było mu zwyczajnie głupio.
- A-Aha... -podrapał się po sztucznym policzku wyraźnie zmieszany wyjaśnieniami wampirzycy, na które nie wiedział jak odpowiedzieć nie urażając rozmówczyni- ... przeprosiny przyjęte. Sprawa zamknięta.
Spróbował uciąć jak najszybciej krępującą sytuację, dla ich obojga. A tu kolejna i kolejna. Chyba już przypomniał sobie, dlaczego był odludkiem. Im mniej konwersacji, tym mniej stresu, kombinowania z bycia grzecznym czy nie ranienia innych słowami. Bywał naprawdę bezpośredni, co podobno było w nim irytujące.
Upartość Zgona była równa upartości Manueli, więc jako dżentelmen prawie że ustąpił ze stanowiskiem wobec kobiety. Prawie.
- Nie mogę obiecać. Przynajmniej tyle, że nie jesteś sama z tym... niemieckim problemem.
Nie umiał lepiej określić Unziego nie używając wulgaryzmów. Szkoda strzępić na niego język i zaprzątać nim dłużej głowę. Przypomni sobie o nim pisząc i tak raport z dnia dzisiejszego. Właśnie, zapamiętał sobie godzinę napadu, aby wszystko usystematyzować. Kilkanaście minut luki spędzone z Manuelą też będzie musiał jakoś ubrać w słowa, żeby nie fatygować ją na Golgotę. Eh, ale przecież Kodeks!
Rozdarty na pół.
A teraz jeszcze nieszczęsny telefon, którego nie ogarniał całym swym jestestwem. Po kiego grzyba musiał mieć coś takiego?
- Nie śmiałbym pomylić...
Rzekł nieco speszony, bo i tak już i tak było mu głupio, że nie znał się na telefonie. Nie wiedzieć czemu wziął także dosłownie żart Manueli. Chyba przez to, że był obyty towarzysko. Nie wiedział, jak reagować. Nie zauważył również, iż dziewczyna przyjrzała się dokładniej jego - ubogiej - liście kontaktów i skojarzyła pewne fakty. Nie zachowywała się podejrzanie, co nie wzbudziło czujności Zgona. Bardziej zastanawiało go to, że Manueli naprawdę zależało na odwdzięczeniu się. Nie zamierzał iść do Banku Krwi, nie będzie uszczuplać zasobów dziewczyny poprzez swoje głupie natarcie na Unziego. Miał swój hyclowski przydział, ale po patrolu.
Z drugiej zaś strony to by oznaczało, że ich drogi niebawem miałyby się rozejść. Sojka pójdzie w swoją stronę, on w swoją. Zdążył polubić dziewczynę, lecz wzywały obowiązki. Choć pewna sprawa nie dawała spokoju. Utkwił w Brązowookiej spojrzenie, zamglone od rosnącej migreny.
- Do kogoś, kto da krew? -przechylił nieznacznie głowę na bok- Masz kogoś konkretnego na myśli?
Chyba nie mówiła o ludziach... co nie?
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Re: Park osiedlowy   Park osiedlowy EmptyWto Maj 12, 2020 9:43 pm

Dla Manueli z kolei dziwne by było, gdyby ktoś na jej miejscu nie przepraszał Zgona, tylko zacząłby mu dokuczać i nim gardzić. Wychowała się w szacunku wobec innych, zwłaszcza tych słabszych albo nietuzinkowych, i choć od czasów dzieciństwa wiele przeszła, pewne przyzwyczajenia pozostały.
Ale czyste wampiry faktycznie nie nawykły do podobnego zachowania. Dla nich liczyły się siła i piękno: w tym gronie nie było miejsca dla okaleczonych dziwaków.
Uśmiechnęła się jeszcze do Zgona, zadowolona, że wybaczył jej haniebne zachowanie, choć nadal miała wrażenie, że się od niej dystansował. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że to właśnie uczynność i kultura tak bardzo peszyły mężczyznę i że o wiele swobodniej zachowałby się w sytuacji, gdyby kobieta po prostu dała mu spokój i nie zaproponowała odwdzięczenia się za ratunek.
Mruknęła coś pod nosem, gdy nadal upierał się przy ciągnięciu sprawy z Unzim. Olaboga, czy on nie miał swojego życia? Musiał węszyć, gdzie nie trzeba?
I jeszcze ten niemiecki problem… Zgon nawet nie wiedział, że drugi, podobny, czekał właśnie w jej mieszkaniu.
Manuelę nie raził brak elementarnej wiedzy związanej z technologią u Zgona. Zdążyła się przekonać, że sporo wampirów miało z tym problem i nie nadążało za postępem. Właściwie im któryś był starszy i szlachetniejszy, tym gorzej szło mu korzystanie z najnowszych osiągnięć nauki i techniki.
Rzecz jasna, były wyjątki. Jak choćby Hiro, który jakimś cudem znalazł się w kontaktach niespodziewanego wybawiciela Manueli.
Żydówka wiedziała, że jej Stwórca znał mnóstwo osób, w końcu rządził japońską Radą Wampirzą, niemniej i tak poczuła się dziwnie. Jeśli faktycznie to on był tym szefem, o którym mówił Zgon, niewykluczone, że to spotkanie zostało ukartowane, tak aby Przewodniczący mógł się pośrednio dowiedzieć, co u niej słychać.
Ufała mu i nie chciała wierzyć, że robił wobec niej takie podchody, ale musiała wziąć taką możliwość pod uwagę. W końcu nieraz działał bez jej zgody i za jej plecami – choćby pakując ją w narzeczeństwo.
Tak, kogoś, kto ma jakąś krew w zapasie. Twój znajomy albo twoja znajoma? Rodzina? Ktoś z pracy? Może ten szef, o którym mówiłeś? Nie znasz nikogo, kto miałby zapas posoki i mógłby cię wspomóc? – Normalnie nie drążyłaby prywatnych spraw Zgona, ale przez imię Hira na liście kontaktów postanowiła trochę powęszyć. Może domniemany hycel zdradzi to i owo? – Ewentualnie wróć do domu i tam się posil. Zakładam, że zawsze coś masz na czarną godzinę, skoro nie tolerujesz tabletek. Powinieneś jak najszybciej uzupełnić siły. Chyba nie chcesz napaść po drodze na jakiegoś człowieka?
Oczywiście, że nie miała wcześniej na myśli napadania na bezbronnych ludzi. Zgon ją źle zrozumiał – na szczęście rozwiała jego wątpliwości, zanim głośno je wyraził.
Zaczęła powoli iść przed siebie, gestem dłoni zachęcając mężczyznę do tego, aby dołączył obok.
Ostatnia szansa, Zgon, i już nie będę proponować. Mogę odprowadzić cię do banku krwi albo do kogoś, kto mieszka tutaj w okolicy – o ile oczywiście kogoś takiego masz. Przypilnuję, żebyś po drodze nie zasłabnął. Jeśli jednak nadal się upierasz przy swoim, to wyjdźmy tylko z parku na tamtą ulicę – wskazała jakiś punkt w oddali, gdzie znajdowało się dość ruchliwe skrzyżowanie – i się rozstaniemy. Wrócę do domu, tym razem nie skrótem przez park, tylko główną drogą, więc będę bezpieczna. A ty mi obiecasz, że też natychmiast pójdziesz gdzieś, gdzie będziesz mógł zregenerować siły. – Umilkła dosłownie na dwie sekundy, po czym jeszcze dodała: – I że nie będziesz się popisywał i ganiał za Unzim, tylko uznasz fakt, że skoro nie masz przeciwko niemu szans, to po prostu dasz mu spokój.
Ostatnie słowa może i nie były najprzyjemniejsze, ale Manuela miała nadzieję, że Zgon realnie patrzył na swój stan i rozumiał, że próba złapania Unziego może skończyć się tragedią. Jeśli jednak nadal się upierał… cóż, lepiej, żeby tego nie wypowiadał na głos.
Na razie Sojka szła spokojnie obok niego, do wyjścia z parku, i czekała na decyzję.
Powrót do góry Go down
Zgon

Zgon


Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Re: Park osiedlowy   Park osiedlowy EmptySro Maj 13, 2020 6:18 pm

Pochodząc z rodziny, która od zawsze usługiwała Szlachetnym, w pewnym sensie był przyzwyczajony to traktowania jak ktoś drugiej kategorii. Sytuację pogarszały defekty, które w świecie wampirów były wręcz niedopuszczalne. Także zachowanie Manueli, nawet będąc wampirzycą z przemiany człowieka (co wg niektórych mogło mieć znaczenie), było niecodzienne. Nie należał do otwartych osób, które wspomniałyby o tym fakcie, chociaż... jeszcze nie skończyła się noc.
Ani to spotkanie.
Wcale nie było ono ukartowane przez jego Przełożonego, ale Sojka miała słuszne obawy co do tego, że akurat sługa Rady ruszył jej z odsieczą. Jego altruizm mógł zostać w ten sposób zaburzony, nie mniej nie szukał poklasków. Po prostu robił to, co do niego należało.
Tymczasem to Manuela pokazywała po sobie wielką chęć doprowadzenia hycla do ładu. Być może miało to związek z odwdzięczeniem się za wszelką cenę, ale przy jego upartości do otrzymywania pozytywnych bodźców wielu poddałoby się i machnęło ręką. Ona jednak trwała przy nim dalej, nawet jak już ze sto razy mogła wrócić do siebie. Wreszcie i jej cierpliwość skończyła się i postawiła ultimatum, które pobudziło sumienie Zgona. I kolejne wspomnienia. Bez rodziny i bliskich znajomych w takich chwilach trudno przetrwać. Na szczęście uśmiechnął się do niego los w postaci Żydówki, która już zmierzała ku bramie wyjściowej. Odruchowo na gest przywołania do siebie (nawyk z dawnych lat) zbliżył się do dziewczyny i szedł obok nie przerywając wywodu. Długiego, treściwego, karcącego, jednak nade wszystkim przepełnionego dobrymi chęciami dla Długowłosego. Kiedy więc wyczuł możliwość zabrania głosu, wreszcie podjął decyzję.
- Manuela-san... -może nie przeszli jakoś wiele metrów, lecz pojawiały się pierwsze trudności dla hycla- Nie chciałbym marnować dłużej twojego czasu, dlatego... spróbuję skontaktować się... z kimś...
Szli w mniej więcej tym samym tempie, kiedy Zgon po raz drugi sięgnął po telefon i niespecjalnie kryjąc się (skąd miał wiedzieć, że Manuela wpadła na trop?) z listą kontaktów przejeżdżał powoli strzałkami z góry na dół. Widząc kolejne imiona hycli pomijał je bez dłuższego zastanowienia. Koledzy po fachu raczej nie mieli przy sobie takiego wsparcia. Najdłużej przystanął na pozycji oznaczonej jako "Hiro". Już trzymał palec na przycisku z zieloną słuchawką (tak, miał telefon z klawiaturką), jednak wahał się. Nawet zadrżała mu ręka z nerwów. Nie, nie powinien zawracać Szefowi głowę... Jeszcze dostałby reprymendę za dopuszczenie do osłabienia organizmu, puszczenia Unziego wolno i w ogóle...
Zjechał palcem na strzałkę w dół i utkwił wzrok na najnowszym numerze, a potem nieśmiało oderwał się od telefonu i spojrzał na rozmówczynię. Jedyną deskę ratunku.
- Na pewno nie masz nic przeciwko, żeby odprowadzić do Banku Krwi?
Wolał upewnić się, nim krwiopijczyni poświęci kolejne cenne minuty, jak nie kwadranse, na zabranie hycla do placówki. Właściwie nie miał pewności, czy w ogóle powinien tam iść ze względu na to, że nie jest wampirem krwi D. Nie zamierzał uszczuplać zasobów Manueli, nawet gdyby nie było innego wyjścia. Ale to już będzie musiał jakoś sam załatwić.
Szedł krok w krok z kobietą o brązowych oczach, ale niebawem będzie się mozolić.
- Mieszkam za daleko, aby wrócić do siebie. I... i tak, masz rację... nie podołam Unziemu.
Spuścił głowę ku ziemi czując, że zawiódł kogoś po raz któryś. Unzi zrobił mu taką sieczkę z mózgu, że już grubo dziesięć minut później a dalej odczuwa fatalne skutki mocy. Gorzka prawda bolała jeszcze bardziej niż rana, jaką zadał Niemcowi. Na dodatek robacza umiejętność wymykała mu się spod kontroli przy pogarszającej się psychice. Już nie mówiąc o wzmożonym apetycie na krew. Jedyne co mógł zrobić, to spróbować nie myśleć o sobie, tylko o osobie obok. Nie mógł stanowić dla niej zagrożenia, ani na moment. Musiał trzymać się w garści. Tylko jak? Być może rozmowa, nawet taka lakoniczna czy spontaniczna, byłaby pomocna? Zgon był taki cienki w te klocki, że długo nie wiedział, co powiedzieć od siebie. Sojka okazała się o wiele bardziej rozmowna i ... no właśnie. Jak to się mówiło? Miła? Dobra? Chętna udzielania rad komuś obcemu? Nie pojmował ni w ząb.
- Przepraszam -powiedział nagle, gdy przez dłuższą chwilę milczał- Dlaczego jesteś wobec mnie życzliwa? Nie jestem godny takiego traktowania.
To ostatnie zdanie było wypowiedziane w takiej samej intonacji jak wtedy, kiedy dręczyły go świeże wizje z przeszłości. Był wobec siebie tak krytyczny, że zupełnie nie rozumiał, jak ktoś mógłby chcieć dla niego dobrze. Niby normalny odruch ludzki, ale nie taki oczywisty dla wampira, zwłaszcza z życiorysem obarczonym hańbą dla rodziny i rodu, któremu służył.
Powrót do góry Go down
Manuela
Gołąb Śmierci
Gołąb Śmierci
Manuela

https://family-friendly.forumotion.com/t7-manuela#11

Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Re: Park osiedlowy   Park osiedlowy EmptySob Maj 16, 2020 8:50 pm

Manuela pomagała Zgonowi właściwie z trzech powodów.
Raz, faktycznie z natury była dobrotliwa i empatyczna, martwiła się o swojego wybawcę oraz o jego potencjalny głód i chciała chociaż w niewielkim stopniu mu się odwdzięczyć.
Dwa, ani trochę jej nie pasowało, że wmieszał się w sprawy z Belethem i jego podwładnymi, o czym dała już znać Zgonowi kilkakrotnie. Odprowadzając go, przynajmniej się upewni, że nie będzie w najbliższym czasie ganiał za szalonym Niemcem.
I trzy – przed chwilą pokłóciła się przez esemesy z narzeczonym, przez co ciągle była wzburzona i nie miała ochoty wracać. Dzięki rozmowie ze Zgonem mogła przynajmniej oderwać myśli od tej sprzeczki oraz opóźnić przyjście do domu.
Który z powodów był najważniejszy?
Zgon pewnie by wolał, żeby pierwszy. Manuela w gruncie rzeczy też. Ale po prawdzie – gdyby nie esemesy i gdyby nie fakt, że napastnikiem był akurat Unzi – żydówka dałaby Zgonowi spokój już parę minut temu, po jego odmowach pomocy.
Traf jednak chciał, że na obecną sytuację złożyły się też pozostałe czynniki, dzięki czemu wysunęła swoją propozycję znowu.
Która tym razem została przyjęta.
Nie marnujesz, i tak nie mam planów na wieczór – uspokoiła mężczyznę, cierpliwie czekając, aż ten zadzwoni do tajemniczego kogoś. Kątem oka obserwowała wyświetlacz telefonu. Gdy Zgon zatrzymał się przy imieniu Hira, wstrzymała oddech.
Zdawał sobie sprawę z tego, że patrzyła? Może specjalnie jej na to pozwalał? Może Przewodniczący chciał, aby się dowiedziała, że ją śledzi, może chciał przekazać jej w ten sposób jakąś wiadomość?
Typu: To ostatnia kłótnia z Fergalem, więcej ich nie chcę widzieć, rozumiemy się?
Nie, nie mam nic przeciwko. Bank jest w obleganej okolicy, to bezpieczne miejsce – odpowiedziała nieco za szybko, zbita z tropu, że Zgon jednak nie napisał ani nie zadzwonił do Hira. O co tu, do diabła, chodziło? Powinna spytać wprost?
Skinęła głową na jego przyznanie się co do słabości wobec Unziego. Nie uważała, że coś takiego powinno urazić dumę Zgona czy kogokolwiek. Unzi (z Belethem za swoimi plecami oraz nie wiadomo iloma byłymi nazistami w pakiecie) był po prostu nie do pokonania. Póki Rada nie zajmie się nimi oficjalnie, raczej nikt nie ma szans.
A jak się czujesz po tej sieczce, którą ci zrobił w głowie? Już lepiej? Powiedz prawdę, szok może utrzymywać się nawet przez wiele godzin, więc zrozumiem, jeśli nadal cię to dręczy.
Idąc spokojnie obok niego, skręciła w końcu w główną ulicę, która prowadziła do centrum – mieli jakieś dziesięć minut spacerem do Banku Krwi. Z racji tego, że wyszli na bardziej oblegany obszar i powoli zaczęli mijać wampiry i wampirzyce wybywających właśnie na swoje nocne spotkania, Manuela przybliżyła się do Zgona, aby szybciej zareagować podczas jego potencjalnego głodu. Mimo że nosił maskę i nie widziała jego emocji, mogła wyczuć, że było z nim coraz gorzej. Co prawda szacowała, że zdążyliby dotrzeć do Banku nawet z dziesięć razy, zanim stanie się naprawdę głodny… ale nigdy nie wiadomo.
Ze zdziwieniem przyjęła jego pytanie po tej dłuższej przerwie od rozmowy.
Nie rozumiem – odpowiedziała szczerze. – Dlaczego nie jesteś godny? Bo masz sztuczne kończyny i maskę? – Pobieżnie zmierzyła go wzrokiem od dołu do góry, po czym utkwiła spojrzenie w jego wyzierających zza porcelany oczach. – Czy to ma być powód do pogardy? Gardzić mogę kimś pokroju Unziego – kto niszczy niewinne życia i dla chorej uciechy napada w parkach na słabszych od siebie, ale nie kimś, kto przed takimi draniami ratuje.
Ucichła znowu, zagryzając dolną wargę. Przez moment biła się z myślami, aż w końcu powiedziała cicho, tak aby usłyszał ją tylko Zgon:
Jak zapewne wyczułeś, kiedyś byłam człowiekiem. Urodziłam się jako człowiek. Zostałam wychowana jako człowiek. Po raz pierwszy pokochałam jako człowiek, po raz pierwszy znienawidziłam jako człowiek. Wszystko, co ukształtowało obecną mnie, przeżyłam jako człowiek, nie jako wampir. I choć od momentu mojej przemiany minęło naprawdę wiele lat, pewnych rzeczy się nie zapomina. Nawet mój narzeczony często się o to denerwuje: że ciągle jestem za bardzo człowiekiem, a za mało wampirem – zażartowała z lekkim uśmiechem, choć zwykle ją to nie bawiło. Przy okazji podała też Zgonowi kolejną prywatną informację o sobie. – Myślę, że ludzie są bardziej empatyczni od wampirów. To żaden zarzut – po prostu tak jesteśmy skonstruowani. A nawyki z wczesnych lat trudno wykorzenić, chociaż czasami tkwią bardzo głęboko.
Zakończyła w końcu swój przydługi monolog, wlepiając wzrok przed siebie. Dość szybko odczuła wstyd przez to, że zaczęła zwierzać się nieznajomemu, więc z ulgą przyjęła widok Banku Krwi. Zanim więc Zgon zdążył odpowiedzieć na jej wylew żali, wskazała palcem i powiedziała:
Popatrz, jesteśmy! Chcesz kupić wszystko sam? Czy może jednak pozwolisz mi się odwdzięczyć i zafunduję ci chociaż jeden worek?
Znowu wysunęła propozycję, która pewnie speszy Zgona, a na domiar złego postanowiła jeszcze dopytać:
A jak jest z tobą? Dlaczego pomagasz obcym wampirzycom i ratujesz je wieczorami w parkach?

Zt. oboje do [You must be registered and logged in to see this link.]. Zgon, zacznij, proszę, w tamtym wątku.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Park osiedlowy Empty
PisanieTemat: Re: Park osiedlowy   Park osiedlowy Empty

Powrót do góry Go down
 
Park osiedlowy
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
FamilyFriendly :: Budynki mieszkalne-
Skocz do: